„Rozbiórka Żelaznej Kurtyny" to kolejna wystawa polskiej sztuki w Berlinie, ostatnia w ramach obchodów Prezydencji Polski w UE. Wystawa otwarta 24.11.2011 w starej chłodni Berlina stała się już sama w sobie symbolem. Miała udowodnić, że oto lody pękły i nic już nie zakłóci ocieplenia granicy od Triestu po Lubekę, granicy ponad którą posępny cień żelaznej kurtyny pojawia się już coraz rzadziej. Akcja się udała! Pełny sukces! A jednak... Wszak to artyści ze szmatami i młotkami w rękach doprowadzili do stanu używalności budynek, który jeszcze w przededniu wernisażu przypominał plac budowy. Czy ma to stać się nową regułą „procesu w konstrukcji" przyjaźni polsko-niemieckiej? Organizator niemiecki nie zdążył z remontem lekceważąc wszystkie zapisy umów. Surowe warunki nie przeszkadzają jednak prezentacji sztuki współczesnej, wiemy to choćby na podstawie weneckiego Arsenału. Poszły zatem w ruch piły i wiertarki w rękach instalatorów, performerów, twórców videoartu, rzeźbiarzy i malarzy, którzy od najstarszych po najmłodszych pokazali Berlinowi solidarność, której europejskie prawykonanie III symfonii Mykietyna, odebrało niedawno tytuł najlepszego polskiego towaru eksportowego. Nie na długo jednak. Jerzy Kalina, Jerzy Kosałka, małżeństwo Jarodzkich, Ryszard Grzyb, Sylwester Ambroziak, Łukasz Skąpski, Lech Twardowski - twórcy od najbardziej doświadczonych, po najmłodszego Mateusza Okońskiego - wspólnie udowodnili, że artystyczna więź, w której istnienie zaczęto już wątpić, nie tylko istnieje, lecz wręcz rośnie wbrew zasadom entropii. Rzucili się więc na pomoc kuratorowi, by pucować, czyścić i wywozić na taczkach czterdziestoletni brud.
Jeśli już dotykamy tematu entropii, który ostatnio intryguje umysły w artystycznej branży, nie należy zapomnieć, iż zamysł pokazania kreacji artystycznej w wielu wymiarach, a więc zarówno filmu, architektury jak muzyki, nie ominął również sztuki kuratorskiej, której przedstawicielem został Mariusz Jodko - twórca Entropii przez duże "E". On to, bohatersko broniąc drużyny swoich podopiecznych artystów i ciskając gromy, skutecznie walczył o zniwelowanie drugiej zasady termodynamiki, która jak się okazało przełamała niemiecką solidność a wobec solidarności polskich twórców pozostała jednak bezsilną. Przyłączyli się do niej również trzej kompozytorzy, zaproszeni przez głównego kuratora - Piotra Szmitke - twórcę w pełni interdyscyplinarnego, który na swoim koncie oprócz twórczości plastycznej i filmowej ma również skomponowanie i wystawienie opery o innowacyjnej formule. Powierzoną mu przez Fundację Paryż funkcję kuratora podjął, przyjmując rolę - jeśli pozostać w kręgu terminologii fizyki - miotacza hadronów, który w wir artystycznego huraganu wrzucił jeszcze czterech artystów fikcyjnych. Metawerystyczny zabieg (mamy wszakże do czynienia z twórcą tej koncepcji) pozornie zwiększający entropię, faktycznie ją opanował, czyniąc z niej artystyczne tworzywo, przedmiot swojego już przeszło dwudziestoletniego programu badawczego. Obok artystów rozpoznawalnych odkryjemy więc 4 nowe nazwiska-zagadki-pułapki; to artyści, istniejący jedynie w katalogu wystawy. Czy na pewno? A może odwracając zasadę Heisenberga, dowodzącą one, iż nie ma obiektu bez faktu jego oglądania, a widz może powołać do życia artystę, poprzez poznanie jego pracy? Autor wystawy postawiał widzom pytanie czym jest prawda i gdzie zaczyna się fikcja w świecie zahipnotyzowanym natłokiem kopii i symulakrów. Metawerystyczne mnożenie bytów, które można zaliczyć do instrumentarium walki z entropią, zaprezentowane w 1995 roku w Bunkrze Sztuki pod kuratorskim okiem Jolanty Ciesielskiej dziś doczekało się spadkobierców na całym świecie. Wystarczy przypomnieć prezentowanego ostatnio w Zamku Ujazdowskim Roee Rosena czy choćby słynną „Entropę" Davida Cernego (artysty, który otrzymał od Piotra Szmitke statuetkę z brązu za propagowanie metaweryzmu w Europie).
Powracając do niespodzianek na berlińskim bruku, jedną z nich okazał się - skazany już niemal na tytuł pisarza - Henryk Waniek, który odsłonił oblicze performera i twórcy instalacji, spalając makietę wieży Babel, symbol anachronicznej naiwnej wiary w obietnice.
Karkołomnej próby ogarnięcia organizacyjnego polsko-niemieckiego dysonansu podjęła się Fundacja Paryż, którą mam przyjemność prowadzić. Ta niewielka, lecz - śmiem twierdzić - ambitna organizacja pożytku publicznego z Katowic, rozpoczęła swoją działalność idealistycznym projektem wybudowania ośrodka pracy twórczej w Paryżu - maleńkiej, podkrakowskiej wiosce, usytuowanej na malowniczym wzgórzu z widokiem na ruiny tenczyńskiego zamku. Niestety zapał fundatorów nie przekonał lokalnych władz, „Paryż" więc pozostał jako stan umysłu, inspirując kolejne projekty, zyskujące opinię „niekoniunkturalnych" i zaskakujących, jak wystawa „Kategorie nieistnienia w sztuce" w Centrum Sztuki - Zamek Sielecki w Sosnowcu, prezentująca metaweryzm w dwudziestą rocznicę narodzin tej teorii w Maison Lafitte. Fundacja Paryż wyprodukowała również film „Zbrodnia Ikara", który znalazł się w programie weekendu filmowego, organizowanego w Kűhlhaus przez Studio Munka.
Tytuł wystawy „Rozbiórka Żelaznej Kurtyny", odwołujący się do hasła recyklingu, podsuwa przekorną tezę o konieczności pokojowego wykorzystania jej skażonych konsumpcjonizmem szczątków, odzyskania za sprawą artystów jej utraconej siły jako metafory. Dla młodych zardzewiała kurtyna, staje się już tylko gadżetem, atrakcją turystyczną, dla starszych - złym wspomnieniem, którego wciąż wyczuwalne odpryski, kłują dotkliwie ironią i sarkazmem. Zdaniem kuratora dobór artystów wynikał z chęci udowodnienia, iż sztuka polska nie kończy się, jak sądzi wielu europejskich obserwatorów, na pięciu promowanych w kółko nazwiskach, ale posiada szerszą bazę twórców nie mniej inspirujących i płodnych.
Idea wystawy rodziła się długo, zmieniając wersje. Początkowo zakładała „obróbkę" przez artystów wielkich kawałków metalu z rozbiórki stoczni gdańskiej, które spocząć miały w Strasbourgu (na łące, przed gmachem Rady Europy) jako fragment zmaterializowanej fikcji, która tracąc swą fikcyjność, straciła moc. Potem dzięki konsultacjom z Andą Rottenberg idea rozrosła się do rozmiarów międzynarodowej akcji zamiany dawnej linii dzielącej kontynent, na linię łączącą te kraje ciągiem artystycznych akcji. Kolejną inspiracją - twierdzi Szmitke - były rozmowy z Hanną Wróblewską, które upewniły go o narastaniu wśród artystów potrzeby współkreowania zmian społecznych i budowania własnej tożsamości poprzez denuncjację kolejnych pięter pozoru. Wiosną 2011 pojawiła się możliwość urządzenia ekspozycji w Kűhlhaus. Dawna chłodnia, przerabiana na ośrodek sztuki, stała się dla Niemców symbolem zmian, odzwierciedleniem idei modyfikacji i recyklingu zarówno w sferze materialnej jak duchowej. W kontekst obiektu wpisało się idealnie dzieło procesualne Jerzego Kaliny „Lacrimoso": przykryte topniejącymi stopniowo lodowymi blokami fotografie śląskich rodzin. Powstało przecież miejsce, które ogrzewa nas emocjami sztuki.
Do udziału w wystawie zaproszono artystów, reprezentujących wysoki pułap wrażliwości społecznej i politycznej oraz postawę krytyczną, choć nie w stylu wypowiedzi ekonomistów. Kryzys naszych czasów nie ominął sztuki, powiedzieć nawet można, że wystąpił na jej terenie z wyraźnym wyprzedzeniem. Wystawa przypomniała jednak, że w świecie sztuki kryzys i opresja może być przywilejem, jeśli artysta nie rezygnuje z roli testera systemu, który kształtuje rzeczywistość.
W dniu otwarcia wystawy specjalny rodzaj opresji stworzyło wystawienie przez niemieckiego zarządcę budynku (w godzinę po wernisażu) spektaklu tańca współczesnego o charakterze edukacyjnym (i na zdecydowanie amatorskim poziomie). Organizacja tego pokazu i wynikły z niej zamęt nie ułatwiły publiczności właściwej percepcji wystawy. Nie ma jednak tego złego, co by nie wyszło na dobre: akcja promocyjna zorganizowana przez gospodarzy przysłużyła się wystawie, sprowadzając dodatkowe tłumy zwiedzających.
Na liście imprez, organizowanych przez Fundację Paryż znalazł się również entuzjastycznie przyjęty występ Kwartetu Śląskiego, który w scenerii wystawy wykonał 2 kwartety smyczkowe: Krzysztofa Pendereckiego i Eugeniusza Knapika oraz kompozycję 1+1+1+1 Witolda Szalonka. Oklaskiwano również muzyczny performance młodego kompozytora Aleksandra Gabrysia, który konsekwentnie zdobywa w Europie opinię demona kontrabasu. Na zakończenie wystawy, goście zaproszeni zostali do udziału w happeningu, w którym każdy osobiście mógł wziąć udział w rozbiórce żelaznej kurtyny, konsumując ją. Stało się to możliwe po rytualnym rozbiciu czekoladowej płyty, symulującej zardzewiały odłamek metalu.
Trudno dociec, czy wszyscy Berlińczycy, wcinający tego wieczora z zapałem zmaterializowaną fikcję, świadomie poddali się jej słodko-gorzkiej symbolice.
Fot.: Jarosław Gibas.
„Rozbiórka Żelaznej Kurtyny";
artyści uczestniczący wystawie: Sylwester Ambroziak, Zbigniew Blukacz, Kazimierz Cieślik, Witosław Czerwonka, Marta Deskur, Grupa Metawera, Mikołaj Golema, Bożena Grzyb-Jarodzka, Ryszard Grzyb, Grzegorz Hańderek, Paweł Jarodzki, Alicja Jodko, Mariusz Jodko, Jerzy Kalina, Marek Kamieński, Jadwiga Kocur, Robert Konieczny, Jerzy Kosałka, Anna Krenz, Krzysztof Kula, Maciej Linttner, Roman Maciuszkiewicz, Lech Majewski, Marcin Mierzicki, Mateusz Okoński, Mariusz Pałka, Wojciech Puś, Andrzej Rerak, Daria Rozmarynowicz, Jacek Rykała, Łukasz Skąpski, Piotr Skiba, Lech Twardowski, Ireneusz Walczak, Henryk Waniek, Małgorzata Wielek-Mandrela, Ewa Zawadzka;
prezentacje utworów młodych polskich kompozytorów: Aleksandra Nowaka, Jarosława Chełmeckiego, Stanisława Bromboszcza, Aleksandra Gabrysia; kurator: Piotr Szmitke, Kűhlhaus, Berlin, 25.11 - 10.12.2011.