Yoko Ono i duch rewolucji 1968

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Yoko Ono i duch rewolucji 1968. Okrągły jubileusz wydarzeń 1968 roku stał się okazją do skonfrontowania dorobku lat 60. ze współczesną wrażliwością estetyczną i polityczną. Wystawa Rewolucje 1968 w Zachęcie i prezentacja Yoko Ono w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski to biegunowo odmienne, a w tym samym czasie zaproponowane strategie powrotu do ideałów tamtej epoki. Temat jest ogromny (jak liczba prac zgromadzonych w Zachęcie) i inspirujący do indywidualnego ujęcia (jak autorsko/kuratorska wypowiedź Yoko Ono zrealizowana w Zamku Ujazdowskim i przestrzeni miejskiej). Zatem przedstawione teksty i relacje fotograficzne chcemy traktować jako wstęp do dyskusji o aktualności kulturowej rewolty lat 60. Na początek polecamy więc: Nie doceniamy tego, co dzieje się współcześnie, Yoko Ono w rozmowie z Katarzyna Bojarską; "Drzewo życzeń" w centrum handlowym i "Instrukcje" na ulicach, fotoreportaż Weroniki Kai Kobylińskiej; Paweł Leszkowicz, Yoko Ono: etyka i erotyka wolności; Jakub Banasiak, Czterdzieści lat minęło jak jeden dzień.

fot. Mariusz Michalski
fot. Mariusz Michalski

Nie doceniamy tego, co dzieje się współcześnie.
Yoko Ono w rozmowie z Katarzyną Bojarską

Wstęp:
Yoko Ono: Jak brzmi twoje imię?
Katarzyna Bojarska: [Katarzyna]
Y.O. Pięknie, zadziwiająco, bardzo muzycznie.
K.B. I prawie niemożliwie.
Y.O. Powinna Pani nalegać na tę pisownie i tę wymowę. Poprzez to doświadczenie ludzie staną się bogatsi. Moje imię, Yoko, jest bardzo łatwe do wymówienia, ale i tak, kiedy po raz pierwszy przyjechałam do Stanów wielu Japończyków mówiło mi: "Od tej pory powinnaś nazywać się Sara". Nie ma w tym nic dobrego. Powinno się nalegać na to, aby ludzie używali swoich własnych imion. Pani imię jest piękne!

K.B. Jak w toku Pani kariery artystycznej zmieniło się doświadczenie bycia kobietą?
Y.O. Na początku mojej kariery pewnie było trudniej być artystką; przyjęli, zaakceptowali mnie, ale jednocześnie nie traktowali mojej sztuki zbyt poważnie. Dziś bycie artystką to wciąż wielkie wyzwanie, ale myślę, że dzięki takim wyzwaniom mamy szansę stać się mądrzejsze. To, że wciąż możemy mierzyć się z licznymi wyzwaniami traktuję jako błogosławieństwo.

K.B. Proszę pozwolić, że odwołam się do pewnej historycznej perspektywy. W obliczu czterdziestej rocznicy roku 1968 i podejmowania na nowo refleksji nad latami sześćdziesiątymi (zarówno w Polsce, jak za granicą), jak dziś postrzega Pani dziedzictwo tego okresu? W zasadzie niemal wszystkie ówczesne "rewolucje" (dyskursy emancypacyjne) znajdują odzwierciedlenie w Pani sztuce. Które z nich z dzisiejszej perspektywy wydają się Pani kluczowe? Mam tu na myśli zarówno kontekst historyczny, jak artystyczno-historyczny.
Y.O. Cóż lata sześćdziesiąte..., ale będąc tu myślę także o innym kontekście historycznym, o polskim artyście Stanisławie Ignacym Witkiewiczu, który jest dla mnie postacią wyjątkową. A jego samobójstwo, popełnione na początku drugiej wojny światowej, kiedy z jednej strony wkroczyli Niemcy, a z drugiej Rosjanie, staje się w moich oczach niemal symbolem bólu i cierpienia tego kraju. Polska jest małym krajem, które musi wiedzieć, jak radzić sobie z wielkimi mocarstwami. To samo można powiedzieć o Japonii, więc czuję z tym krajem pewną bliskość. Oba te państwa by zapewnić swoją egzystencję potrzebują więcej mądrości niż duże państwa.
Jeśli zaś idzie o lata sześćdziesiąte nie wydaje mi się, abyśmy rzeczywiście znajdowali się dziś w tak odmiennej sytuacji. Wówczas staraliśmy się powstrzymać wojnę (nie tylko my, także wiele, wiele osób) i ona się wreszcie skończyła. Być może skończyłaby się tak czy inaczej, nie wiem. Ale pewne jest, że dobiegła końca, ponieważ wiele osób się jej sprzeciwiało. Dzisiaj, wszystkie te wojny albo się skończą, ponieważ się im sprzeciwiamy, albo będą trwały aż w końcu wszyscy wyginiemy w jakiejś globalnej wojnie. Mam jednak nadzieję, że przetrwamy. Naprawdę żywię taką nadzieję.

K.B. W takim razie, czy sztuka w krajach, o których mowa, takich jak Polska czy Japonia, jest w bardziej złożonej sytuacji? Czy jej zadanie jest trudniejsze?
Y.O. Z pewnością tak. Sztuka musi mieć tam swoje miejsce, by mogła prowadzić do zmiany sytuacji. To jest bardzo ważne i nie ma co do tego wątpliwości.

fot. Mariusz Michalski
fot. Mariusz Michalski

Yoko Ono, Onochord, performans, fot. M. Michalski
Yoko Ono, Onochord, performans, fot. M. Michalski

K.B. Niektóre z Pani projektów, w tym te prezentowane w Warszawie, są realizowane, ponownie odgrywane przez lata. Czy lubi Pani obserwować, jak się zmieniają? Czy zgodzi się Pani, że zmiana jest elementem konstytutywnym tych projektów partycypacyjnych?
Y.O. Właściwie, mogę powiedzieć, że uwielbiam ten element zmiany, ponieważ nawet, jeśli wykonasz pomnik z brązu, on i tak się zmieni. Nawet jeśli powiesz, że nie chcesz, by się zmieniał, że ma na zawsze pozostać taki sam. Nawet wówczas mogą przyjść żołnierze i zniszczyć to, albo obsrają go gołębie, i wciąż będzie się zmieniał. Ale mnie chodzi o pozytywną zmianę, by zmiana była czymś pozytywnym. Zamiast mówić "proszę, nie zmieniaj tego", mówię: "Zmień to!"

K.B. Czy ta zmiana może być jednocześnie fascynująca i rozczarowująca?
Y.O. Jest bardzo ekscytująca, ponieważ dzięki niej, moje prace nigdy nie są zamknięte. Są one, podobnie jak sama zmiana, w pewnym sensie nieskończone. To nie kończąca się zmienność, a do tego są jeszcze ludzie biorący udział w tym procesie, więc tu nie chodzi tylko o moje prace, ale o prace całej rzeszy ludzi.

K.B. Nie boi się Pani utraty kontroli nad swoją sztuką?
Y.O. Tak, robiąc to co robię, tracisz kontrolę tak czy inaczej. To hazard. I może się zdarzyć, że ktoś będzie po prostu usiłował zniszczyć moją sztukę, ale zawsze znajdą się ludzie, którzy chcą niszczyć.

K.B. Miałam raczej na myśli utratę kontroli nad znaczeniem dzieła, nad tym, jak ewoluuje początkowy plan, który, jak zakładam, ma Pani przed rozpoczęciem pracy.
Y.O. Tak, mam plan, ale to jest tak, jak z rozpoczynaniem rozmowy, która ma stać się dialogiem, a nie monologiem. Nawet jeśli sens zostaje utracony, przetrwa jej plan. A plan to koncept, co oznacza, że koncept przetrwa i to jest właśnie zwycięstwo sztuki. Koncept zawsze tam będzie i ludzie mogą wziąć ten koncept i coś z nim zrobić.

przepełnione życzeniami drzewo w Zamku Ujazdowskim, fot. GB
przepełnione życzeniami drzewo w Zamku Ujazdowskim, fot. GB

K.B. Pani twórczością w znaczniej mierze kieruje dialektyka oczekiwań i rozczarować, zarówno ze strony widza, jak i artystki. Wydaje się, że w pewnym sensie odwraca Pani relację (władzy) artystka - widz, i sytuujesz się po drugiej stronie. Jakie jest więc Pani doświadczenie jako odbiorcy?
Y.O. Otóż, nie myślałam o sobie nigdy jako o odbiorcy, jestem tym, kto otwiera drzwi dla kreatywności innych i czuję, że to jest błogosławieństwo. Chodzi tu o to przemiłe uczucie, że jest się tym, kto otworzył drzwi.

K.B. Czy to nie nietypowe, że współczesna artystka jest tak szczodra?
Y.O. Widzisz, wszystko zaczęło się od mojego buntowniczego ducha. Chciałam buntować się przeciw normom świata sztuki. Artyści, w zasadzie każdy artysta, nie chcą, aby inni wtrącali się w ich prace, ani je zmieniali. "Ja to zrobiłem/łam i trzymaj się od tego z daleka, nie dotykać!" I pomyślałam wówczas - OK, ja zrobię zupełnie inaczej.

K.B. Czy uważa Pani, że była to decyzja polityczna? Czy wybór tej struktury dialogicznej był wyborem politycznym?
Y.O. Jestem przekonana, że wszelka sztuka jest polityczna. W tym sensie, że nawet kiedy nie mówi ona nic, jest to wypowiedź polityczna. Ale także, kiedy mówi coś wulgarnego, to także jest wypowiedź polityczna. Będąc artystami, nie możemy uciec od bycia istotami politycznymi. My (ale nie tylko my) jesteśmy bytami społecznymi, każdy z nas, więc to, co robimy dotyczy świata w sposób bezpośredni!

K.B. Jakie znaczenie ma dla Pani wybór medium, a także odmowa trwania przy jednym z nich?
Y.O. Cóż, nie mam takiej kontroli. Zrezygnowałam z niej. Kiedy tylko przychodzi mi do głowy jakaś idea, kiedy coś mnie inspiruje, to zazwyczaj medium pojawia się naturalnie. Na przykład, kiedy myślę o idei muzycznej, realizuje się ona w muzyce; kiedy myślę o idei rzeźbiarskiej realizuję ją w rzeźbie: trójwymiarowym, materialnym obiekcie, i oczywiście może się on zmieniać, może mu towarzyszy muzyka ... tak to właśnie jest. Można powiedzieć, że nie mam ulubionego medium, że kocham je wszystkie (śmiech).

w głębi praca Yoko Ono, My Mommy Is Beatiful, fot. Mariusz Michalski
w głębi praca Yoko Ono, My Mommy Is Beatiful, fot. Mariusz Michalski

K.B. Powiedziała Pani kiedyś, że umysł widza powinien być "wytwórcą prawdy", a sztuka, jeśli dobrze rozumiem, ma być tu wehikułem tej prawdy, czy tak? Czym ma być ta prawda?
Y.O. Prawdę postrzegam jako niesamowitą siłę i energię, a poszczególne prawdy jako ich porcje. Obawiam się jednak, że to wszystko się w dzisiejszym świecie zdewaluowało. Ludzie prowadzą gierki, wciąż się zwodzą i oszukują. To taka strata czasu, także w sztuce. Musimy dotrzeć do prawdy. Wiele zależy jednak od widza. Widz może wydobyć coś wielkiego i znaczącego nawet ze słabej pracy. Może wydobyć prawdę. To naprawdę zależy od osoby, która będzie doświadczać dzieła sztuki.

K.B. Pani kariera artystyczna przebiegała równolegle w świecie kultury wysokiej i popularnej. Czy to było doświadczenie produktywne? Jedni widzą tę relację między kulturą wysoką i popularną jako bardzo owocną, inni jako destrukcyjną; jedni twierdzą, że jedna dostarcza narzędzi do krytyki drugiej i odwrotnie, jak Pani to widzi?
Y.O. W ogóle nie robię takiego rozróżnienia. Czym jest "kultura wysoka"? Czy to jest coś, co może być zrozumiane tylko przez garstkę ludzi? Koniec końców, mam nadzieję, że wiele osób zrozumie to, co robię. Czy to jest wtedy kultura popularna? Wierzę, że dzieło sztuki ma pewną siłę i to mnie najbardziej interesuje. Nie dbam o to, czy to będzie dzieło kultury popularnej czy wysokiej, po prostu nie myślę w ten sposób.

K.B. Napisała Pani, że rolą artysty jest "przekształcanie wartości rzeczy". Czy widziała Pani, że wartości rzeczywiście się przekształcają poprzez sztukę?
Y.O. O tak. Myślę, że nie doceniamy tego, co dzieje się współcześnie. Chodzi o to, żebyśmy nieustannie zmagali się z tym, czym ma być to globalne społeczeństwo i troszczyli się o to, musimy przyjąć na siebie tę odpowiedzialność. Musimy pracować nad stworzeniem przeciwwagi dla tej okropnej sytuacji, której jesteśmy świadkami. I robimy to. Wiek XX i jego traumatyczne i przerażające historie to wielki ciężar i wielkie wyzwanie. Wszyscy podzielamy to doświadczenie na wiele sposobów i myślę, że młodsze pokolenie ma to doświadczenie w swoich ciałach, czy to w sensie dosłownym, czy metaforycznym, nie ma więc od tego ucieczki. Ale to nie jest nic negatywnego, ponieważ dzięki temu wiemy więcej o życiu. Czy to jako artyści, pracujący w jakimkolwiek medium, czy też jako istoty ludzkie po prostu, musimy sobie uświadomić, że liczy się cokolwiek robimy.

Zobacz także:
wideo Aleki Polis /audiovideo/4258
fotorelację G. Borkowskiego /kronika-towarzyska/4784

Yoko Ono, Mend Piece, prace publiczności, fot. GB
Yoko Ono, Mend Piece, prace publiczności, fot. GB

Yoko Ono, Mend Piece, prace publiczności, fot. GB
Yoko Ono, Mend Piece, prace publiczności, fot. GB

^^^

"Drzewo życzeń" w centrum handlowym i "Instrukcje" na ulicach, fotoreportaż Weroniki Kai Kobylińskiej

Złote tarasy

"Drzewo życzeń" w centrum handlowym i "Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska
"Drzewo życzeń" w centrum handlowym, fot. W. K. Kobylińska

"Drzewo życzeń" w centrum handlowym i "Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska
"Drzewo życzeń" w centrum handlowym, fot. W. K. Kobylińska

"Drzewo życzeń" w centrum handlowym i "Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska
"Drzewo życzeń" w centrum handlowym, fot. W. K. Kobylińska

"Drzewo życzeń" w centrum handlowym i "Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska
"Drzewo życzeń" w centrum handlowym, fot. W. K. Kobylińska

"Drzewo życzeń" w centrum handlowym i "Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska
"Drzewo życzeń" w centrum handlowym, fot. W. K. Kobylińska

"Drzewo życzeń" w centrum handlowym i "Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska
"Drzewo życzeń" w centrum handlowym, fot. W. K. Kobylińska

"Drzewo życzeń" w centrum handlowym i "Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska
"Drzewo życzeń" w centrum handlowym, fot. W. K. Kobylińska

"Drzewo życzeń" w centrum handlowym i "Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska
"Drzewo życzeń" w centrum handlowym, fot. W. K. Kobylińska

"Drzewo życzeń" w centrum handlowym i "Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska
"Drzewo życzeń" w centrum handlowym, fot. W. K. Kobylińska

"Drzewo życzeń" w centrum handlowym i "Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska
"Drzewo życzeń" w centrum handlowym, fot. W. K. Kobylińska

"Drzewo życzeń" w centrum handlowym i "Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska
"Drzewo życzeń" w centrum handlowym, fot. W. K. Kobylińska

"Drzewo życzeń" w centrum handlowym i "Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska
"Drzewo życzeń" w centrum handlowym, fot. W. K. Kobylińska

Plakaty

"Drzewo życzeń" w centrum handlowym i "Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska
"Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska

"Drzewo życzeń" w centrum handlowym i "Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska
"Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska

"Drzewo życzeń" w centrum handlowym i "Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska
"Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska


"Drzewo życzeń" w centrum handlowym i "Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska
"Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska

"Drzewo życzeń" w centrum handlowym i "Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska
"Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska

"Drzewo życzeń" w centrum handlowym i "Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska
"Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska

"Drzewo życzeń" w centrum handlowym i "Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska
"Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska

"Drzewo życzeń" w centrum handlowym i "Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska
"Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska

"Drzewo życzeń" w centrum handlowym i "Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska
"Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska

"Drzewo życzeń" w centrum handlowym i "Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska
"Instrukcje" na ulicach, fot. W. K. Kobylińska

^^^

fot. Mariusz Michalski
fot. Mariusz Michalski

Paweł Leszkowicz
Yoko Ono: etyka i erotyka wolności

W całej historii sztuki jest nas szczęście tylko jedno dzieło na punkcie, którego miałem prawdziwą obsesję. Jest to performans Yoko Ono Cut Piece ! Ten tekst jest próbą wyjaśnienia tej obsesji.

Obsesja oznacza pewnego rodzaju opętanie, nieustanne myślenia o obiekcie obsesji, powracanie do niego, obracanie go w myślach i emocjach. Niemożliwość uwolnienia się. Obsesja w tym przypadku oznaczała, że przez ponad pół roku czytałem wszystko co mogłem zdobyć o tym performansie. Intelektualizacje jednak nie wystarczały i nie pomagały, musiała nastąpić pełna identyfikacja. Jako historyk sztuki i wykładowca męczyłem studentów uniwersytetu i akademii sztuką performansu Yoko Ono i genialnością Cut Piece . Zachowywałem się jak fan, który fascynuje się gwiazdą, a jednocześnie chce nią być. W końcu musiałem przekroczyć granice i....wykonać Cut Piece.

Moja obsesja miała miejsce w 2003 roku, wówczas nastąpiło też "nieszczęsne" wznowienie tego performansu przeze mnie. Pozwoliło mi to w końcu uwolnić się od Yoko Ono i powoli zapomnieć. Ale o tym za chwilę. Powróćmy do początków.

20 czerwca 1964 roku w Yamaichi Concert Hall w Kyoto Yoko Ono po raz pierwszy wykonała performans Cut Piece, który potem będzie powtarzała wiele razy. Inauguracja nastąpiła w ramach eksperymentalnego koncertu zatytułowanego Contemporary American Avant-Garde Music Concert. Ono weszła na scenę i uklękła. Jej pozycja z podwiniętymi nogami, tak że jej ciało opierało się na łydkach, była formalną i pełną szacunku japońską pozą seiza. Artystka położyła duże nożyczki naprzeciwko siebie, a następnie zaprosiła widzów do pojedynczego wchodzenia na scenę i odcinania kawałków jej stroju i zabrania ich ze sobą. Po tej werbalnej instrukcji pozostała milczącą i wpatrzoną w przestrzeń gdy trwała pełna napięcia akcja cięcia. Ciszę przerywał jedynie dźwięk nożyczek, stłumione głosy i śmiechy, podczas gdy ludzie powoli i z oporami wchodzili na scenę i cięli strój Ono. Performans zakończył się gdy z ubrania nie zostało nic.

Następne wykonania miały miejsce w Tokyo w Sogetsu Art Center w 1964 roku, potem w 1965 roku w Nowym Jorku w Carnegie Recital Hall. Z tego wykonania pozostał dokumentalny film, a nie tylko fotografie. I wreszcie w 1966 roku Yoko Ono performowała Cut Piece w Londynie w ramach sławnego Destruction in Art Symposium. Ponownie w 1967 roku Cut Piece pojawił się w Londynie jako część większego zbiorowego happeningu The 14 Hour Technicolour Dream Extravaganza, już z udziałem zarówno Johna Lennona, jak i Pink Floyd. Uważa się jednak, że "klasyczne" wykonania miały miejsce między 1964 a 1966 rokiem. Gdy się zaczęły Yoko Ono miała 31 lat.

Prawie czterdzieści lat później 15 września 2003 roku 70-letnia artystka ponownie performowała Cut Piece w paryskim Theatre Le Ranelagh. Tym razem instrukcja kończyła się słowami, aby wziąć ze sobą odcięte kawałki i wysłać je temu, kogo się kocha. Pierwszy na scenę wszedł syn Ono - Sean Lennon i odciął kawałek rękawa z czarnej tuniki swej matki. W tym najnowszym wykonaniu artystka została rozebrana jedynie do bielizny.

Już w 1966 roku Cut Piece pojawił się także jako rodzaj charakterystycznej dla Ono "instrukcji", czyli scenariusza lub partytury do wykonania przez innych. Zamieszczony w jej kultowej książce Grapefruit (1971) opis podkreślał, że o zakończeniu działania decyduje wykonujący performer, który nie musi być kobietą (!!!). Co jest znamienne w kontekście późniejszych, głównie feministycznej interpretacji tego dzieła.

Cut Piece jak wszystkie performanse artystki uzależniony był od publiczności, jej reakcji, udziału, emocji i zaangażowania. W tym sensie jest także manifestem interaktywnego i partycypacyjnego charakteru sztuki Yoko Ono. To uczestnictwo nie oznacza jedynie aktywności podczas akcji, ale obejmuje inspiracje do dalszego odtwarzania i przetwarzania, psychicznie i fizycznie. Sama artystka podkreśla, że jej zmaganie się ze sztuką polega na tym, aby stworzyć przestrzeń, w której również inni ludzie mogą być kreatywni. Tak też się stało z Cut Piece, który jest jednym z najczęściej wykonywanych performansów przez innych artystów podejmujących wyzwanie i pomysł Ono. Studenci sztuki performans ćwiczą Cut Piece niczym malarze kreskę wielkich mistrzów lub pianiści utwory sławnych kompozytorów. Cut Piece jest bowiem obsesyjny, oparty na przymusie powtarzania, inspiruje przymus powtarzania.

Przede wszystkim obok emocjonalnego potencjału w niezwykle subtelny i głęboki sposób jest to polityczne dzieło sztuki, które wynikając z określonej epoki, jest otwarte na wszelkie inne konteksty konfliktów społecznych. Artykuł Julii Bryan-Wilson Remembering Yoko Ono's Cut Piece opublikowany w 2003 roku w "Oxford Art Journal" jest jednym z najlepszych tekstów historii sztuki jaki kiedykolwiek czytałem. Autorka umiejscawia performans Ono w powojennej historii, pomiędzy Hiroshimą/Nagasaki a wojną w Wietnamie. Wykonany w czasie trwania aktualnej wojny Cut Piece odwoływał się do japońskiego doświadczenia II wojny światowej. Bryan-Wilson odsłoniła pacyfistyczny charakter Cut Piece jako jednego z kluczowych dzieł protestu czasów kontrkultury. Performans ma ofiarny, destrukcyjny i upamiętniający charakter, jest również potężną metaforą opresji i oporu wobec niej, manifestuje siłę jednostki.

Strategia wywoływania w sztuce zagrożenia w celu oddania społecznej i humanitarnej katastrofy była charakterystyczna dla zaangażowanej antywojennej sztuki lat 60. Rok powstania performansu - 1964, to moment nasilenia amerykańskiej interwencji w Wietnamie i spektakularnej akcja mnichów buddyjskich, którzy podpalili się w akcie protestu. Yoko Ono, żyjąca od urodzenia pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Japonią (Azją) bezpośrednio doświadczała globalnej wojny, mając też w pamięci doświadczenia z dzieciństwa. Gdy zrzucono bomby na Hieroshimę i Nagasaki miała 12 lat. Atomowa apokalipsa, która ponownie wisiała nad światem w latach 60., w metaforyczny sposób powraca w Cut Piece. Fotografie ofiar wybuchu bomby atomowej pokazują ich poranione ciała okryte skrawkami ubrań, które po fali promieniowania pozostały dosłownie w kawałkach i strzępach. Jest to wizualne świadectwo i część japońskiej historii, którego trudno nie odnieść do nagiej Yoko Ono, siedzącej w milczeniu na scenie w pociętej odzieży, okrytej kawałkami tkanin. W takiej perspektywie performans ten jest także gestem upamiętnienia. W Japonii w latach 1945-1952 w czasie post-atomowej okupacji amerykańskiej zabronione było rozpowszechniane jakichkolwiek wiadomości o eksplozji i jej konsekwencjach. Panowała cenzura dotycząca tematu Hiroshimy i Nagasaki, w efekcie dopiero w latach 60. w kulturze rozpoczęła się praca nad tą tragedią i jej dokumentami. Działania Ono były częścią procesu żałoby i opóźnionego przepracowywania tragedii. Ta historyczna i narodowa specyfika Cut Piece w latach 70. została jednak wyparta przez bardziej artystowskie lub feministyczne odczytania. Tymczasem fakt, że Yoko Ono zdecydowała się wykonać swą legendarną akcję ponownie dopiero w 2003, na wznoszącej się fali nowego amerykańskiego konfliktu w Iraku, podkreśla polityczny i pacyfistyczny wymiar dzieła.

W latach 60. za pomocą swego "azjatyckiego" ciała Ono odtwarzała amerykańską przemoc wobec japońskich i wietnamskich bezbronnych cywilów. Szczególny w tym wymiarze jest performance w Nowym Jorku w 1965 roku, gdy to amerykańska publiczność cięła jej strój.

O antywojennym podłożu sztuki protestu tworzonej przez artystkę świadczy fakt, że natychmiast po małżeństwie z Johnem Lennonem, w 1969, posłużyła się sławą aby nadać swemu aktywizmowi globalnie spektakularny wymiar. Wspólnie zaangażowali się w ruch antywojenny, którego legendą na zawsze pozostanie ich sławna medialna akcja Bed-In for Peace, wykonywana dla dziennikarzy w hotelowych łóżkach w Amsterdamie, Wiedniu i Montrealu. Idealna manifestacja idei "make love, not war", para leżąca w piżamach w łóżku i opowiadająca o pokoju. Najlepszy performans w historii świata. A potem nastąpiła finansowana i stworzona przez nich międzynarodowa kampania wizualna za pomocą plakatów i wkładek gazetowych z napisem "War is Over. If you want it". Ostatnio znów Ono posługuje się takimi “instrukcjami". Od 2002 roku umieszcza w centrach miast plakaty z napisem Imagine all the people living life in peace ze sławnego Imagine Johna Lennona. Na początku wojny w Iraku publikowała w czasopismach wkładki reklamowe Imagine Peace ...Spring 2003". W ramach 50-tego Biennale Weneckiego w 2003 roku część instalacji Yoko Ono polegała na tym, że na ścianach wisiała mapa świata, którą publiczność mogła stemplować napisem Imagine Peace, samemu wybierając regiony i kraje.

Jest to mistyczny i optymistyczny konceptualizm Yoko Ono, przeniesiony z galeryjnych sal do globalnego ruchu antywojennego. Rodzaj instrukcji. Artystka ocala ideały rewolty i pacyfizmu lat 60. XX wieku dla nowej burzliwej epoki, upamiętniając w ten sposób i przywracając jeden z najważniejszych momentów historii zachodniej kultury. Jest to duch nadziei, który ponownie przenika jej sztukę, opierającą się ironii i cynizmowi współczesnego świata. Yoko, i w swych wywiadach, i sztuce mówi, że idealizm lat 60. wciąż istnieje, że ten duch jest wciąż z nami. Wyobrażam sobie, że ma rację i wówczas tak się staje, zgodnie z jej ideą afirmatywnego tworzenia poprzez czystą wyobraźnie, tworzenia w umyśle, czyli IMAGINE

Ten pozytywny aspekt zawsze był obecny w jej twórczości - jest to owo legendarne YES1, napisane małymi literkami, które można zobaczyć, gdy się wejdzie na drabinę i spojrzy przez lupę, jak w sławnej instalacji Yes Painting, (1966). "Yes", do którego trzeba dotrzeć.

Mimo traumatycznego podłoża i nastroju izolacji i zagrożenia ta pozytywna energia była obecna także w Cut Piece. Performans ten składał się bowiem z trzech etapów : zaproszenia, ofiary i daru, uaktywniał i zachęcał publiczność, aby brała udział w akcie pamięci i odpowiedzialności. Wraz z Ono performowali widzowie, którzy odchodzili z podarunkiem w postaci fragmentu stroju artystki ( która do Cut Piece ubiera się zawsze w swe najlepsze rzeczy). Był to rytuał agresji, ale i pamięci i leczenia w obliczu amnezji, która ogarnia ludzi w społeczeństwie poddanym maszynie militarnej propagandy. Ponownie żyjemy w takim momencie historii, w którym tym razem aktywnie i z dumą współuczestniczy Polska. Dlatego wystawa Yoko Ono Fly w warszawskim CSW ma takie doniosłe znaczenie.

Gdy w 2003 roku w Paryżu Yoko Ono wykonywała ponownie Cut Piece wyznała, "że tym razem robi to z miłością do ciebie, siebie i do świata", natomiast podczas pierwszego wykonania miała w sercu niepokój i złość2. Artystka mówi również, że jej głęboki pesymizm doprowadził ją do optymizmu, nie można bowiem przetrwać opierając się na negatywności, dlatego stara się w swej sztuce stworzyć wyobrażenie czegoś pozytywnego, czego można się uchwycić. Z takiego punktu widzenia jej sztuka stanowi rodzaj modlitwy o przyszłość, życzenia nadziei. Widać to na przykładzie innego performansu z lat 60. - Promise Piece (1966). Yoko Ono rozbiła wazę i dawała jej kawałki publiczności z obietnicą spotkania się za dziesięć lat, aby ją skleić. Akt destrukcji zamieniony jest tu w dar i obietnicę naprawy, nadzieję na dobrą przyszłość i pamięć. Ideę odtworzenia i reparacji podejmuje także do pewnego stopnia odwrotny performance: Mend Piece (1966), polegający na sklejaniu wraz z publicznością rozbitych naczyń ceramicznych za pomocą kleju, taśmy klejącej i...dobrej woli (!!!). O symbolicznym i psychologicznym znaczeniu tego aktu naprawy świadczy nowy tytuł, który Ono nadała temu dziełu po wznowieniu w 2001 roku - Mend Peace for the World. Pacyfistyczny aktywizm artystki nasilił się po nowojorskiej tragedii 11 września 2001 roku.

Mistyczny i konceptualny optymizm jest obecny w jednym z najpopularniejszych projektów artystki, w którym uczestniczyła już publiczność w różnych części świata i centrach sztuki. Oparte na japońskiej religijnej tradycji Wish Tree (1996-...) czyli drzewko życzeń, polega na tym, że ludzie zawieszają na nim białe karteczki ze swymi życzeniami na przyszłość. Jest to więc forma zbiorowej i jednocześnie indywidualnej modlitwy o przyszłość i wydarzenia, które mogą w niej nastąpić. Kryje się za tym idea wiary w przyszłość. Ta demokratyczna i interaktywna instalacja z drzew autorstwa Yoko Ono dotarła w końcu do Polski. Wszystkie życzenia (bez cenzury), których Ono zebrała już tysiące, trafiają do tworzonego przez nią na Islandii Peace Monument3.

Cut Piece ma również ważny wymiar związany z prawami człowieka, w tym z prawami kobiet i mniejszości. Ono jest jedną z głównych prekursorek sztuki feministycznej i ten wątek powraca w całej jej twórczości związanej z kobiecym ciałem i muzyką tworzoną w imię Women Power. Wszak jest ona autorką sławnego powiedzenia "Woman is the Nigger of the World" zainspirowanego statusem kobiet i własnym doświadczeniem dyskryminacji na macho scenie rockowej w latach 60. i 70.4 Przez pewien czas feministyczny poziom Cut Piece stał się właściwie jego dominującą interpretacją, przytłaczającą rolę historycznego upamiętnienia, pacyfizmu i konceptualnej interaktywności. W odniesieniu do tego dzieła pisano o zagrażającej kobietom eksploatacji na dominującej scenie wizualnej, o przemocy wobec kobiet, agresywnym voyeurismie.5 W takiej traumatycznej wykładni istotny jest także aspekt rasowy, mniejszościowa pozycja Ono jako Azjatki, rasowo odmiennej w zachodniej kulturze. Wszystko to powoduje, że symbolika ofiarna związana z zagrożeniem agresją lub dyskryminacją (również pewnego rodzaju masochizm) została powiązana z tym dziełem. Cut Piece ma jednak także swoją drugą stronę - związaną z siłą i kontrolą, rodzajem władczego ekshibicjonizmu. Artystka spokojnie siedzi na scenie, kontroluje sytuację, sama zaprosiła widzów z nożyczkami i może akcję w dowolnym momencie przerwać, jest w centrum. Wizualnie jest obiektem, ale i panuje nad salą, kontemplacyjnie wpatrzona w przestrzeń. Ten silny upodmiotawiający charakter performansu czyni go efektywnym artystycznym instrumentem w sztuce zaangażowanej w prawa człowieka.

Z tego powodu od lat 80. Cut Piece ma również silną gejowską recepcję, która rozwinęła się po raz pierwszy w czasie trwania epidemii AIDS i trwa do dzisiaj6. Jest to również kierunek, w którym podąża pokojowy aktywizm Ono. Jako kapłanka ducha miłości lat 60. , który usiłuje przenieść w nowy trudny wiek, artystka tworzy obecnie wizje różnorodnej miłości w ramach protestu przeciwko politycznym represjom. Jest to wolna miłość na miarę nowej epoki.

"Yoko Ono Gay Remix" - Każdy mężczyzna ma mężczyznę, który go kocha!

Integralną częścią interdyscyplinarnej sztuki Yoko Ono jest jej muzyka i właśnie na tym polu odnosi ona ostatnio jedne z największych sukcesów w całej swojej karierze. Zgodnie z ideą instrukcji wyjściowych i partycypacji artystka swoje utwory, tworzone w latach 70 z Lennonem, daje niezależnym producentom, którzy przetwarzają je w dance remixy.7 W wieku 70 lat ONO8 stała się gwiazdą amerykańskiej sceny klubowej, a jednocześnie najstarszą gwiazdą, który dociera do numeru 1 na liście Billboard Club Play. Wszystko zaczęła się w 2003 roku od remixów piosenki Walking on Thin Ice, którą nagrywali z Lennonem w dniu gdy został on zabity. W nowej wersji pojawiły się również No, No, No , Hell in Paradise oraz Give Peace a Chance. Ten ostatni song powstał podczas performansu Bed-In for Peace w hotelu w Montrealu jako protest przeciwko wojnie w Wietnamie. Dzisiaj Yoko Ono odnosi go do wojny na Bliskim Wschodzie i do zakończenia wszelkich dyskryminacji. Największym sukcesem klubowym okazała się jednak nowa wersja piosenki Every Man Has A Woman Who Loves Him z albumu Lennon/Ono Double Fantasy (1980). Wydany w 2004 roku singel z nową wersją pod tytułem Everyman... Everywoman opiera się na zmienionym tekście, kluczowe są nowe wersy: Every Man Has a Man Who Loves Him i Every Woman Has a Woman Who Loves Her. Ten singel z remixami zawiera wersje heteroseksualną, gejowską i lesbijską, a na jego okładce przedstawione są rysunkowo takie trzy pary.

Yoko Ono wydała Everyman... Everywoman jako akcję poparcia dla praw gejów i lesbijek, w chwili gdy w polityce amerykańskiej trwała burzliwa debata nad małżeństwami jednopłciowymi, a George W. Bush chciał zmienić konstytucje USA aby powstrzymać legalizacje homoseksualnych związków. Dla artystki zaangażowanej w ruch gejowski, która wykonywała ten "nowy" song na paradach, była to oczywista kontynuacja idei pokoju i miłości z lat 60, w duchu Bed-In for Peace. Ono w wywiadach podkreślała, że wielokrotnie w życiu cierpiała z powodu rasizmu i seksizmu, rozumie więc co to znaczy być outsiderem.9 W istocie, tak właśnie była wielokrotnie traktowana przez system neoawangardowej sztuki i rockowej muzyki, którym daleko do prawdziwej tolerancji i wolności. Tymczasem Yoko Ono od początku lat 60. do dzisiaj bezkompromisowo zaangażowana jest w progresywną politykę w sztuce i życiu. Wierzy, że sztuka może być moralną siłą, która zmienia świat. Niewielu artystów jest w tym tak konsekwentnych, skutecznych i odpornych na krytykę. Jej współczesne uznanie i sława w świecie sztuki i w klubach dyskotekowych jest świadectwem, że być może żyjemy jednak w trochę lepszych i bardziej humanitarnych czasach, a ideały lat 60. są z nami na o wiele głębszym poziomie, niż chcieliby to widzieć ich przeciwnicy i prześmiewcy. Może to są właśnie pozytywne fundamenty XXI wieku, jak najbardziej aktualne, a Yoko Ono i wszyscy bliscy jej duchem za pomocą szklanych kluczy artystki otworzyli kawałek nieba.10

Powracając do obsesji Cut Piece - moje własne wyzwalające odtworzenie tego performansu, zgodne było z wizją z singla Everyman... Everywoman, mimo że nie wiedziałem wówczas o jego istnieniu. Osobiste wersje dzieła Ono wykonałem dwukrotnie wraz z moim partnerem, artystą performansu, Tomkiem Kitlińskim. Po raz pierwszy w 2003 roku na międzynarodowym festiwalu sztuki performance Zamek Wyobraźni w Ustce, po raz drugi na międzynarodowym festiwalu kultury LGBTQ w Berlinie w 2004 roku.11Oba wykonania różniły się od oryginału, pierwsze "traumatyczne" odbyło się bez cięcia, na scenie byliśmy bombardowani głosem recytującym "pocięte" opinie na temat homoseksualizmu z polskich mediów. W berlińskiej, "erotycznej" wersji, Tomek ciął na scenie moje ubranie, rozbierając mnie stopniowo. Nasz Cut Piece był zainspirowany wojnami kulturowymi i politycznymi wokół praw gejów i lesbijek, które wybuchły wówczas w Polsce, gdy skrajna prawica doszła do władzy, homofobia stała się oficjalną polityką państwa, a marsze równości były atakowane i zakazywane. Poprzez to indywidualne odtworzenie zdołałem doświadczyć również energii partycypacji drzemiącej w sztuce Yoko Ono. Wykonałem jej instrukcje, nie tylko mentalnie, ale i realnie. Zły czas przeminął. Because we wanted!

Tekst ten opublikowany zostanie w katalogu Yoko Ono, który niebawem wydany zostanie przez Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski.

fot. Joanna Rentowska
fot. Joanna Rentowska
Drzewo życzeń, fot. Joanna Rentowska
Drzewo życzeń, fot. Joanna Rentowska
fragment pracy, Yoko Ono, Ex It, fot. Joanna Rentowska
fragment pracy, Yoko Ono, Ex It, fot. Joanna Rentowska

^^^

Czterdzieści lat minęło jak jeden dzień

Partner technologiczny wystawy: Samsung
Sponsorzy galerii: Leroy Merlin, Klima-San, Netia
Sponsorzy wernisażu: Blikle, Ash Tree Estate
Patroni medialni: Gazeta Wyborcza, Empik, Onet.pl, Polityka, Tok FM, TVP, The Warsaw Voice
Dofinansowanie i wsparcie: Ambasada Stanów Zjednoczonych Ameryki, Goethe-Institut

Oczywiście wystawa Rewolucje 1968 sama w sobie jest potwornie nudna. Znajdziemy na niej bowiem bardzo dużo prac, które doskonale znamy nie tylko ze stałych ekspozycji zachodnich instytucji publicznych czy objazdowych zbiorów współczesnych kolekcjonerów, którzy bardzo lubią klasykę spod znaku '68, ale także z licznych wykładów oraz kart rozmaitych katalogów, albumów i książek. Nie mówiąc o tym, że znamy je z niezmierzonego oceanu współczesnej popkultury.

Zresztą kuratorki pokazu - Maria Brewińska i Hanna Wróblewska - chyba zdają sobie z tego sprawę, bo nie tylko nie ograniczyły liczby dzieł, ale, można podejrzewać, wręcz ją uwypukliły: wszak ponad połowa górnej kondygnacji Zachęty jest wypchana pracami od podłogi po sufit, a spacer po wystawie przypomina błądzenie w labiryncie osobliwych artefaktów. W recenzji dla "Dziennika" Stach Szabłowski uznał, że jest to celowe zagranie kuratorskie (z kosmosu motywów, które reprezentuje data 1968 niepodobna wytrącić dominujących wątków, a co dopiero spójnej narracji, więc jedynym rozwiązaniem jest pokazanie mgławicowości, nadmiaru), ja jestem skłonny twierdzić, że chodziło raczej o ogrom materiału i ograniczenia kubaturowe budynku, ale jestem gotów przyjąć, że prawda leży po środku.

Billa Bollinger, "Bez tytułu", 1970, dzięki uprzejmości Häusler Contemporary, Monachium/Zurych
Billa Bollinger, "Bez tytułu", 1970, dzięki uprzejmości Häusler Contemporary, Monachium/Zurych

Taki a nie inny kształt ekspozycji (powiedzmy: co najmniej ryzykowny) nie zmienia wszakże faktu, że jest to pokaz potwornie klasyczny, przewidywalny, szkolny. Malarstwo Cinquecento, Impresjoniści czy Goya w czasach wojny - Rewolucje 1968 to jest wystawa z tego pasma. Czy te tematy nie mogą być ciekawe? Naturalnie, że mogą, jednak za fasadą repetytorium z historii sztuki musi kryć się jakieś przewartościowanie, wolta, komentarz, który pozwoli odnieść marmurową klasykę do naszego tu i teraz. Rewolucje 1968 to po prostu Sztuka Świata tom 10 w 3D. Że Polacy nie znają? A, to zależy jacy Polacy. Ci młodzi, a nawet nieco starsi (powiedzmy: średnie pokolenie) - znają z pewnością. Znają i Beuysa, i słynne obrazy On Kawary, znają i Niki de Saint Phalle, i Nam June Paika, a kto wie, czy nie znaja już także Marthy Rosler i Lee Lozano. Haacke, Smithson i Matta-Clark też nie są im obcy, przecież wydano ich albumy w Phaidonie. Nie znają być może czeskiej neoawangardy, ale prawdopodobnie szybko nadrobią - wszyscy w końcu sięgamy po obrzeża... Bo polski miłośnik sztuki współczesnej nie zatrzymuje się już na Lichtensteinie i Warholu, poznał historię sztuki ostatnich czterech dekad, jeździ na porewolucyjny Zachód, wszak mamy rok 2008. A Rewolucje 1968 to w gruncie rzeczy pokaz sztuki lat 60. i 70., po prostu i bez przedrostków. Owszem, sztuki będącej następstwem wielkich społecznych przemian tamtego czasu (w tym czy innym stopniu), jednak innej zwyczajnie nie było. Tytuł mógłby być więc właśnie taki: Od Beuysa do KwieKulik. Sztuka lat 60. i 70 w streszczeniu.

Z drugiej strony, jak to się mówiło 45 lat temu, the medium is the message. W tym wypadku medium to wystawa, a message jest następujący: artystyczne strategie, które cztery dekady temu (plus minus) były drapieżne i żywe, dziś są siermiężną klasyką, która pasuje do nobliwych sal równie dobrze jak płótna Siemiradzkiego. Nikt nie zadał sobie trudu, żeby postawić pytanie, czy sztuka społecznej rewolty nie stała się aby naszym antykiem. Jedyne, co wynika z tej wystawy, to fakt, że był taki rok 1968, rozgrywały się wówczas rozmaite wydarzenia, a sztuka była psychodeliczna, zaangażowana lub konceptualna. Natomiast w 1789 była rewolucja, a cztery lata później David namalował martwego Marata w wannie. Kto jest Maratem rewolucji roku 1968 i kto go zasztyletował? Odpowiadam: Maratem jest tzw. pokolenie '68. A apasze? Paru by się znalazło, choć ciosy zadają jakby bez przekonania - jednak tego się z wystawy w Zachęcie, znowu, nie dowiemy. Jest tylko mit, blady, odległy i zamknięty w złotych ramach. I smutni romantycy, którzy ciągle śnią sen, który przyśnił im się 40 lat temu. Jak po przyznani Nagrody Nike dla książki Bieguni powiedział w TVP Kultura Maciej Gdula: "Jest krytyka, nie ma jeszcze projektu. Może następnym razem [śmiech]". W Zachęcie pytanie o projekt jest niestosowne, bo nie ma jeszcze krytyki.

Peter Sedgley, "Wideodyski", 1969, dzięki uprzejmości Osborne Samuel Ltd, Modern and Contemporary Art, Londyn
Peter Sedgley, "Wideodyski", 1969, dzięki uprzejmości Osborne Samuel Ltd, Modern and Contemporary Art, Londyn

No nic, trudno, aby nie umrzeć z nudów i przebrnąć jakoś przez dziesiątki mniej lub bardziej opatrzonych artefaktów, zabawmy się i spójrzmy na Rewolucje 1968 jako na ekspozycję prac, które mogliby - i często to robią - zrealizować nasi współcześni. Martha Rosler w cyklu Sprowadzając wojnę do domu wplata w kolorowe fotografie mieszczańskich wnętrz figury z wojny w Wietnamie (żołnierz, mała Wietnamka etc.). Praca Billa Bollingera to pusta, zardzewiała baryłka po ropie (Bez tytułu, 1970). Hans Haacke pogrywa z instytucjami (MoMA Poll, 1970). Joseph Beuys baje o tym, że każdy artystą, co się, niestety, sprawdziło (vide współczesne krytyki teoretyków, których brakuje nawet w monumentalnej książce występującejw roli katalogu). Z kolei w zderzeniu z pracami Any Mendiety czy Eleanor Antin współczesne artystki podejmujące dyskurs feministyczny (tożsamościowy etc.) powinny wreszcie uświadomić sobie, że dziś już tak się nie da (jak każda szkolna wystawa, także i ta jest w gruncie rzeczy pouczająca). Natomiast prace psychodeliczne wyglądają jak dekoracje do programu dla młodzieży emitowanego w TVP 2. Ale już Strzał Chrisa Burdena (1971) do dziś ma potworną siłę, której brakuje za to ponurym epigonom z rodzaju tych, którzy w ramach "wydarzenia artystycznego" głodzą psy na śmierć. I tak dalej, i temu podobne. Znamy? Znamy... Więc wymyślmy coś innego, bo to tylko czubek góry lodowej: oryginały, którym odpowiadają wszakże setki tysięcy wtórnych dziełek eksploatujących podobne strategie po dziś dzień, bezrefleksyjnie i niestrudzenie.

Co? Podrzucam trop: w jednej z nielicznych współczesnych prac pokazanych na Rewolucjach 1968 Yayoi Kusama estetyzuje wizualne doświadczenie psychodelii i wolnej miłości (Gods Heart, 2005). I wypada dużo mocniej, niż zardzewiałe relikty konceptualizmu czy zaangażowania.

Jakub Banasiak

Rewolucje 1968, Zachęta, Warszawa, do 9 listopada 2008.

Chris Burden, "Strzał", 1971, dzięki uprzejmości Hamburger Kunsthalle
Chris Burden, "Strzał", 1971, dzięki uprzejmości Hamburger Kunsthalle

^^^

  1. 1. Tak była zatytułowana również największa dotychczas retrospektywa artystki Yes Yoko Ono, zorganizowana w 2000 roku przez Japan Society w Nowym Jorku
  2. 2. Ono's art show bares almost all, w: http://news.bbc.co.uk/1/hi/entertainment/arts/3109414.stm.
  3. 3. Patrz: www. Imaginepeace.com
  4. 4. Yoko Ono powiedziała to w 1969 roku w wywiadzie dla brytyjskiego czasopisma dla kobiet "Nova".
  5. 5.  Te motywy są bardzo silnie obecne w sławnych filmach Ono i Lennona Fly ( 1970 ) i Rape ( 1969 ).
  6. 6. Patrz: Cut Piece by Simon Sheppard after a piece by Yoko Ono, w: http://www.simonsheppard.com/Cut_Piece.html 
  7. 7. Ono współpracowała z następującymi DJ- ami i producentami: Tommie Sunshine, Eric Kuppler, Johnny Vicious, Dave Aude, Morel, Mike Cruz, Double B, Murk, The Orange Factory, Minge Binge, Basement Jaxx, Ralphi Rosario.
  8. 8. Yoko Ono na najnowszych remixach sygnowana jest jako ONO.
  9. 9. Josh Rocker, Yoko Ono: The interview, w: http://www.gay.com/entertainment/news/?sernum=7235
  10. 10. Jest to nawiązanie do działa sztuki Yoko Ono pt. Glass Keys to Open the Skies (1967) - małego szklanego pojemnika z czterema szklanymi kluczami.
  11. 11. Patrz; Tomek Kitliński, Paweł Leszkowicz, Miłość i demokracja. Rozważania o kwestii homoseksualnej w Polsce, Aureus, Kraków 2005, s.46-49