Artystyczny przeciąg w Szczecinie

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
Marcin Fajfruk, Azyl
Marcin Fajfruk, Azyl

Festiwalu Sztuki Młodych "Przeciąg" jest nową ciekawą inicjatywą. Zorganizowany został przez Zamek Książąt Pomorskich w Szczecinie oraz Regionalne Towarzystwo Zachęty, instytucje raczej nie kojarzące się z promocją młodych twórców.

Nie jest łatwo być w Polsce debiutującym artystą. Niewiele państwowych instytucji posiada programy realnie aktywizujące środowiska młodych. Co im pozostaje? Inwestowania własnych środków, przyjęcie roli managera własnej twórczości lub/i działania poza centrami i pozostanie w cieniu, na peryferiach.

Nic więc dziwnego, że szczeciński "Przeciąg" spotkał się z dużym zainteresowaniem artystów. Zgłoszono ok. 400 prac z czego 40 zakwalifikowano do wystawy. Regulamin nie ograniczał techniki wykonania pracy. Grand Prix zdobył obiekt Aleksandry Ska "Nim". Kilka prac zakupiono do zbiorów Regionalnego Towarzystwa Zachęty. Pokonkursowa ekspozycja zajęła południową galerię Zamku Książąt Pomorskich. Sztuka zaskakiwała odbiorcę już na zamkowym dziedzińcu. Marcin Fajfur swoją pracę "Azyl" składającą się z niewielkich kolorowych namiocików umieścił na "wyspie" zieleni, pośrodku kamiennego dziedzińca. W jednym z przeszklonych drzwi północnego skrzydła wzrok przyciągały kolorowe obrazki. Były to barwne odciski ciała Anki Leśniak. Po takim wstępie, po wejściu do sal ekspozycyjnych czuło się pewien niedosyt. Szkoda, że nie udało się sztuce bardziej wniknąć w historyczną tkankę budynku. Nie udostępniono większej przestrzeni zamku. Może mielibyśmy wówczas do czynienia z prawdziwym przeciągiem. Ekspozycja wciśnięta została do jednej z sal ekspozycyjnych. Niektóre z prac nie miały wystarczająco miejsca, nie był w odpowiedni sposób wyeksponowane.

Do "Przeciągu" zakwalifikowało się niewiele malarstwa. Prezentowani twórcy bliżsi byli tendencji konceptualnej, krytycznej, polemizowali z tradycyjną sztuką.

Po prawej "Sweetart" Aleksandry Sojak-Borodo, z lewej obiekt Karoliny Stępniowskiej
Po prawej "Sweetart" Aleksandry Sojak-Borodo, z lewej obiekt Karoliny Stępniowskiej


Aleksandra Sojak-Borodo i Anka Leśniak w swoich pracach rozszerzały tradycję malarstwa, w odbiór włączając inny zmysły, nie tylko wzrok. Praca pierwszej akcja z cyklu "Sweetart" to odpowiedź artystki na trudną "do rozgryzienia" współczesną sztukę, często nieprzyjazną odbiorcy. Jej obraz zamknięty w tradycyjnych ramach zamiast farbami wypełniony był słodkimi czekoladkami Milka, sukcesywnie znikającymi podczas wernisażu. Nadawał się do konsumpcji, nie tylko metaforycznej. Czyżby przez żołądek do serca odbiorcy. Akcja Aleksandry Sojak-Borodo oddziaływała na widza poprzez zmysły smaku oraz nieobcą każdemu słabość do słodyczy.

W akcji z cyklu "Bodyprinting" Anki Leśniak ważną rolę odgrywali widzowie, byli elementami aktywnymi podejmującymi decyzje i działania. Powierzchnia ciała artystki podczas trwania akcji zamieniała się w matrycę, służącą widzom do wykonania odbitek na zasadzie monotypii. Przestrzeń działania wydzielona została boksem, złożonym z metalowego stelażu, który szczelnie zakryły prześcieradła z odciskami. Artystka pozostawała dla wielu osób niewidoczna. Napięcie pomiędzy oczekującymi widzami a ukrytą artystką stało się ważnym elementem akcji. W wideo "Modelki", wyświetlany na telewizorze obok boksu, Leśniak wcieliła się w bohaterki znanych z historii sztuki aktów. Kadr pokazywał ją upozowaną na białym tle i pomalowaną jak do akcji. Opowiadała w pierwszej osobie historie kobiet z obrazów. Częściowo prawdziwe, częściowo zmyślone. Co, ciekawe były to głównie "męskie historie". Z filmu dowiadywaliśmy się czyją kochanką, żoną, córką była kobieta przedstawiona na konkretnym obrazie. "Bodyprinting" Anki Leśniak było polemiką z tradycyjną, akademicką, ciągle maskulinistyczną sztuką. Artystka postawiła pytanie, czy akt może być przyjemny dla modelki, czy może być nie erotyczny a zmysłowy i sexy.

Anka Leśniak, Bodyprinting
Anka Leśniak, Bodyprinting

W pracy "Plener" Artura Malewskiego opowiedział historię zdolnej amatorki, pejzażystki (jej fotograficzny portret dziwnie przypomina twarz samego Artura). Malarka ta tworzy obrazy w oparciu o filmy zarejestrowane podczas podróży. Jeden z nich oprócz "kilometrów widoków" pokazuje wychodzącego z lasu wilkołaka. Nie dajmy się jednak oszukać, to nie fantastyczny stwór był najważniejszy. W zainscenizowanym wywiadzie z pejzażystką, Malewski prowadzi dialog sam ze sobą, stawiając pytania o sztukę i rolę artysty.

Obrazy Joanny Rzeźnik - "Martwa natura 1" , "Martwa natura 2", "Autoportret" - oparte zostały o żart, kalambur związany z nazwiskiem artystki. Z daleka kojarzyły się z fotograficzną dokumentacją miejsca zbrodni i narzędzia, którym ją dokonano oraz portretem już aresztowanego podejrzanego. Przy bliższym oglądzie okazywało się, że to, co wcześniej wydawało się krwią jest farbą. Nóż okazywał się malarską szpachlą. Podejrzany - uchwycony en face i z profilu - artystką, Joanną Rzeźnik, która dokonała zbrodniczego gestu malarskiej ekspresji. Praca wciągała odbiorcą w zabawę znaczeniami, lecz po rozszyfrowaniu wizualnej zagadki nie oferowała właściwie nic więcej; konsekwentnie rozegrana czernią, bielą i czerwienią okazywała się trochę zbyt dosłowna.

W swoim performance Michał Bałdyga badał granice własnego ciała. Działanie oparte było na prostym pomyśle. Artysta przypiął się kilkoma elastycznym sznurami do drzwi. Starał się iść do przodu, walcząc z oporem sznurów i w połowie sparaliżowanego ciała, pogłębiając tym samym świadomość własnych możliwości i ograniczeń. Działanie artysty było wyraźnie odrębne od innych prac prezentowanych w ramach projektu.

W głębi obrazy Joanny Rzeźnik, na pierwszym planie obiekt Iwony Demko
W głębi obrazy Joanny Rzeźnik, na pierwszym planie obiekt Iwony Demko

Obiekty Karoliny Stępniowskiej i Iwony Demko łączył nie tylko kolor różowy, obydwa dotyczyły sexu. Temat ten wciąż nie ma szczęścia w sztuce polskiej. Pozbawiony aspektu przyjemności pojawia się by służyć analizie opresyjności kultury, głównie względem kobiet. Nigdy sam nie jest tematem. Obiekt"Uwikłani" Iwony Demko z daleka przypominał prace Marii Pinińskiej- Bereś. Był jednak mniej metaforyczny, bardziej dosłowny. Tworzyły go splatane ze sobą figury ludzkie, głównie kobiece. W niektórych fragmentach wyraźnie widoczny był zarys piersi. Karolina Stępniowska przekształciła zwyczajny fotel ginekologiczny w atrakcyjny gadżet obszywając go przyjemnym w dotyku różowym materiałem i dodatkowo ozdabiając go różowymi kamykami.

Motyw sexu odnaleźć można było także w nagrodzonym Grand Prix obiekcie zatytułowanym "Nim" Aleksandry Ska. Pozornie niewinny niemowlęcy becik w kolorze bordo, ozdobiony haftem ze złotej nitki, niepokoił. Przy zbliżeniu się odbiorca odkrywał, iż kunsztowny złoty ornament przedstawia dwóch mężczyzn, splecionych w wymyślnych erotycznych pozach. Praca nie dotyczyła jednak seksualności. Odsyłała raczej do problemów związanych z wykluczeniem, emocji z nim związanych.
Cykl fotografii Anny Kędzior "Robaki Kuchenne" budował przestrzeń paranoiczną, ewokującą nieokreślone poczucie zagrożenia, pułapki. Zdjęcia ukazywały kobiety uwięzione w kuchniach. Przypominały one robaki w klatkach, zatrzymane, wyrwane z codziennej rutyny nagłym snopem światła. W ich gestach wyraźnie obecna była chęć ucieczki, wyrwania się z konwenansów, niewygodnych społecznych ról.

Michał Bałdyga
Michał Bałdyga

Grupa Teżewe (Anna Kowal i Magda Kryńska) ironicznie analizowała problemy związane z codziennością. Wideo "Polska" to historia młodej osoby popadającej w marazm i apatię na skutek życiowych rozczarowań, opowiedziana w liście do prezydenta. Odpowiedział na niego prezydent Szczecina, przyznając nagrodę 5 000 złotych. Na wystawie obejrzeć można było także dwie fotografie tej grupy z cyklu "Sensacja - esencja". "Pokochaj mnie" to zdjęcia nagiej kobiety, która w miejscu serca ma odbezpieczony granat, zawleczkę trzyma w prawej ręce. Na "54% ze 100" naga kobieta wygląda jak po wizycie u chirurga plastycznego. Na jej ciele przerywaną linią przywołującą krawieckie szablony zaznaczone zostało, co należy zmienić w dążności do ideału.

Ivo Nikić zaaranżował instalację niczym z koszmaru sennego przeciętnego konsumenta telewizyjnej papki. Wygodny na pozór fotel zmienił się w "obcego", ekran nie pokazuje nic prócz rozmytych napisów końcowych, a w końcu popada w zupełną abstrakcję.

Instalacja malarska Piotra Kopika "Struwelpeter" przypominała układankę z wielu kwadratowych obrazów zawieszonych na ścianie w nieregularnej linii. Środkowa część kompozycji pozostała pusta. Z widocznych na brzegach obrazów detali można było domyśleć się, iż wewnątrz powinna znajdować się siedząca postać. Jej zarys obwiedziony był obrazkami kojarzącymi się z dziecięcymi bajkami. Przywołany w tytule Struwwelpeter (w wersji polskiej - Staś Straszydło) to tytuł zbioru dziewiętnastowiecznych wierszowanych, umoralniających przypowiastek dla dzieci. Napisał je i zilustrował Heinrich Hoffmann. Proponowały one prostą logikę: jesteś niegrzeczny, przekraczasz społeczne normy - spotyka cię sroga kara. Michaś nie jadł zupy umarł, Kasia bawiła się zapałkami spłonęła itp. Czy taką logiką kierujemy się na co dzień? A jaki obrazami wypełnimy brakujące miejsca? Czy może wówczas ulec zatarciu prosta przyczynowo-skutkowa logika Hoffmana?

"Przeciąg" okazał się potrzebną inicjatywą. Choć znacznej części twórców biorących w nim udział nie można uznać za debiutantów, to i dla tych dopiero startujących okazał się szansą dla zaprezentowania się szerszej publiczności.

Foto: Agnieszka Kulazińska

Festiwal sztuki młodych "Przeciąg", kurator Agata Zbylut, Zamek Książąt Pomorskich, Szczecin, 16.11-16.12.2007 www.zamek.szczecin.pl

Aleksandra Ska, Nim
Aleksandra Ska, Nim

Piotr Kopik, Struwelpeter
Piotr Kopik, Struwelpeter

Monika Szpener, "Ołtarz na miarę naszych potrzeb"
Monika Szpener, "Ołtarz na miarę naszych potrzeb"