Co się stało z naszym sukcesem na Biennale Architektury w Wenecji?

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

W „Obiegu" publikujemy głos krytyczki architektury Anny Cymer oraz rozszerzamy debatę wokół konkursu na Pawilon Polonia na Biennale Architektury w Wenecji publikując kolejne dwa z nadesłanych na konkurs dwudziestu czterech projektów. Tym razem to propozycje duetu Krzysztof Żwirblis/Karolina Breguła oraz Marka Witaszewskiego

Anna Cymer, Co się stało z naszym sukcesem na Biennale Architektury w Wenecji?
Wyjątek potwierdza regułę, a jeden sukces nie odwróci klątwy. Polska ma pecha do udziału w weneckim Biennale Architektury i Złote Lwy, zasłużenie zdobyte w 2008 roku - jak się właśnie okazuje - niewiele na dłuższą metę zmieniają. W 1996 roku prezentacja w polskim pawilonie była tak zła, że na osiem lat wstrzymano w ogóle udział naszego kraju w Biennale - nikt nie miał na to po prostu żadnego pomysłu. Mimo że Polska architektura wróciła do Wenecji w 2004 roku, swoistą normą stała się kolejność zdarzeń: organizowany na chybcika konkurs, szybko podejmowana decyzja jury, grad krytyki ze strony znawców tematu, a na koniec pawilon w Wenecji, na który nikt nie zwracał uwagi. Wszystko wskazuje na to, że wyjątek od reguły - czyli świetny pawilon, zaprezentowany w 2008 roku, udał się „przypadkiem" - nie umniejszając zasług kuratorów, jego sukces był raczej zrządzeniem losu: wreszcie raz ktoś zaproponował dobry projekt. Bo na pewno nie był wynikiem tego, że refleksja architektoniczna w Polsce stoi na wysokim poziomie, ani tego, że procedura wyboru wizji pawilonu jest doskonała i sprawiedliwa.

Choć ostatnio zaczęły pojawiać się wystawy czy cykliczne wydarzenia związane z architekturą, nadal rozpaczliwie brakuje nam instytucji, profesjonalnie zajmujących się edukacją architektoniczną i badaniem czy promocją tejże. Brak jest mediów czy osób dbających o rozwój estetycznej świadomości Polaków, nie ma wreszcie specjalistów, którzy zajmowaliby się architekturą od strony bardziej teoretycznej, którzy rozwijaliby refleksję na jej temat, kierując dyskurs na tory nie związane stricte z budownictwem czy deweloperskimi realizacjami. Bo dziś gros debat na temat architektury w Polsce sprowadza się do kłótni o kolejne pojedyncze inwestycje w miastach.

Kontrowersje związane z konkursem na polski pawilon w Wenecji, których jesteśmy teraz świadkami wynikają wprost z tej sytuacji. Paradoksalnie Złote Lwy z 2008 roku jeszcze skomplikowały sprawę - bo podniosły poprzeczkę i wyśrubowały oczekiwania. Jednak poza tym nic się nie zmieniło: regulamin konkursu pozostaje niejasny i fatalnie niedopracowany (szczególnie podpunkty o tym, że wszystko, łącznie z protokołem obrad jury pozostaje na wieki tajne oraz fakt, że regulamin w ogóle nie uwzględnia możliwości nieprzyznania pierwszej nagrody!), konkurs organizowany jest zawsze w ostatniej chwili, jego uczestników poznajemy tylko, jeśli dostaną główną nagrodę, a skład jury dopiero po zakończeniu wszystkich procedur. W przypadku zamówienia państwowego na kwotę być może nie porażającą (350 tys. zł), ale jak na polskie warunki dość sporą, na wystawę prestiżową i ważną, tyle wad regulaminu - to już kompromitacja. O jego ułomnościach mówiło się już dawno, jednak Złote Lwy sprzed 2 lat ucięły te dyskusje - wszyscy zachłysnęliśmy się sukcesem. Teraz problem wrócił ze zwielokrotnioną siłą, bo krytyka samego regulaminu - to w tym wypadku już za mało.

Nikt chyba nie ma wątpliwości, że Zachęta jako organizator konkursu postąpiła fatalnie, zgadzając się na zakulisowe, potajemne, nieprotokołowane ustalenia z „wybranymi" członkami jury (nazywając to „konsultacjami środowiskowymi"), wybierając Eliasa Redstone'a, zewnętrznego kuratora, którego ewidentnych związków z dwoma członkami kapituły nie sposób ukryć. Jak się okazuje, relacje zawodowe łączą go także z wytypowanymi do projektu artystami. Jak w tym kontekście mamy rozumieć demokratyczność wyboru najlepszego projektu, jak rozumieć obiektywność działania jury? Nawet jeśli te znajomości uznać za przypadkowe i bez znaczenia - podejmowanie decyzji w tajemnicy i poza wszelkimi procedurami oraz brak protokołów z „konsultacji" wywołują pewne wątpliwości.

Dlaczego - zamiast łamać wszelkie praktyki i wybierać w tajemnicy kuratora z zewnątrz, nie zastosowano punktu 11. regulaminu, mówiącego: „Organizator może zwrócić się do kuratora wybranego projektu o dokonanie zmian w projekcie". Z tego co wiemy (choć nie są to oficjalne informacje, bo wszystkie są przecież tajne) jeden ze zgłoszonych projektów otrzymał dwa głosy jury - czyli najwięcej. Trzymając się regulaminu - to on właśnie powinien wygrać - a jeśli był dla jury niesatysfakcjonujący, mogło ono poprosić autorów o poprawki, modyfikacje, poddać projekt dyskusji itp.

Nie podważając niewątpliwych kompetencji Eliasa Redstone'a, sama decyzja o definitywnym odrzuceniu wszystkich 24 nadesłanych na konkurs projektów i niejasnym wyborze zewnętrznego, dość przypadkowego kuratora ma się nijak do regulaminu konkursu (nie ma w nim słowa o możliwości zaproszenia do współpracy kogoś z zewnątrz). A przede wszystkim niewiele ma wspólnego z zasadą przejrzystości działania instytucji publicznych, a nawet ze zwykłą przyzwoitością.

W zaistniałej sytuacji niesmak budzi postawa zarówno Zachęty, która nie sprawdziła się jako organizator, ale też Ministerstwa Kultury - zleceniodawcy (który jak dotąd w ogóle nie zajął stanowiska) czy brak jakichkolwiek komentarzy ze strony członków jury. Ta cisza, przerwana jedynie lakonicznym komunikatem Zachęty wzbudza uzasadniony niepokój.
Mimo że architektura jest w Polsce dziedziną mało obecną w artystycznym dyskursie (analiza tegorocznych obrad jury pewnie nie wykroczy poza wąskie grono pasjonatów), tak znaczące kontrowersje wokół państwowego zamówienia nie powinny pozostać bez echa i ich następstwem muszą być radykalne zmiany procedur. Podstawowym działaniem powinna być zmiana regulaminu - a raczej uzupełnienie go i dopracowanie tak, by spełniał podstawowe wymogi konkursów o tak dużej randze i znaczeniu i regulował wszystkie potencjalne kontrowersje i możliwe do zaistnienia sytuacje.

 

 

Socjalizator
Projekt na 12. Międzynarodową Wystawę Architektury w Wenecji
artyści: Karolina Breguła, Krzysztof Żwirblis

Założenia
People meet in architecture - Ludzie spotykają się w architekturze, rozwijając to hasło chcielibyśmy dodać powinni spotykać się w architekturze. Choć praktycznie już nie spotykają się poza nią. Większość ich życia upływa wśród artefaktów opisywanych jako architektura, która stała się nową kategorią naoczności. Jest tak naturalna jak wyasfaltowana droga, stanowi koryto, w którym, szybciej lub wolniej, toczy się rzeka wspólnego (?) życia.

Hasło wystawy wyraża pozytywistyczno-modernistyczną nadzieję, że tak właśnie jest czy będzie. Może też wyrażać dążenie do stworzenia coraz lepszej architektury umożliwiającej owe spotkanie. Nam jednak wydaje się, że nie tu leży problem. Chcielibyśmy, by punktem wyjścia do naszego działania oraz wystawy w pawilonie polskim był stan obecny, w którym żyje większość populacji naszego kraju, a są to osiedla, całe dzielnice, wręcz miasta zbudowane według modernistycznych założeń, kontynuowanych we współczesnych często strzeżonych i zamkniętych wersjach.

Nie wierząc w szybką zmianę podstawowej masy architektonicznej, która stanowi rzeczywisty społeczny problem, nie chcemy proponować nowych architektonicznych form ani też budować fantasmagorycznych wizji przekształceń teraźniejszego stanu. Naszym celem jest zaproponowanie prostego sposobu na rzeczywiste doprowadzenie do ludzkich wielowymiarowych spotkań w istniejącej obecnie architekturze. W ramach ekspozycji w pawilonie polskim zamierzamy zrealizować trzyfazowy projekt:

1. budowa tzw. Socjalizatora na wybranym osiedlu-blokowisku i prowadzenie w nim przez miesiąc dokumentowanej działalności społeczno-artystycznej
2. stworzenie w pawilonie polskim ekspozycji prezentującej ideę Socjalizatora
w działaniu, opartej na dokumentacji prowadzonych akcji wraz z podobnymi wcześniejszymi realizacjami autorów w postaci filmów, zdjęć i wizualizacji
3. prowadzenie podobnej jak na osiedlu działalności wobec publiczności odwiedzającej pawilon, przez większą część czasu trwania ekspozycji

Socjalizator jest jednostką architektoniczną składającą się z kompaktowego miejsca spotkań spełniającego przemiennie funkcje sali kinowej, kina letniego, sali koncertowej, miejsca koncertowego na otwartym powietrzu, sali wykładowo-konferencyjnej, galerii, pracowni, kawiarni czy klubu. Nad nią znajduje się mieszkanie dla artysty(ów).

Socjalizator jest prototypem obiektu umożliwiającego społeczno-kulturową integrację mieszkańców. Można go zastosować na każdym osiedlu czy dzielnicy. Dzielnica lub osiedle, która nabywa Socjalizator oddaje mieszkanie, które stanowi jego część, artyście zainteresowanemu problematyką społeczną. Artysta otrzymuje mieszkanie-pracownię, na czas swojej rezydencji oraz fundusz wspomagający realizację konkretnych działań. Artysta działa w formacie określonym przez autorów projektu. Podstawą jego działań jest nie tylko wnoszenie określonych treści, za pomocą swego specyficznego języka twórczego, ale przede wszystkim budzenie i dawanie miejsca ekspresji artystycznej lokalnej społeczności.

Projekt Socjalizator składa się z dwóch etapów
Socjalizator - test oraz Socjalizator - ekspozycja.

Socjalizator - test
realizowany w Warszawie na wybranym osiedlu w dniach 10 lipca - 10 sierpnia 2010 r.

Struktura
Socjalizator składa się z 4 kontenerów, o wymiarach 2,5 x 2,5 x 6 m każdy, stanowiących właściwą przestrzeń spotkań wraz z zapleczem i umieszczonych na nich 2 kontenerów przeznaczonych na mieszkanie-pracownię artysty(ów). Dwie ściany kontenera wejściowego (krótsza i dłuższa) są zbudowane z transparentnego materiału (szkło klejone) umożliwiającego kontakt z wystawami czy nawet pojedynczymi pracami także w nocy. Oświetlone wnętrze może stać się magnetycznym i rozbijającym monotonię osiedla miejscem. Jest to także ważna deklaracja podczas prac z mieszkańcami nie mamy nic do ukrycia a zasłaniamy szklaną ścianę tylko z podwodów technicznych. Ściana ocieniona dwoma, wystającymi poza obrys przyziemia kontenerami górnymi będzie miejscem letniej sceny i naprzemiennie ekranu do tylnej projekcji. Sala główna przeznaczona będzie do prac warsztatowych, prób i spotkań oraz ekspozycji (częściowo lub w całości). Do jednej z zewnętrznych ścian zostaną przykręcone płyty OSB, na których miejscowa młodzież mogłaby malować czy eksponować także swoje prace, teksty itp.

Działania
Socjalizator niezależnie od swoich założeń, prototypu jednostki aktywnej cały rok, powinien rozpocząć swoją działalność w miesiącach letnich, po to by zdobyć aktywnych uczestników i przekonać do siebie społeczność blokowiska. Pora ta ułatwia także kontakt z młodzieżą, tą jej częścią, która nie wyjechała na wakacje i jest wtedy aktywna, skłonna do uczestnictwa w proponowanych działaniach. Kompaktowa formuła Socjalizatora - umieszczenie w jednym łatwo dostępnym wnętrzu wielu funkcji a także jego mobilność (szybki montaż, pojawienie się od razu z intensywną obecnością) będą też zaciekawiały i skłaniały do podejmowania kontaktu. Nie będzie tu problemu wchodzenia do środka określonej, hierarchicznej struktury (np. domu kultury), która nawet jeśli istnieje w pobliżu to najczęściej opiera się na sformalizowanych i konwencjonalnych działaniach. Łatwą dostępność wzmaga też i warunkuje widoczność propozycji artystycznych. Filmy na ścianie, która jest ekranem do tylnej projekcji, koncerty czy przedstawienia będzie można oglądać z różnego dystansu, stopniowanego w zależności od chęci uczestnictwa czy pokonania wewnętrznych barier w rodzaju to nie jest dla mnie. Artysta(ści) mogą przedstawić się lokalnej społeczności przeprowadzając własne akcje, organizując wystawy czy pokazy dokumentacji swoich wcześniejszych prac. W tym przypadku społeczne czy skierowane w stronę określonych przestrzeni miejskich akcje Karoliny Breguły, jak np. Dobrzy sąsiedzi, W środku lato, ze względu na użycie zrozumiałego języka wizualnego, będą stanowiły dobrą podstawę pierwszego kontaktu. Podobnie jest w przypadku działań Krzysztofa Żwirblisa Tania Telewizja czy filmu Perspektywa Wiatracznej połączonych z projekcjami na świeżym powietrzu, gdzie codzienne podwórkowe newsy i wypowiedzi użytkowników określonej architektury staną się też dobrym punktem wyjścia do bezpośredniego kontaktu. Sama obecność artysty i jego współpracowników zapraszanych do udziału w programie innych twórców i aktywistów społecznych będzie już dużą wartością. Łatwy dostęp, możliwość porozmawiania przy kawie, będą umożliwiały rozwijanie własnych projektów mieszkańców, wśród których znajdzie się też na pewno poznawanie lokalnej historii.

Socjalizator będzie dawał szanse na własne ekspresje artystyczne mieszkańców pobliskich bloków, zaś wśród młodzieży będzie podbudowywał aspiracje do podjęcia niestandardowej kariery zawodowej np. w obszarze kultury. Wśród osób zapraszanych do dzielenia się swoją wiedzą, pamięcią choćby o tym jak wyglądało to miejsce jeszcze niedawno, czy jakie miejsca i pamiątki historyczne znajdują się w pobliżu, nie powinno zabraknąć ludzi starszych. Ważne jest, żeby przez odpowiednio ukierunkowaną aktywność a także design miejsca deklarować, że jest ono dla wszystkich, także dla osób o wysokich wymaganiach estetycznych. Wreszcie by nie ośmielało ono do działań o charakterze subkulturowym, żeby nie zyskało sobie opinii miejsca opanowanego np. przez blokersów. Stąd także dbałość o jakość programu czy udział w jego realizowaniu twórców, którzy nie zadowolą się powierzchownym kontaktem dla samego kontaktu. Utrzymanie aktywności miejsca na odpowiednim poziomie przez miesiąc stworzy podstawę do sformułowania projektu obecności stałej, bądź choćby na cieplejsze miesiące roku. Jeśli Socjalizator spełni jedynie swoją funkcję integracyjną, umożliwi kontakty między mieszkańcami, pogłębioną wymianę informacji oraz nakłoni ich do poszukiwania rozwiązań problemów wspólnego życia na osiedlu to już będzie można uznać to za sukces.

Socjalizator - ekspozycja
Na ekspozycję w pawilonie polskim będzie składała się opracowana pod względem językowym dokumentacja filmowa i fotograficzna z miesiąca działalności oraz cytatu jakim będzie ustawienia na pawilonie kontenera mieszkaniowego. Umożliwi on artystom przebywanie podczas trwania ekspozycji i aktywnego oprowadzania, czy też podejmowania wobec zwiedzających aktywności podobnej do tej w Socjalizatorze.

Ekspozycja w pawilonie polskim w Wenecji będzie składała się z trzech głównych części:

1. Prezentacji dokumentacji działania prototypu Socjalizatora na jednym
z warszawskich osiedli
2. Aktywności zorganizowanej przez autorów Socjalizatora dla odwiedzających wystawę
3. Cytat z Socjalizatora - test przeniesienie i umieszczenie części mieszkalnej
na pawilonie ekspozycyjnym.

Na dwóch dłuższych ścianach pawilonu znajdą się 2 rzędy po 10 przylegających do siebie wielkoformatowych telewizrów LCD, z których każdy będzie prezentował inny film dokumentujący działalność Socjalizatora - testu. Głosy dochodzące z projekcji będą łączyły się i dawały efekt niezbyt głośnego polskojęzycznego gwaru. Każda z projekcji będzie zaopatrzona w słuchawki oraz angielskie napisy by można było każdy z filmów obejrzeć ze zrozumieniem. Przed ekranami będą stały klocki służące do siedzenia podczas oglądania filmów.

Na ścianie przeciwległej do wejścia zostanie przyklejona wielkoformatowa fotografia blokowiska, gdzie odbył się Socjalizator - test pokrywająca całą powierzchnię ściany.

Fotografia, na którą będą skierowane jedyne w pawilonie reflektory, oświetli część pawilonu, w której zaaranżowana zostanie część warsztatowa przy użyciu sprzętów z warszawskiego Socjalizatora. Zostaną przywiezione te w dobrym stanie bądź te,
na których pozostały interesujące ślady pracy. Będą tu dyżurowali artyści, wraz z osobą odpowiedzialną za dokumentację, którzy w aktywny sposób będą oprowadzali po wystawie bądź proponowali wspólne rozważanie poruszanych na wystawie tematów i problemów, dotyczących np. humanizacji środowiska wielkiego osiedla czy budowania aktywnych sąsiedzkich więzi. Zakładam, że część z tych wypowiedzi będzie chodziła w skład ekspozycji. W ciągu trzech miesięcy trwania ekspozycji obecność artystów powinna wynieść ok. jednego miesiąca.

Kontenery umieszczone a dachu polskiego pawilonu (wspierające się na nim tylko
w miarę możliwości, ewentualnie z ciężarem całkowicie przeniesionym na podtrzymujące rusztowanie) będą w stanowić element budzący zainteresowanie, reklamowy a jednocześnie służyć jako użyteczne schronienie dla artystów-rezydentów.

 

Socjalizator

Socjalizator

Socjalizator

Ul
Projekt na 12. Międzynarodową Wystawę Architektury w Wenecji
autor: Marek Witaszewski, Krzysztof Kołodziejski

Ludzie spotykają się w architekturze, jednak coraz częściej spotykają się w niej z użytkownikami globalnej sieci, którzy mogą być na innym kontynencie. Fizyczna przestrzeń spotkań traci znaczenie na rzecz cyberprzestrzeni. Mamy dwa światy. Styk miedzy nimi jest badany w naszej pracy. W starym świecie zostawiamy zabezpieczone ciało i jego sprawy i z całą uwagą angażujemy się w penetrowanie nowych obszarów. Trudno jednoznacznie powiedzieć, gdzie spotkania międzyludzkie są rzeczywiste, a gdzie pozorne. Czy obecność materialnego ciała jest gwarantem rzeczywistego kontaktu? W wyludnionym „realu" architektura spuszcza z tonu. Przestaje być sposobem demonstracji władzy. Staje się egalitarna, przekształcalna, ulotna w ten sposób odzwierciedlając naturę relacji w cyberprzestrzeni, gdzie jeden przycisk „wyloguj" pozwala się cicho wycofać. Stary termin „architektura minimalistyczna" zyskuje nowe znaczenie - architektura zaczyna znikać. Przestaje być scenografią ważnych zdarzeń. Dematerializuje się. Te kwestie są inspiracją naszej instalacji. W polskim pawilonie tworzymy sieć ciasnych pomieszczeń, w których doprowadzamy do zderzeń człowieka z człowiekiem, aby sprowokować ich spotkania fizyczne. W tej samej przestrzeni udostępniamy sieć internetową, dzięki której goście mogą się spotkać z ludźmi znajdującymi się w innych miejscach. W ten sposób wciągamy ich w naszą grę. Sprawdzamy, czy doprowadzimy do spotkań realnych w pomieszczeniu o powierzchni 3,5 m2, czy dzięki sieci przeniosą się oni w inną przestrzeń.

Aranżujemy wnętrze pawilonu za pomocą egalitarnej struktury wydzielającej 42 komory. Strukturę budujemy z półprzezroczystych ekranów w 6 kolorach. Dzięki nieregularnemu rozmieszczeniu barwnych płaszczyzn i przejść, każdy moduł będzie inny, chociaż w sumie wszystkie będą podobne. Przejścia między nimi stworzą nieregularną sieć. Mocne weneckie słońce wpadające przez przeszklony dach rozświetli kolejne barwne płaszczyzny tworząc wielokolorowy efekt kalejdoskopu. Kolor i światło zbudują przestrzeń uwodzącą, zapraszającą gości do wejścia. Każda komora prowadzi do następnej proponując atrakcje: ekrany dotykowe z dostępem do sieci, gry, meble-ikony dizajnu. Możemy rozsiąść się wygodnie na wybranym szezlongu i sprawdzić pocztę, zajrzeć na facebooka, pogooglować trochę. Jesteśmy prawie sami, sylwetki zwiedzających majaczą przez półprzezroczyste ekrany kalejdoskopu (niekiedy tak atrakcyjne, że odrywamy na dłużej wzrok od ekranu). Jedynie czasem ktoś nagle do nas wejdzie. Podrywamy się przysłaniając ekran i... no właśnie. To już zależy kogo spotkamy. Mijają kolejne minuty weneckiego biennale.

Pracę tytułujemy „ul", gdyż w rzucie przypomina barć z ula, a ludzie krążyć będą po niej jak pszczoły po ulu. To słowo kojarzy się też ze słodyczą miodu (sieci) z jednej strony, z drugiej z bezosobowym rojem pszczół (widzów).

Naszą pracę można odczytać pozytywnie: jako zwiastun nowej ery, w którym każdy może się połączyć ze wszystkimi skądkolwiek. Równie uprawniony jest jednak odbiór negatywny: ludzie uciekają z „realu" do „wirtualu" nawet na najbardziej interesującej wystawie.

W tym temacie czytaj także:
Adam Mazur, Zamieszanie wokół konkursu dot. Biennale Architektury w Wenecji 2010
Odpowiedź Zachęty, komentarz redakcji, projekt Redstone'a i nie tylko
Kaja Pawełek, Ewa Kuryłowicz, Maks Dobkowski, Joanna Erbel, Konkurs do wymyślenia od nowa

 

UL

UL

 

FOTOGRAFIA ULI TARASIEWICZ W JEDNEJ Z RESTAURACJI ANDEL’S HOTEL