Goście w osadzie: kulisy konkursu na pawilon Polonia w Wenecji w 2009 r.

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
Projekt realizacji "Goście" Krzysztofa Wodiczko
Krzysztof Wodiczko "If You See Something, Say Something" Lelong Gallery, New York 2005

Podsumowanie i ranking to już stałe elementy działalności redakcyjnej „Obiegu". Podobnie nową świecką tradycją stało się opisywanie kulisów konkursu na pawilon polski na Biennale w Wenecji. By tradycji stało się zadość - tym razem w formie felietonowej - opis tego, co i mniej więcej dlaczego postanowiło nagrodzić jury w grudniu 2008 roku.

Pisanie o konkursie weneckim przypomina dziennikarstwo śledcze raczej niż krytykę artystyczną: tajne oferty i anonimowi zgłaszający projekty wystaw oraz jury powoływane za pięć dwunasta rozstrzygnięcia konkursu. Poszlaki, domniemania, kto, co i dlaczego. Po obradach w oficjalnym komunikacie podane jest wprawdzie nazwisko zwycięzcy, a drugi projekt w kolejności zostaje zatrzymany jako rezerwowy, ale na tym wiedza dostępna szerokiej publiczności się kończy. Zwycięzca zaczyna pracę nad wystawą, a reszta kopert pozostaje symbolicznie zamknięta i odesłana anonimowym kuratorom. Dotarcie do nich wydaje się jeśli nie niemożliwe, to z pewnością utrudnione. Z przecieków z obrad jury można co nieco dowiedzieć się o przysłanych na konkurs projektach, ale pamięć ludzka jest zawodna, a uwaga łatwo ulega rozproszeniu. Po wyjściu z obrad można o pewnych pomysłach zapomina się szybko. Pozostaje sprawdzać możliwie delikatnie kto co mógł przesłać na konkurs; możliwie delikatnie, by nie pognębiać tych, którzy nie wygrali. Ale jaki to ma sens? W jakiejś mierze rekonstrukcja konkursu pozwala określić, jakie są tendencje w polskim kuratorstwie. Co ma szansę wygrać i co jest „na czasie", a co zupełnie się nie nadaje, czyli jakie nazwiska i jakie realizacje pojawiają się na tej swoistej artystycznej giełdzie pomysłów/artystów.

W tym roku wyboru pawilonu na biennale dokonali: Agnieszka Morawińska (Zachęta), Joanna Mytkowska (MSN, kuratorka pawilonu w 2005 roku), Monika Sosnowska (artystka, pawilon 2007), Milada Ślizińska (CSW Zamek Ujazdowski), Hanna Wróblewska (AICA/Zachęta), Piotr Krajewski (WRO), Maria Anna Potocka (Bunkier Sztuki), Paweł Potoroczyn (Instytut Adama Mickiewicza), Barbara Raczyńska (MKiDN). Aż czterech jurorów było nieobecnych podczas obrad: Aneta Szyłak (IS Wyspa), Sławomir Sierakowski (Krytyka Polityczna), Piotr Piotrowski (IHS UAM), Leon Tarasewicz (artysta, pawilon 2003). Trudno przewidzieć jaki wynik miałyby obrady, gdyby jury było w komplecie. Tymczasem, na przewodniczącą wybrano Maszę Potocką i obrady zostały rozpoczęte od zaprezentowania tematu ramowego imprezy weneckiej oraz przedstawienia postaci głównego kuratora Biennale. Potem była już mowa o pawilonie polskim.

Na konkurs nadeszło 17 zgłoszeń. Jedno zgłoszenie odpadło z przyczyn formalnych. Data stempla na kopercie świadczyła o przekroczeniu terminu składania projektów. Był to najprawdopodobniej projekt wystawy Zuzanny Janin i Tomasza Kozaka, o którym od kuratora wiem, że był złożony, ale żaden z indagowanych przeze mnie jurorów o tym projekcie nie wspomniał. Czyli projektu nie było na obradach, bo kto mógłby zapomnieć o tandemie Janin-Kozak?

Pozostałych 16 projektów po kolei zaprezentowano jurorom. Po pierwszej rundzie kolejne trzy projekty odpadły ze względów formalnych. Tym razem potencjalni kuratorzy przekroczyli (przeoczyli?) górny pułap ustalonego przez organizatora budżetu. Powyżej nie aż tak małego limitu na realizację wystawy w Pawilonie znalazły się propozycje ekspozycji Pawła Althamera (jurorzy: „mini-retrospektywa"), Piotra Uklańskiego („tańczący naziści" czyli słynna dyskotekowa podłoga - Bez tytułu, 1997 - a na ścianach równie kultowi Naziści, 1999) oraz wystawa Agnieszki Kurant. Jurorzy zatrzymali się przez chwilę nad faktem, że proponowany budżet Uklańskiego był o jakiś milion złotych powyżej górnego limitu. Althamer i Uklański podobno i tak by nie przeszli, bo kuratorzy startujący do Wenecji powinni wiedzieć, że premiowane są świeże projekty, a nie odgrzewane kotlety. Nieco inaczej wyglądała sytuacja z Agnieszką Kurant, ale jak, tego dokładnie nie wiadomo.

Po dyskusji nad pozostałymi trzynastoma projektami jury uznało, że warto głosować tylko nad dwoma najciekawszymi. Do walki stanął Wodiczko i Kuśmirowski. O nich za chwilę. Teraz pora na pozostałych jedenaście projektów, które uznane zostały z różnych względów za zbyt słabe by znaleźć się w finale. Źródła zbliżone do jury podają, że przedstawione projekty odbiegały zasadniczo od poziomu dwóch wybranych do głosowania. Zarówno pod względem koncepcji merytorycznej jak i sposobu prezentacji. W niespełna tuzinie projektów, które wypadły z gry wyróżnić można te „poniżej wszelkiego poziomu", „nieadekwatne do tego, co aktualnie tworzy artysta", „bez związku z charakterem biennale i/lub miejscem ekspozycji jakim jest pawilon Polonia". Były też projekty, gdzie „kurator wiedział lepiej od artysty, o co mu chodzi", czyli projekty przekombinowane. Co zatem przesłali kuratorzy pragnący zrealizować wystawę w Wenecji?

Czego tu nie było. Wystawy indywidualne: Sławomira Marca, Jacka Damięckiego, Zbigniewa Macieja Dowgiałło, Jarosława Kozłowskiego, Macieja Kuraka, czy Huberta Czerepoka. Kurator wystawy Kozłowskiego chciał zbyt wiele osiągnąć, Marzec i Damięcki - tu nie udało mi się zdobyć żadnego komentarza - z kolei Czerepok i Kurak przekombinowali i przedstawili projekty nieadekwatne do kontekstu. Czerepok chciał podobno stworzyć wystawę nawiązującą do zbieżności dat śmierci Picassa i urodzin artysty. Paranoja tym razem miała dotyczyć rzekomego wcielenia się ducha autora Guerniki w ciało twórcy Survivors of the White Cube. Za słaby to patent na ten rok i na to jury. Kurak z kolei przedstawił pomysł typu „galeria w galerii", ale nie jedną tylko cztery w jednym. Innymi słowy, jak mi relacjonowano, chciał przenieść do pawilonu polskiego fragmenty galerii AT, Foksalu, Krzysztoforów i jeszcze czegoś, ale nie mogłem dojść czego, może Białej? Jak przenieść Krzysztofory do Polonii? A przede wszystkim po co? Te pytania w tym tekście pozostaną bez odpowiedzi.

Zostało nam zatem pięć projektów, które przegrały. Wśród nich znalazł się pomysł wystawy o wiele mówiącym tytule Kalejdoskop. Według kuratora, kuratorki lub zespołu kuratorów w tym roku w Wenecji należałoby wystawić prace studentów, absolwentów z Wrocławia. Z kolei inny pomysł na Wenecję polegał na przygotowaniu prezentacji zbiorowej artystów z kręgu pracowni profesora Grzegorza Kowalskiego, tzw. „Kowalni". Pierwsze okazało się zbyt studenckie, a drugie zbyt profesorskie, oba projekty zbyt akademickie. Pozostałe trzy projekty pozostaną póki co anonimowe i nieznane. Nie udało mi się dotrzeć do informacji o nich. Jeśli więc kuratorzy bądź artyści czują potrzebę ich prezentacji w „Obiegu" proszę o kontakt lub wklejenie odpowiedniej informacji w komentarzach pod tekstem.

Trochę to żenujące, ale co zrobić. Dziennikarskie śledztwo z reguły zmierza do ujawnienia jakiejś niezwykle ważnej informacji, tymczasem w tym wypadku chodzi o wiedzę dotyczącą „przegranych". W Polsce wciąż projekty odrzucone - wygrywa przecież tylko jeden - traktowane są po macoszemu. Nie ma pokonkursowej prezentacji wszystkich ofert, nie ma dyskusji, są plotki, komentarze i kuluarowa krzątanina. Obecny system wydaje się mimo wszystko wydolny. Najlepiej świadczą o tym zrealizowane w ostatnich dwóch dekadach pawilony, ale być może zmianie powinna ulec właśnie procedura ogłaszania wyników. Czy nie lepiej byłoby dla sztuki, kuratorów, krytyków i historyków, wreszcie dla samego konkursu, gdybyśmy zamiast lakonicznej trzyzdaniowej informacji na stronie ministerstwa mieli okazję publicznie poznać szczegóły projektów i ich autorów? Czy kuratorzy nadsyłający oferty wystaw nie przykładaliby się bardziej? Może udałoby się uniknąć żenujących historii, gdy artyści nawet nie wiedzą, co kurator wysyła i czy w ogóle wysyła. Według zasady „jak wygram to projekt z artystą dopracuję, jak przegram to i tak pozostanę anonimowy". Celowo w tym tekście nie przedstawiam - wyjątkowo - listy nazwisk kuratorów nadsyłających zgłoszenia. Co wysłał Michał Woliński, a co Łukasz Ronduda? Jeśli w ogóle coś wysłali. Czy Andrzej Przywara tym razem startował? Kto składał Althamera i nie przeczytał nawet regulaminu? Kto stoi za Czerepokiem? Monika Branicka? A kto za Kozłowskim? Tomasz Szczuka? Co przysłał Kuba Szreder? Czy na pewno coś wysłał? Dlaczego Kuśmirowskiego nie zgłosiła Joanna Zielińska? Dlaczego nic nie zgłaszają kuratorki Zachęty? Czy Stach Szabłowski spóźnił się na pocztę? Czy w tym roku projekt składała Joanna Warsza? Kto lansuje wrocławskich studentów? Kto zgłosił dokumentację Kowalskiego skoro jest teraz na wystawie w MSN-ie? Dopóki po ogłoszeniu wyników konkursu koperty pozostaną zamknięte, skazani jesteśmy na dziwną, dwuznaczną sytuację skłaniającą do spekulacji, a nie merytorycznej dyskusji. Zupełnie bez sensu. Podobno wynika to z założenia, że ten czy inny kurator może próbować projekt złożyć na inny konkurs, albo na ten sam konkurs tylko za dwa lata, albo zrealizować scenariusz w innej instytucji. Niestety, tak się w Polsce nie dzieje. Z niewiadomych względów nawet świetne projekty pozostają „zamarkowane" w głowach ludzi z branży jako „przegrane" i realizowane nie są. Wyjątkiem jest wielki przegrany konkursu na pawilon wenecki w 2003 roku - Krzysztof Wodiczko - który swoją koncepcję wystawy mógł wykorzystać do przygotowania świetnej ekspozycji w Nowym Jorku w 2005 roku (If you see something, say something), dlaczego nie w Warszawie? Czy nie powinno być odwrotnie? Osobnym pytaniem jest czym projekt Goście różni się od złożonego przez Miladę Ślizińską w 2002 roku? Czy ciekawym nie byłoby porównanie tych projektów? Dlaczego wówczas Wodiczko odpadł, a dziś wygrał?

Wracając do losu przegranych projektów. Czy nie byłoby ciekawiej gdybyśmy po ogłoszeniu wyniku konkursu - do Wenecji pojadą Wodiczko/Czubak - dowiedzieli się na konferencji, że świetną wystawę Kozłowskiego, Althamera, Marca, Czerepoka czy Kuraka zaproponował kurator X, Y, Z. W mediach rozgorzałaby dyskusja o roli pawilonu, randze i zasadności wybranego projektu. Do jednego czy drugiego kuratora po konferencji prasowej zgłosiliby się dyrektorzy kilku instytucji, które jak wynika z ich programu cierpią na chroniczny brak naprawdę dobrych scenariuszy wystaw i mogliby zaproponować kuratorowi i artyście realizację wystawy według gotowego pomysłu. A jeśli adaptacja byłaby niemożliwa to po prostu rozpocząć współpracę z kuratorem i artystą, artystką, artystami... Nie byłoby to nic szczególnie nowego. Tak dzieje się w wypadku choćby konkursów architektonicznych. Pamiętają państwo galę z ogłoszeniem wyników na budynek MSN? Wygrywa jeden, ale poznajemy wszystkich. Kreatywność, wrażliwość, stopień organizacji i realizacji warunków konkursu przez architektów nie pozostają obojętne dla ich dalszej kariery. Najwyraźniej to zupełnie inna bajka.

Tegoroczny konkurs wygrał projekt pawilonu nadesłany przez Bożenę Czubak, kuratorkę licznych wystaw, historyczkę i krytyczkę sztuki, do niedawna kierowniczkę artystyczną Galerii Le Guern, obecnie szefową Fundacji Profile. Czubak zaproponowała indywidualną wystawę Krzysztofa Wodiczko, legendy polskiej sztuki zaangażowanej, dizajnera (z wykształcenia) i artystę, którego projekty publiczne realizowane były od Meksyku i Stanów Zjednoczonych, po Niemcy i oczywiście Polskę. Projekt zatytułowany Goście przygotowany przez duet Czubak/Wodiczko wygrał w pierwszym głosowaniu 5:4. Drugim w stawce, który wciąż pozostaje „awaryjnie" do realizacji w Wenecji w 2009 roku był nadesłany przez Sebastiana Cichockiego projekt wystawy indywidualnej Roberta Kuśmirowskiego (Osada). Wystawa miała być w jakiejś mierze powtórzeniem tych z Turynu i Bunkra Sztuki. Opis nadesłanych projektów znajdą Państwo pod tekstem. Dyskusja, o której wspominali jurorzy dotyczyła nie tyle merytorycznego wymiaru głosowanych propozycji - tu była zgoda, co do tego, że oba projekty godne są pawilonu. Rozmawiano zapewne o pryncypiach: czy pawilon powinien trafić w ręce artysty zasłużonego, o bogatym dorobku, dla którego byłby swego rodzaju zwieńczeniem kariery (Wodiczko występowałby tu pomiędzy klasykami z różnych pokoleń, gdzieś pomiędzy Dróżdżem i Tarasewiczem), czy też raczej powinniśmy inwestować w młodość, w sztukę o ustalonej pozycji, ale jednak jeszcze nie „klasyczną" (Kuśmirowski w jednym rzędzie z Sosnowską czy Żmijewskim)? Podobno niektórzy jurorzy wskazywali, że Kuśmirowski jako artysta przecież jeszcze młody, nie prezentuje wyrównanego poziomu i zdarzają mu się wystawy po prostu gorsze. Nawet jeśli takich czy innych argumentów używano wniosek jest jeden: Wenecja to albo nagroda za dorobek, albo amplifikacja szans na karierę w międzynarodowym stylu. Ale - pamiętajcie kuratorzy! - zawsze nowy projekt i zawsze jeden artysta w jednym pawilonie. Niektórym wydawać się mogło, że zmieni się to po ostatnim Złotym Lwie dla Nicolasa Grospierre'a i Kobasa Laksy: dwóch artystów na początku drogi artystycznej, z którymi pracowało dwóch kuratorów Jarosław Trybuś i Grzegorz Piątek. Może nie było równie ciekawego projektu najmłodszych artystów, grupowej wystawy, a może Biennale Sztuki to nie Biennale Architektury. Jury wybrało Krzysztofa Wodiczko. To powrót do klasyki i sztuki zaangażowanej, krytycznej chciałoby się powiedzieć. Ale jakże inaczej „krytyczność" definiuje Wodiczko. Przy ludzkiej, arcyludzkiej sztuce Katarzyny Kozyry czy Artura Żmijewskiego, Krzysztof Wodiczko prezentuje się niczym niepokorny idealista i nieprzejednany humanista.

Poniżej krótkie prezentacje idei dwóch ofert konkursowych, które znalazły się w finale konkursu: Krzysztof Wodiczko i Robert Kuśmirowski.

Robert Kuśmirowski
Robert Kuśmirowski

Fragment opisu wystawy Sebastiana Cichockiego: Robert Kuśmirowski - „Osada"
Projekt Roberta Kuśmirowskiego nosił roboczy tytuł „Osada". Robert Kuśmirowski planuje przekształcenie wnętrza pawilonu Polonia w gigantyczną, iluzyjną instalację - sugerująca istnienie osady, zamieszkaną przez grupę osób, poddających recyklingowi przedmioty z przeszłości (czyli naszej teraźniejszości) i znajdujących ich nietypowe zastosowania. To skomplikowana struktura improwizowanych schronień, warsztatów, maszyn, urządzeń kuchennych i sanitarnych - sugeruje istnienie społeczności, rozwijającej się na zgliszczach cywilizacji, po jakiejś niewyjaśnionej katastrofie, która zmuszona jest sięgać po nowe rozwiązania i wynalazki. [...] Kuśmirowski jest w tym przypadku etnografem-amatorem, ale i zręcznym prestidigitatorem, który konstruuje maszyny do „podróżowania w czasie" [...] Artysta zamierza odpowiedzieć na hasło rzucone przez Daniela Birnbauma: „Creating Worlds", stworzyć świat, który jest jednym z możliwych scenariuszy przyszłości - małych, samoorganizujących się społeczeństw, które korzystać będą z „wykopalisk", przedmiotów, w nadmiarze produkowanych przez rozkręconą (lecz stojącą u progu wielkiego kryzysu) maszynę cywilizacyjną. Artysta nawiązuje także do historii sztuki XX wieku - tradycji ready-made i asamblażu, prezentując zaskakujące, użyteczne, jak gdyby wychodzące naprzeciw utopiom awangard, zastosowania sztuki, jako nie tyle nawet narzędzia zamiany, co narzędzia przetrwania.

Projekt realizacji "Goście" Krzysztofa Wodiczko
Projekt realizacji "Goście" Krzysztofa Wodiczko

Projekt realizacji "Goście" Krzysztofa Wodiczko
Projekt realizacji "Goście" Krzysztofa Wodiczko

Fragment opisu wystawy Bożeny Czubak: Krzysztof Wodiczko - Ospiti/Visitors/Goście*
Projekcja - instalacja Ospiti/Visitors/Goście to projekt stworzenia wirtualnego obrazu polskich imigrantów pracujących we Włoszech. W odniesieniu do programowych sugestii Biennale LIII to także projekt przekształcenia wnętrza pawilonu w miejsce otwarte na świat zewnętrzny, miejsce „podglądania" świata i jego obrazów rozgrywających się poza „zamkniętą" przestrzenią wystawienniczą.

Projekt ma funkcjonować na zasadzie odwrócenia tradycyjnej sytuacji: publiczność znajdująca się wewnątrz pawilonu ogląda to, co dzieje się na zewnątrz, za oknami, za iluzją okien, ich projekcją na bezokienne ściany wnętrza pawilonu. Poszczególne projekcje, obrazy okien byłyby organicznie wpisane w architekturę pawilonu, otwierając jego wnętrze na wirtualne i zarazem rzeczywiste sceny przedstawiające imigrantów myjących okna, chwilami odpoczywających, rozmawiających ze sobą.

W centralnej części projekcji, z czterema „oknami" na ścianie naprzeciw wejścia do pawilonu, niewyraźne obrazy będą ukazywać na przemian pojawiające się i zanikające postaci robotników stojących lub siedzących na podwieszonym na linach rusztowaniu lub mechanicznym podnośniku. Wraz z uruchamianiem podnośnika postaci robotników będą się przesuwać i pojawiać na różnej wysokości okien, wznosząc się lub zjeżdżając w dół na platformie podnośnika. Podobnie w projekcjach okien na bocznych ścianach pawilonu sylwetki robotników będą widoczne na poziomach różnych wysokości: jedne stojące za „oknami" na poziomie widza, inne myjące szyby z podwyższenia drabiny. W środkowej, wyższej części pawilonu projekcja na sufit przesłonięty ekranem będzie tworzyć iluzję płaskiego świetlika. Na jego powierzchni i wzdłuż obrzeży, ponad głowami widzów, będą wyłaniać się postaci zajętych myciem szyb robotników, w przerwach jedzących lunch, rozmawiających o pracy, o sytuacji imigrantów, o kontaktach z rodzinami w Polsce. Fragmentarycznie dobiegające „zza okien" rozmowy będą prowadzone po polsku, po włosku z polskim akcentem i „łamanym" polsko-włoskim. Bezprzewodowe słuchawki dadzą możliwość wsłuchania się w poszczególne rozmowy (w tłumaczeniu i z przełącznikiem na angielski, włoski i polski).

Instalacja dźwiękowa będzie równie ważnym elementem projektu, co emitowane obrazy, na przytłumione szybami strzępy rozmów będą się nakładały odgłosy pracy, szum silnika uruchamiającego podnośnik lub skrzypienie lin na przemian podnoszonego i opuszczanego rusztowania, szczęk narzędzi, zgrzytanie metalowych kubłów z wodą, poszum rozlewanego i rozmazywanego płynu z mydłem, pisk mechanicznego i ręcznego wycierania szklanych powierzchni szyb. Warstwa wizualna i dźwiękowa będą współgrały w oddaniu zmiennego rytmu pracy, przerw, rozmów, ich narastającej lub słabnącej intensywności, zmieniającej się w czasie i różnej dla poszczególnych projekcji, których przebieg będzie precyzyjnie zsynchronizowany.

Otaczające widzów z różnych stron, obrazy robotników perfekcyjnie, niemal z wirtuozerią, wykonujących swoją pracę, mogą robić wrażenie sfilmowanego performensu, zainscenizowanego z udziałem imigrantów odgrywających swoje własne role. Istotną cechą projektu jest jego performatywny (i dziejący się w czasie) charakter. Publiczność swobodnie poruszająca się w przestrzeni pawilonu może wybierać pomiędzy poszczególnymi sekwencjami równocześnie toczących się wątków filmowej narracji na kilku projekcjach.

Jednocześnie lekko zamglony charakter emitowanych obrazów będzie ograniczał czytelność postaci i scen rozgrywających się za matowymi szybami. Ich widzialność będzie też nieustannie zakłócana „rozmydlającym" kształty płynem do mycia szyb rozlewanym na ich zewnętrznych powierzchniach przez pracujących imigrantów. Gra z widzialnością imigrantów, znajdujących się niemal „na wyciągnięcie ręki" i jednocześnie „po drugiej stronie", za oknami zamazującymi ich wizerunki, odsyła do dwuznacznego statusu imigrantów, ich społecznej niewidzialności. Dwuznaczność nie dającej się zaprzeczyć obecności i zarazem nie dającego się pokonać dystansu w widzeniu (projekcji) imigrantów, odnosi się do całej instalacji pokazującej mycie okien, które zarazem „zaciera" ostrość widzenia.

Myjący okna to polska „polonia" we Włoszech, pokazana w oknach polskiego pawilonu, nad którego wejściem widnieje napis Polonia. Projekcja w pawilonie miałaby jednak pokazywać to, co dzieje się poza ścianami pawilonu, na terenie Giardini, a w przypadku centralnej, czterookiennej części projekcji na ścianę, za którą kończą się tereny Giardini, okna projekcji „wychodziłyby" już poza kontekst Biennale i sztuki. Bohaterami tej projekcji mają być polscy imigranci we Włoszech, co sytuuje projekt w miejscu jego prezentacji z szeregiem odniesień do historii polskich obecności we Włoszech i na samym Biennale, gdzie do 1932 roku Polacy wystawiali gościnnie w Pawilonie Włoskim. Niemniej temat projektu dotyczący wielokulturowej problematyki inności konfrontuje z jednym z najbardziej żywotnych problemów współczesnego świata. W wizualnej nieostrości obrazu imigrantów znajduje przełożenie ich ciągle niejasny status, gdziekolwiek się znajdują. Na przykładzie polsko-włoskiego wątku projekcja podejmuje problematykę równie istotną w skali globalnej, czy choćby w ramach jednoczącej się Europy i polityki unijnej, w której dyskurs akceptacji i legalizacji łączy się z procedurami regulacji ruchów migracyjnych.

W projekcie instalacji Goście Krzysztof Wodiczko łączy doświadczenia wyniesione z dwóch rodzajów, wcześniej realizowanych, projekcji publicznych. Pierwsze, projekcje we wnętrzach, w galeriach lub muzeach, otwierały zamknięty świat sztuki na świat zewnętrzny (Real Estate Projection, Rundolph Street Gallery; Hal Brom Gallery, Nowy Jork 1987, Pokój z widokiem, Galeria Foksal, Warszawa 1995; If You See Something..., Lelong Gallery, Nowy Jork 2005). Drugie, projekcje zewnętrzne realizowane od 1996 roku, pozwalały uczestnikom animować fasady budynków publicznych obrazami ich twarzy, rąk, i ożywiać je dźwiękiem ich głosów (Słowa i gesty Wieży Ratuszowej, Kraków 1996, A-Bomb Dome, Hiroszima 1999; El Centro Cultural, Tijuana 2001).

Projekt dla Pawilonu Polskiego z filmową iluzją okien i sugestywną wizualnością otwiera swoją przestrzeń na wymiar społeczny. Doświadczenie estetyczne łączy z doświadczeniem etycznym, kierując ku problematyce wykraczającej poza kontekst artystyczny. Jednocześnie tytułowymi bohaterami tej projekcji mają być jej współtwórcy, szczegółowy scenariusz zostanie opracowany na podstawie rozmów z imigrantami, którzy nie będąc „u siebie" pozostają „wiecznymi gośćmi". Ale tytuł projekcji ma też przewrotne znaczenie - „gośćmi" są również wizytujący Biennale, o czym przypominają myjący szyby imigranci, od czasu do czasu bezskutecznie usiłujący zajrzeć do wnętrza pawilonu. Niemożność pokonania dystansu (wizualnego przyswojenia obrazu) jest doświadczeniem obu stron. Performatywny sens instalacji (również procesu jej realizacji, pracy z imigrantami) niesie przesłanie krytyczne i utopijne, uruchamia myślenie o świecie postrzeganym w relacjach zamieszkujących go społeczności.

Projekt Krzysztofa Wodiczki w sposób charakterystyczny dla jego praktyki artystycznej podejmuje i rozwija tematyczne wątki Biennale, oscylujące wokół procesów tworzenia i edukacji, wizji świata i uczestnictwa w ich kształtowaniu. Autor licznych (przeszło 70) projekcji publicznych realizowanych w różnych miejscach świata, od lat postrzega rolę artysty w kategoriach społecznej odpowiedzialności.

*Tytuł projekcji niesie w sobie pewną dwuznaczność statusu gościa. Goście z zewnątrz (inni, obcy) i my sami jako goście, obcy „w nas samych", jak pisała Julia Kristeva - „goście w naszym własnym domu".

Zobacz także:
Krzysztof Wodiczko, If you see something, say something w Lelong Gallery, New York

Adam Mazur, To musi zwyciężyć! Salon odrzuconych Wenecja 2005

Adam Mazur, Monika Sosnowska na Biennale w Wenecji 2007

Adam Mazur, Grospierre i Laksa na Biennale w Wenecji

Krzysztof Wodiczko "If You See Something, Say Something" Lelong Gallery, New York, 2005
Krzysztof Wodiczko "If You See Something, Say Something" Lelong Gallery, New York 2005