Kiedy świat sztuki skupia się w globalnych metropoliach, współcześni artyści coraz częściej poszukują inspiracji, oddalając się od wielkich miast. Realizacje wystawiane w betonowo-szklanych galeriach zwracają uwagę odbiorców na przyrodę, która dostępna jest w pobliskim parku albo też wymaga dłuższej wycieczki. Ukazanie środowiska naturalnego przybiera nieustannie nowe formy, coraz rzadziej opierając się na procesie prostej dokumentacji. Roman Ondák do wnętrza Pawilonu Czech i Słowacji podczas 53. Biennale w Wenecji przeniósł fragment parku Giardini ("Loop", 2009). Olafur Eliasson sprowadził kawałki grenlandzkiego lodowca przed kopenhaski ratusz ("Ice Watch", 2014), przetransportował także islandzki krajobraz wraz z płynącą przez niego rzeką do wnętrz duńskiego Muzeum Sztuki Nowoczesnej ("Riverbed", 2014-2015). Takie interwencje, mimo że wzbudzają spore zaciekawienie u poszukujących nowych doświadczeń odbiorców sztuki, wciąż nie odbiegają od standardowego fizycznego przenoszenia poszczególnych elementów i umiejscowiania ich w innym otoczeniu, a co z tym się łączy - w innym kontekście. Jednak coraz częściej współcześni artyści zaczynają przetwarzać krajobrazy i wprowadzać naturę do wnętrz galerii nie za pomocą ciężarówek i łopat, lecz poprzez wykorzystanie najnowszych technologii. Następuje stopniowe znoszenie granicy między realnym a alternatywnym i wirtualnym.
Twórczość Cypriena Gaillarda charakteryzuje eksplorowanie zagadnień związanych z archeologią, architekturą, naturą oraz kontrastowaniem jej z innymi wytworami człowieka i jego wpływem na środowisko. W 2010 roku został uhonorowany Nagrodą Marcela Duchampa i od tego czasu utrzymuje miano jednego z najciekawszych współczesnych artystów wykorzystując do tworzenia narracji niemal każde dostępne medium: od rzeźby i malarstwa, poprzez grafikę, fotografię, projekcję aż do wielkich instalacji i performatywnych interwencji. Gaillard, którego postawę artystyczną uformował esej Roberta Smithsona "Entropy and the New Monuments" (1966), komunikuje się z publicznością za pomocą osobliwego języka, który można określić mianem archeologii teraźniejszości, gdzie gest wandalizmu bądź dokumentacja upadku święcących triumfy w przeszłości budynków i miejsc podkreśla kontrast pomiędzy utopijnymi koncepcjami a współczesnymi realiami. Niepozbawione humoru realizacje francuskiego artysty wytwarzają napięcie między tym, co pozornie znane, a tym, co ukrywane bądź marginalizowane. Tak dzieje się w filmie "Artefacts" (2011), w którym pustynny Irak staje się miejscem nieustannych negocjacji między okupującymi kraj amerykańskimi żołnierzami i miejscową ludnością; jest też przestrzenią walki o zachowanie pamięci o minionej świetności regionu. Również nagrany w meksykańskim Cancún "Cities of Gold and Mirrors" (2009) łączy obrazy majskich ruin z dokumentacją pijackich wyczynów amerykańskich turystów oraz ujęciami podupadającego modernistycznego kurortu, gdzie idyllicznie przedstawione delfiny pływają w zamkniętym betonowym basenie. Realizacje Gaillarda wymykają się prostym definicjom. Wspólnym mianownikiem jest manipulacja tym, co znane, poprzez którą artysta wydobywa skrywające się w codziennych sytuacjach i miejskich krajobrazach pomijane elementy i zaskakujące znaczenia.
"Nightlife" (2015), kilkunastominutowy film zrealizowany w technologii 3D, stanowił główny punkt wystawy "When Nature Runs Riot", prezentowanej w berlińskiej siedzibie Sprueth Magers.1 Nakręcony w Cleveland, Los Angeles oraz Berlinie film łączy pozornie zwykłe i oczywiste obrazy miasta z uosobionym przez przyrodę anarchizmem. Realizację otwiera długie ujęcie przedstawiające "Myśliciela" Auguste'a Rodina, umieszczonego na dziedzińcu Muzeum Sztuki w Cleveland. Rozpoczynając od drobnego szczegółu, po którym trudno przewidzieć, co mogą pokażą kolejne sekundy filmu, kamera okrężnym ruchem ujawnia całą - mocno zniszczoną - statuę. Rzeźba - jeden z niewielu egzemplarzy, którego odlew nadzorował sam artysta - została w 1970 roku wysadzona w powietrze przez radykalnie lewicową grupę Weather Underground. Znani także jako Weathermen, członkowie ugrupowania dokonywali w tamtych czasach podobnych ataków na terytorium całych Stanów Zjednoczonych, sprzeciwiając się w ten sposób wojnie w Wietnamie i walcząc o prawa czarnoskórych obywateli. Po pewnym czasie od ataku dyrekcja muzeum zdecydowała się umieścić zdewastowanego "Myśliciela" z powrotem na muzealnym dziedzicu. Gaillard, wykorzystując już nie brąz, lecz technologię trójwymiarowego filmu, dokonuje wirtualnego "odlewu" rzeźby, skrupulatnie przedstawiając jej szczegóły i niedoskonałości.
Z Cleveland "Nightlife" przenosi widzów na opustoszałe nocą przedmieścia Los Angeles. Mocno kołyszące się drzewa są pierwszym obrazem, który pojawia się na ekranie. Co ciekawe, wiatru nie ma - leżące wokół śmieci ani drgną. Kolejne kadry ujawniają coraz więcej różnych gatunków drzew i krzewów, które już nie tylko się kołyszą, lecz wręcz walczą z okoliczną architekturą. Oświetlone pulsującym czerwonym, zielonym i niebieskim światłem z nienaturalną siłą wiją się między ścianami i uderzają w metalowe ogrodzenia. Plotka głosi, że po wielu próbach znalezienia odpowiedniego środka do wprawienia drzew w ruch, Gaillard finalnie wykorzystał ludzi ubranych w maskujące kombinezony, którzy kryjąc się między gałęziami, wprawiali je w ekstatyczny taniec. Sportretowane drzewa, nazywane "jałowcami z Hollywood" są gatunkami specjalnie sprowadzonymi w rejon pustynnego Los Angeles. Podobnie jak ukazane w kolejnych kadrach palmy, których olbrzymie ilości zasadzono w 1932 roku z okazji odbywających się tam Igrzysk Olimpijskich. Egzotyczna flora stała się emblematem miasta, przekształcając pustynny krajobraz w pejzaż bliższy tropikalnym kurortom. Jednak powstanie miejskiej botaniki przeciw wytworom człowieka trwa jedynie nocą i jedynie w filmie Gaillarda. W dzień to mieszkańcy walczą z roślinami, które sami zasadzili. Podczas toczących się obecnie publicznych debat sprowadzona roślinność obwiniana jest za zbyt dużą konsumpcję wody w wysuszającym się w dramatycznym tempie rejonie Los Angeles.
Kolejną część filmu stanowi dokumentacja pokazu sztucznych ogni, organizowanego corocznie na stadionie olimpijskim w Berlinie. Trwające parę minut ujęcie rozpoczyna się od pomnika "Biegaczy" ("Die Staffelläuferin", 1935/1937) autorstwa Karla Albikera, niemieckiego rzeźbiarza swego czasu studiującego u Rodina. Po chwili kamera wzbija się na wysokość kilkunastu metrów, by następnie wejść pomiędzy wybuchające fajerwerki. Fantastyczna jakość trójwymiarowej projekcji zapewnia spektakularne efekty i optyczne złudzenia. Odbiorca, niczym wyposażony w kamerę dron, krąży między wielokolorowymi sztucznymi ogniami, by następnie znaleźć się w kłębach dymu pozostawionych przez proch. "Nightlife" zamyka sekwencja ukazująca podświetlone przez reflektor helikoptera bezlistne gałęzie drzewa. W ostrym świetle przeszywającym mrok nocy poszczególne konary tworzą abstrakcyjne kompozycje. Samo drzewo ma bezpośredni związek z poprzednim fragmentem filmu. Podczas Igrzysk Olimpijskich, które odbyły się na berlińskim stadionie w 1936 roku, naziści rozdawali złotym medalistom sadzonki niemieckich dębów. Jesse Owens, amerykański czarnoskóry lekkoatleta, który zdobył cztery złote medale jedną z sadzonek zasadził niedaleko miejsca, w którym trenował. Dąb rośnie w Cleveland do dzisiaj; ponoć przetrwał jako jedyny z rozdanych blisko 80 lat temu sadzonek.
Trójwymiarowość w filmie Gaillarda nie ogranicza się jedynie do obrazu. Artysta starał się nadać rzeźbiarską formę również ścieżce dźwiękowej. Podobnie jak w poprzednich realizacjach, Gaillard zaczerpnął niewielki fragment z jednego utworu, który zapętlił i wykorzystał podczas trwania całego filmu. W "Artefacts" było to zaledwie parę sekund z mało znanego przeboju Davida Greya "Babylon", z kolei w "Cities of Gold and Mirrors" fragment rozpoczynający "Mysterious Cities of Gold" - emitowaną w latach 80. francusko-japońską kreskówkę opowiadającą o hiszpańskich konkwistadorach. Gaillard tym razem sięgnął po klasykę - utwór Altona Ellisa "Blackman's Word", po raz pierwszy wydany w 1969 roku, oraz jego drugą wersję z 1971 roku, której tytuł muzyk zamienił na "Black Man's Pride". Obydwa utwory różni w zasadzie jedynie refren - w pierwszej wersji Ellis powtarza frazę "I was born a loser", w drugiej natomiast "I was born a winner". Gaillard nałożył na siebie dwa 9-sekundowe wycinki refrenu z obydwu wersji, dodając w ten sposób dźwiękowi przestrzennych właściwości. Archeologiczne zainteresowania artysty ujawniają się także i w tym elemencie pracy. Remiksowanie utworów stanowiło szeroko wykorzystywany w latach 70. XX wieku zabieg, stosowany przez artystów reggae i rocksteady. Wytwarzane w procesie zwanym "dub" dezorientujące efekty echa miały metaforycznie odwoływać się do poszukiwanej przez czarnoskórych twórców przestrzeni wolności i dążenia do zmiany. Dźwięk w "Nightlifie" towarzyszy widzom nieustannie od samego początku, nadając ścieżce wizualnej rytm, a odbiorców wprowadzając w hipnotyzujący trans.
W sali obok wystawiano "Ammonite Dub" (2015), zamknięty w szklano-lustrzanej obudowie niewielki obiekt będący połączeniem przeciętego amonitu oraz igły gramofonowej. Wystawę dopełnia kilkanaście polaroidów z serii "Sober City" oraz dwa obiekty zatytułowane "Reid/Coxsone (gold connectors)" (2015): 7-calowe płyty winylowe z utworami Altona Ellisa, połączone z wykonanymi z pozłacanego brązu adapterami przypominającymi kształtem triskelion - symbol wykorzystywany współcześnie między innymi przez organizacje neonazistowskie promujące białą supremację. Wystawione w ogromnych passe-partout polaroidy Gaillard wykonał niestandardową dla tego medium techniką podwójnego naświetlania. Wspólnym elementem wszystkich zdjęć jest duży ametyst pochodzący z nowojorskiego Muzeum Historii Naturalnej. Pierwsza ekspozycja filmu przedstawia kamień, druga zaś różne elementy tworzące miejskie pejzaże. Wyzbyte konkretnej lokalizacji, ukazane przez kryształową zasłonę fragmenty miasta sprawiają wrażenie płonących, znikających pod wpływem czasu i warunków środowiska historycznych artefaktów. Bezpośrednio nawiązują do archeologicznych odkryć oraz gry z historią i teraźniejszością, dwóch tematów nieprzerwanie powracających w pracach francuskiego artysty.
Wizualnie zniewalająca wystawa Gaillarda dotykała związków między chcianym i niepożądanym. Elementami zarówno historii, jak i urbanistycznej tkanki, o których łatwo zapomnieć, funkcjonując w często łatwych i przyjaznych warunkach miejskiego życia. Niepozbawiona humoru projekcja - wiele z drzew przypomina podrygujące w rytm muzyki koncertowe tłumy - w hipnotyzujący sposób traktuje o związkach natury z cywilizacją. Gaillard w typowy dla siebie sposób kontrastuje prozaiczne z osobliwym, stawiając pytania o znaczenie pomników, materiałów, z jakich są wytworzone, sposobów współdziałania człowieka z architekturą. Podobnie jak Robert Smithson zauważa, że odszedł w zapomnienie czas "starych monumentów". Artysta zdaje się mówić, że miano pomnika należy się nie tylko rzeźbie, lecz także mniej oczywistym obiektom, takim jak stadion bądź sama natura, która nieraz posiada większy ładunek historyczny i społeczny aniżeli tradycyjnie pojmowane monumenty. "Nightlife", przedstawiając zapierające dech w piersiach wybuchy sztucznych ogni i szalejącą nocną porą naturę, stanowi wyjątkowo złożoną narrację, skupiającą się na zagadnieniu wyzwoleńczej walki o wolność. Obrazując współczesne krajobrazy w sposób godny romantycznych malarzy, Gaillard dokonuje archeologii teraźniejszości, doszukując się w nich pominiętych historii, których istnienia nikt się nie spodziewa.
Prezentowana w tym samym czasie w Esther Schipper "Spiral Forest (kingdom of all the animals and all the beasts is my name)" to wyjątkowo złożona ekspozycja, przygotowana przez Daniela Steegmanna Mangrané'a.2 Pracujący na co dzień w Brazylii kataloński artysta zajął się zagadnieniami związanymi z naturą, wykorzystując wiele mediów: fotografię, obiekty, filmy, instalacje oraz architektoniczne interwencje. Zrobione przy użyciu klisz 35mm zdjęcia utrzymane są w ciemnej tonacji i przedstawiają fragmenty brazylijskich dżungli. Na każdej fotografii można dopatrzyć się liści oraz kawałków kory, które spadły z drzew, lecz nie dotknęły ziemi, zatrzymane przez gęstą roślinność tropikalnego lasu. Skupione wokół zagadnień rozwoju i rozkładu środowiska naturalnego realizacje przypominają niektóre z prac fińskiego fotografa Ilkki Halso. Ich odbiór w dużym stopniu warunkują architektoniczne interwencje dokonane przez artystę. Mangrané podzielił okna galerii na mniejsze części, niektóre wypełniając zniekształconym szkłem. Wytworzony w ten sposób filtr doprowadził do zamazania zewnętrznego świata, a światło dochodzące do ekspozycyjnych pomieszczeń stało się miękkie i delikatne. W przeciwległych końcach pomieszczenia rozmieszczono dwa obiekty. Na sporych rozmiarów lustrzanych dyskach Mangrané usytuował wysuszone, poprzecinane gałązki drzew. Umiejscowione na statywach i obracające się wokół własnej osi lustra odbijają znajdujące się na nich drewno, a także wiszące na ścianach fotografie. Prace te, dążące do syntezy organicznych i mechanicznych elementów, stanowiły wprowadzenie do dwóch najciekawszych realizacji prezentowanych na wystawie.
Pokazany premierowo "Spiral Forest" to film 16mm nakręcony specjalnie skonstruowaną kamerą, która mogła obracać się o 360 stopni w dowolnym kierunku. Prezentowany w wyciemnionym pomieszczeniu, przywoływał bardzo żywe fizyczne doświadczenie szybkiej wędrówki bądź dezorientującego odbiorcę biegu. Artysta jednocześnie zwrócił uwagę na kwestię niemożliwości oddzielenia ludzkiego spojrzenia od korpusu ciała, które staje się osiągalne jedynie poprzez wykorzystanie technologicznych rozwiązań. Serce wystawy stanowiła praca "Phantom", pozwalająca odbiorcom na doświadczenie wirtualnej rzeczywistości. Niczym Gaillard odlewający "Myśliciela" za pośrednictwem trójwymiarowego filmu, Mangrané w "Phantomie" dokonuje wirtualnego odlewu Mata Atlântica, znikającego w zastraszającym tempie brazylijskiego lasu deszczowego. Najnowsza technologia pozwoliła na przeniesienie odwiedzających galerię o tysiące kilometrów. "Phantom" został po raz pierwszy zaprezentowany parę miesięcy wcześniej podczas "Surround Audience", trzeciej edycji triennale organizowanego przez New Museum w Nowym Jorku, którego kuratorami w tym roku byli Lauren Cornell oraz Ryan Trecartin. Wystawa prezentując prace ponad 50 młodych artystów, na pierwszy plan wysuwała efekty i wpływ wzrastającego globalnego połączenia oraz roli i potencjału współczesnej sztuki w zmieniających się dynamicznie społecznych, kulturowych i technologicznych uwarunkowaniach. Przeniesienie widza w przygotowane przez katalońskiego twórcę immersyjne, trójwymiarowe środowisko następuje dzięki zestawowi Oculus. Po jego założeniu odbiorca wkracza w wirtualną rzeczywistość pozornie niekończącego się lasu deszczowego, który przedstawiono za pomocą konturów stworzonych z migoczących punktów. Każdy ruch odbiorcy śledzony jest przez zamontowane w pomieszczeniu czujniki, które przekazują dane do komputera odpowiedzialnego za wizualne zmiany wirtualnego środowiska. Dla pozostałych odbiorców zanurzeni w "Phantomie" widzowie stają się przez pewien czas fragmentem ekspozycji. Odizolowani od reszty zwiedzających, lecz wciąż fizycznie poruszający się w pomieszczeniu, tworzą performatywny element wystawy. Eksperymentując z technologiami prezentacji sztuki, wystawa "Spiral Forest (kingdom of all the animals and all the beasts is my name)" łączy zainteresowania artysty obecne w jego wcześniejszych realizacjach naukowe poszukiwania z zamazywaniem podziału pomiędzy tym, co organiczne i matematyczne.
Doświadczenie alternatywnej bądź wirtualnej rzeczywistości określane jako rifting (ang. to rift - rozszczepiać się) powoli staje się coraz częściej dostępne odbiorcom sztuki współczesnej. Artyści nie tworzą już jedynie prac, w których odbite przez ekran światło z projektora prowadzi do chwilowej iluzji, lecz konstruują immersyjne instalacje, gdzie wirtualne coraz częściej zaczyna zastępować realne. Stawianie pytań o rozgraniczenie sztucznie tworzonych środowisk inspirowanych naturą staje się w tym momencie coraz mniej zasadne. Dobór efektywnego medium i w konsekwencji warunkowany przez nie finalny sposób prezentacji pracy oraz efekt, jaki wywiera ona na odbiorcach podyktowany jest aktualnie dostępną technologią. Olafur Eliasson znany jest z przenoszenia do wystawienniczych wnętrz zjawisk atmosferycznych takich jak mgła ("Your Felt Path", 2011) czy tęcza ("Beauty", 1993). Jego najbardziej spektakularną realizacją, polegającą na wytworzeniu alternatywnej rzeczywistości wobec otaczającej przestrzeni, był "The Weather Project" prezentowany w Hali Turbin na przełomie 2003 i 2004 roku. W tym wypadku możliwość riftingu uzyskana została dzięki zastosowaniu relatywnie prostych i powszechnie dostępnych środków takich jak lampy, transparentne i odbijające światło folie, maszyny do produkcji mgły i rusztowanie.
Prototyp zestawu Oculus, który wykorzystał Mangrané, pojawił się w galeriach sztuki już 20 lat temu. W 1995 roku projekt "Osmose" zaprezentowała w Montrealu Char Davies. Immersyjne, interaktywne środowisko zostało oparte na trójwymiarowych grafice oraz urządzeniach śledzących ruch i oddech odbiorców. "Osmose" to przestrzeń pozwalająca na doświadczenie wzmacniające świadomość fizycznych aspektów własnego ciała oraz ich nieustannego wzajemnego oddziaływania z otoczeniem. Odbiorca rozpoczyna 15-minutową wędrówkę przez komputerowo wygenerowany świat od założenia zestawu Oculus oraz kamizelki pozwalającej komputerowi na śledzenie jego ruchów. Niezbędne życiowe procesy zachowania równowagi oraz oddychania konstytuują sposób poruszania się w wirtualnym świecie: wdychając powietrze widz unosi się, a wydychając je, spada; delikatny ruch ciała pozwala na zmianę kierunku podróży. Realizacja prowadzi przez 12 odmiennych światów, w większości opartych na metaforycznie przedstawionych elementach natury takich jak liście, las, chmura, sadzawka, ziemia czy otchłań. Co więcej, przestrzenny dźwięk "Osmose" został zaprojektowany w taki sposób, by odpowiadać zmianom w ruchu i szybkości, z jaką przemieszcza się odbiorca.
Realizacje wychodzące poza standardowo pojmowane projekcje są również obecne podczas wielkich wystaw światowych. Reprezentujący Zjednoczone Emiraty Arabskie na Biennale w Wenecji w 2013 Mohammed Kazem przygotował immersyjną instalację "Walking on Water". W owalnej przestrzeni zaaranżował 360-stopniową projekcję uzyskaną dzięki obrazom z perfekcyjnie synchronizowanych 16 rzutników. Umieszczone w podłodze podświetlane dane GPS zmieniały się co chwilę, wskazując położenie rejestrujących obraz kamer umiejscowionych na środku oceanu. Praca została zainspirowana dramatycznym doświadczeniem artysty, który będąc kilka lat wcześniej na rybackim statku, wypadł za burtę. Przez nikogo niezauważony dryfował ponad pół godziny, zanim załodze udało się go zlokalizować. Odbiorcy "Walking on Water" mogli zbliżyć się do tego wydarzenia, doświadczając zanurzenia w morskim krajobrazie w środku nocy. Doskonale zaaranżowana projekcja była na tyle sugestywna, że odnosiło się wrażenie, jakby podłoga pomieszczenia kołysała się wraz z zobrazowaną wodą.
Z kolei eksponowana w Pawilonie Niemiec podczas tegorocznego Biennale w Wenecji projekcja "Factory of the Sun" (2015) autorstwa Hito Steyerl również wprowadza odbiorców w środowisko wychodzące poza standardowo pojmowany model odbioru pracy wyświetlanej na ekranie. W tym wypadku dzieje się tak głównie za sprawą aranżacji przestrzeni, która pozwala odbiorcom odczuć, że znajdują się w rzeczywistości przedstawianej w filmie. Co ciekawe, mimo że realizacja jest wyjątkowo futurystyczna i w krytyczny sposób odnosi się do zdigitalizowanej teraźniejszości, sam tytuł pracy bezpośrednio nawiązuje do połączenia technologii i związanej z nią produkcji ze środowiskiem naturalnym.
W 2014 roku w berlińskiej galerii Johnen David Claerbout zaprezentował "Travel" (2013), tworzoną przez 17 lat animację przedstawiającą przejście przez las. Zainspirowany muzyką relaksacyjną przypominającą śpiew ptaków, szmer wody w leśnym potoku czy odgłosy szumiących liści, artysta za pomocą najnowszych technologii stworzył komputerowe środowisko, które do złudzenia przypomina naturalne. Oglądając 12-minutową animację przedstawiającą połączenie europejskiego lasu z amazońską dżunglą, z zaskoczeniem można dostrzec, że jest to w pełni elektronicznie wygenerowany obraz, a nie dokumentacja realnie odbytego spaceru. Paradoksalnie trudno o technologicznie większy, a zarazem fizycznie mniej widoczny kontrast między naturalnym a sztucznie wytworzonym. Pozostaje zastanowić się, jak wyglądałaby praca artysty, gdyby środki do tworzenia rzeczywistości wirtualnej były szerzej dostępne kilkanaście lat temu bądź gdyby Claerbout zaczął pracować nad realizacją obecnie, a pokazał ją w 2032 roku. Co ciekawe, Jörg Johnen, prezentujący w zeszłym roku prace belgijskiego artysty, oraz Esther Shipper, która zorganizowała pierwszą berlińską wystawę Mangrané'a, ogłosili w tym roku połączenie prowadzonych przez siebie galerii.
Błyskawicznie rozwijające się technologie i coraz częstsze ich wykorzystywanie w świecie sztuki rodzi pytania o wygląd przyszłych realizacji artystycznych, sposoby ich produkcji i ekspozycji. Tempo rozwoju nauki i techniki pozwala przypuszczać, że uzyskiwane przez artystów efekty przerosną najśmielsze oczekiwania. Gdy podróże w kosmos wkrótce mają się stać powszechnie dostępnym wakacyjnym wyjazdem, a NASA prowadzi testy mające przygotować śmiałków do kolonizacji Marsa, sztuka współczesna przechodzi jedne z największych przeobrażeń. Przychody ze sprzedaży sztuki w skali globu zaczynają dorównywać budżetom agencji kosmicznych. W takiej sytuacji najnowsze technologie zdają się same zbliżać do artystów. Twórcy rozpoczynają przenosić odbiorców w inne rzeczywistości, wciąż jeszcze z dosyć romantycznym zacięciem skupiając się na naturze i organicznym środowisku. Fizyczne eksperymenty, jakich dokonują Olafur Eliasson czy Tomás Saraceno, nieustannie rozwijając projekt poruszania się po przestrzeniach wiszących w powietrzu ("Cloud Cities, 2005 - czy "In Orbit", 2013), ustępują miejsca jeszcze bardziej pionierskim i futurystycznym realizacjom, gdzie złudzenie jest równie intensywne, co doświadczana codziennie rzeczywistość.