Pieczone gołąbki zajmują ulice miast!

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Och, jak ja kocham bunt! Jakże uwielbiam samotnych rebeliantów na dymiących zgliszczach barykad, jakąż czcią otaczam romantycznych dysydentów, knujących przeciw systemowi! Bunt to już nie tylko ikoniczni bohaterowie lat młodzieńczych - zblazowany James Dean i przećpany Jim Morrison. Bunt to również podstarzały Manson, ochrypłym głosem zapewniający o swojej niezależności: I don't want to take my time going to work. I have a motorcicle and a sleeping bag (Nie chcę tracić czasu na pracę, mam motocykl i śpiwór)1. Co prawda nie chciałbym być w skórze "sługusów systemu", którzy weszli mu w drogę. Typowy płytki relatywizm, jak w pamiętnej scenie wywiadu z Natural Born Killers: Don't get us wrong... We respect human life an all. But... if I was a serial killer, which I'm not, but if I was, I'd be like Mickey (Nie zrozumcie nas źle. Szanujemy ludzkie życie, ale jeżeli byłbym seryjnym mordercą, byłbym Mickey). Trudno nie ulec fascynacji buntem, który uderza szrapnelami w system, raniąc stojących obok. Piękny to i wzniosły topos, za którym, jak podpowiada Piotr Piotrowski, kryje się istotny element artystycznej tożsamości: "Bunt, obojętnie czy prawdziwy, czy wypreparowany, jest w historii sztuki nowoczesnej sprawnym instrumentem określania własnej identyfikacji"2.

Iwars Grawlejs, "Obraz", 2011
Iwars Grawlejs, "Obraz", 2011

W recenzji książki "Coś, które nadchodzi. Architektura XXI wieku" podkreślam dwa szczególnie dla mnie ważne elementy współczesnego buntu i niezgody3. Są to milczenie i pustka. Mentalna próżnia, od której zbyt prędkiego zabudowywania odwodzi nas Žižek, oraz cisza zaniechania, panująca w szeregach Oburzonych. Współcześni protestujący unikają egzaltacji i pochopnego wykrzykiwania swoich postulatów. Po cichym "wolałbym nie" pozostaje pełne powagi milczenie. Do powagi skłania zresztą aktualna sytuacja społeczno-polityczna. I choć napięcie rośnie, granaty nie eksplodowały jeszcze w ustach protestujących, a wokół Oburzonych zalega ideologiczna cisza.

Pokazywana w Muzeum Sztuki Nowoczesnej wystawa "Angry birds" nie ma nic wspólnego ani z ciszą, ani z pustką. Przeciwnie. Jest głośna, ekspresyjna i nasycona przeestetyzowanym buntem. W koncepcie otwierającym folder przygotowany do wystawy pada istotne stwierdzenie: "Celem wystawy «Angry birds» jest przedstawienie catalogue d'oiseaux współczesnej sztuki protestacyjnej". Można by zapytać: a czymże jest owa "sztuka protestacyjna"? Co kryje się za tym dziwacznym pojęciem? W ogólnej ucieczce od klarownych nazw i precyzyjnych definicji (jaką lata temu podjęła współczesna humanistyka) "sztuka protestacyjna" pachnie uproszczeniem. Zamiast jednak skupiać się na tym czysto językowym problemie, proponuję wejść w przestrzeń wystawy, w której bunt mieni się wszystkimi kolorami tęczy i jest odmieniany przez wszystkie przypadki.

Żanna Kadyrowa, "Asfalt", 2012; po lewej Gigorij Juszczenko, "Doktor Goebbels contra Picasso. Nowy szokujący balet chlorpromazyn
Żanna Kadyrowa, "Asfalt", 2012; po lewej Gigorij Juszczenko, "Doktor Goebbels contra Picasso. Nowy szokujący balet chlorpromazyn

Pierwszym obiektem, który przykuwa uwagę, jest utoczona z asfaltu kula przywołująca znajomy zapach ulicy. Goebbels zanotował kiedyś, a Virillo powtórzył na potrzeby swojej książki "Prędkość i polityka": "Ten, kto zajmuje ulicę, zdobywa również Państwo!".

Roztaczająca wokół siebie zapach wakacyjnego popołudnia w mieście kula wygląda jak ekwiwalent wszystkich ulic świata. Jest śmierdząca, zbita i zjawiskowa. Jakby tego było mało, dostała nagrodę PinchukArtCenter 2011, co zmienia nieco punkt widzenia, skłaniając do rozważania jej formy w kontekście raczej wychuchanego i przepłaconego minimalizmu niźli buntu. Ten nieszczęsny Pinchuk zakłóca decorum, nie pozwalając na czytanie rzeźby w kontekście proponowanym przez wystawę. Jest lepki jak posadzka galerii, na którą Dawid Ter-Oganian rozlał litry coca-coli.

Wróćmy jednak do ulic. Pracą sąsiadującą z kulą jest "Rebel karaoke" autorstwa Ivana Brażnika, zachęcająca nas do wzięcia udziału w proteście, który toczy się w bliżej nieznanej nam przestrzeni. Przypomina mi się koncepcja obywatela plug-in przedstawiona w książce "Miasto jako idea polityczna". Jeżeli o twoim faktycznym obywatelstwie znaczy protest, to jest to świetne i przedstawione z dużą dawką ironii oraz dystansu zobrazowanie zamysłu przywołanego w książce Krzysztofa Nawratka. Podepnij się do buntu! Zaśpiewaj tak, jak śpiewa cały świat: we say fight back!

Irina Korina, "Strach na wróble", 2011-212; w tle Swieta Szuwajewa, seria "Tapety", 2011-2012
Irina Korina, "Strach na wróble", 2011-212; w tle Swieta Szuwajewa, seria "Tapety", 2011-2012

Śpiew z czasem zamieni się w krzyk. Pełną urzekających sprzeczności jest praca "Marzyciele" grupy SOSka, w której kijowska młodzież emo wykrzykuje frazy podobne do tych z piosenek zachodnich idoli. Już samo to, że zazwyczaj cicha i bardzo wrażliwa subkultura wrzeszczy, aż gałki oczne wychodzą z na czarno pomalowanych orbit, buduje ciekawe wrażenie. Hasła, które słyszymy, to banały i klisze jakich wiele. Po ich wykrzyczeniu zapada niewygodnie głośna cisza. Tak głośna, że aż narzucająca się oglądającemu filmy odbiorcy. Podoba mi się zwłaszcza ten moment niezręczności, w którym z ekranu spoglądają na nas młodociane postaci emo. W pracy udało się pokazać ich nieprzystawalność do przyjętych wzorców kulturowych, co wydaje mi się sednem subkultury emo. Subkultury, która jako pierwsza miała problem z wyraźnym określeniem samej siebie. Nie wiem, czy praca jest "obrazem nieokreśloności politycznej i niestabilności gospodarczej, które charakteryzują dzisiejsze społeczeństwo ukraińskie" (tak na marginesie to bycie emo, mimo że nie wiąże się z zażywaniem egzotycznych narkotyków, nie należy do najtańszych - tyle biżuterii...). Nie mam natomiast wątpliwości, że w prosty, ale dosadny sposób pokazuje odwieczny problem młodzieńczego buntu. Z ciszy następującej po jego eskalacji wypływa tak znamienne rozczarowanie.

Humorystyczną alternatywę do bombastycznego buntu proponuje praca "Duck traffic", w której artystka zatrzymuje ruch na ulicy, zwabiając na nią za pomocą chleba stadko kaczek. Jak widać nie potrzeba transparentów i megafonów, żeby przejąć ulicę. W ferworze walki Anastazja Potemkina wydaje się przypominać, że z systemem nie wygrasz, ale możesz go skutecznie zahakować.

Camille Laurelli, "Arthurien", instalacja, 2005 – 2012
Camille Laurelli, "Arthurien", instalacja, 2005 – 2012

Nostalgiczna i przewrotna zarazem jest praca "Arthurien" Camille'a Laurelliego. Zatopiony nie w skale, ale w betonie miecz nie tylko nie da się wyciągnąć, ale sterczy pionowo w górę obnażony i nagi. Wyłaniające się z betonu ostrze grozi pokaleczeniem rączek. Autor wraca do legendy, ironicznie pogrywa sobie z heroicznym buntem legendarnego rycerza, jednocześnie podpowiadając, żebyśmy się nie łudzili. Opowieść przeminęła, a tak łatwo jak wtedy już nie będzie, wydaje się mówić, mrugając do widza porozumiewawczo okiem.

Alina Gutkina, "Pierścienie gimnastyczne", instalacja, fotografie, 2012
Alina Gutkina, "Pierścienie gimnastyczne", instalacja, fotografie, 2012

Zdjęcia Aliny Gutkiny zostały zawieszone na wystawie z myślą o dziewczynkach i chłopcach, którzy przyjdą ją oglądać. Czytam je jako zdjęcia edukacyjne przestawiające młodym odbiorcom sztuki ich domniemanych idoli. Na fotografiach widać świat prawdziwego moskiewskiego blokersa. Współczesnego wchodzącego w dojrzałość mężczyzny, który otacza się odpowiednimi artefaktami, a na jego ciele widnieją ornamenty podkreślające twardą osobowość. Moskiewskie chłopaki nie płaczą! zdaje się mówić Gutkina, która w swoich filmach i zdjęciach z uporem fetyszyzuję subkulturę blokowisk (http://vimeo.com/gutkina/videos). Za element niepotrzebny i zakłócający odbiór fotografii uważam nieregularną instalację gimnastycznych kółek. Mam wrażenie, jakby artystka starała się nadać zdjęciom odrobinę surowego, minimalistycznego artyzmu. Niepotrzebnie.

Być może nie powinienem tak otwarcie się przyznawać, ale bardzo podobał mi się film Poliny Kanis o niewinnie brzmiącym tytule "W muzeum". Nie wiem, na ile wideo łączy się z wątkiem przewodnim wystawy, natomiast niesamowicie działa w kontekście samej przestrzeni muzealnej, wyświetlane nieco na uboczu, obok wejścia do toalety. Polina pewnego dnia postanowiła zadzwonić na seks-telefon, aby wysłuchać prawie dziesięciominutowej fantazji na zadany temat: gwałt w muzeum. Praca to nagrana rozmowa akompaniująca obrazowi, na którym twarz autorki przenika się z powolnymi ujęciami wypchanych zwierząt. Polina nie tylko gra oświeceniowym charakterem muzeum. Kontrastując seksualne wizje z wpatrującymi się w pustkę oczami wypchanych pysków i mord dodaje do całej wystawy szczyptę perwersji, którą zawsze podszyty jest niedojrzały (a więc najsmaczniejszy) bunt.

Lena Martynowa, "Workplace acquisition", instalacja wideo, 2011
Lena Martynowa, "Workplace acquisition", instalacja wideo, 2011

Wystawa jest niezwykle ciekawym i różnorodnym przeglądem sztuki rosyjskiej i nie tylko. Trudno jednak pozbyć się wrażenia, że stara się zapanować i podporządkować sobie masyw prac, postaw i pojęć wirujących w szaleńczym tempie płynnej rzeczywistości. Momentami mam poczucie, że teksty przybliżające odbiorcy poszczególne dzieła zbyt serio traktują bunt kryjący się pod ich wizualną warstwą. Czy niemożność buntu w takiej formie, jaką znamy, nie jest już faktem wszem i wobec ogłoszonym?4 Gdyby nie ta niemożność, nie moglibyśmy podrygiwać w rytm muzyki Rage Against The Machine, wchodząc do supermarketu5. Odnoszę wrażenie, że w wypadku wystawy "Angry birds" nie można zbyt poważnie traktować prac i postaw artystów. Nawet jeżeli Rosję pogrąży zaraz ogień antyputinowskich protestów, to wściekłe ptactwo nie może spalić się we własnym gniewie. Wyjdą nam z tego pieczone gołąbki. Smakowity obiekt naszych konsumenckich pragnień. Konsumpcji z kolei, jeśli mnie pamięć nie myli, nie lubimy. Przejedliśmy się, choć paradoksalnie ciągle jesteśmy głodni. Jak wspomina Masłowska, opisując swoich rówieśników: "jesteśmy pokoleniem braku, niesamowitej pustki, jakiej musi doznawać bulimik po ekstatycznym wchłonięciu zawartości lodówki"6. Kiedy Cool Kids of Death śpiewało o butelkach z benzyną i kamieniach, miało się wrażenie pewnej umowności. Zniknęła ona jednak tak szybko, jak szybko na ulicach Europy pojawiły się tłumy oburzonych. Przejadł się nam bunt, a na obżarstwo znacznie lepiej niż tłuste pieczone gołąbki sprawdzają się post i niewymuszona cisza.

Fot. Bartosz Stawiarski, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie

"Angry Birds"

Artyści: Eryk Binder, Iwan Brażkin, Aleksandra Gałkina, Iwars Grawlejs, Alina Gutkina, Wala Fietisow, Żanna Kadyrowa, Polina Kanis, Irina Korina, Laura Kuusk, Camille Laurelli, Lena Martynowa, Misza Most, Anton Nikołajew, Anastazja Potemkina, Siergiej Sapożnikow, SOSka (Mykola Ridnyj, Anna Kriwiencowa i Siergiej Popow), Dawid Ter-Oganian, Swieta Szuwajewa, Igor Szuklin, Grigorij Juszczenko; kurator: Dawid Ter-Oganian; Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Warszawa, 15 marca - 6 maja 2012.

Aleksandra Gałkina, "Rysować jest ciężko", wideo, 2009-2010
Aleksandra Gałkina, "Rysować jest ciężko", wideo, 2009-2010

Wala Fietisow, "Kontroluj się", interaktywna instalacja wideo, 2012
Wala Fietisow, "Kontroluj się", interaktywna instalacja wideo, 2012
  1. 1. http://www.youtube.com/watch?v=9g-U2-cAUMM&feature=related
  2. 2. P. Piotrowski, "Znaczenia modernizmu. W stronę historii sztuki polskiej po 1945 roku", Poznań 1999, s. 230.
  3. 3. http://e-splot.pl/?pid=articles&id=1960
  4. 4. "Ideologia buntu o lewicowej proweniencji przeniknęła do politycznego i kulturowego mainstreamu, zaś jego estetyki do granic wyeksploatował rynek" - z tekstu "Niemożność buntu" Jakuba Banasiaka.
  5. 5. Peace 2 A.H.
  6. 6. D. Masłowska, "Przyszkoleni do jedzenia"; artykuł publikowany był na łamach "Gazety Wyborczej" obecnie znaleźć go można pod adresem http://www.wykop.pl/ramka/104117/przyszkoleni-do-jedzenia-maslowska/