Codziennie malarstwo. Rozmowa z Krzysztofem Wałaszkiem

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Joanna Kobyłt: O czym jest twoja sztuka? W trzech słowach.

Krzysztof Wałaszek: O niczym i o wszystkim - to zależy od perspektywy. Używam inskrypcji, podpisów na obrazie, które wypełnią czasami całą jego przestrzeń, a czasami są tylko dopiskiem do jakieś akcji lub przedmiotu, który znajduje się w jego obrębie. Teksty te mają charakter infantylny i to najbardziej mnie interesuje. Z jednej strony to zupełny banał, ale z drugiej nasze życie składa się z takich banałów, którym trudno jest zaprzeczyć.

Skrywają w sobie coś głębiej? Jak sentencje Paulo Coelho?

Chodzi o rzeczy, które mówi się automatycznie, bezrefleksyjnie. Obszar mądrości ludowych, które gdzieś krążą i funkcjonują jak przerywniki typu "Jezu, to Ty?". Mają jakieś korzenie i chociaż ich znaczenie kulturowe związane jest z konkretnym obszarem, np. religii), to weszły już do potocznego języka. U mnie na wsi jest sklep z piwem, który częściowo pełni rolę domu kultury. Jest on dla mnie skarbnicą wiedzy ludowej. Usłyszałem tam jeden z moich ulubionych zwrotów, czyli "miękkie serce, twarda dupa", który wykorzystałem w swojej pracy. "Człowiek śpi, a cena rośnie!" - to inne znalezisko.

"Duch", 2006
"Duch", 2006

Dlaczego po nie sięgasz?

Na to reaguje najwięcej ludzi. Jak w tabloidach. Zawsze są tam jakieś banalne historie sprzedane pod chwytliwym hasłem. Nawet osoby, które nie interesują się sztuką czy kulturą, zwykle reagują na taki tekst zawarty w obrazie. Interesuje mnie moment kontaktu z odbiorcą czy odbiorcy z czymś, czego sam pewnie czasem nie rozumie. Odbiorca jest potrzebny sztuce, także mojej.

Język, jakiego używasz, jest jakby z pogranicza dwóch światów. Z jednej strony przypomina hurraoptymistyczny język poprzedniego systemu, z drugiej - język reklamy.

Tak, bo to jest język propagandy. Mam wrażenie, że żyjemy w czasach propagandy sukcesu i dziś ten język też taki jest. Zmieniło się otoczenie, zmienił się dizajn, na rynku mamy więcej marek, ale język jest podobny. Zmieniają się tylko drobiazgi. Oba światy - poprzedni system i świat obecnych reklam - są sobie bardzo bliskie. Żyję i pracuję w "naszej nowej rzeczywistości", ale z tyłu głowy siedzi miniona historia. Obie wciąż się przenikają. Za komuny politycy też mieli swoich spin doktorów, tylko inaczej ich nazywali. Ja nazywam ich specjalistami od propagandy. Może jest to związane z zawodem polityka, że pewne reguły trzeba zachowywać niezależnie od systemu.

"Kanarek groszek orzech", 1994
"Kanarek groszek orzech", 1994

Używasz tych sloganów prześmiewczo: krytykujesz mity narodowe, ślepe zapatrzenie w bogobojny katolicyzm.

Tak, ale nie jestem jakimś oszołomem, który chce zniszczyć wszystko. To jest mój świat, ja w nim żyję. Pewne sytuacje, mity, przestrzeń publiczna są przejmowane przez różne grupy, które tworzą swój język. Wysyłają informację, że to oni są kapłanami prawdy, że "wyprowadzą naród z tego bagna na piękną soczystą równinę". Był taki przypadek duchownego protestanta, chyba w Danii, który parę lat temu podczas mszy wyznał publicznie, że stracił wiarę. Powiedział, że jeśli wierni chcą, to on może dalej im służyć. Hierarchowie kościelni oczywiście poprosili go o odejście. Wierni jednak chcieli, żeby z nimi został, docenili to, że podzielił się z nimi prawdą. U nas to by nie przeszło.

Sięgasz po prowincjonalność, wprowadzasz ją do swoich obrazów. Często też prezentujesz swoją pracę w prowincjonalnych miejscach. Jesteś artystą prowincjonalnym?

Lubię miejsca mniej oficjalne, które zostają udostępnione i nie wiadomo, co z nimi będzie. Na przykład jeszcze nie ma restauracji i przeciągają się spory o finanse, więc ktoś mówi: "To se tu zróbcie chłopcy i dziewczynki jakąś wystawę". Tak było ze stolarnią, która zaraz miała się zmienić w jakąś knajpę. Była możliwość wykorzystania wnętrza, w którym pozostawał ślad człowieka. Ślad po maszynach, poprzednia lamperia i tak dalej. W tym można sobie grać, można dokładać różne elementy i ciekawie aranżować przestrzeń. Często też przenoszę takie przestrzenie do galerii niekomercyjnych. Tak było w galerii Entropia, w której zrobiłem grilla. To było w dwutysięcznym roku, ja i wszyscy moi koledzy wykonywaliśmy wtedy drobne remonty. Paweł Jarodzki zadzwonił do mnie z jakiegoś remontu na wrocławskich Krzykach. "Słuchaj, Wałek, mamy taką boazerię, nie potrzebna ci?". Dawajcie ją - powiedziałem. To była boazeria z lat siedemdziesiątych. Był taki moment we wnętrzarstwie, że ludzie mieszkający w blokach chcieli, żeby mieszkania wyglądały jak leśniczówka. Ustawiłem sobie z tej pociętej boazerii blat, grill, dodałem parę podświetlanych napisów - na przykład "Jak dziewczyna ma się ubrać na wernisaż".

"Ośrodki władzy", 2004
"Ośrodki władzy", 2004

W dwa tysiące trzecim zorganizowałeś wystawę w warsztacie samochodowym.

To była reakcja na zgęstniałą sytuację, mówiąc krótko: na cenzurę. Wtedy Liga Polskich Rodzin i jej młodzieżówka miała koncepcję, aby oprotestowywać wystawy i w ten sposób przebijać się do mediów. Prasa coś pisała i właściwie nie trzeba było opłacać reklam partii - to była najtańsza forma promocji. Działo się to w całym kraju. Przetoczyło się wiele dyskusji na ten temat. My myśleliśmy, że mamy wolność słowa, a tu okazało się coś innego. Ci, którzy nas wtedy zaatakowali, byli tymi samymi ludźmi z Solidarności, którzy mieli wcześniej na sztandarach wyhaftowaną wolność słowa. I nagle zaczęli wprowadzać cenzurę. Na ASP też się zdarzało, że ktoś nagle zaczynał sprawdzać, co wisi na korytarzach. Obrywało się różnym instytucjom. Ktoś się tym nagle zainteresował, pisał listy, zakładał teczki, zbierał historie, robił zajęcia, czyli ograniczał wolność innym. Pojawiały się też zarzuty o finansowanie, że za publiczne pieniądze takie gówno. A my przecież też płaciliśmy podatki, tak jak i oni. Ta cała atmosfera spowodowała, że przypomniałem sobie, że nie tak dawno temu, w trochę innym systemie, było podobnie. Kiedyś instytucje państwowe były okupowane przez sieć pewnych artystów. Skoro nie było wolno oficjalnie, to się robiło w piwnicy czy u kolegi w pokoju. Zapraszało się ludzi i był wernisaż. Było wesoło. W tej nowej rzeczywistości zrobiłem coś podobnego, wróciłem do tamtej starej strategii. U mojego kolegi Jerzego Chudyka, który jest mechanikiem, zorganizowałem wystawę w weekend, żeby nie blokować mu dnia pracy. Teraz tę wystawę można zobaczyć w galerii Awangarda BWA Wrocław jako część najnowszej ekspozycji.

Innym prowincjonalnym miejscem był plac Defilad w Oleśnicy [dziś plac Zwycięstwa]. W dwutysięcznym roku otworzyłeś tam fikcyjny Supermarket CUD. Kilka dobrych lat przed "Czeskim Snem"!

To była praca zbiorowa. Działaliśmy wtedy w takiej nieformalnej grupie związanej z Luxusem: Jurek Kosałka, Bożena Grzyb-Jarodzka, Paweł Jarodzki, Magda Migacz, Monika Grzesiewska, Elżbieta Janczak-Wałaszek, Janek Koza i ja. Dostaliśmy propozycję, aby zorganizować plener w Oleśnicy. Organizatorzy z miejskiego ośrodka kultury w ogóle nie byli świadomi tego, co będziemy robić. A już wtedy byłem mocno nakręcony na supermarkety i hipermarkety. W połowie lat dziewięćdziesiątych we Wrocławiu pojawił się pierwszy supermarket - HIT. Z pomocą kolegów podmieniałem gazetki z supermarketów. Braliśmy samochód, podjeżdżaliśmy do HIT-u, zabieraliśmy ulotki i podrzucaliśmy je do konkurencyjnego MAKRO. Wydawało mi się wtedy, że dużo lepszą ekspozycją jest ta w Makro, nie w Muzeum Narodowym we Wrocławiu.

"W gminie, sejmiku sejmie jestem i będę z wami", 2001
"W gminie, sejmiku sejmie jestem i będę z wami", 2001

Chodziło ci o publikę? O te spędy ludzi, które w jakimś szale biły się o najtańsze produkty na promocjach?

O wszystko. Też o odpowiednio ustawiony towar. Oczywiście najpierw jest fascynacja, a dopiero potem refleksja. I wtedy człowiek dostrzega, że ta fascynacja powoduje coś takiego, co może zabić. To było naiwne i infantylne. Ale było wesoło. Przerzucało się sterty ulotek z jednej sieci do drugiej, upychając je w pośpiechu. Mieliśmy nadzieję, że może ich trochę skonfliktujemy. Widzieliśmy różnicę cenową w tych samych towarach i myśleliśmy, że to może zadziałać antagonistycznie. Oczywiście żaden film z tego nie powstał. Próbowaliśmy oficjalnie zabiegać o możliwość nagrywania wideo w supermarkecie, ale nic się nie dało zrobić. To było tło tego, jak doszło do stworzenia supermarketu CUD. Całą stylizację naszej oleśnickiej mistyfikacji oparliśmy na estetyce popularnych marketów BILLA. Żółć, czerwień i szarość. Wszystko z regipsów i blachy. Między elementami konstrukcji były reklamy w obramowaniu, taka oferta supertaniego towaru na cały tydzień. Na tym polegała cała koncepcja wizualna, by opierając się na tej kolorystyce stworzyć coś najbardziej naturalnego dla naszej przestrzeni. Pracowaliśmy codziennie, od rana do wieczora. I się udało. Przyjechali ludzie, były artykuły w gazetach. Była nawet gazetka z cenami wędlin, zrobiona przez Janka Kozę. Pomysł był bardzo rozbudowany, ale musieliśmy to ograniczyć, bo nie starczyło finansów. Miała być seria bilbordów. W końcu stanęło na jednym, zrobionym przez Jurka Kosałkę. Był tam slogan "Palę, bo piję". Albo na odwrót. Supermarket powstał na placu Defilad - to olbrzymia płaszczyzna między dziesięciopiętrowymi blokami ze wszystkich stron. Niektórzy byli rozczarowani, bo okazało się, że nie było taniego mięsa, tylko nasza, też tania, ale jednak sztuka. Pomysł był, zabrakło środków - przy minimalnych finansach zrealizowaliśmy minimum. Parę lat później powstał profesjonalnie zrobiony "Czeski sen". Nasz projekt był bardziej ludowy.

Ten wątek oddolnej samoorganizacji widać także w innych twoich pracach. Teraz mówi się na to D.I.Y, ale można powiedzieć, że ty jesteś majsterkowiczem.

Mieszkam na wsi, sam dużo robię. W osiemdziesiątym dziewiątym kupiłem dom, który był w siedemdziesięciu czterech procentach zniszczony. Było tam dużo rzeczy do zrobienia: prąd, hydraulika. Nauczyłem się, bo jak cię nie stać na hydraulika, to sam musisz nim zostać. A majsterkowanie jest związane z polską tradycją. Każdy coś tam majsterkował. Mam całą komóreczkę z narzędziami. Jak coś się popsuje, to naprawiam, nie dzwonię do serwisu. Czasami jakaś część zostaje i mogę ją przenieść w inny obszar.

To jest lekcja z Duchampa.

Zmieniam kontekst, dodaję znaczenie. To takie praktyczne. Dyplomowany malarz... Ale jak się nie ma na środki malarskie, to co? Będę narzekał, że nie mam? Trzeba robić z tego, co się ma obok siebie. Trzeba się w jakiś sposób realizować, jak już się poświęciło na to tyle życia. To taki rodzaj uzależnienia. Mam przerwy, bo nie pracuję regularnie, ale próbuję taką regularność stworzyć. Maluję serie małych form, multiplikowanych obrazów, na których podane są daty. Codziennie, chociaż piętnaście minut, ale jednak malarstwo!

"Codziennie, chociaż piętnaście minut, malarstwo!" - to brzmi jak hasło jednego z twoich obrazów.

No tak, dobre hasło! Mogę to podsumować taką anegdotą, dobrą na zakończenie. Namalowałem obraz "Kanarek, groszek, orzech". To jest praca z czasu, kiedy trzeba było kombinować. Nie dało się nie być majsterkowiczem. Zmieniłem nieco reguły gry i przerzuciłem odpowiedzialność na sprzedawczynię w sklepie z farbami. Poprosiłem, by dokonała wyboru i wybrała mi coś "na podłogę, lamperię i ścianę". Dała mi takie właśnie kolory, które w PRL były obowiązujące. Jasny orzech, kanarek i zielony groszek. No i zainspirowany tym wyborem namalowałem obraz! Codziennie malarstwo!

 
Krzysztof Wałaszek, "Życie artysty z drugiej połowy XX wieku", kuratorka: Anna Markowska; producentka: Alicja Klimczak- Dobrzaniecka; BWA Wrocław, 27.03-17.05.2015

Joanna Kobyłt - historyczka i krytyczka sztuki. Członkini kolektywu Falanster, przez wiele lat związana z wrocławską kulturą niezależną. Interesują ją oddolne praktyki artystyczne i ruchy miejskie. Pracuje w BWA Wrocław.

"Zawsze skrzywdzeni (autoportret)", akryl na płótnie, 2006
"Zawsze skrzywdzeni (autoportret)", akryl na płótnie, 2006

Otwarcie supermarektu CUD, Oleśnica, 2000
Otwarcie supermarektu CUD, Oleśnica, 2000

wystawa Krzysztofa Wałaszka, fot. A. Kielan
wystawa Krzysztofa Wałaszka, fot. A. Kielan

"Każda zbrodnia zostawia ślad", 2006
"Każda zbrodnia zostawia ślad", 2006

wystawa Krzysztofa Wałaszka, fot. A. Kielan
wystawa Krzysztofa Wałaszka, fot. A. Kielan

wystawa Krzysztofa Wałaszka, fot. A. Kielan
wystawa Krzysztofa Wałaszka, fot. A. Kielan