Wędrujące spojrzenie. "How are you" Joanny Piotrowskiej

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

"How are you" to prezentowany w niedawno otwartej Księgarni/Wystawie cykl fotografii Joanny Piotrowskiej, na których artystka przebiera się w kostium białej turystki poszukującej erotycznych uniesień w egzotycznej scenerii. Towarzyszą jej dwaj czarnoskórzy mężczyźni, a wszystko odbywa się w jednym skromnie umeblowanym wnętrzu.

Do zaciemnionej galerii przechodzimy wąskim korytarzem z księgarni, jako że drzwi prowadzące na zewnątrz zostały zasłonięte i zablokowane czarnymi roletami. W półmroku wyłowić możemy kształt kanapy i stojącego za nią rzutnika. Urządzenie zostaje uruchomione, niewielką salę wypełnia jego delikatny szum i miarowy stukot zmieniających się slajdów.

Na ścianie wyświetla się łóżko, dwóch nagich mężczyzn i kobieta - początkowo jako jedyna ubrana (a jakże, w małą czarną). To ona nadaje ton kolejnym kadrom. Dobitnie ukazuje to jej położenie - niezależnie od przyjętej pozycji, jest praktycznie zawsze w centrum, stanowi - całkiem dosłownie - oś, wokół której ustawiają się mężczyźni. Ona także jako jedyna pozwala sobie na nonszalancję wobec obiektywu. Swobodnie rozsiada się w fotelu, kładzie się obrócona plecami do aparatu, wreszcie znika, nie bacząc na to, jej kochankowie biernie trwają na miejscu. Posągowej budowy ciała, odznaczają się także posągową niewzruszonością. Lekko poruszają się jednak głowy, a wraz z nimi wędruje spojrzenie. Mężczyźni bowiem nie zawsze patrzą w obiektyw. Czujni i zrezygnowani. Kiczowata wzorzysta pościel i szerokie fałdy białej moskitiery nad łóżkiem budują stosowną scenografię dla quasi-orientalistycznego mitu czekającej na zachodniego przybysza seksualnej swobody. Akcydentalny przeskok w tonację sepii wraz ze zwiększeniem kontrastu podkreśla te konotacje i sprawia, że ciała mężczyzn stają się na moment płaskimi, dekoracyjnymi plamami, zupełnie gubiąc podmiotowość. Jak wycinanki Matisse'a wyprane z barw i żywotności.

Charakter kompozycji z czasem się zmienia. Od pozowanych ujęć z trójką bohaterów przechodzimy do fotografii jeszcze mocniej podkreślających układ ról. Widzimy więc modela we frontalnym ujęciu do pasa, beznamiętne spoglądającego w obiektyw. Na jego barkach spoczywają kobiece palce, delikatnie ułożone, jakby szykuje się do relaksującego masażu. To złudzenie szybko jednak pryska. Na kolejnych ujęciach dłonie coraz silniej "wypełzają" na twarz modela, zagarniając ją w uniesieniu. Zasłaniają oczy, sięgają do ust. Gra z rasowymi uwikłaniami jest tu oczywista. Zrezygnowany, obnażony czarny mężczyzna, którego biała dłoń niemal pochłania, ale i prezentuje widzowi, odsłaniając jego uzębienie, to obraz rodem ze sceny handlu niewolnikami. Jest tu jednak także specyficzna gra z wcześniejszą twórczością fotografki. W niektórych kadrach dopatrzyć się można kompozycyjnych zbieżności z serią "Frowst". Reminiscencje starannie reżyserowanych czarno-białych obrazów, ukazujących złożone, niekiedy pełne sprzeczności, czułe, ale i opresyjne relacje w obrębie rodziny, powracają jako farsa. Podczas gdy sceny nabierają kolorów, relacje tracą autentyczność.

Z czasem perspektywa znów się zmienia, artystka wraca na drugą stronę aparatu i fotografuje swoich wynajętych kochanków leżących na łóżku. Mężczyzna leży już (a może jeszcze?) częściowo ubrany, fotografka natarczywie zbliża aparat ku jego twarzy. Ten w odpowiedzi raz spogląda na nas z narastającą niechęcią, rozdrażnieniem, a chwilami jakby z przestrachem, innym razem odwraca głowę. Jego ciało pozostaje sztywno wyciągnięte, z rękami wzdłuż tułowia, jak u porzuconego manekina. Ujęcia stają się jednocześnie nieco rozchwiane, lekko przejaskrawione kolory zaczynają razić. Pozorna niedbałość wykonywanych naprędce fotografii trofeów.

Ostatecznie więc to nawet nie złakniona erotycznych doznań biała turystka jest tutaj na pierwszym planie, ale jej narzędzie - aparat, którym skrupulatnie rejestruje swoje podboje. Poprzez kilka formuł obrazowych Piotrowska dekonstruuje sposoby zniekształcania, zawłaszczania i fabrykowania tożsamości portretowanych. Trójstopniowa gradacja prowadzi od scen wyraźnie aranżowanych, niemal tableau vivant, poprzez portrety dosłownie modelowane ręką artystki, po quasi-dokumentalne, zahaczające o estetykę low-fi ujęcia, które jednak przez sam akt fotografowania kształtują zachowanie modela. Uprzedmiotowienie fizyczne idzie w parze z obrazowym. Tym sposobem artystka de facto ociera się tylko o analizę samego zjawiska, które zresztą już próbowano przedstawiać, chociażby w kinie, by przypomnieć tylko całkiem niedawny "Raj: Miłość" Seidla, czy nieco wcześniejsze "Na południe" Canteta. Piotrowska zatrzymuje się u progu tego dyskursu, właściwie mapuje tylko teren, wgryzając się w możliwości i pułapki jego reprezentacji.

Można to potraktować jako słabość wystawy, jako że jest to jednak dopiero początek pracy Piotrowskiej z tym materiałem, można również potraktować "How are you" jako swoistą uwerturę do tego, co najpewniej w przyszłości nastąpi. Uwerturę nieco przewidywalną, jednak zmyślnie skonstruowaną i wizualnie wyśmienitą. Po wymianie lakonicznych "how are you" piłka znów znajduje się po stronie artystki.

 

 

Joanna Piotrowska, "How are you", księgarnia / wystawa, Kraków, 10.03 - 4.04.2015

Joanna Piotrowska w latach 2011-13 studiowała fotografię na Royal College of Art w Londynie, a wcześniej m.in. na ASP w Krakowie, w latach 2004-09.

Joanna Piotrowska, How are you, księgarnia / wystawa, Kraków

Joanna Piotrowska, How are you, księgarnia / wystawa, Kraków

Joanna Piotrowska, How are you, księgarnia / wystawa, Kraków