Przyjemności ze Szwecji - bez przyjemności

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Goszcząc wystawę sztuki obcego kraju spodziewamy się zobaczyć artystyczną wizytówkę danej społeczności. Mamy oczywiście w zanadrzu stereotypy, obiegowe opinie, które z nią wiążemy, plus aktualny kontekst polityczny, który określa silnie współczesną sztukę. To co zobaczymy będzie zatem jakąś wypadkową: z jednej strony naszych oczekiwań, z drugiej wymowy prac, dla których nasze oczekiwania stają się punktem odniesienia. Wydaje się, że właśnie sposób w jaki artyści wejdą w relacje z naszymi wyprzedzającymi ich działania oczekiwaniami stanowi o jakości wystawy. Kluczowe jest tu także zadanie kuratora. Oczywiście prace nie muszą wcale odnosić się do wspomnianych wyżej stereotypów - wtedy jednak naznaczenie ekspozycji w nazwie odwołaniem do danego kraju traci sens.

Joakim Danell, Camilla Rosberg, Manetaplaneta, instalacja, 2005
Joakim Danell, Camilla Rosberg, Manetaplaneta, instalacja, 2005

Organizatorzy poznańskiej wystawy młodej sztuki szwedzkiej jako punkt odniesienia przyjęli pojęcie "przyjemności". Zatem "Przyjemności ze Szwecji" odnoszą się do postrzegania tego kraju jako socjalnego raju, gdzie odpowiedni standard życia gwarantuje pro społeczny ustrój państwa, a przyjemne i wygodne mieszkania zapewnia IKEA. Dochodzi do tego wiązany ze szwedzkim stylem życia bliski związek z naturą, który w myśl sentymentalnej utopii Rousseau (zdaje się ona coraz częściej powracać u progu XXI wieku we programach partii ekologicznych) - gwarantuje człowiekowi prawdziwe szczęście.

Joakim Danell, Game boy barokowy, obiekt, 2003
Joakim Danell, Game boy barokowy, obiekt, 2003

Cudzysłów w jakim we wstępnym tekście do katalogu wystawy (Eulalia Domanowska, Kłopoty z przyjemnością) pojawia się słowo "przyjemności" sugeruje, że artyści podważą ów stereotyp i ukażą nam rzeczywiste, nieprzyjemne oblicze szwedzkiej społeczności ukryte pod maską idylli. Czy się to udało? Czy prace pokazane na wystawie rzeczywiście pozostają w napięciu do przywołanego stereotypu? Po wnikliwym obejrzeniu wystawy mam co do tego wątpliwości.

Gerd Aurell, Bądź moim dzieckiem, obiekty interaktywne, 2005
Gerd Aurell, Bądź moim dzieckiem, obiekty interaktywne, 2005

Pokazane na wystawie prace podzielić można podług kilku grup, wątków w różnym stopniu odnoszących się tytułowego stereotypu: przyjemnego otoczenia w którym rzekomo żyją Szwedzi, bliskiego związku z naturą, kwestii bezpieczeństwa socjalnego. Przyjrzyjmy się niektórym z nich przez pryzmat powyższych kategorii.

ChrisTINA Bolling, Stacja Przyjemnosci, instalacja, 2005
ChrisTINA Bolling, Stacja Przyjemnosci, instalacja, 2005

Zawieszona u stropu galerii instalacja "Manetaplaneta" Joakima Danell i Camilli Rosberg, złożona ze szklanych form przypominających różnych rozmiarów meduzy przepływające ponad głowami widzów oraz kolorowe szklane ampułki Rosberg można zaliczyć do pierwszego nurtu. Obie prace są bardzo dekoracyjne i właściwie równie dobrze mogłyby się znaleźć w katalogu IKEI. "Manetaplaneta" reprezentuje jakby inspirowany naturą dizajn. W kontekście wystawy, która zakłada przewrotne potraktowanie tytułowych przyjemności wymowa tej pracy nie jest do końca jasna. Nie są one krytyczne, ale mam wrażenie, że wręcz przeciwnie - aprobujące.
Są także prace odnoszące się ironicznie do legendarnego szwedzkiego socjalu. Wśród nich można umieścić obiekty Gerd Aurell - spreparowane wózki dziecięce przystosowane do wożenia osób dorosłych, których użycie artystka zaproponowała widzom wystawy. Jak głosi komentarz autorki, praca odnosi się do nierówności relacji panujących wśród ludzi dorosłych, gdzie jedni, podobnie jak małe dzieci, poddają się woli drugich. Nierówności w tych relacjach są, pisze artystka, niekiedy ewidentne, niekiedy subtelnie zakamuflowane. Konfrontując ten komentarz z gotowymi obiektami odnoszę wrażenie, że raczej udosławniają one i upraszczają teoretyczną refleksję, choć doceniam aspekt humoru i ironii w nich obecny.
Podobnie zbyt dosłowna, a może nawet przegadana wydaje mi się interaktywna instalacja Christiny Bolling zainspirowana grami towarzyskimi i sklepami IKEA. Ściana wyklejona zdjęciami ukazującymi przygody artystki i jej partnera w sklepie IKEA przypomina pomysł grupy Magisters dokumentujących ich pobyt na stypendium na niemieckim wybrzeżu Bałtyku. Może ciekawsze byłoby zaproszenie widzów do prawdziwej IKEI i tam przeprowadzenie tej instalacji-gry?
Wreszcie prace ukazujące grozę skrywającą się pod powierzchnią pozornego spokoju. Mamy tu komiks malarski Anneli Furmak "Niebo w naszych rozumach" opowiadający historię zbrodni, która dokonała się wśród sekty religijnej gdzieś na szwedzkiej prowincji. W grupie tej mieści się także malarska instalacja "Dolce vita" Heleny Wikström ukazujące trudne, niekiedy pełne brutalności, relacje między aktorką Anitą Ekberg, a jej mężem Lexem Parkerem. Obrazy o niewielkim formacie wkomponowane w schodkowego podestu w swojej poetyce odwołują się mocno do malarstwa Luca Tuymansa co powoduje, że wywoływany przez nie niepokój zdaje się być raczej pochodną specyficznej metody Belga niż ich tematu. W orbicie wpływu Tuymansa, jeżeli chodzi o brudną, celowo nie wysmakowaną kolorystykę, pozostają także nieco surrealne obrazy Isabeli Cantzler.

Camilla Rosberg, Peak-Pause, Zabawka biurowa, instalacja, 2005
Camilla Rosberg, Peak-Pause, Zabawka biurowa, instalacja, 2005

Rodzaj prac zamieniających przyjmność na grozę reprezentuje także film "Tańczący na linie" Anity Malmoqvist i Petera Bryngelsson, niewątpliwie najbardziej interesujący obraz w całej wystawie. Ukazuje one życie współczesnej rodziny złożonej z mocno dojrzałej matki, otyłego ojca i kilkuletniego chłopca poprzez kilka codziennych scen dziejących się w dobrze umeblowanych wnętrzach. Na przekór zewnętrznego ładu w rodzinie narasta napięcie o dość trudnym do określenia źródle, które przekształca wspólne życie w koszmar. Autorom udało się ukazać poczucie pustki i braku, bez uciekania się do moralizatorskiego tonu, trafnie zaobserwować i postawić pytania nie przesłonięte uproszczonymi rozwiązaniami.
Jest to niewątpliwie produkcja balansująca na granicy filmu fabularnego i dokumentalnego oraz sztuki video, co powoduje, że z jeden strony mógł on zostać nagrodzony w kategorii filmu krótkometrażowego, jak dowiadujemy się z katalogu, i pokazywany w telewizji, z drugiej strony prezentacja w przestrzeni galerii sztuki współczesnej nie powoduj wrażenia dysonansu różnych konwencji.
Jest to też przykład pracy video, w której pozornie dzieje się niewiele, a która jednocześnie trzyma widza w napięciu od początku do końca, niewątpliwie dzięki bardzo precyzyjnemu operowaniu obrazem.
Praca ta ratuje przesłanie wystawy, która w całości pozostaje w dużym dystansie do moich oczekiwań rozbudzonych interesującym problemem wywołanym w jej tytule.

Isabel Cantzler, bez tytułu, obraz, 2005
Isabel Cantzler, bez tytułu, obraz, 2005

Rzeczą, której w ocenie wystawy nie można pominąć, to fakt, że ona zbudowana dość nieskładnie, rozmieszczenie prac sprawia wrażenie przypadkowego, nieprzemyślanego układu. To nie ułatwia oglądu. Prosty przykład: wspomniany wyżej komiks Anneli Furmank złożony z kilkunastu obrazków został umieszczony na bocznej ścianie tuż przy wejściu do galerii, co powoduje, że nie można go zobaczyć w całości, jako zamknięta formę, ale zostaje rozbity na szereg elementów. Wydaje się, że umieszczenie go na frontalnej ścianie, co umożliwiłoby efekt oglądu całościowego przełamanego możliwością podejścia i rozpoczęcia bliskiej lektury, dałoby ciekawszy obraz tej pracy. Poza tym wątpię, czy samo umieszczenie dzieła, którego ogląd wymaga skupienia zaraz przy wejściu nie spowoduje, że zostanie ona przeoczona. Podobnie dziecinne wózki dla dorosłych z projektu Gerd Aurell znalazły miejsce w kącie galerii, co nadaje im raczej charakter obiektu od oglądania niż narzędzia, z którego widz ma skorzystać. Takich niejasnościach ekspozycyjnych jest więcej, być może nie są one tak istotne jak jakość samych prac, niemniej rzutują na czytelność i wymowę ekspozycji. Warto jeszcze raz przemyśleć układ wystawy, zwłaszcza, że od września ma być o pokazywana w BWA w Bydgoszczy. Chciałbym też poddać pewien pomysł ekspozycyjny kuratorce wystawy: może warto by umieścić mocno dekoracyjną pracę Manetaplaneta" Joakima Danell i Camilli Rosberg przy wejściu do galerii, tak by każdy z wchodzący musiał przejść pod parzydełkami szklanych meduz, niczym wędrując dnem Bałtyku, co poza ciekawą metaforą nadałoby tej pracy także mocniejszego wyrazu i pozwoliło osiągnąć efekt połączenia piękna i grozy, właściwy meduzom, o którym piszą artyści w skądinąd rzetelnie zbudowany katalogu wystawy.

"Przyjmności ze Szwecji", Galeria Miejska Arsenał w Poznaniu, 17.06.05-24.07.05,
BWA w Bydgoszczy, 09.2005,
kurator: Eulalia Domanowska

CZYTAJ WIĘCEJ:
Elżbieta Korolczuk, Fiński eksport - Szkoła Helsińska w Kulturhuset.