NORMAN LETO, Sailor Sailor

  • : Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
  • : Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
Wystawa Sailor Sailor to pokaz szczegól­ny: składające się na nią prace - peł­nometrażowy film i powieść - powstawały blisko cztery lata i stanowią podsumo­wanie dotychczasowej twórczości Norma­na Leto. Również sam charakter dyptyku Sailor jest niezwykły - to prawdziwa rzadkość, aby artysta sztuk wizualnych tak sprawnie poruszał się w materii fil­mu i literatury.

 

Wszystko to sprawia, że wystawa Sailor Sailor poszerza twórczość Normana Leto o rozległe i istotne płaszczyzny, cał­kowicie redefiniując jej charakter. Nor­man Leto przed Sailorem i po nim - to bez mała dwaj różni artyści. Sailor Sa­ilor wymaga więc nie tyle wprowadzenia, co opowiedzenia sztuki Normana Leto od nowa.

 

***

Plakat autorstwa Normana Leto do filmu Sailor
Norman Leto, Sailor [kadr], 2010, Fot. dzięki uprzejmości Galerii Kolonie

Norman Leto to artysta osobny - samouk krok po kroku konstruujący oryginal­ny język wypowiedzi. Zakończył eduka­cję na trzeciej klasie liceum ogólno­kształcącego, postanawiając skupić się na nauce programów graficznych pozwa­lających odtwarzać i kreować rzeczy­wistość w najdrobniejszych szczegółach. Polscy graficy i informatycy pokole­nia '80 szybko zdobyli międzynarodową renomę: dorastając jeszcze w czasach gospodarki planowej, kapitalizm za­stali dokładnie w momencie globalnej ekspansji komputerów osobistych, by na­stępnie dojrzewać równolegle z ich roz­wojem - od Atari do Apple'a. Być może zahartowani niedoborami ery komunizmu, a być może po prostu złaknieni nowi­nek ze świata, szybko stali się jedny­mi z najbardziej kreatywnych informatyków swojego pokolenia.

 

Dziś Leto byłby zapewne jednym z pol­skich grafików, którzy pod koniec lat 90. ubiegłego stulecia wyjechali do swojej Ziemi Obiecanej: do Doliny Krze­mowej w Północnej Kalifornii. Amery­kański sen ziścił się jednak tylko nie­licznym: praca większości programistów i grafików zatrudnionych przez dla hol­lywoodzki przemysł filmowy i reklamo­wy ma niewiele wspólnego z kreatywno­ścią. Przeciwnie: produkcja kolejnych kreskówek czy efektów specjalnych to orkiestra rozpisana na setki, jeśli nie tysiące głosów, gdzie nie do przyjęcia jest nie tylko fałsz, ale także jaki­kolwiek indywidualny ton. Fabryka Snów okazała się fabryką taką samą jak każ­da inna.

 

Norman Leto miał szczęście: dostrzegł ten proces jeszcze zanim podjął osta­teczną decyzję o wyjeździe. W konse­kwencji poświęcił się eksperymentom z formami i rozwiązaniami, które nie znalazłyby uznania w profesjonalnych studiach nastawionych na produkcję ko­mercyjną. Leto akceptował niedoskonało­ści medium, dostrzegając w nich większy potencjał niż w perfekcyjnym cyzelo­waniu wirtualnej rzeczywistości. Jego kompozycje zyskały specyficzną chropo­watość, "pęknięcia" traktowane w stu­diach postprodukcyjnych czy reklamo­wych jako błąd w sztuce. I kto wie, czy to nie z racji tej niedoskonałości prace Leto są, paradoksalnie, bar­dziej przystępne niż animacje i grafiki "profesjonalistów" - tak dokładne, że aż nierealne. Jednym słowem, kosztem rzemieślniczej pryncypialności, Norman Leto wypracował język znakomicie od­najdujący się w pejzażu sztuki współ­czesnej.

 

***

 

Wydaje się, że dotychczasowa recepcja prac Normana Leto jest nieprecyzyjna już z racji charakteru samego medium, w którym pracuje artysta. Stosunko­wo często Leto uważany jest bowiem za artystę "nowych mediów", "artystę ery wirtualnej" itp. Jednak w powszech­nej opinii "sztuka cyfrowa" kojarzona jest (zresztą, nie całkiem bezzasadnie) głównie z kiczowatymi grafikami i ani­macjami w rodzaju Katedry, gdzie tech­niczna wirtuozeria nieuchronnie zderza się ze ścianą kiczu. Z drugiej nato­miast strony, na styku sztuki współcze­snej i programistyki znajdujemy skraj­nie hermetyczne roztrząsania artystów przekonanych, że ludzkość porozumiewa się systemem zero jedynkowym, a hi­storię programowania zna tak dobrze jak historię literatury. W obu wypad­kach są to światy samowystarczalne, niedotykające szerszej rzeczywistości i w konsekwencji pozostawiające wi­dzów obojętnymi, a w najlepszym razie zauroczonymi. Ta cokolwiek podejrza­na proweniencja automatycznie spycha sztukę tworzoną za pomocą programów graficznych i programistycznych aplika­cji do getta twórczości niepoważnej, "niskiej", sytuującej się na granicy cu­dacznego hobby. Powiedzmy więc wyraź­nie, że Norman Leto nie przynależy do świata grafiki komputerowej (pożegnał się z nim dawno temu), a nawet nie stoi pomiędzy światami sztuki i informaty­ki w rozkroku. Norman Leto to artysta, który programy graficzne traktuje neu­tralnie, jako narzędzie - dokładnie tak samo, jak zdarza mu się traktować far­by, kamerę i tekst. Co więcej, w jego twórczości medium jest przezroczyste, nie wypycha się na pierwszy plan i nie absorbuje uwagi widza, który najczę­ściej w ogóle nie zdaje sobie sprawy, że ma do czynienia z grafiką, a nie ze zdjęciem. Leto pracuje na komputerze, jednak wydźwięk jego prac jest uni­wersalny - film i powieść Sailor na­leży uznać za jeszcze jedną wypowiedź o "doli człowieczej". I w tym sensie twórczość Leto nie jest zasadniczo od­rębna od twórczości innych artystów, choć jest od nich niewątpliwie osobna.

 

***

Norman Leto, Sailor [kadr], 2010, Fot. dzięki uprzejmości Galerii Kolonie
Norman Leto, Sailor [kadr], 2010, Fot. dzięki uprzejmości Galerii Kolonie

Ale twórczość Normana Leto sprawiała kłopoty z jeszcze jednego powodu: jego kolejne prace, choć często stanowią­ce odrębne całości, to rodzaje szkiców do dyptyku Sailor lub jego integral­ne elementy. Oczywiście nie wszystkie dotychczasowe realizacje artysty miały charakter pomocniczy czy wręcz, w pew­nym sensie, utylitarny. Z pewnością moż­na tak powiedzieć o części wydruków i symulacji cyfrowych, które, mimo że efektowne estetycznie, pozbawione były ramy, w której mogłyby ożyć jako pełno­prawne artystyczne byty. Dopiero kon­tekst fabuły powieści i filmu Sailor pozwala dostrzec w nich przemyślane wypowiedzi wizualne włączone w struk­turę szerszej narracji.

 

Podobnie filmowe etiudy z cyklu Buttes Monteaux jawić się muszą dzisiaj jako wprawki do pełnometrażowego obrazu, swoisty "poligon doświadczalny" roz­wiązań formalnych, technicznych i sce­nariuszowych; jednocześnie ich maestria i intelektualna zadziorność pozwalają odbierać je jako osobne całości (choć o otwartej strukturze kompozycyjnej). W zgoła innym miejscu sytuują się prace z cyklu pt. Bryły życiorysów. To być może najbardziej spójne i błyskotli­we spośród dotychczasowych realizacji Normana Leto, dlatego też z powodze­niem funkcjonują one jako odrębne dzie­ła. W tym wypadku dyptyk Sailor wydo­był z nich tylko dodatkową głębię, nie "zawłaszczając" jednakże Brył w stu pro­centach. Być może najcelniejszym będzie stwierdzenie, że Bryły życiorysów sta­nowią pomost nie tylko pomiędzy książ­ką a filmem, ale wręcz między mediami - w twórczym kosmosie Leto stanowią spoiwo łączące sztuki wizualne, film i prozę, odnajdując dla siebie miejsce na styku dyscyplin.

Należy jednocześnie wyraźnie zaznaczyć, że formalne "ćwiczenia" Normana Leto zachowują dojrzałość i ciężar gatunkowy właściwy zazwyczaj pracom doświadczo­nych twórców. Niemniej twórczość Norma­na Leto oglądana z perspektywy przed­stawionej w literacko-filmowym dyptyku Sailor zyskuje zupełnie nowy wymiar, a przede wszystkim - zyskuje głęboki sens. W tym miejscu warto nadmienić, że krytyka często nie radziła sobie z pracami Leto także w tym sensie, że nie potrafiła wytłumaczyć dlaczego wła­ściwie artysta je wykonał; z jakiego powodu - poza niewątpliwą oryginalno­ścią i wizualną atrakcyjnością - warte są one uwagi widza; i w końcu, co Norman Leto chciał za ich sprawą powiedzieć, czy też - o czym opowiedzieć. Była to paradoksalna sytuacja: wszyscy "czu­li", że to mocna, intrygująca sztuka, ale nie mogli tego - poza ogólnikowymi stwierdzeniami - uzasadnić. Nie znali bowiem Sailora.

 

***

 

O czym opowiada więc Sailor, zarówno film, jak i książka? Zanim odpowiemy na to pytanie, powiedzmy kto opowiada - kto jest narratorem tej historii. Otóż jest nim... Norman, bowiem Sailor przy­nosi nam w końcu podmiot twórczości Leto - alter ego autora.

 

Norman to przede wszystkim naukowiec - odnoszący sukcesy programista, ta­lent w swojej dziedzinie. Sailor nie jest jednak opowieścią o informatyku, ale o człowieku zdeterminowanym przez scjentystyczny ogląd świata. I tak, Norman dzieli ludzkie potrzeby, pra­gnienia i uczucia na pięć "praw biolo­gicznych", z czego najważniejsze to mi­łość, głód i strach. Samo życie - cudze, ale przede wszystkim swoje - postrzega z kolei jako sumę reakcji chemicznych występujących w organizmie. W konse­kwencji staje się niezdolny nie tylko do współodczuwania, ale - paradoksal­nie - racjonalnego oglądu rzeczywisto­ści. Jeśli kocha kobietę - to za dobry "materiał genetyczny"; jeśli się z kimś przyjaźni - to z racji wybitnej inte­ligencji danej jednostki; a jeśli zo­rientuje się, że zaczyna odczuwać emo­cje (a nie tylko je myśleć), natychmiast reflektuje się, że to nie on - to tylko jego organizm, jego "układy samoste­rujące". W efekcie Norman to człowiek bezbrzeżnie samotny, ale także całko­wicie niesamodzielny, ubezwłasnowol­niony przez własne popędy, dolegliwości i chucie. I choć bohater Sailora jest przekonany, że wkrótce także i wia­ra (w innym ujęciu: metafizyka) zosta­nie opisana za pomocą matematycznego równania jako ostatnie z "praw biolo­gicznych", to sam również tylko wie­rzy w swoje teorie. Jednak Sailor nie tyle stawia pytanie o to, czy można żyć "zawieszając" wolną wolę, a całość za­chowań podporządkować zasadom selekcji naturalnej (a więc przetrwaniu i zdo­bywaniu uznania); Sailor opisuje świat, w którym to już (znowu) się dzieje.

 

Norman Leto-autor ukazuje Normana-nar­ratora z dużą dozą zrozumienia, jedno­cześnie przedstawiając go jako jednostkę tragiczną, pokraczną i godną pożałowa­nia; człowieka, któremu rozpada się nie tylko własny świat, ale także otacza­jąca go rzeczywistość. To codzienność bez tabu, ale i bez ryzyka; bezpiecz­na, lecz śmiertelnie nudna; oswojona, ale przewidywalna. Toczy ją entropia, co obserwujemy zarówno na przykładzie samego bohatera, jak i osób, z którymi się styka. A ostateczną formą entropii, w której pogrążają się jednostki i spo­łeczeństwa, jest wojna.

 

Ale Norman to także artysta - czy ra­czej człowiek, którego koncepcje (np. Bryły życiorysów, czyli portrety ge­nerowane za pomocą skomplikowanego algorytmu w oparciu o dane osobowe) wchłonął świat sztuki. Bohater Sailo­ra za najwybitniejsze dzieła uznaje te, które mają największą moc sprawczą, a z tej perspektywy, jak mówi, dzia­łania artystów maja konsekwencje po­dobne do konsekwencji szkolnej klasów­ki (łatwo dowieść tego matematycznie). Norman traktuje więc rzeczywistość jak jedną wielką arenę, w obrębie której rozgrywają się akty twórcze o mniej­szej lub większej sile rażenia. W ta­kim ujęciu najbardziej skuteczną sztukę tworzą naukowcy, ekonomiści i politycy, a artystami, którzy wywołują jeszcze jako takie emocje mogą być już tylko... dzieci. Na tej płaszczyźnie Sailor jest więc satyrą na świat sztuki, który za­anektował już każdy eksces i stopił się z rzeczywistością tylko w tym sensie, że nie jest w stanie zaproponować jej już nic nowego. To, co miało być naj­bardziej kontrowersyjne, stało się naj­bardziej konformistyczne.

 

Historie Normanów występujących w książce i filmie różnią się od siebie, ale spaja je charakter bohatera i re­alia rzeczywistości, w której rozgrywa się dyptyk. To zresztą rzeczywistość, której fragmenty znamy z poprzednich realizacji Leto: jego grafik i symula­cji cyfrowych, niektórych scen Buttes Monteaux czy wspomnianych już Brył ży­ciorysów. Dopiero teraz poszczególne, odsłaniane przez lata elementy ukła­danki, ułożyły się w czytelny obraz, w którym należy umiejscawiać wszystkie pozostałe prace i działania artysty. Uzasadnienie znajduje też w końcu dobór takich a nie innych środków formalnych: swoisty kolażsymulacji cyfrowych, tra­dycyjnego filmu, literatury i sztuk wi­zualnych. Być może tylko za ich pomocą można było opowiedzieć historię, którą Norman Leto opowiada w Sailorze, ale także za pomocą wcześniejszych prac.

 

***

 

Film i powieść Sailor to projekt ar­tystyczny bez precedensu w polskiej sztuce ostatnich lat. Norman Leto nie tylko brawurowo przekroczył terytorium przypisane sztukom wizualnym, ale tak­że splótł materię prozy i filmu fabu­larnego w integralny "świat przedsta­wiony": rozległy, wielopoziomowy pejzaż o konkretnej topografii i symbolice, będący areną działań wyrazistego boha­tera. Wykreował - bez przesady - cały twórczy kosmos, na tle którego umieścił przewrotną metaforę naszych czasów.

 

Norman Leto, Sailor Sailor, Galeria Kolonie, Warszawa

Wystawa trwa od 9.11.2010 do 27.11.2010

projekcje filmu Sailor o godz. 17:00 i 18:45

Okładka książki Normana Leto pt. Sailor, Fot. dzięki uprzejmości Wydawnictwa 40 000 Malarzy
Okładka książki Normana Leto pt. Sailor, Fot. dzięki uprzejmości Wydawnictwa 40 000 Malarzy