Maszyny i ludzie. [t]:terror w Studio BWA

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Jednym z najczęściej przewijających się wątków w produkcjach fantastycznych, zarówno w literaturze jak i filmie, jest postępujący proces zajmowania przez maszyny miejsca należącego dotychczas wyłącznie do człowieka. Z chwilą, gdy urządzenia elektromechaniczne przestają służyć jedynie ułatwianiu życia człowiekowi, a nabierają indywidualnych cech samoistnej osobowości, buntują się przy pomocy nadanym im przez homo sapiens narzędzi komunikacyjnych oraz zagarniają nasze pole wartości i wolności - budzi się w nas trwoga. Nie jest to jednak jedynie strach przed złowieszczymi niezrozumiałymi szumami i niemożnością opanowania sztucznego tworu, ale przede wszystkim lęk przed strąceniem człowieka z panteonu jedynej istoty zdolnej podejmować świadome decyzje dotyczące zarówno samego siebie, jak i świata przynależnego mu z biblijnego nakazu.

Andrzej Wasilewski, "Transfuzja", fot. Studio BWA
Andrzej Wasilewski, "Transfuzja", fot. Studio BWA

Pomyłka w systemie jest jego cechą ludzką, wynika z błędu programisty wprowadzającego dane. Nie wziął on bowiem pod uwagę wszystkich okoliczności, które są w stanie przeciwstawić się żądanemu działaniu. Ograniczenia sprzętowe, wkradające się w strukturę dezinformujące szumy, niejednoznaczne komendy - ich niedoskonałość wynika nie tyle z błędu samego tworu, co jego twórcy. Tak pomyślany błąd, jako cecha ewidentnie ludzka, może być pojęty również jako dusza sztucznego urządzenia: pierwotne tchnienie inspirujące do przeciwstawienia się swemu twórcy, luka wykorzystana do ukształtowania się wolnej woli maszyny.

"Transfuzja" Andrzeja Wasilewskiego skalda się z szeregu urządzeń pompujących odrealnioną, niebieską ciecz. Za sprawą podłączonych rurkami kroplówek sączy się ona wprost na ekrany niewielkich monitorów, na których przeplatają się migawki z programów informacyjnych. W ten sposób informacyjny szum zostaje pokryty kojącym balsamem, niemalże życiodajnym płynem, odrealniającym strzępki życia uwięzione w monitorach. Proces ten rozpoczyna się w momencie przecięcia podczerwonego promienia znajdującego się w bezpośrednim sąsiedztwie urządzenia, w chwili, gdy stajemy naprzeciwko ekranu. Ta delikatna instalacja ulega jednak zakłóceniom wynikającym z jej zaawansowania technologicznego. Niektóre generatory podczerwieni zaczynają wariować, co wynika z niedostrojenia ich czułości. Linki podnoszące kroplówki plączą się. Niektóre z elementów instalacji żyją własnym życiem unosząc się w najmniej oczekiwanych momentach i mechanicznym dźwiękiem oznajmiając swoją niezależność.

Dorota Chilińska, "WieżaBabel", fot. Studio BWA
Dorota Chilińska, "WieżaBabel", fot. Studio BWA

Generatory mowy, zastosowane w elektronicznej "Wieży Babel" Dory Chilińskiej, odczytują angielskie teksty wyjęte z biblijnej historii o budowie wieży. Kilkustopniowa denotacja tekstu traktującego o pomieszaniu kodu komunikacyjnego, dokonująca się poprzez wyświetlany na ustawionych w pionie monitorach, odczytywanie ich przez generator mowy, odniesienia do historii biblijnej oraz poprzez rzutowane z góry lotnicze zdjęcie miasta, sama w sobie staje się szumem trudnym do zrozumienia. Splątane kable kłębiące się u stóp "wieży" mają dodatkowe znaczenie wielości przesyłanych przez nie informacji składających się na prosty w gruncie rzeczy komunikat. Spiętrzenie znaczeń powoduje nieczytelność przekazu, wprowadzone dane są niewystarczające dla klarownego odczytania tekstu. Po raz kolejny stajemy bezradni wobec potęgi ścisłej logiki urządzenia, które w swojej chłodnej kalkulacji wypacza pierwotny sens.

Luźno zawieszone na ścianie kartki papieru, na których nadrukowane są różne próbki jakości druku, niewyraźne i pomylone wielkości czcionek, kolorów czy znaków edytorskich to fragment pracy dyplomowej Adama Witkowskiego. Rozmieszczone na ścianie w przypadkowej kolejności i układzie otwierają ekspozycję ukazującą zakłócenia w komunikacji. Jest w nich oczywiście przypadkowość, ale jakże inna od tej, którą proponował w swych układach aleatorycznych Stanisław Dróżdż (czy Ryszard Winiarski w "Obszarach") - brak w nich klarownej metody, owej strategii gry decydującej w jakimś stopniu o formie dowolności danej kompozycji. U Witkowskiego strategia została zastąpiona błędem - błędem maszyny drukującej, rozumianej przez niego nie jako słabość technologiczna, ale wyzwoleńcza siła elektronicznego systemu zdolnego przeciwstawić się pierwotnemu zamysłowi swego twórcy. Jak brzemienna w skutki może być dezynwoltura urządzenia drukarskiego, wskazuje niewielki wycinek erraty do książki Junga "Podróż na wschód", w której przedrukowane są pomyłki w trygramach I Ching (praca "ERRATA. Ja też nie mam nic do powiedzenia"). Poszczególne linie, oznaczające konkretne złożenia, mogą nabierać całkiem innych znaczeń w wyroczni w chwili, gdy zostaną pomylone. Jeszcze inna praca Witkowskiego z wystawy, polegająca na niekontrolowanym, chaotycznym pojawianiu się liter alfabetu na ekranie i ich jednoczesnym odczytywaniu przez lektora, zdaje się wskazywać na pozorny brak granic w możliwości stwarzania języka za pomocą szeregu znanych ludzkiej mowie głosek. Trudno określić, czy jest to zbiór skończony. Możliwości kombinacji, nagromadzeń, sposobów i czasu ich wypowiadania zdają się być nieskończenie wielkie. Jednocześnie, trudno oczekiwać, że większość z tych kombinacji będzie posiadać swój własny sens, stając się zrozumiałymi w akcie komunikacji...

Marysia Wasilewska, "Co dalej", fot. Studio BWA
Marysia Wasilewska, "Co dalej", fot. Studio BWA

To, co głównie zdaje się interesować Marysię Wasilewską w obszarze zakłóceń rzeczywistości, to złudzenie przestrzeni, które jest w stanie wprowadzić w błąd nasze zmysły postrzegania. Za pomocą efektów świetlnych i systemów luster artystka tworzy trójwymiarowe obrazy, których głębia zdaje się być nieskończona. W innej pracy - "Co dalej" - pozwala zatracić się widzowi w nierealnej przestrzeni pozornie pozbawionej jakiejkolwiek fizyczności, wprowadzając go do ciemni i każąc mu stąpać po plastycznym podłożu, odbijającym niewielkie źródła światła pochodzącego z fluorescencyjnych pasów rozwieszonych na ścianach. Kojący szum fal uderzających o brzeg dodatkowo przenosi nas w inną czasoprzestrzeń. W chwili, gdy zapala się jaskrawe światło, urok "NO-WHERE" znika jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Znów jesteśmy tu i teraz, w ciasnym, zamkniętym czterema ścianami pomieszczeniu. Coś straciliśmy. Może właśnie ułudę wynikającą z ograniczonych możliwości naszego zmysłu postrzegania, zbawienny błąd naszego wzroku.

Roman Bromboszcz oscyluje wokół kilku różnorakich stylistyk. Poezja konkretna, formy muzyczne, programistyka komputerowa dopełniają się w jeden, charakterystyczny dla niego język. "Udziały w halach magnetofonicznych (...) y w cholach lektromagnetofonicznych udział" - to fragmenty tekstu zamieszczonego na czerwonym billboardzie w galerii, zatytułowanym "Przyszły własny dostęp do prądu". "Rotator" natomiast to graficzna forma z obracającymi się w okręgu literami, które układają się w wyraz "rotator". Niemalże dadaistyczne wiersze, dopełnione dźwiękami - szumami pochodzącymi z urządzeń elektrycznych, dekonstruują pierwotny tekst, rozkładają go na partykularne znaczenia, każą je ponownie odczytać jako zespoły dźwięków, zgłosek i obrazów.

Dominik Popławski, "artgen", fot. Studio BWA
Dominik Popławski, "artgen", fot. Studio BWA

Program komputerowy "artgen" Dominika Popławskiego trywializuje i w nieudolny sposób parafrazuje wypowiedzi krytyczne dotyczące sztuki. Generując teksty katalogowe "na każdą okazję" i do "wszelkiego zastosowania", autor pracy kwestionuje potrzebę komentarza krytycznego określającego dzieło sztuki. Jednocześni, sam wpada w pułapkę swoistego autotelizmu i niedookreślenia ideowego. Jest naiwnością twierdzić, ze sztuka może obejść się bez krytycznego komentarza. Pozostaje pytanie - na ile taki komentarz staje się jego częścią składową. Przewrotna gra Popławskiego, wymierzona przeciwko otulinie z krytycznej waty broni się tylko wtedy, jeśli tę otulinę weźmiemy pod uwagę, nadamy jej rangę czegoś integralnego w strukturze dzieła, czegoś wręcz przodującego w jej znaczeniu. Jako taka, praca ta nie wychodzi poza intelektualny rebus, aczkolwiek zwraca uwagę na dość ważki problem, jakim jest nadużywanie i przekłamywanie języka w opisach sztuki.

Stopniowe przenikanie do naszego życia maszyn, instrumentów, których zakres działania sięga daleko poza nasze fizyczne czy intelektualne możliwości, budzi w nas naturalne pytanie o status narzędzia wyrastającego ponad swego stwórcę. Piewcy nowoczesności od lat prorokują moment, gdy człowiek stanie się jedynie dodatkiem do dzieła swego stworzenia, jego bezwolnym niewolnikiem i żywicielem. "Blade Runner" czy "Matrix" to jedne z wielu wizji nadawania osobowości maszynie, mogącej zastąpić nasze jedynowładztwo. Tym, co być może wciąż nas wyróżnia od stechnicyzowanego świata maszyn i przyrządów, to możliwość pomyłki i jej zrozumienia, bez uciekania się do pomocy systemu operacyjnego. Wystawa w Studio BWA skłania do zadania pytania: jak długo?