"Wieczna radość" i przymus kreatywności

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Wśród tekstów zamieszczonych w "Wiecznej radości"* moją uwagę przykuł z werwą napisany esej Anny Zawadzkiej "Przymus kreatywności". W każdym akapicie pojawia się próba sprowokowania dyskusji, wywołując, przynajmniej we mnie, chęć komentarza i sprzeciwienia się.

Po pierwsze, podziwiam odwagę autorki. W swoim referacie, podejmuje (za Angel McRobbie) krytykę post-feministycznej przemocy symbolicznej. To zjawisko polega na "aplikowaniu onieśmielonym kobietom z klas niższych prawomocnego gustu wzmocnionego terrorem piękności przez wygadane posh girls za pomocą ironicznych, obraźliwych lub infantylizujących uwag" .Podaje też kilku ciekawych empirycznych przykładów tego zjawiska.

Sądzę, że na ten fenomen można także spojrzeć przywołując wyniki słynnego eksperymentu Milgrama1, w którym uczestnicy badania mieli stosować elektroszoki o zwiększającym się natężeniu innej osobie (tak przynajmniej im się to wydawało, bo szoki nie były prawdziwe; "ofiarą" był współpracownik eksperymentatora i tylko udawał ból). Niemniej połowa uczestników dochodziła do najwyższego stopnia natężenia elektroszoków a tylko połowa wycofywała się w trakcie. Zwykle ten eksperyment interpretuje się jako objaw olbrzymiej skłonności ludzi do podporządkowania się autorytetom (w niektórych wariantach badania nawet 93% osób stosowało najsilniejsze szoki). Nie spodziewano się tak wysokiego odsetka całkowicie ulegających osób. W klasycznym badaniu wyniki nie zmieniały się ze względu na wiek uczestników, nie odgrywała roli także płeć (kobiety i mężczyźni ulegali w ten sam sposób) ani narodowość.

Jednak jedna z mniej znanych odmian tego słynnego eksperymentu (Sheridan, C.L., King, K.G., 1972)2 polegała na (niby) rażeniu prądem szczeniaków. Badacze zastanawiali się, czy wysokie posłuszeństwo uczestników nie jest rezultatem także tego, że uczestnicy czują iż porażona przez nich prądem osoba po prostu symuluje, więc, to jakby daje wolną rękę w aplikowaniu silnych wstrząsów. Piesek symulować raczej nie może. Jednak w tej sytuacji nie uległa zmianie liczba osób podporządkowujących się autorytetowi. Okazało się natomiast, że maksymalną dawkę prądu aplikowały pieskom wszystkie uczestniczki a tylko około połowa mężczyzn. We wnioskach sugerowano, że być może istotny był tu o młody wiek uczestniczek, gdyż były to studentki pierwszego roku studiów. W klasycznej wersji eksperymentu uczestniczące kobiety były starsze. Im osoba jest starsza tym większe jest prawdopodobieństwo, iż się zbuntuje i oleje "eksperymentatora kata". Jednak to oczywiście nie wyjaśnia jeszcze różnicy pomiędzy zachowaniem młodzieży obu płci. Autorzy eksperymentu również powstrzymywali się od udzielenia dokładnych interpretacji.

Ważne jest także, podjęte przez Zawadzką, wznowienie dyskusji na temat pracy domowej, opiekuńczej i afektywnej (to szara sfera kreatywności, bo nie wymaga zysku rozumianego na sposób kapitalistyczny). Ten rodzaj pracy jest niemal całkowicie sfeminizowany oraz - jak pisze Zawadzka - najczęściej niepłatny, a jeśli płatny to nisko. To praca często pogardzana, zazwyczaj nie uważana za pracę, lecz za obowiązek wobec bliskich. Obowiązek, który spełniać należy jako zgodny z odwieczną naturą kobiet. Zawadzka omawia to w świetle teorii Bourdieu.

"Na przykładzie [tej] pracy dobrze widać, czym jest jedna z dwóch Bourdiańskich prawd pracy: zaangażowanie. Uczucia, które towarzyszą pracy opiekuńczej i czynią tę pracę możliwą - troska o dzieci, partnera, partnerkę czy rodziców - powoduje zarazem, że jest to praca nieopłacalna i nisko gratyfikowana symbolicznie. Zaangażowanie czyni pracę niewidzialną [...]. Tymczasem komercjalizacja uczuć już dawno stała się faktem. Wystarczy spojrzeć na reklamy, z których większość odwołuje się do relacji afektywnych: rodzinnych, miłosnych lub przyjacielskich".

Zawadzka natomiast określa pracę domową jako wymagającą kreatywności w stopniu porównywalnym do pracy menadżerskiej. Z tym nie mogę się w pełni zgodzić, trzeba wprowadzić kilka rozróżnień. Z kilku ostatnich lektur wydawało mi się, iż kreatywność wielu menadżerów nie jest taką oczywistością. Z kolei np. twierdzenie Dürrenmatta, że "na stanowisku dyrektora da sobie radę nawet pierwszy lepszy dureń"3 jest też nazbyt przesadne. Ale jeszcze drastyczniej brzmi stanowisko Marka Pagela, który w niedawnym artykule w " Wyborczej" napisał, że my ludzie, jako gatunek, jesteśmy nieskończenie głupi.4 Nigdy jeszcze bowiem naśladownictwo nie było tak proste, a kreatywność tak mało opłacalna, a to dlatego że niesłychany przepływ informacji sprawia, że coraz łatwiej jest nam obyć się bez wynalazców (zapewne nie uwzględniał szarej strefy kreatywności, a więc zachowuje się zgodnie z twierdzeniem Zawadzkiej). Zamiast szukać nowych rozwiązań naśladujemy stare wzory i istnieje groźba, pisze Pagel, że jako doskonali naśladowcy staniemy się łatwo sterowalni. Bez trudu można będzie nas zapędzić w ślepą uliczkę, bezwartościową nowinką odwrócić uwagę od spraw istotnych. Kreatywność jest raczej rezultatem przypadku, a przypadek to wypróbowanie wszystkich pomysłów, które przychodzą nam do głowy. Pagel nie wyjaśnia jednak, dlaczego potrzebujemy nowych pomysłów jak tlenu, lub jak mamy oszacować wartość nowinek? A więc, nie podaje w wątpliwość "obowiązującą dziś doksę pozytywnego waloryzowania kreatywności i nie zadaje pytania, co zdrożnego kryje się w jej zaniechaniu. Dlaczego twórczość jest wartością, a odtwórczość - antywartością. Co złego czai się w życiu pozbawionym dążenia do zmiany i nowości", tak jak to robi Zawadzka. Choć sam mam wątpliwości wobec sugerowanej przez autorkę interpretacji, że istotny jest tu opisany przez Foucaulta patriarchalny model podmiotowości, przeciwstawiający "męską" aktywność "kobiecej" pasywności", to jednak w jej tekście to jakoś dobrze się łączy.

Wróćmy do twórczości menadżerów. Najbardziej dokładny portret instytucjonalnej hierarchii i jednostek na wyższych szczeblach współczesnych instytucji, a więc i menedżerów, maluje szczegółowo Jeff Schmidt5. Uważa, że kreatywność elit jest mocno przeszacowana. Pisze w swojej książce, że uniwersyteckie przygotowanie fachowców jest podobne do szkolenia wojskowego (przynajmniej w Stanach Zjednoczonych) a tendencje twórcze i krytyczne młodzieży są potępiane, natomiast posłuszeństwo i przestrzeganie reguł jest zdecydowanie wzmocnione. Nawet na uniwersytetach, wszyscy harują na przemysł i armię. Większość fachowców/pracowników umysłowych raczej nie kwestionuje systemu, w którym żyje. Preferują milczeć jeżeli chodzi o opinie polityczne, płynąć wzdłuż paradygmatów głównego nurtu, nie okazując swoich wątpliwości nawet jeżeli ich własne opinie nie zgadzają się z opiniami ich zwierzchników/polityków, itp. Skupiają się na sprawach technicznych/zawodowych i wykazują tendencję to zaniedbania kwestii moralnych i wspólnego dobrostanu ludzkiego. Np. kiedy zespół fizyków pracujących nad rozwojem broni masowego rażenia został zapytany o najgorszy stresor w swej pracy, nikt z nich nie odpowiedział że jest to budowanie broni, która zabija ludzi, lecz że są to problemy z komputerami, na których pracują.

Nikt w to nie wątpi oczywiście, że wśród pracowników umysłowych są i wyjątki. Schmidt uważa, że przynajmniej połowa pracowników umysłowych jest w stanie myśleć i zachować się rzeczywiście kreatywnie. Sądzę, że właśnie do tych wyjątków można zaliczyć pracę afektywną rodziców, partnerów, opiekunów z szarej niepostrzegalnej strefy kreatywności. Na podstawie książki Schmidta można też powiedzieć, iż uważa on za klasę kreatywną raczej nie pracowników white collar lecz przeciętnych zjadaczy chleba, co bardzo dobrze pasuje do cytowanych w "Przymusie kreatywności" badań etnograficznych przeprowadzonych przez Tomasza Rakowskiego i jego studentów, którzy badali mieszkańców radomszczyzny, Wałbrzycha i Bełchatowa. Z życia tych zwykłych osób wyłonił się aż nadmiar przykładów kreatywnych działań!

Ciekawi mnie, czy te badania, w których brali udział młodzi rodzice, starający się efektywnie i sprawiedliwie dzielić się opieką nad dzieckiem6, zostały przeprowadzone również i w innych niż polskie miasta środowiskach, a może nawet i innych krajach, i czy uzyskano podobne wyniki: kobiety z pracownic do wszystkiego awansowały na menadżerki domowego ogniska a role mężczyzn sprowadzają się do czekania na polecenia i skrupulatnego ich wypełniania. Wygląda na to że w Polsce kobiety muszą wiedzieć, co jest do zrobienia, i rozdysponować prace; on wykona zadanie, ale ona musi kontrolować listę czynności. Kobieta przyznaje, że w tej sytuacji często jest łatwiej zrobić coś samej, niż mozolnie tłumaczyć partnerowi, jak ma tę czynność wykonać. Warto było by się również dowiedzieć, jak ta sprawa codziennej rutyny wygląda w nieco mniej klasycznych związkach, np. jak są podzielone zadania w związkach lesbijskich lub, powiedzmy, w rodzinach bigamicznych.

*Wieczna radość. Ekonomia polityczna społecznej kreatywności, Warszawa, 2012.

Autorzy tekstów: Luc Boltanski, Alexander Neumann, John Roberts, Jason Francis Mc Gimsey, Dušan Grlja, Massimiliano Tomba, Matteo Pasquinelli, Bojana Romic, Yiannis Mylonas, Joanna Bednarek, Ewa Majewska, Anna Zawadzka, Isabelle Bruno, Patricia Reed, Diedrich Diederichsen, Neil Cummings, Marina Vishmidt, Isabelle Graw, Hans Abbing, The Freee Art Collective, Vlad Morariu, Stevphen Shukaitis, Martha Rosler, Gigi Roggero, Patricia Reed. Wydawca: Fundacja Nowej Kultury Bęc Zmiana http://www.funbec.eu/ , cena: 40 zł.

Zobacz także:

Teodor Ajder, Czytając "Wieczną radość" http://www.obieg.pl/recenzje/25989  

Wieczna radość. Ekonomia polityczna społecznej kreatywności
  1. 1. http://pl.wikipedia.org/wiki/Eksperyment_Milgrama
  2. 2. http://www.psychexchange.co.uk/resource/1742/
  3. 3. "Grek szuka Greczynki". PIW, Warszawa, 1979.
  4. 4. Mark Pagel, "Wyjątkowo głupi człowiek", "Gazeta Wyborcza", 28.03.2012.
  5. 5. Disciplined Minds: A Critical Look at Salaried Professionals and the Soul-battering System That Shapes Their Lives
  6. 6. Miałem też problem z tym jak zostali wybrani uczestnicy do tego badania, ale ponieważ, jeżeli dobrze zrozumiałem chodzi na razie o badania pilotażowe, myślę, że można je przyjąć jako podstawę do następnych studiów.