O odczuciach. Polemika z artykułem Adama Mazura pt. "Nawet nic nie poczujesz: o drezdeńskiej wystawie Anety Szyłak"

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
Jill Mercedes, Angst, 2004, instalacja, fot. MB
Jill Mercedes, Angst, 2004, instalacja, fot. MB

Wiele prac pokazanych na wystawie O panice, obsesji, rytualności i znieczuleniu formułowało różne postaci lęków i ucieczek od nich lub ilustrowało czynności jakim się oddajemy by zapomnieć, podczas gdy to, od czego uciekamy pozostawało w domyśle. Do tego zresztą odnosił się tytuł "Nic nie poczujesz" bo czynności te, jak zaklęcia, są pozorne: nie przyniosą żadnej ulgi i nie wyleczą z lęków. Wystawa odwoływała się do najróżniejszych stanów psychicznych, więc siłą rzeczy przy jej odbiorze istotnym czynnikiem był "profil psychologiczny" widza (jak profil psychologiczny sprawcy w kryminologii), który musiał trafić na coś, co na niego podziałało. Wystarczy, że to były dwie, trzy prace, reszta mogła być obojętna (ja - inaczej niż Adam Mazur - na początku trafiłam do windy Moudunova więc czułam lęk przed każdą następną pracą ;-). Ale to nie miał być katalog obsesji, do czego pił autor tekstu: "Wystarczy że trafi na klaustrofobika czy arachnofobika i nieszczęście gotowe" . Choć Aneta Szyłak rzeczywiście przyznawała się do kilku z zasygnalizowanych tam fobii, mówiła jednocześnie: Chcę powiedzieć, że czasem drapiemy tam, gdzie boli lub budujemy protezy które pozwalają nam nie widzieć jak jest naprawę. Myślę, że to, że Adam Mazur nic nie poczuł ( "może równie dobrze sprawić, że nawet nic nie poczują" ) nie było brakiem odczuć w ogóle, ale miał źródło w intensywności tych uczuć. Tymczasem minimalizm działań, na granicy zauważalności i bez żadnych efektów specjalnych był uzasadniony. To sugestie, a nie tezy. Mniej spektakularnie, nie straszyć, ale pogrozić palcem. Nie budować scenografii zamku duchów, ale zostawić dziecko same w domu. To nie wizyta u dentysty, ale lęk przed nią. Skądinąd słusznie autor recenzji porównywał wystawę w Dreźnie do BB4. Z tym, że BB4 -zresztą pyszne - było stanem głębokich lęków i depresji. Przy wielu pracach zdarzało mi się pomyśleć, że z autorem coś nie w porządku, w każdym razie na BB4 cały czas myślałam o nich. Trzymałam dystans, patrzyłam z zewnątrz. Bo - jak mi się wydawało - mnie to nie dotyczy. Na wystawie Anety (choć nie mam żadnej z tych przykrych fobii czy natręctw) pomyślałam o sobie. Wychodząc zastanawiałam się "czy ja też?" Zaraz usiłowałam przypomnieć sobie najdziwaczniejsze czynności czy rytuały, którym oddaję się mniej lub bardziej świadomie, nic jednak nie rozwiązało mojej niepewności, bo przecież moje dziwaczności nie są dla mnie dziwaczne, więc nadal nic nie mogłam zdefiniować. Nie chodzi o to, CZY (bo na pewno) i CO (nie wiem albo udaję, że nie wiem) ale o lęk PRZED. Niepokój pozostał. I pewnie o to kuratorce chodziło.

Zgoda, ja też bym kilka z pokazanych prac wyrzuciła, bo tu nie pasowały. Ale nie zgodzę się, że na wystawie "nawet nic nie poczujesz" , że można ją sobie darować chowając się w kupie śmieci itd. Zresztą, co ciekawe, Adam Mazur sam sobie odpowiada na swoje zarzuty: "na tej wystawie wszystko jest subiektywne, więc nie ma sensu tłumaczyć się z tego, co nie trafia do przekonania - to jak z opisanym przez Freuda lękiem przed stolikami na trzech nogach, nie wszyscy się ich boją, nie na wszystkich działają" . Wystawa była odpowiednikiem leku homeopatycznego, ewentualnie rodzajem obrócenia się trzy razy przez lewe ramię gdy czarny kot przebiegnie drogę. Zaklęciem, w które rzecz jasna nie każdy musi wierzyć, a każdy może nazwać hucpą. Z założenia miała być odczuciem a nie analizą. Co implikuje jeszcze jeden - trudny do obalenia - wniosek. Jeśli (i co do tego się zgadzamy) na wystawie wszystko jest bardzo subiektywne, to usprawiedliwione są także subiektywne wrażenia i oceny. Żadnej (ani Adama Mazura, ani mojej) nie da się obronić i żadnej nie da się obalić. Co nie wyklucza, że podyskutować zawsze warto ;-)

Na marginesie dodam, że oglądając wystawę w Dreźnie często myślałam o książce pt. "Dziwne uczucia" Karoliny Gordon wydanej przez Zderzak. Miałam nawet to dziwne uczucie że w pewnym zakresie wzajemnie się uzupełniają, co przynosiło mi zresztą trudną do zdefiniowania przyjemność.

Wystawa zostala zrealizowana w ramach Roku Polsko-Niemieckiego organizowanego przez Instytut Adama Mickiewicza