"Odczarowanie" - jak włożyć rękę w płonący stos i nie oparzyć się. Głos na zakończenie zielonogórskiego projektu

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.


Czarownica - mityczna istota, którą zdesperowani rodzice straszyli swoje niesforne pociechy czy obdarzona ponadnaturalną mocą bogini sprawująca władzę nad żywiołami? Problem z określeniem naszych wyobrażeń na temat wiedźm polega na daleko posuniętej stereotypizacji ich wizerunków.

realizacja duetu Sędzia Główny
realizacja duetu Sędzia Główny

Oba te uproszczone modele postrzegania czarownicy - zarówno jako groteskowej, oswojonej poprzez śmiech ludowej Baby Jagi, jak i wyabstrahowanego z rzeczywistości wszechwładnego medium skupiającego w sobie tajemnicze energie - wyrządziły niemniej złego niż płonące stosy. Zepchnęły bowiem ofiary całkowicie realnych, okrutnych represji w ciemny kąt wyobrażeń trywialnie baśniowych, albo też wyuzdanych w swej przerysowanej perwersji rodem z tandetnego horroru (nocne sabaty z udziałem diabła, w trakcie których dochodziło do najpotworniejszych seksualno-zbrodniczych ekscesów). Tymczasem wiele historii kobiet, które pogrzebano wraz z ich prochami, zasługuje na przywrócenie do życia i zrewidowanie. Ludzie straceni z powodu oskarżenia o czarostwo (wbrew utartemu poglądowi nie były to wyłącznie kobiety; n.p. angielskim warlock określano obie płcie) nie różnili się aż tak bardzo od swych antagonistów. Nie wykradali krowom mleka, nie pozbawiali jurnych mężczyzn siły w lędźwiach, nie zabijali "złym okiem" wścibskiego sąsiada, nie zamieniali się nocą w krwiożerczego wilka. Najczęściej tym, co czyniło ich niebezpiecznymi dla okolicznej gawiedzi był tkwiący w nich indywidualny potencjał, stawiający ich w uprzywilejowanej pozycji - umiejętność leczenia za pomocą ziół czy dobra sytuacja materialna.

Rehabilitacji czarownic podjęły się trzy absolwentki studiów kuratorskich Uniwersytetu Jagiellońskiego: Małgorzata Devosges-Cuber, Gabriela Jarzębowska i Joanna Stembalska, które zorganizowały w Zielonej Górze projekt Odczarowanie. Zakończona niedawno wystawa (finisaż uświetniła swoją obecnością autentyczna czarownica, zaproszona przez Pawła Althamera) bezpośrednio odnosiła się do historycznej tożsamości tego miasta, w którym w XVII wieku doszło do okrutnych prześladowań i wyroków śmierci na domniemane "wiedźmy". Organizatorkom zależało na ukazaniu rozdźwięku pomiędzy funkcjonującym w powszechnej świadomości mitem czarownicy a jego przełożeniem na prawdę dziejową, co miało dokonać się poprzez skonfrontowanie mieszkańców Zielonej Góry z egzorcyzmującymi realizacjami artystów, umieszczonymi w przestrzeni miejskiej.

Intencje kuratorek z pewnością zasługiwały na uznanie, jednak, jak pisała już w swojej recenzji Iza Kowalczyk, nie do końca zostały zrealizowane w pracach twórców biorących udział w tym eksperymencie. Pomijając już fakt niesprawności sprzętu i kłopotów organizacyjnych, ekspozycja w ewidentny sposób udowodniła jak karkołomnym czy wręcz syzyfowym zadaniem jest odczarowanie czarownicy. Przede wszystkim uderzającym jest, jak bardzo świadomość samych artystów (czyli tej części społeczeństwa, po której należałoby spodziewać się głębszej refleksyjności) uwikłana jest w zniewalającą moc stereotypów. Większość zademonstrowanych projektów niepokojąco wpisała się nie w proces obalania, lecz umacniania krzywdzącego i przekłamującego rzeczywistość schematu. Oręż, jakim posłużyły się kuratorki w krucjacie przeciwko myślowym konwencjom, był nie lada jaki: m.in. Paweł Althamer, Robert Kuśmirowski, Zuzanna Janin, Anna Baumgart czy Sędzia Główny. Jednak tylko nielicznym twórcom udało się udźwignąć ciężar, które położyły im na barkach organizatorki. Z drugiej strony działanie na symbolach tak mocno zdewaluowanych i posiadających silnie skonkretyzowane konotacje zawsze niesie w sobie ryzyko częściowej porażki. Jak bowiem mówić o czarownicach, nie odwołując się do towarzyszącego im fantastycznego rekwizytorium, które pragnie się ostatecznie przekroczyć? Przykładem może być propozycja Bogny Burskiej. Jej instalacje dźwiękowe, rozproszone w różnych punktach miasta, wykorzystywały fragmenty filmów, których motywem przewodnim była diabelska zauszniczka. Można więc było usłyszeć np. odśpiewywane przez kobiety tajemne zaklęcia, które nie pasując do otoczenia, burzyły jego określoną, przewidywalną strukturę. Niekonwencjonalne odgłosy wydobywające się nie wiadomo skąd, stanowiły wyraźną analogię do procesu odzyskiwania na nowo czarownicy, wydobywania jej obłożonej milczeniem historii zarówno spod gruzów minionego fanatyzmu, jak i teraźniejszej obojętności, będącej być może wynikiem wyparcia niewygodnych, wstrząsających faktów. Doszło więc do symbolicznego spotkania odległej, wykluczonej rzeczywistości z realiami współczesnego świata. Czy umożliwiło ono jednak podjęcie uzdrawiającej, terapeutycznej dyskusji? Jest to raczej mało prawdopodobne, zważywszy na dość efemeryczny sposób prezentacji, nie pozwalający na pełne ukorzenienie się w świadomości.

mural ZBK
mural ZBK

Z kolei performance Zuzanny Janin był jednym z tych działań, które najsilniej ukazały jak "nieoperowalną" naroślą jest ten dawniej śmiercionośny archetyp. Artystka przyjęła dosłownie rolę czarownicy, oferując widzom wróżbę dotyczącą rodzaju czekającej ich śmierci. Posłużyła się elementami, które jednoznacznie kojarzą się z atrybutami vczarostwa: zaciemniona sala, niepokojący nastrój, świece, gesty i czynności przywodzące na myśl okultystyczny rytuał, aż do kulminacyjnej przepowiedni. Trudno w przypadku tej realizacji mówić o dekonstruowaniu i podejmowaniu polemiki, skoro twórczyni tak pieczołowicie odtworzyła składniki umacniające nasze konwencjonalne wyobrażenie "służki Szatana". Jednak pewną nie narzucającą się dozę krytycznej sugestii można widzieć w samym akcie spotkania z żywym, uobecnionym w Janin, tworem rozgorączkowanej fantazji inkwizytorów. Konfrontując się z artystką, widz miał możliwość postawienia i odpowiedzenia sobie m.in. na takie pytanie: Czy to, w czym uczestniczę jest dla mnie kuriozalną błazenadą, czy realnym punktem odniesienia? Albo rozumować inaczej: Czy mit ulega przewartościowaniu, czy też - silnie wrastając w naszą świadomość - przewartościowuje rzeczywistość, stając się tym samym jej niezbywalnym tworzywem? Podobnie zresztą daje się odczytać wspomniany już pomysł Althamera, który przygotował rodzaj konferencji prasowej, a jej gwiazdą stała się Vasanta Ejma, współczesna czarownica. Wracając do akcji Janin, warto zwrócić uwagę na jej jeszcze jeden, dość przewrotny w kontekście programu wystawy, aspekt. Artystka postawiła nas w sytuacji, w której śmierć przestała być tylko i wyłącznie widmem, nie dotyczącą nas iluzją. Śmierć, wina, cierpienie, to wszystko tkwi w "autentycznej bajce", w historycznym zapisie gehenny czarownic. W pewnym sensie mogliśmy tego doświadczyć. Przybliżając nam perspektywę końca (na życzenie - można było zrezygnować z wyjawienia wróżby), artystka postawiła nas w sytuacji "czarownicy", osoby z lękiem oczekującej wyroku śmierci.

Niuanse, które nadawały wartości dość jednoznacznej pracy Zuzanny Janin, nie pojawiły się jednak w całkiem banalnej realizacji duetu Sędzia Główny. Co prawda duet ten nie ograniczył się tylko do wystąpienia z polewaniem wodą w trakcie wernisażu, na którym to elemencie skupiła się w swojej relacji Iza Kowalczyk (akcja z wodą stanowiło raczej rodzaj klamry zamykającej właściwą prezentację). Artystki sfotografowały się na krześle tortur, wypożyczonym z miejscowego muzeum a z potężnych zabawkowych karabinków na wodę mierzyły do nich na tej fotografii dzieci. Te wielkoformatowe prace umieszczono na plandece, którą obwożono po Zielonej Górze. Tragiczny los czarownic uległ w tym przypadku po raz kolejny ludycznemu odkształceniu, przyjmując formę niegroźnego dziecięcego wygłupu, żartobliwej imaginacji, z którą miał przecież stoczyć zacięty bój.

Operując równie prostymi, łatwo rozpoznawalnymi symbolami, nakreślił swoją wizję wiedźmy ZBK. Jego potężnych rozmiarów mural wyobrażał coś, co można by określić jako specyficzne nawiązanie do tradycji malarstwa akademickiego bądź symbolicznego. Pełno tu swego rodzaju "alegorii" męczeństwa kobiet oskarżonych o rzucanie uroków. Twórca w sposób bardzo dosłowny odniósł się do tematu - jego przedstawienie przypomina rozbudowany kalambur, nietrudny do rozszyfrowania, a przez to zbyt przewidywalny i wtórny. Czarownica w takim układzie jest personifikacją wszelkiej inności, wyrzuconej poza granicę doskonałego świata. Problem ten oczywiście nie stracił na nośności (szczególnie w Polsce odstępcy od powszechnie narzuconej "normalności" mogą czuć się zagrożeni) - współczesnymi "czarcimi wykluczonymi" są zaś dla ZBKa między innymi ekolodzy (patrz Dolina Rospudy). W przypadku tej realizacji, jak i dokonania grupy Sędzia Główny, znów powraca niebezpieczeństwo banalizacji opresyjnego w istocie, brzemiennego w znaczenia przekazu. Czy wizualny język (komiksowej Biblia pauperum), poprzez którym posłużył się artysta, nie osłabił jednak wydźwięku pracy?

Aleka Polis, "Kobieta na fali"
Aleka Polis, "Kobieta na fali"

Aleka Polis, "Kobieta na fali"
Aleka Polis, "Kobieta na fali"

Analogiczną treść, choć zrealizowaną za pomocą zupełnie innych środków, wydobyła Anna Baumgart. Pokazała w galerii BWA film, który stanowił wrażeniowy zapis, puentę prowadzonych przez nią warsztatów z udziałem zielonogórskiej młodzieży. Był to projekt najbardziej konsekwentnie wpisujący się w ideę Odczarowania. Rozpracowywanie mitu czarownicy odbyło się w ścisłym powiązaniu z lokalnymi uwarunkowaniami. Zielona Góra, miejsce obciążone tragiczną historią niezawinionej kaźni kobiet, nigdy chyba nie rozliczyło się z tym mrocznym skrawkiem przeszłości. Projekt Baumgart stanowił próbę przełamania niezdrowej ciszy, tworząc pomost między usuniętymi ze społecznej świadomości wstydliwymi faktami a teraźniejszą ich reinterpretacją. Pojęcie czarownicy, tak głęboko, choć w nieuświadomiony sposób przenikające tożsamość miasta, stało się punktem wyjścia do analizy współczesnych procesów alienacji i napiętnowania, diagnozą obecnej "mentalności zielonogórskiej". Społeczne mechanizmy, które puściły w ruch koło panicznego strachu przed wiedźmami i histerię prześladowań (choć wylęgły się w innym czasie, w odmiennych dziejowych realiach), nadal dzierżą destruktywną władzę. Smutnym tego potwierdzeniem są, zawarte w filmie, wypowiedzi młodych ludzi, opowiadających o swoim życiu w tym mieście, o panującej atmosferze beznadziei, zagrożeniu ze strony grup neonazistowskich i wpajaniu (np. przez szkołę) negatywnych wzorców niskiej samooceny. Poszukiwanie osoby, która ze względu na swoją odmienność mogła stanowić przykład współczesnej "czarownicy", zaprowadziło artystkę wraz z uczestnikami warsztatów do młodego człowieka - wyznawcy kultu pogańskiego, geja mieszkającego w jednym pokoju z bratem skinheadem. Praca ta odegrała znaczącą rolę w kontekście dekonstrukcji mitu czarownicy. Wystąpiła bowiem również przeciwko innemu obiegowemu przekonaniu - zaprzeczyła temu, że osoba parająca się magią zawsze była przedstawicielką płci żeńskiej. W realizacji Baumgart, choć jakby mimowolnie, w sposób niezaplanowany, pojawia się ta myśl. Rozczarowaniem Odczarowania jest niepodjęcie w pełni świadomie tematu przynależności płciowej czarownicy, co, w kontekście mizoginizmu Kościoła katolickiego doby płonących stosów oraz patriarchalnego modelu kultury, miało niezaprzeczalny wpływ na uformowanie się krzywdzącego dla kobiet schematu. Takiego spojrzenia można by oczekiwać od zaproszonych do wzięcia udziału w projekcie artystów, tymczasem Paweł Althamer nie okazał się jednak młotem na konwencjonalne ujęcie problematyki czarownicy, Robert Kuśmirowski jedynie umocnił swoją markę genialnego mistyfikatora, preparując szkielet "ekshumowanej" później czarownicy (ku przerażeniu zaskoczonych makabrycznymi wykopkami zielonogórzan). I tylko krążący po mieście napis Jadwigi Sawickiej, umieszczony na autobusie - "NA JEDNEGO CZAROWNIKA - DZIESIĘĆ TYSIĘCY CZAROWNIC" - przypominał, że ofiarami byli również mężczyźni.

Nie do końca zrealizowanym zamysłem Odczarowania było wyjście twórców w tkankę miejską, co mogło nadać projektowi dynamizmu przez zaktywizowanie mieszkańców. Zabrakło artystycznych pomysłów, które skutecznie przykułyby uwagę i sprowokowały do dyskusji. Pewne nadzieje podsycała praca Aleki Polis "Kobiety na fali", wykorzystująca logo Langenortu, kontrowersyjnego statku aborcyjnego. Rozlokowane w kilku punktach Zielonej Góry tablice, (np. w "zapalnym"pobliżu kościoła) w założeniu posiadały szczególnie wojowniczy wydźwięk. W rzeczywistości projekt okazał się jedynie atrapą granatu, który miał rozsadzić, rozjątrzyć pozorną zgodę społeczną. Symbol okazał się nieczytelny dla mieszkańców, nie poruszył, ograniczono też jego siłę rażenia przez niedopuszczenie do ukazania się w prasie informacji wyjaśniającej jego znaczenie. W przeciwieństwie do realizacji Aleki Polis, instalacja Anki Leśniak idealnie odnalazła się w przestrzeni miejskiej. Łódzka artystka wykonała odlewy nawiązujące do kamieni hańbiących, które musiały nosić kobiety karane np. za gadulstwo czy cudzołóstwo. Choć obiekty Leśniak nie odwoływały się wprost do zielonogórskich procesów, wskazywały jednak na stereotyp, którego obecność przesądziła o późniejszym losie torturowanych i pozbawionych życia kobiet. Stereotyp głoszący nieczystość natury kobiet.

Zrealizowane przez artystkę odlewy kamieni hańbiących spełniły też inną ważną funkcję. Zielona Góra - która nie posiada żadnego miejsca upamiętniającego umęczone pseudoczarownice, a wzmianki na ten temat traktowane są jako żartobliwe kuriozum - dzięki artystycznej interwencji otrzymała możliwość rehabilitacji czarownic. Tym samym miasto zyskało możliwość ustosunkowania się do własnej przeszłości, spojrzenia szeroko otwartymi oczami na dotąd omijany widok. Niestety, tylko na czas wystawy (po zakończeniu instalacja ma zostać zdemontowana).

W zamyśle kuratorek Odczarowania tkwił duży potencjał. Jednak nie udało się go w pełni zrealizować w konkretnych działaniach twórczych (może za wyjątkiem prac Baumgart i Leśniak). Wystawa udowodniła przede wszystkim ogromną żywotność mitu, pod ciężarem którego, niestety, polegli artyści (a miało być przecież odwrotnie). Demistyfikacja czarownicy, której mieli się podjąć, ukazała jak głęboko w strukturę ludzkiego umysłu wszczepione są mikroby schematyzmu i leniwej rutyny. Stos, który miał zapłonąć pod "bezrefleksyjnym obszarem zbiorowej (nie)pamięci" zamienił się w mały, wątły płomyczek niezdolny do oświetlenia mroków zmarginalizowanej, odrzuconej przeszłości, która nadal czeka na (artystyczne?) ujawnienie.

"Odczarowanie"; kuratorki: Małgorzata Devosges-Cuber, Gabriela Jarzębowska, Joanna Stembalska; artyści biorący udział w projekcie: Paweł Althamer, Anna Baumgart, Bogna Burska, Rafał Jakubowicz, Aleksander Janicki, Zuzanna Janin, Robert Kuśmirowski, Anka Leśniak, Aleka Polis, Jadwiga Sawicka, Sędzia Główny, ZBK; galeria BWA i przestrzeń miejska Zielonej Góry, 29.09. - 20.10.2007.

Więcej o projekcie "Odczarowanie" http://www.obieg.pl/artmix/artmix17.php

Anka Leśniak, odlewy kamieni hańbiących
Anka Leśniak, odlewy kamieni hańbiących

Anka Leśniak, odlewy kamieni hańbiących
Anka Leśniak, odlewy kamieni hańbiących