Bezoffocne rozoffocenie

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Pytanie za 10 punktów: "Niezależna galeria prezentuje dorobek innej galerii w kolejnej niezależnej galerii. Wszyscy traktują to na poważnie. Ile mamy galerii? Dodatkowe pytanie za 5 punktów: czy musi być ich aż tyle? Dodatkowe pytanie za 30 punktów: gdzie są artyści?!

Kolejne pytanie, tym razem za 20 punktów: w prywatnym mieszkaniu niezależnego kuratora inny niezależny kurator robi wystawę niezależnemu artyście. Imprezie patronują dwie galerie - w tym jedna niezależna. Wszyscy traktują to na poważnie. Ilu kuratorów przypada na jednego artystę?

Odpowiedzi proszę umieszczać na Forum. Zwycięzca otrzyma tytuł honorowego kuratora lub honorowego artysty - do wyboru.

Co jest grane?! Całkiem niedawno na łamach Obiegu narzekałem, że w Polsce brakuje niewielkich, prywatnych i niezależnych inicjatyw artystycznych. No i się doczekałem. Teraz wszyscy chcą być kuratorami. Nie o to chodzi, że wszyscy chcą mieć galerię. Chodzi tylko i wyłącznie o to, że chcą, by ich nazywano kuratorami. Nie wystarczy, że artysta będzie miał ciekawą wystawę. Realizować ją musi stado świeżo upieczonych kuratorów. Zaczyna mnie mdlić od samego słowa "kurator". Zbiorowe rozochocenie na punkcie profesji kuratora nie przynosi przy tym żadnych owoców, zwłaszcza finansowych. No, ale jest przecież prestiż - cokolwiek by to znaczyło.

Czy w niezależnym obiegu sztuki naprawdę trzeba przywiązywać wagę do oficjalnego nazewnictwa i biurokratycznym procedurom? Czy w kulturze offowej naprawdę tak bardzo ważna jest marka galerii? Czy małe, alternatywne galerie muszą używać tej samej strategii, co wielkie korporacje? Czy muszą bronić swoich marek w taki sposób, jak ostatnio pewna, skądinąd bardzo ciekawa, dwuosobowa organizacja, która rozesłała wszystkim znajomym maile, że nie chce, by kojarzono ją z inną, jednoosobową organizacją, bo się pokłócili? Czy to nie jest śmieszne?

Wszyscy atakuję kulturę korporacyjną, ekspansję marek, państwową biurokrację i oficjalny system, lecz zaczynam podejrzewać, że skrycie marzą, by się w nim znaleźć. Przejmują wszystkie związane z nimi schematy z taką powagą, jakby od tego zależała przyszłość polskiej sztuki.

Może przesadzam, ale zjawiska te dają się zauważyć i choć wydawało by się, że nie są zbyt szkodliwe, to jednak w jakiś sposób dezawuują pojęcie alternatywnego obiegu sztuki. Zaskakujące, że dochodzi do tego w kraju, w którym tradycja kultury alternatywnej jest... No cóż, sami wiecie. Z kodyfikowaniem, szufladkowaniem i biurokratyzacją należy walczyć. Choć to truizm, często jest zapominany.

Acha, i jeszcze jedno. Moda na nazywanie imprez niezależnych w taki sposób, by znalazło się w nich słowo off, wplecione w inny wyraz (patrz tytuł) jest naprawdę zabawne.