Zimna fala. „Lina Y” w appendix2

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
JULIA CYBIS, 36 EXP, 2010
JULIA CYBIS, 36 EXP, 2010

Linia Y to nawiązanie do planowanej w najbliższym czasie szybkiej linii kolejowej mającej połączyć 5 polskich miast m.in.: Warszawę, Wrocław, Poznań. Nie trudno się domyślić, że chodzi o miasta, z których pochodzą zaproszeni do współpracy artyści. Linia Y nie jest próbą prorokowania, jaką będzie sztuka za parę lat, to raczej rokowanie, wskazanie najbardziej obiecujących typów. Bardziej przypomina celowanie lotką do tarczy w „samą dychę", obstawianie konia, który zwycięży gonitwę, niż snucie wizji przyszłości.

Mimo, że zaprezentowane na wystawie prace dziewięciu artystów nie zostały pogrupowane sztywno na tak zwane „szkoły", to zauważalny jest jednak wytworzony samoistnie podział na „aneks poznański" i „ścianę warszawsko-wrocławską". Część z prac jest już znana, jak na przykład Korzenie Piotra Żylińskiego, Nazwij to jak chcesz Izabeli Chamczyk czy Studium Mateusza Sadowskiego... Dokonania artystów są zróżnicowane, wydaje się nawet, że niektóre leżą na przeciwległych biegunach. Różnorodność ta podyktowana jest także odmiennymi dziedzinami i technikami: malarstwo, fotografia, wideo, asamblaż, instalacja. Na pierwszy rzut oka nawiązujące do ćwiczeń w akademickiej pracowni rysunki Alicji Bielawskiej kontrastują mocno z małoformatowymi, odwołującymi się do fotografii rodzinnej obrazami Julii Cybis. Rozmyte, niemal monochromatyczne, pozaciekane malarstwo Aleksandra Ryszki ma się nijak do głowy Vadera Piotra Flądro. Pomimo tego, można odnieść wrażenie, że pewne wątki i cechy są wspólne.

Autorowi wystawy nie chodziło o odpowiedź na pytanie, czy możliwa jest szansa na sukces Sasnala. Wystawa nie posiada mocno zarysowanej narracji, to raczej prezentacja. Nie snuje wizji przyszłości, sygnalizuje jedynie to, co w młodszym pokoleniu artystycznym jest widoczne już teraz. Młodość rządzi się swoimi prawami - powiada stare przysłowie, sugerując pewną powtarzalność, a zarazem odmienność wobec poprzednich pokoleń, bunt przeciw temu, co zastane. W pracach zaprezentowanych na Linii Y prawideł tych nie widać. Nie cechuje ich ani wyraźne zaangażowanie społeczno-polityczne, ani fascynacja rewolucją. Próżno poszukiwać tu zacietrzewienia, prób zaszczepienia wirusa czy walki podjazdowej. Artyści eksplorują zupełnie inną przestrzeń wizualno-znaczeniową niż poprzednie pokolenie. Tym, co charakteryzuje większość prac, jest podobny, malarski sposób budowania obrazu, potwierdzający jakby długowieczność malarstwa podszywającego się pod fotografię czy wideo. Ta nieśmiertelność objawia się jako czynnik stymulujący, oddziałujący na przestrzeń obrazowania.

JULIA CYBIS, 36 EXP, 2010, FRAGMNET
JULIA CYBIS, 36 EXP, 2010, FRAGMNET

Obszar, w jakim poruszają się artyści, jest osadzony w psychoanalitycznym poczuciu braku i znaczeniu niewidocznego. Niektóre prace koncentrują się na pamięci, jednak nie podejmują terapii historycznych traum poprzez sztukę, inne analizują fantazmaty współczesności, nie zapominając przy tym o popkulturowych kodach wypracowanych w czasach młodości artystów, którzy po nie sięgają. Zimna fala, jaka przyszła po wyczerpującym wybuchu energetycznym, jakim był punk rock w historii muzyki, wykorzystywała zupełnie inny poziom ekspresji, nie manifestując treści w jednoznaczny sposób. Można odnieść wrażenie, że podobnie jest z obrazami kreowanym przez dziewiątkę artystów z Linii Y, którzy negując deskryptywny język opisu rzeczywistości, skupiają się na wyobraźni. Część z prac ilustruje przesunięcie, które w sztuce można było dostrzec już dużo wcześniej: przejście od symbolicznego do wyobrażeniowego. Nie odnajdziemy tu prób eksploracji języka, mamy raczej do czynienia z używaniem go jako „słowa cudzego", zaczerpniętego ze sfery rzeczywistości i użytego do opisu sfery fantazji.

ALICJA BIELAWSKA, BEZ TYTUŁU, 2010
ALICJA BIELAWSKA, BEZ TYTUŁU, 2010

Prace z „aneksu poznańskiego" generują w sobie dziwny niepokój; można bez wahania powiedzieć, że są naznaczone lękiem. Cykl fotografii Kamila Strudzińskiego zasadza się na pewnej ambiwalencji. Głównym motywem pracy są dzieci ukazane w taki sposób, że natychmiast rodzi się w nas wątpliwość czy śpią, czy są martwe. Aura, jaka otacza dziwne sytuacje, domowe wnętrza zarazem znajome, rodzinne i zimno obce, wzmaga poczucie niepokoju. Dziewczynka leżąca sztywno, nieruchomo w kącie, do złudzenia przypomina lalkę, jednocześnie niebezpiecznie prowokuje myślenie o śmierci. Odczucie to spotęgowane zostaje przez leżące nad dzieckiem wiązanki kwiatów, które sugerują niecodzienną uroczystość. Nie wiadomo jednak, czy chodzi o imieniny, czy o pogrzeb. Podobny obszar tylko w innym aspekcie porusza wideo Mateusza Sadowskiego. Studium to portret młodej dziewczyny. Kamera niczym wzrok wodzi po jej ciele, zatrzymuje się to na twarzy, to na łechtaczce. W ten sposób budowana jest sytuacja podglądania jakby przez dziurkę od klucza. Studium to dokonane jest na bardzo niejednoznacznej postaci kobiety, ale może dopiero dojrzewającej dziewczynki, dziecka. Bezpieczna pozycja odbiorcy jest tu zagrożona. Niesmak spowodowany jest wtrąceniem oglądającego w rolę zagarniającego zachłannym spojrzeniem podglądacza - wielbiciela lolitek z powieści Nabokova czy obrazów Balthusa. Niechęć towarzysząca oglądaniu miesza się z niemożnością zaprzestania wynikania w fascynujący i intrygujący obraz. Migotliwe światło, które oświetla oglądany przez nas akt, powoduje, że widzimy go jako czarnobiały, przedwojenny film. Tym samym mamy wrażenie, że postać uchwycona przez obiektyw już nie żyje, a to, co oglądamy, stanowi jedynie pamiątkę po niej. Całość zawieszona jest na granicy snu i wspomnienia, czegoś, co funkcjonuje jak przypomniany fragment obrazu zarejestrowanego przez pamięć. Zatopione w sensualistycznym spokoju, narkotycznym niemal śnie postaci malowane przez Zofię Nierodzińską również prowokują niepokój. Portret postaci pogrążonej w półśnie z zamkniętymi oczyma i rozwartymi ustami oplata dziwna ni to ciecz, ni to nić. Wydaje się ilustrować niemoc, impas. Za to postać mężczyzny trzymającego na dłoniach swoje dwie głowy przywodzi na myśl kafkowskiego obywatela K. Sitodrukowa Beznamiętność Izy Chamczyk także eksploruje poczucie pustki i nieobecności. Portrety pozbawione górnej części twarzy, wyblakłe wizerunki funkcjonują tak, jak znikające ślady poddające się działaniu czasu. Podobnie w przypadku wideo Ta lampa Żylińskiego. Obrazowi tlącej się żarówki i odbijających się różnych warstw wizualnych w kloszu lampy towarzyszą w tle podmuchy wiatru, dźwięki i głosy sugerujące, że mamy do czynienia z uliczną latarnią. Rozpraszające się warstwy i hipnotyczny rytm, w którym porusza się na wietrze sfilmowany obiekt, mogą prorokować chęć dokonania pogłębionej, konceptualnej analizy odbić. Charakterystycznie dla Żylińskiego z tej zadumy wyrywa nas słyszalny jedynie obcy głos: Ta lampa się kiwa!, odwołujący się do tego, co poza obrazem, co wymyka się porządkowi tego, co widzialne.

ALEKSANDER RYSZKA, CHIRDLEN OF REVOLUTION, 2010
ALEKSANDER RYSZKA, CHIRDLEN OF REVOLUTION, 2010

Inną sferę eksplorują pozostałe prace artystów, skupiające się na kulturze wizualnej i kodach ją tworzących. Nie jest to jednak rozbieranie obrazu na części pierwsze, raczej posługiwanie się jego językiem w celu oddania procesu formowania się wizualności w sferze wyobraźni. 36 exp. Julii Cybis to małe, zawieszone na ścianie obrazki wyglądające jak coś pomiędzy albumem rodzinnych zdjęć a kunstkamerą. Format prac przypomina fotografie pamiątkowe wykonywane niegdyś przy wszystkich niemalże okazjach. Przedstawione sceny to codzienne sytuacje, jakby przemalowane kalki póz ze zdjęć tak chętnie wykonywanych w latach 70. i 80. Zestawione zostały z figurami przypominającymi zdjęcia zamieszane na portalach społecznościowych. Przemieszane razem, stanowią studium tego, jak zmienia się rola fotografii w życiu codziennym. Jej społeczny aspekt przesuwa się z prywatnej kolekcji pamiątek i wspomnień w stronę autoprezentacji i autopromocji. Z monochromatycznych, czarnobiałych lub utrzymanych w sepii obrazków - zdjęć rodzin, dzieci, wnuków wymazane zostały twarze, a niekiedy nawet całe postaci. Brak świeci białą plamą, jedynym poświadczeniem niedawnej obecności jest kontur sylwetki. Brak można odczytać bardzo literalnie. Pamięć o śmierci nie jest pamięcią o osobie bliskiej. Paraliżująca pamięć o traumie jest pamięcią o braku, bardziej niż o utraconym obiekcie. Całość prezentująca się jak widokówki przyczepione do tablicy przypomina wątki, które zostały poruszone w Kunstkamerze Mikołaja Grospiserre'a. Rysunki Alicji Bielawskiej to także pogłębiona analiza wzorców oddziałujących na kształtowanie się kultury wizualnej. W tym wypadku chodzi o dydaktyczne znaczenie rysunku akademickiego. Studium martwej natury, brył geometrycznych, liczenie proporcji, skróty, cieniowanie, jednym słowem kanoniczna podstawa jest nieuniknionym elementem na drodze wypracowywania warsztatu. Chirdlen of Resolution Aleksandra Ryszki to z kolei gra z podwórkową wizualną konwencją murów i ścian, klatek schodowych i wind, w których aż roi się od niedbale wyrysowanych wulgaryzmów. Ryszka zwraca uwagę jak ważnym punktem w naszym doświadczaniu obrazu jest brutalna przestrzeń, jak bardzo kształtuje jego postrzeganie. Pokazuje także, że każdy mniej lub bardziej uzasadniony bunt jest często najpierw bezmyślnie deklarowany na ścianach najbliższego otoczenia. Pokiereszowany Vader Flądro to puszczenie oczka do odbiorców mojego pokolenia. Gwiezdne Wojny, które w dziecięcym, naiwnym odbiorze były przedłużeniem baśni, zostały zdemaskowane w okresie dorastania jako ideologiczne przedstawienie sytuacji zimnej wojny. W Lucasowskiej sadze bez wątpienia postacią najbardziej intrygującą jest czarny lord. Bezwzględny, władczy to niemal freudowski ojciec każący, a sam konflikt jego z Luckiem jest jednym z najpopularniejszych w popkulturze konfliktów edypalnych. Zniszczona głowa posiada inny charakter niż majestatyczny wizerunek zawarty w filmie. Fantazmatyczny, pełen sprzecznych odczuć Vader w lśniącym hełmie, z czarną peleryną, z niskim głosem jest groźny i fascynujący zarazem.

Prace zaprezentowane w appendix2 nazwałabym bardziej falą niż linią. To, co pokazują artyści, nie jest bowiem kierunkowym poruszaniem się, raczej przesuwaniem się ruchem niejednostajnym i nie linearnym. Linia Y jest w gruncie rzeczy bardzo bezpieczna, pozbawiona kontrowersji, nie prowokacyjna, a przy tym nie jest też nudna. Prezentację prac „młodego pokolenia" można odebrać jako swoisty wywiad środowiskowy mówiący o tym, co najbardziej aktualne. Refleks w obserwacji życia artystycznego może uchronić nas od przegapienia fenomenów w młodej sztuce polskiej.

Lina Y, Galeria appendix2, Warszawa 8.04-15.05.2010
Kurator: Jacek Sosnowski, współpraca: Anna Czaban
Artyści: Alicja Bielawska, Izabela Chamczyk, Julia Cybis, Piotr Flądro, Zofia Nierodzińska, Aleksander Ryszka, Mateusz Sadowski, Kamil Strudziński, Piotr Żyliński.
Wystawa przygotowana we współpracy między Galerią Miejską Arsenał w Poznaniu oraz BWA Awangarda we Wrocławiu.

IZABELA CHAMCZYK, BEZNAMIĘTNOŚĆ, 2009
IZABELA CHAMCZYK, BEZNAMIĘTNOŚĆ, 2009