Na zielonej trawce za galerią Kordegarda stoją trochę smutno przekrzywione przez wiatr "karmniki" Julity Wójcik. Zgodnie ze swoją formą oraz tytułem, służą one utrzymywaniu przy życiu różnej maści artystycznych darmozjadów. A na poważnie: prace z serii "Dokarmiaj niebieskie ptaki" (czyli zbiór pięciu karmników w formie makiet gmachów instytucji wystawienniczych) prezentowane były w różnych miastach, przed budynkami, które naśladowały. Pokazane teraz przed gmachem Ministerstwa Kultury mogą być odczytywane jako jawna kpina z instytucji, czy też raczej ze stworzeń, które z dobrodziejstwa owych instytucji korzystają. Nieco siermiężne, kryte strzechą, chylące się ku ziemi ażurowe karmniki są puste w środku. Może się w nich pojawić pokruszony chleb, ale właściwie po co? Żeby wróble mogły się nażreć?
Hmm... Wójcik nie jest jednak artystką, która w tak surowy sposób traktowałaby sztukę. Jej podejście jest perspektywą mamy, która dba o użyteczność i wygodę, głaszcząc swe dzieci po gorących główkach. Karmniki są tego wyrazem: należy dokarmiać niebieskie ptaki, dbać o ich rozwój, by cieszyły oko i zapewniały ciągłość kultury i sztuki. Powodzenia!