Sztuka en vogue

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Paryż, tak w tzw. wyższych kręgach, jak i w powszechnym mniemaniu od zawsze kojarzył się z dwiema rzeczami: sztuką i modą. Obecnie, mimo że prym w obu dziedzinach od dawna wiedzie Nowy Jork, stolica Francji nie ustaje w podejmowaniu przeróżnych inicjatyw, aby utrzymać poziom i udowodnić, że wciąż ma w rękach patent na dobre show, co przy tak bogatej tradycji i zasobach magazynów wszelkich instytucji kulturalnych nie jest też specjalnie trudne. Ponadto nie ulega wątpliwości, że symbioza obu światów nigdzie nie ma się lepiej niż właśnie w Paryżu. Dowodem na to są dwie trwające równolegle wystawy, które w okresie letnim można było zobaczyć w Musée des Arts Décoratifs i Espace Culturel Louis Vuitton.

Pierwsza z tych instytucji znana jest z tego, że chętnie w swoich murach prezentuje dzieła haute couture wielkich współczesnych projektantów, hojnie ofiarowując im swoje obszerne sale. Niemniej jednak wystawa "Louis Vuitton & Marc Jacobs"jest pewnym wyjątkiem: otóż nie ogranicza się ona bynajmniej do dbałości o jak najlepszą ekspozycję materiałów i kunsztownych krawieckich konstrukcji, ale przede wszystkim tworzy rodzaj narracji, w której próba ukazania ewolucji zderza się z widocznymi niemal na każdym kroku kontrastami między - nie bójmy się tego określenia - twórczością obydwu artystów. Już pierwsza sala, w której centralnie wyeksponowano jedynie dwa portrety projektantów, sugeruje, że nie będzie to po prostu pokaz koronek, atłasów i nieco bardziej kontrowersyjnego lateksu, a coś w rodzaju intymnej podróży, retrospektywy aspirującej do uchwycenia artystycznych korespondencji w dziełach obu mistrzów.

Louis Vuitton & Marc Jacobs, S. Gainsbury et J. Bennett, (c) Les Arts Décoratifs, zdj. Luc Boegly
Louis Vuitton & Marc Jacobs, S. Gainsbury et J. Bennett, (c) Les Arts Décoratifs, zdj. Luc Boegly

Wystawa została podzielona między dwa piętra, z których pierwsze zajmuje Louis Vuitton przybrany w pudrowe XIX-wieczne dekoracje, odtwarzające atmosferę narodzin marki stawiającej pierwsze kroki na rynku dzięki produkcji luksusowych waliz i kufrów. Wyżej rozciąga się nieokiełznany, lekko chorobliwy świat wyobraźni Marca Jacobsa, obecnie dyrektora artystycznego domu mody Vuitton, pozostającego pod silnym wpływem rozedrganej kultury wizualnej XX i XXI wieku. Jeśli jednak powrócić na chwilę do przestrzeni poświęconej Vuittonowi, nie sposób nie zauważyć, że nawet w części pomyślanej jako historyczna kuratorzy wystawy stosują kilka trików powodujących, że dosyć toporna XIX-wieczna bielizna zyskuje wymiar awangardowego dzieła sztuki i na czas podróży po ekspozycji absolutnie traci swój materialny i użytkowy wymiar. Mam tu na myśli prezentację zdjęć rentgenowskich ubrań czy też małe wiszące gablotki, w których stroje dla lalek, swego czasu szyte również przez francuski dom mody, przyszpilone w równych rządkach i opatrzone skrupulatnym opisem przypominają cenną kolekcję motyli. Natomiast widzom bieglejszym w sztuce współczesnej automatycznie skojarzą się ze słynnymi aptekarskimi gablotkami Hirsta.

O ile scenografia części Vuittona flirtuje ze współczesną zbiorową wyobraźnią, to oprawa projektów Jacobsa zdecydowanie ją przekracza. Już na schodach łączących oba piętra widzowie natykają się na smukłego manekina stojącego do góry nogami, z głową utkwioną w krwistoczerwonym pudle, co zdaje się zapowiedzią przejścia do świata, który dosłownie i w przenośni "stanął na głowie". Pudrowe tapety ustępują tu miejsca głębokiej czerni, a spokojne dekoracje - chaosowi ścian wypełnionych różnorodnymi obrazami: ekranami ze zdjęciami, kopiami dzieł sztuki i fragmentami wideo, które od lat stanowią podstawowe inspiracje projektanta. Sceny z filmów porno klasy B sąsiadują z plakatami Davida Bowiego i portretami autorstwa Keesa van Dongena. XX wiek w pigułce - Jacobs aplikuje ją widzowi sprytnie i gładko, niczym doświadczony dealer LSD zaprasza do swojego świata, mówiąc: "Nie pożałujesz".

Louis Vuitton & Marc Jacobs, S. Gainsbury et J. Bennett, (c) Les Arts Décoratifs, zdj. Luc Boegly
Louis Vuitton & Marc Jacobs, S. Gainsbury et J. Bennett, (c) Les Arts Décoratifs, zdj. Luc Boegly

Kolejne gabloty odsłaniają nienaturalnie smukłe manekiny-roboty, błyszczące neonowymi kolorami lub bezwstydnie demonstrujące śruby i łącza, pozbawione głów, twarzy i tym samym zdające się pokazywać, że nie chodzi o imitację ciała, na którym można by zaprezentować strój, ale że już sama surrealistyczna konstrukcja, te kozie, psie i wilcze łby umocowane na plastikowych szyjach i zamknięte za szybą stanowią treść wystawy i są równoważne z prezentowaną stylizacją. Sklepowa witryna oddaje pole artystycznej instalacji - sztuczna Kate Moss w erotycznej pozie i ze zwierzęcym pyskiem, zatrzaśnięta w złotej klatce, staje w szranki w tych samych zawodach, co słynny już rekin w formalinie. Tuż obok garsonka i buty z krokodylej skóry - wdzięcznie prezentowane przez manekina z krokodylim łbem wydają się makabryczną kpiną, misterium okrucieństwa. Można zadać sobie pytanie, czy to produkt zostaje tu wyniesiony do rangi sztuki, czy po prostu mamy kolejny dowód na to, że sztuka już od dawna jest produktem jak każdy inny.

Louis Vuitton & Marc Jacobs, S. Gainsbury et J. Bennett (c) Les Arts Décoratifs, zdj. Luc Boegly
Louis Vuitton & Marc Jacobs, S. Gainsbury et J. Bennett (c) Les Arts Décoratifs, zdj. Luc Boegly

Pytanie to rezonuje jeszcze bardziej, gdy po wystawie w Musée des Art Décoratifs zdecydujemy się udać do wspomnianej Espace Culturel Louis Vuitton, galerii prowadzonej pod patronatem wielkiego domu mody, znajdującej się na ostatnim piętrze najbardziej prestiżowego paryskiego butiku przy Champs-Elysées. Warto przy tym podkreślić, że mimo iż prestiż sklepu dość wyraźnie został zbrukany przez szturmujących go turystów wpuszczanych do środka partiami przez wyraźnie zniesmaczonych ochroniarzy we frakach, a właściwa klientela omija go raczej z daleka, to jednak zdarza się jej jeszcze zawitać pod ten adres, aby (o ironio) tylnym wejściem dostać się do rzeczonej Espace Culturel.

Wchodzę więc "od kuchni" i nim zdążę przyjrzeć się instalacji rozpostartej w głównym hallu, zostaję zaatakowana przez elegancką lift girl, która uprzejmie, choć pośpiesznie wprowadza mnie do małego, ciemnego pomieszczenia i informuje, że "tą oto windą, zaprojektowaną przez artystę tego i tego (mówi tak szybko i tonem człowieka powtarzającego formułkę "proszę zapiąć pasy i odsłonić okna", że nie jestem w stanie skupić uwagi na rzucanych informacjach) wjedziemy teraz w zupełnych ciemnościach na ostatnie piętro". Dowiaduję się też, że celem owej mrocznej podróży jest odcięcie się od hałaśliwej rzeczywistości, którą pozostawiamy na dole. Jakieś 10 sekund, które zajmuje wjazd, wydaje mi się raczej niewystarczające, aby zapomnieć o rzeczywistości, niemniej jednak na górze lift girl błyskawicznie zaopatruje mnie w informator, po czym natychmiast zjeżdża po kolejną ofiarę.

Loris Cecchini, Gapis (airbone), (c) ADAGP Paris 2012
Loris Cecchini, Gapis (airbone), (c) ADAGP Paris 2012

Trwająca obecnie wystawa nosi tytuł "Turbulencje" i jak głosi nota kuratorska, poszukiwania prezentowanych na niej artystów plasują się na styku sztuki, fizyki i astronomii, a wszystko przyprawione jest oczywiście cytatami z Platona i Leonarda da Vinci. Od razu więc widać, że po raz kolejny mamy do czynienia z modnym od pewnego czasu łączeniem humanizmu i szeroko pojętej myśli technicznej. Artyści igrają ze stabilnością i równowagą przedmiotów martwych, czy to w rzeźbie, odtwarzając pulsowanie fali utworzonej przez niewidzialny obiekt (Loris Cecchini, "Gaps (air borne)"), czy konstruując kartonowe sfery, które dzięki specjalnej formie utrzymują się w powietrzu (Atilla Csörgo, "How to Construct an Orange? II"). Inni natomiast usiłują dokonać rzeczy odwrotnej - coś pierwotnie żywego, wibrującego i nieuchwytnego opisać za pomocą systemu znaków, swoistej kartografii niematerialnego, jak w wypadku map-wykresów Jorinde Voigt, próbującej zapisać w ten sposób temperaturę, muzykę pop i pocałunek; w innej pracy, wyeksponowanej w przyulicznej witrynie, za pomocą kilkunastu śmigieł wprawia ona w ruch odmieniane przez wszystkie osoby słowo "kocham" ("Grammatik I et II").

Jorinde Voigt, Grammatik I und II, (c) ADAGP Paris 2012
Jorinde Voigt, Grammatik I und II, (c) ADAGP Paris 2012

Po obejrzeniu wystawy można odnieść wrażenie, że łączący wszystkie dzieła problem niestabilności i rozedrgania otaczającej nas rzeczywistości nie jest ich jedynym wspólnym mianownikiem. Jest jeszcze drugi, może nawet bardziej wyraźny, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę kontekst istnienia i działalności galerii, której silny związek z marką Vuitton-Jacobs nie daje się wyrugować. Dzieła te mianowicie są przede wszystkim eleganckie i przeestetyzowane - poza jednym wyjątkiem - absolutnie minimalistyczne w formie, a poniekąd również w treści. Owszem, spora część z nich intryguje i prezentuje dosyć wysoki poziom, toteż w ostatecznym rozrachunku stają się rodzajem placebo podanego na platynowej tacy, wysyłają odbiorcy impulsy przyjemnie drażniące poczucie dobrego smaku, ale daleko im do wywołania prawdziwych turbulencji i zatrzęsienia jego światem.

Pascal Haudressy, Choice, (c) Pauline Guyon - Louis Vuitton
Pascal Haudressy, Choice, (c) Pauline Guyon - Louis Vuitton

Wygląda więc na to, że w tym starciu, gdy moda coraz śmielej rozsiada się na artystycznych salonach w muzealnych gablotach, sztuka współczesna wciąż funkcjonuje bardziej jako modny dodatek dopełniający stylizację, trochę niczym uroczy chihuahua w torebce prawdziwej fashionistki sprzed kilku sezonów.


"Louis Vuitton & Marc Jacobs", Musée des Arts Décoratifs, Paryż, 9.03 - 16.09.2012

"Turbulences", Espace Culturel Louis Vuitton, Paryż, 21.06 - 16.09.2012