Romantyzm optymistyczny. Rozmowa z Magdą i Gawłem Kownackimi o ich filmie o Jerzym Beresiu

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Iga Gręda, Piotr Sikora: W 2012 roku w ramach „Miesiąca Fotografii” realizowaliście projekt „Ruchome historie fotografii”, czyli rejestrowane wywiady z fotografami i teoretykami fotografii. U jego podstaw była chęć przepisania dużej historii sztuki na mniejsze narracje. Czy film „Spełnia się” o Jerzym Beresiu jest kontynuacją tego pomysłu?

Magda i Gaweł Kownaccy: Właściwie Bereś tę przygodę z filmem zainicjował. Wszystko zaczęło się tak naprawdę przy okazji wystawy w Fundacji Profile o Sympozjum Wrocław ’70. Wtedy, we Wrocławiu, po 40 latach miało miejsce spotkanie uczestników Sympozjum. Chcieliśmy stworzyć coś na kształt reportażu i ponagrywać rozmowy z uczestnikami. Rozmawialiśmy m.in. z Natalią Lech-Lechowicz, Zbigniewem Makarewiczem, Jarosławem Kozłowskim, Bożeną Kowalską i w końcu z Jerzym Beresiem. Bereś absolutnie nas zauroczył swoją postawą, sposobem bycia. Poczuliśmy potrzebę opowiedzenia o nim, bo mimo że jest bardzo znanym artystą to pozostawał gdzieś na uboczu. Historie które opowiadał nam z całą swoją bezpośredniością były szalenie ciekawe. Bereś z charakterystyczną dla siebie szczerością nie zatajał niczego i nie kreował się. Przytaczał anegdoty o których nie przeczytamy w żadnych książkach. To był pierwszy raz kiedy pomyśleliśmy, żeby zrobić archiwum, a w dalszej perspektywie film o jego osobie. Potem zaangażowaliśmy się w Miesiąc Fotografii i połączył się nasz sposób myślenia, z koncepcjami chłopaków z Fundacji Sztuk Wizualnych. Archiwum według naszej koncepcji miało posługiwać się metodą historii mówionej i dotyczyć zwłaszcza sztuki. Na potrzeby festiwalu skupiliśmy się na fotografii. Choć „Spełnia się” rozpoczął się od wielogodzinnego wywiadu jest bardziej subiektywnym portretem, przypowieścią o Beresiu jako niezłomnym człowieku, i o tym jak my czytamy dziś jego sztukę.

I.G., P.S.: W trakcie filmowania wywiadu stanowiącego istotny element filmu Jerzy Bereś zmarł w wieku 82 lat. Jaki miało to wpływ na Waszą dalszą pracę?

M. i G. K.: Gdy patrzymy na tę sytuację teraz, przerażająca wydaje się nasza nonszalancja czasowa – że nie zaczęliśmy tego wcześniej. Zdawało nam się, że takie rzeczy po prostu się nie dzieją i że mamy mnóstwo czasu. Udało się w pełni przeprowadzić wywiad, który zaplanowaliśmy. Spędziliśmy razem trzy dni rejestrując kilka godzin nagrań. Dziesięć dni potem dowiedzieliśmy się że Bereś zmarł. Na filmie widać, że był już chory, ale miał ogromną determinację, żeby się spotykać, filmować, opowiadać. Pytaliśmy, czy nie czuje się zmęczony – zawsze zaprzeczał. Widać było, że on po prostu nie chciał być zmęczony. Dwa tygodnie przed nagraniami, gdy przyszliśmy zrobić zdjęcia próbne u niego w mieszkaniu, ustalić o czym będziemy rozmawiać i jak ten film ostatecznie ma wyglądać, Bereś był w naprawdę świetnej formie. Wyciągnął nawet tequilę i opowiadał o sztuce. Gadaliśmy do jedenastej wieczorem i było wspaniale. Zaczęliśmy robić film z żyjącym artystą i o żyjącym artyście, a w trakcie jego realizacji sytuacja diametralnie się zmieniła.

„Spełnia się“, kadr z filmu
„Spełnia się“, kadr z filmu

I.G., P.S.: W filmie odwołujecie się do działań Beresia z 1975 roku. Które dokładnie wydarzenie było punktem odniesienia?

M. i G. K.: „Msza refleksyjna” w Zakładach Metalowych im. Szadkowskiego w Krakowie. Podczas wywiadu Bereś opowiadał dużo o specyfice i kontekście tego wystąpienia . To było dosyć dziwne wydarzenie – wernisaż w fabryce dla pracowników i ich rodzin. Działo się to 10 maja, czyli w rocznicę zakończenia wojny. To była w ogóle wielka feta, święto, a przy tym wernisaż prac współczesnych artystów. Bereś opowiadał anegdoty o tym jak robotnicy zbezcześcili niektóre prace na tej wystawie. Oglądając dokumentację „Mszy refleksyjnej” ma się wrażenie, że ona jednak do ludzi przemówiła. Oprócz ołtarzy, których rekonstrukcję pokazujemy w filmie, były tam jeszcze taczki, które miały pieczęć twarzy i każdy mógł taką swoją pieczęć twarzy zrobić. Odnosiło się to po pierwsze do posiadania wizerunku, a także do poczucia honoru – „posiadania twarzy” w sposób bardziej metaforyczny – to było wówczas dla ludzi ważne.

I.G., P.S.: Jak Bereś odniósł się do pomysłu, żeby oprócz wywiadu zrobić jeszcze etiudę z udziałem performera Artiego Grabowskiego?

M. i G. K.: Rozmawialiśmy przede wszystkim o rekonstrukcji performansu. Bardzo precyzyjnie dowiadywaliśmy się, jak to wszystko się działało i czy nie miałby nic przeciwko temu żeby jego działania były kontynuowane, wykonywane przez innych. Bereś dużo opowiadał o akcji, którą robił na krakowskim rynku „Manifestacji romantycznej”– rozpalaniu ognisk nadziei, godności, wolności, prawdy i miłości. Zależało mu bardzo, żeby to wszystko trwało w czasie nawet, gdy jego już nie będzie. Chodziło o dialog pomiędzy ludźmi, o którym zawsze powtarzał, że jest w jego pracach najważniejszy. Bereś był bardzo ciekawy, jak my zamierzamy zrealizować ten film. Chcieliśmy to robić poniekąd z nim i to się niestety nie ziściło. Planowaliśmy się spotkać po świętach (2012) i pokazać mu materiał, jednak już do tego nie doszło. Jeśli chodzi o Artiego to zależało nam na pewnej wymianie ról w obrębie filmu. To znaczy jest performer, który tylko opowiada; a także performer, który staje się aktorem; i jeszcze amatorzy, którzy odgrywają rolę performera. Chcieliśmy wymieszać role, a Arti, w swoich performansach często odnosi się do tradycji Beresia i mentalnie jest w pewnym stopniu jego uczniem. Sceny w lesie też były poniekąd performansem. Arti Grabowski ciągnął za sobą w śniegu spory kawał drewna i myślę, że znaczenie tego działania podczas realizacji było znacznie większe niż po prostu odgrywaniem sceny.

„Spełnia się“, kadr z filmu
„Spełnia się“, kadr z filmu

I.G., P.S.: Czy w trakcie pracy zastanawialiście się nad anachronicznością działań Beresia? Mamy na myśli posługiwanie się pierwotnymi symbolami, operowanie nagością, ogniem, drewnem. Z dzisiejszej perspektywy może być to nieco trudne do przełknięcia od estetycznej strony ?

M. i G. K.: Film trochę na to pytanie odpowiada. Szukaliśmy w twórczości Beresia własnych fascynacji. Wiadomo, że czasy się zmieniły, a jego sztuka zawsze był bardzo mocno osadzona w sytuacji politycznej. „Tu i teraz” jego prac przestało mieć wartość, jaką miało w tamtych czasach stając się dziś dla nas bardziej kategorią historyczną.

Bereś bardzo ciekawie mówił o romantyzmie; często podkreślał, że w Polsce pokutuje romantyzm w wersji Marii Janion – klęska romantyczna, której tak naprawdę potrzebujemy i do której dążymy. Nie wykorzystaliśmy tego w filmie ze względu na przyjętą przez nas konwencję. Pada tam jedno bardzo ciekawe spostrzeżenie – Bereś odnosi się do Smoleńska, który według niego stał się spełnieniem marzeń Polaków o romantycznej katastrofie, która buduje formę tożsamości zbiorowej. Sam z kolei zdecydowanie się temu sprzeciwiał; chciał budować idee romantyzmu zwycięskiego i trochę w tych kategoriach oceniał to, co się działo w Polsce po roku 1989. Mówił o tym, że tak naprawdę praca nad rozwojem kraju i dokonujące się zmiany są przez Polaków krytykowane, bo jest to właśnie ten przejaw romantyzmu, którego nie potrafimy udźwignąć. To było szalenie ciekawe. Czytając o Beresiu można go postrzegać jako klasycznego romantyka–patriotę, tymczasem jego postawa była dużo bardziej złożona, optymistyczna i konstruktywna. To rzadki rodzaj romantyka-patrioty w Polsce.

Jeżeli zaś chodzi o kwestię cielesności, to w jego sztuce nie można doszukiwać się seksualności. Nawet odcisk jego penisa ma znaczenie bardziej patriotyczne niż seksualne. Bereś opowiadał przeuroczą historię o tym, że w jakimś Komitecie Partyjnym miała miejsce dyskusja dotycząca jego pieczątki fallicznej. Czy jest ona dla Partii obraźliwa. Jonasz Stern, który był absolutnie niesamowitą postacią – ogromnie błyskotliwy człowiek i wspaniały artysta – broniąc Beresia, zapytał czy fallus jest raczej pozytywny czy negatywny? No więc wszyscy panowie w komisji musieli stwierdzić, że jednak pozytywny i okazało się że właściwie większego problemu z Beresiem nie ma. On często sam stwarzał sobie kłopoty realizując swoje prace – od rzeźb po manifestacje. Na szczęście miał wsparcie ze strony środowiska i wielu ludzi go broniło. Szczególnie, że jego twórczość miała zazwyczaj wydźwięk polityczny, na przykład „Przepowiednia I” w Galerii Foksal W 1968 roku była tak naprawdę silnym, politycznym aktem. Twórczość Beresia spotykała się z formami cenzury, jego rzeźby były konfiskowane, na przykład w Krzysztoforach gdzie jeden eksponat został zaaresztowany w niewyjaśnionych okolicznościach.

„Spełnia się“, kadr z filmu
„Spełnia się“, kadr z filmu

I.G., P.S.: Czy Bereś w jakiś sposób odwoływał się w wywiadzie do postaci swojej żony Marii Pinińskiej?

M. i G. K.: Oczywiście wspominał o niej, jednak były to rozmowy raczej poza kadrem. Na pewno ich relacja była bardzo skomplikowana i przez to wyjątkowo piękna. Poznali się na egzaminach wstępnych na Akademię. Bereś opowiadał, że na egzaminie zapytała go, czy mógłby jej zastrugać ołówek. Całe studia spędzili razem w jednej pracowni u Xawerego Dunikowskiego, potem żyli wspólnie aż do śmierci Marii Pinińskiej. Na pewno twórczo bardzo się różnili, ona posługiwała się materiałami syntetycznymi, nowoczesnymi, on był wierny surowemu drewnu. Ale z pewnością żona była dla niego ogromnym wsparciem. Oprócz okresów, w których bardzo dużo tworzył, miewał również chwile depresyjne, wycofywał się, zamykał w sobie, wtedy Maria pełniła rolę bliskiej wspierającej go osoby.

I.G., P.S.: Obserwujemy obecnie upowszechnianie się wykorzystywania medium filmowego przez artystów sztuk wizualnych. Jak udało Wam się pozyskać środki na realizację tego filmu?

M. i G. K.: Film zrealizowaliśmy w dużej mierze naszym sprzętem z wielką pomocą i wysiłkiem przyjaciół. Dostaliśmy też dotację z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, która pokryła część budżetu. Odkąd powstał F.A.I.T. na Pijarskiej, spotkaliśmy na swojej drodze mnóstwo wspaniałych ludzi, z którymi współpracujemy do dziś. Osoby zaangażowane w tworzenie F.A.I.Tu stały się również częścią tego filmu. Należy tu wymienić: Tomka Węgorzewskiego, Filipa Bojarskiego, NoArt’a, Michała Sosnę, Teoniki Rożynek. Ten film jest tak naprawdę wspólną realizacją, każdy dołożył swoją cegiełkę. Trzeba dobrze znać Kraków, żeby w pozytywny sposób wykorzystać jego środowiskowość i – jak się okazuje – można dzięki niej stworzyć coś wartościowego.

I.G., P.S.: Czy macie w planach dalsze projekty tego typu?

M. i G. K.: Szkoda byłoby, gdyby tylko nasza wizja osoby i twórczości Jerzego Beresia ujrzała światło dzienne. Wspaniałą sytuacją byłoby, gdyby takich filmów było powiedzmy pięć, żeby można było porównać różne punkty widzenia, bo nasz jest szalenie subiektywny. Film jest bardzo dobrym medium do opowiadania o sztuce. W „Spełnia się” skupiliśmy się na samym artyście, na jego niezłomności, która jest naprawdę imponująca w każdym czasie. Pewne postawy trochę się starzeją, inne wracają i to wszystko zatacza koło, a jednak postać Jerzego Beresia na tle polskiej sztuki jest zjawiskiem absolutnie wyjątkowym. Mało jest takich postaci jak Bereś, sam na początku wyznaczył sobie kierunek i konsekwentnie nie zbaczał z tej drogi. Nie zwracał uwagi na mody, które wcześniej panowały, awangardy też do końca nie przyjmował, nie wierzył w nią, gdyż widział w tym twór, który przychodzi z Zachodu i jest obcy. Znalazł własną drogę. W tym spełnia się ten wzorzec romantycznego artysty, który pracuje dla siebie i ze sobą. W tym najpełniej jawi się jako romantyk.

„Spełnia się“, 2013, reżyser: Gaweł Kownacki; II reżyser: Tomasz Węgorzewski; scenariusz: Magdalena Kownacka, Tomasz Węgorzewski; muzyka: Teoniki Rożynek; zdjęcia: Michał Sosna; dźwięk: Filip Bojarski; montaż: no art. Producent filmu: F.A.I.T.
Premiera 23 maja 2013 w ramach cyklu KINO 5D w Małopolskim Ogrodzie Sztuki w Krakowie.

„Spełnia się“, kadr z filmu
„Spełnia się“, kadr z filmu