Ostatni listopadowy zjazd w Krakowie spędziliśmy pod znakiem zagranicznych gości.
Najpierw jednak, w sobotę, spotkanie z Mariuszem Brylem, z poznańskiej historii sztuki. Przyglądaliśmy się różnym interpretacjom sztuki, skupiwszy na tekście Foucaulta o 'Las Meninas' Velasqueza. Były to poprawne, metodologiczne zajęcia. Dostaliśmy 'mapę' z tytułami najważniejszych lektur i nazwiskami badaczy współczesnej historii sztuki. Z mojego punktu widzenia były to ciekawe zajęcia, takie, jakich brakowało na warszawskiej historii sztuki. Zajęcia, na które chętnie uczęszczałoby się cały rok - tutaj niestety zamknięte w pigułce.
Po teoretycznych zajęciach nareszcie, tak długo zapowiadane, seminarium kuratorskie.
Kilka fragmentów "The last performance (a lecture)"
- spektaklu-wykładu Jérôme'a Bela, który odbył się
10 czerwca 2005, w Teatrze Narodowym w Warszawie, w ramach
6. Międzynarodowego Festiwalu Tańca Współczesnego
ciało_umysł / body_mind
Dobry wieczór, nazywam się Jérôme Bel.
(…)
Wytłumaczę państwu, dlaczego się tutaj dziś spotkamy. Chciałem państwu o czymś opowiedzieć.
Otóż w 1998 roku wyreżyserowałem spektakl, który nosił tytuł "Le dernier spectacle" (Ostatni spektakl). .
Dziś Jérôme Bel zajmuje się nie tańcem albo - by zaproponować mniej dziennikarski termin - współczesnym tańcem krytycznym. Trudno uwierzyć, że ten francuski choreograf, który obsesyjnie minimalizuje środki wyrazu, był kiedyś asystentem Philippe'a Decouflé'a - reżysera gigantycznej ceremonii otwarcia XVI Igrzysk Olimpijskich w Albertville. Jérôme Bel mieszka w Paryżu, ale pracuje na całym świecie. ''Tak dużo i intensywnie myślałem, że po prostu nie udawało mi się stworzyć tańca! Czym jest taniec?'' - pyta.
Jak pisałam ostatnio grupa do projektu kuratorskiego została skompletowana dwa tygodnie temu.
W ten piątek spotkaliśmy się nareszcie wszyscy. Strasznie trudno jest działać grupowo. Jest nas szóstka, każdy z innego miasta, innych klimatów, po różnych studiach, z różnym doświadczeniem. Każdy ma inne priorytety. W piątek mieliśmy zdecydować o temacie wystawy końcowej, ale nie udało się. Tzn. wydaje mi się, że podrzucony przeze mnie pomysł zyskał swoich zwolenników, a przeciwnicy nie mają nic innego do zaproponowania. Więc pewnie stanie na tym. Nie piszę o temacie, bo nie chcę za dużo zdradzać. Wszystko wyjaśni się pod koniec czerwca.
W sumie tematu do końca nie ustaliliśmy, ale pogłębiliśmy swoją znajomość.
Minął już ponad miesiąc od wyjątkowego wieczoru, jaki w dawnym Hotelu Forum zaserwowali nam 30 września trzej panowie: Łukasz Ronduda, Piotr Rypson i Michał Woliński. Próbowali oni zbliżyć się do ukazania na nowy sposób męskiego heteroseksualnego pożądania w polskiej sztuce. W zaaranżowanej specjalnie na ten wieczór jednodniowej wystawie zatytułowanej "Ukryty skarb" na I piętrze imponującego budynku Novotelu, którego remont jeszcze trwał, w samym centrum miasta o zmierzchu zaprezentowali naprawdę "ukryte skarby" - "grzeszące" śmiałością prace (głównie video) młodszych i starszych mniej i bardziej znanych artystek i artystów.
Nasze myślenie o naturze przemocy rozpada się na dwie epoki: tę sprzed i po eksperymentach Stanleya Milgrama i Philipa Zimbardo. Przed Milgramem i Zimbardo przemoc przypisywano ciemnocie, chaosowi, odruchom irracjonalnej masy. Jedynym przypadkiem w którym dopuszczaliśmy możliwość czynów nieobyczajnych w wykonaniu ludzi zazwyczaj przyzwoitych "były sytuacje, w których normalne, cywilizowane, racjonalne wzory ludzkiego postępowania traciły moc; tłum powodowany nienawiścią lub paniką; niespodziewane pojawienie się obcych; sytuacje pozbawione normalnego kontekstu, w których presja społeczna przestaje działać; przepełniony ludźmi miejski rynek, gdzie paniczne okrzyki zastępują polecenia i popłoch, a nie władza decyduje o kierunkach działania.
(Przepraszam, że nie napisałem wcześniej, ale brałem udział w licznych wydarzeniach związanych z przyznaniem mi the Havel Foundation Vize 97 Award, udzielałem wielu wywiadów w mediach)
Obejrzałem prezentację DVD tego projektu artystycznego kilka razy.
Krótko nakreślę moje główne reakcje, to co podobało mi się najbardziej i to co moim zdaniem wymaga korekty bądź uściślenia.
1. W języku angielskim "REPLICATION" byłoby bardziej dokładnym określeniem niż "REPETITION". "Repetition" oznacza coś co robimy dokładanie tak samo jak wcześniej, raz po raz. Odtwarzanie eksperymentu z pewnymi modyfikacjami jest opisywane jako "replika" eksperymentu.
2.
[czy już wspominałam, że na studiach z 23 osób 20 jest płci żeńskiej?]
Omawiałyśmy strategie utworzenia grupy, poznawałyśmy się i ustaliłyśmy, że na seminarium kuratorskie idziemy do Suchana.
Poza tym wsiąkałyśmy w krakowski klimat.
Następnego dnia z ciężką głową, ale pełna oczekiwań przyszłam na zajęcia z Piotrem Nawarą, z biura architektonicznego Moon studio. Miał nas wprowadzić w zawiłe labirynty organizacji wystaw od strony ich budowy i pr`u.
Przez 3 godziny zapisywaliśmy skrzętnie oczywiste, ale wypunktowane prawdy.
Wszystko zaczęło się na początku września, kiedy po wysłaniu swoich papierów do Krakowa dostałam odpowiedź z zaproszeniem na rozmowę. W komisji zasiadali wykładowcy z krakowskiej historii sztuki - Maria Hussakowska i Andrzej Szczerski.
Stres. Czułam się niemalże jakbym zdawała do De Appel, albo Royal College of Art.
Jak się okazało niepotrzebnie. Przed wejściem na rozmowę spotkałam znajomego, związanego z SEKCJĄ, więc od razu zrobiło się luźniej. Samo interview przyjemne. Tematy typu sztuka krytyczna w latach 80. i 90. w USA albo fenomen YBA. Moja odpowiedź szybko przerodziła się w miłą rozmowę, jako że obie strony mogły się od siebie czegoś nauczyć.