33,3 % krytyczności

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Nie ukrywam - idąc do Instytutu Sztuki Wyspa w Gdańsku na wystawę "Absolwent. Po Akademii - płynne tożsamości", miałam konkretne oczekiwania. Prace abstrakcyjne, formalne, skupione na "poszukiwaniu oryginalnego języka" itp. interesowały mnie najmniej i nie będę się tu nimi zajmować. Oczywiście doceniam wysublimowane malarstwo Daniela Cybulskiego, Krzysztofa Nowickiego czy zmyślne koncepty Marcina Zawidzkiego, jednak wszystkie te prace są na tyle różnorodne i osobne, że nie da się tu znaleźć żadnej wspólnej postawy - zebrane na wystawie głosy układają się w rodzaj archipelagu, gdzie każdy artysta-wyspa uprawia własne poletko. Mnie interesowało, na ile absolwenci gdańskiej akademii z ostatnich dziesięciu lat skłonni są krytycznie odnieść się do rzeczywistości - pola sztuki i rzeczywistości jako takiej - oraz jak wobec niej definiują siebie samych, w jakich dziś obsadzają się rolach. Postanowiłam skupić się na tych wypowiedziach, które można by określić mianem krytycznych; powodów jest kilka.

Po pierwsze, razi mnie zachowawczość trójmiejskich instytucji zajmujących się sztuką, które z jednej strony zbyt słabo osadzają się w lokalnym kontekście, z drugiej nie próbują definiować nowych dyskursów i zjawisk czy w ogóle w jakikolwiek sposób reagować na to, co dzieje się głównym obiegu sztuki. Wyjątkiem jest Wyspa, która realizuje np. w ramach festiwalu Alternativa krytycznie zorientowane, dotykające aktualnych spraw projekty. Rzućmy zatem okiem na bieżące wystawy: w sopockim PGS m.in. wystawa rysunku i malarstwa Kiejstuta Bereźnickiego, artysty starszego pokolenia, związanego ze szkołą sopocką, oraz hitowy import z Warszawy: "Szukając Jezusa" Katarzyny Kozyry. W Łaźni projekt "Art +Science Meeting 2015" i trzy wystawy: zbiorowa "Nearly human", Guy Ben-Ary'ego "Nervoplastica" oraz "Human Traits" Patricka Tresseta - czyli znów o sztucznej inteligencji, robotach, które są jak ludzie i ludziach, którzy są jak roboty. Wydaje mi się, że wątki, które porusza ten projekt, paradoksalnie w niewielkim stopniu dotyczą przyszłości, raczej stanowią odbicie tego, co dokonuje się na naszych oczach, bazując na dobrze rozpoznanym w kulturze lęku przed zatraceniem granicy między człowiekiem a maszyną, prawdziwą i sztuczną inteligencją czy przed eksperymentami w dziedzinie genetyki, które wielu traktuje jak niebezpieczną zabawę w Boga. W Gdańskiej Galerii Miejskiej pojawia się lokalny temat: "Błękit Szadółek" Dominiki Krechowicz o podmiejskim wysypisku śmieci, poza tym "All we are" - międzynarodowa wystawa (z polskim akcentem w postaci rysunków Magdaleny Abakanowicz) o zbiorowości, psychologii tłumu i indywidualizmie jednostki. Poza Kozyrą (która przecież nie jest tutejsza) - nuda i wtórność.

Po drugie, mam wrażenie, że gdańskie środowisko niechętne jest krytycznym wypowiedziom - w sztuce i o sztuce. To pierwsze akurat może nie dziwić, w końcu mówiło się trochę o formalnym czy konserwatywnym zwrocie w sztuce, więc nie jest to tylko lokalna przypadłość. Co do braku krytyki - paradoksalnie od kilku lat na gdańskiej akademii funkcjonuje kierunek krytyka artystyczna, ale póki co osób piszących o sztuce w Trójmieście jakoś nie widać. Podsumowując, można powiedzieć, że w Trójmieście sztukę się owszem pokazuje i prezentuje, nie ma natomiast nad nią namysłu - w krytyce, której brak, i w działalności wystawienniczej. Próby podsumowań, jak ta w Wyspie, są dość rzadkie, poprzednia taka prezentacja miała miejsce dziesięć lat temu. Kurator "Absolwenta" Grzegorz Klaman także wzbrania się przed formułowaniem jednoznacznych sądów, argumentując, że pokaz ma charakter niepełny (no tak, trzeba uprzedzić ewentualne pretensje pominiętych) i bardziej ma być wyjściem do dyskusji (jak i gdzie miałaby się ona toczyć i kto miałby brać w niej udział - jest sprawą otwartą) niż ostateczną diagnozą. W tej wypowiedzi można odczuć postawę charakterystyczną dla środowiska, które odżegnuje się od ocenia i stawiania tez.

Żadna środowiskowa autorefleksja nie dokonała się także na tej wystawie. Wzięło w niej udział dwudziestu jeden artystów, z czego siedmioro pokazało prace, które można by określić jako krytyczne; są to Martyna Jastrzębska, Julia Kurek, Michał Łagowski, Justyna Orłowska, Jakub Pieleszek, Maciej Salamon oraz Przemysław Trześniak. Tylko jeden z nich, Michał Łagowski, odniósł się do instytucji akademii oraz swojej obecnej sytuacji jako absolwenta i artysty. Na wernisażu wykonał performans, podczas którego poinformował zebranych, że obecnie posiada stałe zajęcie, jest ubezpieczony, a ubranie, które ma na sobie (koszula z kołnierzykiem, eleganckie buty, płócienna torba na ramię) jest strojem obowiązującym w jego miejscu pracy. Następnie poprowadził publiczność, traktując ją jak zgraję niesfornych uczniaków, do miejsca, gdzie prezentowano wideo artysty pt. "Wstępując do społeczności", będące zapisem jego performansu z 2013 roku. Łagowski, stojąc przed "uczniami", zakrył dłonią ekran w miejscu, gdzie znajdowały się genitalia. Działanie Łagowskiego było nie tylko komentarzem do jego obecnej sytuacji życiowej, ale, moim zdaniem, przede wszystkim zadawało kłam tytułowi wystawy. Tożsamość performera wcale płynnie nie przychodzi z jednej roli Łagowskiego-nauczyciela do drugiej - Łagowskiego-artysty. Cenzorski gest stanowił sztywną zaporę między nimi, stawiając pytanie: czy aby na pewno wiejski nauczyciel plastyki może stać nago w miejscu publicznym i oddawać mocz na podłogę galerii? Odpowiedź Łagowskiego brzmi: "nie", ale może też: "to wcale nie jest takie proste". Samo wideo zaś odnosiło się do zdarzenia z 2012 roku, kiedy to władze gdańskiej akademii nie przyjęły na studia Grzegorza Gilewicza, który odmówił podpisania ślubowania. Łagowski postawił własne ciało w konflikcie między fizjologiczną potrzebą oddania moczu a sytuacją wernisażu. W końcu zaczyna sikać, odczytując przy tym tekst ślubowania i jednocześnie dosłownie, olewając instytucję.

Michał Łagowski, "Mój pierwszy zabawny performance", 2015, fot. Marek Frankowski
Michał Łagowski, "Mój pierwszy zabawny performance", 2015, fot. Marek Frankowski

Michał Łagowski, "Mój pierwszy zabawny performance", 2015, fot. Marek Frankowski
Michał Łagowski, "Mój pierwszy zabawny performance", 2015, fot. Marek Frankowski

Do lokalnych kontekstów nawiązał także Maciej Salamon, który pokazał prace związane ze Stocznią Gdańską. Fotografia "Chuje któregoś dnia to my zburzymy wasze miasta" przedstawia tytułowy napis wykonany na płocie odgradzającym wyburzany teren Stoczni, gdzie właśnie wjechały buldożery. "Slayer" i "Wszystko, co stałe, rozpływa się w powietrzu" to dwa krótkie wideo utrzymane w konwencji agresywnego teledysku - pierwszy nawiązuje do znajdującego się kiedyś na ścianie jednej z hal, nieistniejącego już muralu "Slayer", drugi przedstawia migawki z ulicznych demonstracji i walk z policją. Prace Salamona, które moim zdaniem nieco powierzchownie traktują temat, oddają trochę klimat, jaki panował jeszcze niedawno wokół Stoczni - klimat bezradności, poczucia chaosu i konsternacji. Jednak o ile prace Salamona obrazują jakąś zdesperowaną wściekłość - która chociaż nie bardzo wiadomo, w kogo jest wymierzona (no bo kim są te "chuje"?), jednak stanowi wyraźny gest sprzeciwu - to inni artyści wybierają ucieczkę z najbliższego podwórka, odgrzewając tematy konsumpcjonizmu i popkultury.

Maciej Salamon, "Chuje któregoś dnia to my zburzymy wasze miasto", 2010, fot. Marek Frankowski
Maciej Salamon, "Chuje któregoś dnia to my zburzymy wasze miasto", 2010, fot. Marek Frankowski

Jakub Pieleszek na przykład tworzy prace formą nawiązujące do nastaw ołtarzowych i epitafiów, w które wpisuje loga światowych koncernów i różne popkulturowe symbole. Na wystawie zaprezentował między innymi obiekt zainspirowany tragicznymi wydarzeniami w Denver, gdy w tamtejszym kinie, podczas premiery filmu u Batmanie, mężczyzna zaczął strzelać do widzów, zabijając i raniąc kilkadziesiąt osób. Sens tej pracy można streścić jednym zdaniem: gdy fikcja miesza się z rzeczywistością, skutki mogą być opłakane. "Revolution time" opowiada o rewolucji w komunikacji, gdzie jeden emotikon znaczy więcej niż tysiąc słów. "Sorry, Polsko" stawia pytania o, rzecz jasna, polskość w dobie globalizmu.

Jakub Pieleszek, "Masakra w Denver", 2012 (z lewej) i "Revolution Time", 2012 (z prawej), fot. Marek Frankow
Jakub Pieleszek, "Masakra w Denver", 2012 (z lewej) i "Revolution Time", 2012 (z prawej), fot. Marek Frankow

Jakub Pieleszek, "Sorry, Polsko", 2013, fot. Marek Frankowski
Jakub Pieleszek, "Sorry, Polsko", 2013, fot. Marek Frankowski

Nie przekonuje mnie też performerka Julia Kurek. Artystka wciela się w Ofelię i leży w fontannie w centrum handlowym, później podczołguje się pod sklepowe witryny, co ma zaświadczać marność dóbr doczesnych, lub przebrana za Barbie strzela do przechodniów na Placu Czerwonym bańkami mydlanymi z zabawkowego pistoletu - by zaakcentować konflikt między dwoma mocarstwami. Kurek to kosmopolitka - robi performans w Moskwie, Meksyku, Istambule. Podejmuje tematy niewątpliwie ważne, ale jej działania odbieram jako swoisty krytyczny eskapizm, ucieczkę z lokalnego kontekstu w Wielkie Tematy i Wielkie Miejsca, by nie powiedzieć w efekciarstwo. W wypadku Kurek jej tożsamość jest dla mnie płynna aż nadto, stanowi jedno wielkie przedstawienie, nieustanną wymianę masek.

Julia Kurek, "Ophelia", 2012, fot. Marek Frankowski
Julia Kurek, "Ophelia", 2012, fot. Marek Frankowski

Tymczasem można inaczej, subtelniej, a wcale nie mniej wymownie, jak np. Justyna Orłowska, która zaprezentowała wideo "Oczyszczanie". Performans, wykonany w Poznaniu, dotyczył coraz powszechniejszego zjawiska przejmowania kamienic przez duże firmy i "czyszczenia" tych budynków z lokatorów. Tytuł pracy odnosi się do procederu wyrzucania ludzi z mieszkań, ale też do remontowania obiektów przez nowych właścicieli. Swoje działanie Orłowska przeprowadziła w bramie właśnie w ten sposób "wyczyszczonej" kamienicy, w której została tylko jedna rodzina. Artystka mopem z dredów zmywa przejście między ulicą a podwórkiem. W pewnej chwili pojawia się ochroniarz, który próbuje skonfiskować wiadro z wodą, argumentując, że budynek jest własnością prywatną. Orłowskiej jednak udaje się spokojnie dokończyć czynność, a potem obmyć się resztką wody. Praca jest istotna nie tylko dlatego, że dotyka ważnego społecznego problemu, ale też dlatego, że wpisuje się w szerszy wątek, dotyczący następstw transformacji ustrojowej - wciąż chyba dość rzadko podejmowany przez artystów młodego pokolenia.

Justyna Orłowska, "Oczyszczenie", 2013, fot. Marek Frankowski
Justyna Orłowska, "Oczyszczenie", 2013, fot. Marek Frankowski

Na koniec chciałabym przywołać jeszcze jedną pracę, której nie zaliczyłam w poczet krytycznych. Wideo z rysunkami Honoraty Martin to komentarz do jej akcji "Przyjdź i weź co chcesz", w której artystka zaprosiła widzów do swojego mieszkania i rozdała im swoje rzeczy. W tej rysowanej krótkiej historii artystka wspomina zabrane przedmioty i przytacza rozmowy z różnymi osobami na temat akcji. Właściwie nigdzie nie padają słowa o motywach jej przeprowadzenia, w pewnym momencie jednak Martin wspomina dziadka i jego kolekcję butelek, których nie chciał się pozbyć. Butelki, coraz bardziej brudne i zakurzone, coraz bardziej denerwowały swoim bezsensownym istnieniem resztę rodziny. Dziadek jednak uparcie nie likwidował swojej kolekcji.

Czy więc tamto wspomnienie kompulsywnego, pozbawionego celu zbieractwa popchnęło Martin do tej akcji?

Myślę, że w pracy artystki istotny jest sam radykalny gest, zrobienie miejsca. Co miałoby znaleźć się w tym miejscu i po co, to już są kwestie kalkulacji. Marzy mi się sztuka radykalnych posunięć, zamiast sztuki kalkulacji właśnie.


Honorata Martin, "Oddanie", 2014, fot. Marek Frankowski
Honorata Martin, "Oddanie", 2014, fot. Marek Frankowski

"Absolwent. Po Akademii - płynne tożsamości",
Artyści: Daniel Cybulski, Monika Filipek, Sylwia Galon, Martyna Jastrzębska, Ewa Juszkiewicz, Julia Kul, Julia Kurek, Michał Łagowski, Piotr Makowski, Honorata Martin, Magdalena Mellin, Agata Nowosielska, Krzysztof Nowicki, Justyna Orłowska, Mateusz Pęk, Jakub Pieleszek, Katarzyna Podpora, Maciej Salamon, Przemysław Trześniak, Mariusz Waras, Marcin Zawicki
Kurator: Grzegorz Klaman. Instytut Sztuki Wyspa, Gdańsk, 8.05 - 30.06.2015

Honorata Martin, "Moment", 2015, fot. Marek Frankowski
Honorata Martin, "Moment", 2015, fot. Marek Frankowski

PrzemysławTrześniak, "HWDP", 2014, fot. Marek Frankowski
PrzemysławTrześniak, "HWDP", 2014, fot. Marek Frankowski

Martyna Jastrzębska, "Godło", 2013, fot. Marek Frankowski
Martyna Jastrzębska, "Godło", 2013, fot. Marek Frankowski

Martyna Jastrzębska, "Pożegnanie', 2014, fot. Marek Frankowski
Martyna Jastrzębska, "Pożegnanie', 2014, fot. Marek Frankowski