Gorszyciel na salonach. Wim Delvoye w Luwrze

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Co łączy gotyckie ażurowe ornamenty, tatuowane świnie, stare opony i kopulujące jelenie? Odpowiedź brzmi: Luwr. Największe muzeum świata, którego kolekcja obejmuje dzieła od starożytności po wiek XIX, w ramach cyklu przeprowadzanych od kilku miesięcy artystycznych interwencji mających otworzyć je na sztukę najnowszą zaprosiło Wima Delvoye'a, który pokazał swoje prace w okazałych apartamentach Napoleona III. Belgijski artysta zdecydowanie należący do "tych kontrowersyjnych", szerszej publiczności znany głównie jako twórca "Kloaki", czyli maszyny do produkcji kału, przyjął to zaproszenie z zapałem dziecka otrzymującego bilet do Disneylandu i ewidentnie bardzo dobrze się tam bawi.

Wim Delvoye, Kashan et Mashed (2010) by I. Thiltg
Wim Delvoye, Kashan et Mashed (2010) by I. Thiltg

Jaki jest zatem efekt współpracy nobliwej instytucji z enfant terrible europejskiej sceny artystycznej? Przede wszystkim bardzo niespójny. Obiekty na wystawie tworzą trzy grupy. Pierwszą są wariacje na temat architektury i ornamentyki gotyckiej. Widz może podziwiać pnące się, zawiłe ażurowe konstrukcje, jak choćby w wypadku umieszczonej pod kopułą szklanej piramidy monumentalnej rzeźby "katedry" przypominającej ekspresyjnie zdeformowaną, dematerializującą się budowlę. W różnych częściach muzeum można natknąć się na inne misterne "gotyckie" konstrukcje. Do drugiej grupy należą liczne inspiracje barokowe: wykonane z brązu rzeźby boginek i bachantek wijące się niczym klasyczna figura serpentinata, czy odwołania do tematu ukrzyżowania w postaci krucyfiksów zwijających się w obręcze i zawiązujących na supły. Jak w licznych wywiadach podkreśla sam artysta, interesuje go przede wszystkim forma - krzyż jako figura geometryczna. Ostatnią grupę tworzą wspomniane na początku "dzieła prowokacyjne". W tym kapiącym od złota i kryształów przybytku zdają się być zupełnie nie na miejscu.

Wim Delvoye, Moebius (2011) by Yvette Gauthier All Rights Reserved
Wim Delvoye, Moebius (2011) by Yvette Gauthier All Rights Reserved

Ten tematyczny i formalny rozziew wyraźnie przekłada się na odbiór wśród publiczności, która sama w sobie jest również bardzo zróżnicowana i w przeważającej większości nieprzygotowana na spotkanie z artystą odwołującym się do zupełnie innych treści i języków artystycznych niż te, reprezentowane przez większość dzieł zgromadzonych w Luwrze. W efekcie przeciętny turysta, najczęściej z aparatem przytwierdzonym do twarzy, tropiący obiekty znane mu z przewodnika często nawet nie zauważa idealnie wypolerowanej Dafne Delvoy'a stojącej między innymi rzeźbami w salonie. Oczywiście, z jednej strony można to potraktować jako plus dla artysty, który potrafi idealnie wtopić swoje prace w stylistykę wnętrza igrając z konwencją współczesnej interwencji. Jednak przecież nie to jest jej celem skoro pozostaje zupełnie niezauważona. Nieliczni, którym uda się dostrzec podejrzane deformacje, zaczynają interesować się opisami rzeźb, które w wypadku tej ekspozycji są niezwykle enigmatyczne, ograniczone do nazwiska artysty i greckiego tytułu.

Wim Delvoye, Suppo (2010) by E. Chaussade
Wim Delvoye, Suppo (2010) by E. Chaussade

Jeżeli nie dialog z tradycją XIII i XVII wieku, to może radykalny wobec niej opór jest w stanie zainteresować światową publiczność Luwru? I tu pojawiają się takie obiekty, jak gablotka z wypchanymi białymi królikami wpatrującymi się w napoleońską zastawę. Kilka kroków dalej słynne tatuowane świnie rozsiadają się na dywanie w głównym salonie, majestatycznie zastygłe w blasku fleszy, a w kolejnej sali leży parę zdobionych opon opartych o obite atłasem krzesło. Reakcje zwiedzających nie wydają się jednak bardzo spektakularne; oscylują między wzruszeniem ramion, zwykle starszej części publiczności, a dyskusją fotografów-amatorów na temat tego, jakie ujęcie "strojnych świń" będzie najlepsze. Nagła obecność artysty w świętej przestrzeni muzeum nie wzbudza większego zainteresowania. Prowokacja zdaje się nie działać, w najlepszym wypadku brana jest za dobry żart i potwierdzenie dość powszechnej opinii, że sztuka współczesna jest "taka niepoważna". Ma to nawet odzwierciedlenie w wysokonakładowej prasie opisującej wystawę Delvoye'a w kategoriach uroczej, pociesznej i "niegroźnej" bufonady szalonego Belga.

Wim Delvoye, Trophy (2010) by Yvette Gauthier All Rights Reserved
Wim Delvoye, Trophy (2010) by Yvette Gauthier All Rights Reserved

Sama idea konfrontacji jest jak najbardziej ciekawa, zestawienie historii i majestatu napoleońskich wnętrz, ogromu i powagi samego muzeum oraz oryginalnej twórczości belgijskiego artysty mogło rzeczywiście zaowocować niebanalnym efektem. Zawiodły tu jednak dwa czynniki: po pierwsze niekonsekwencja Delvoye'a, który - jak sam mówi - urzeczony "świątynią", która otworzyła przed nim swoje drzwi pozostaje rozdarty między interesującymi poszukiwaniami formalnymi w odwołaniu do dawnych epok, a swoją dotychczasową marką artysty nie stroniącego od kontrowersji. W efekcie widz, który spotyka się pierwszy raz z jego twórczością nie dość, iż nie widzi jakichkolwiek związków semantycznych (często nie dostrzegając, że ma do czynienia z dziełami współczesnymi) , to nawet nie rozumie, co na napoleońskim stole robi jeleń kopulujący z sarną.

Wim Delvoye, Without title (Rabbit Slippers) (2008) by Yvette Gauthier All Rights Reserved
Wim Delvoye, Without title (Rabbit Slippers) (2008) by Yvette Gauthier All Rights Reserved

Po drugie zaś, najistotniejszym wynikiem tego eksperymentu jest raczej smutna, acz niezbyt świeża konstatacja, że najwięcej mówi on o samej instytucji. Luwr, mimo iż podejmuje inicjatywę niezwykle interesującą i wręcz konieczną, jeśli nie chce stać się wyłącznie skansenem kulturowego dziedzictwa, pada niejako ofiarą własnej polityki marketingowej. Doskonale wiadomo, że tak wielkie muzeum, zwłaszcza w sezonie turystycznym jest gigantyczną machiną rynkową nastawioną przede wszystkim na produkowanie zysków. Ambitniejszy program artystyczny trafia tu zatem do wąskiej grupy, zwykle ekspertów lub ludzi związanych ze światem sztuki, którzy decydują się wejść do pełnej turystów jaskini lwa i odnaleźć rozproszone w niej dzieła Delvoya. Szeroka publiczność, poza anegdotami o świniach w Luwrze nie wynosi wiele z tej konfrontacji. Nie pozostaje nam nic poza poczuciem, że po raz kolejny instytucja wchłonęła zaproszoną "gwiazdę" i wszystko wskazuje na to, że równie łatwo ją strawiła.

 

Wim Delvoye, Luwr, Paryż, 31.05 - 17.09.2012

Wim Delvoye, Without title (X4) (2007-2011) by Yvette Gauthier All Rights Reserved
Wim Delvoye, Without title (X4) (2007-2011) by Yvette Gauthier All Rights Reserved