Pojmanie mamuta w ramę obrazu. Szlaga w Arsenale

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
Fotografie: Bartek Górka, dzięki uprzejmości
Na wystawie Fake fauna można było zobaczyć, obok nowych obrazów, szereg slajdów przedstawiających płótna Szlagi , kilka rzeźb, małą, umeblowaną chałupkę, w której znajdowały się także dekoracyjne przedmioty codziennego użytku, plakaty, gazetowe postery itp. Wszystko utrzymane w stylistyce niedookreślonego PRL-u, gdzieś między latami 70. a 80. Wystawa ta wydaje się obfitować w bardzo wiele znaczeń; z masy wizualnych elementów ułożyć można kilka różnych łamigłówek, a całość warto umieścić nie tylko w kontekście dotychczasowej twórczości Szlagi, lecz także jego towarzysko-środowiskowego zaplecza (Szlaga to jedyny przedstawiciel Penerstwa, który posługuje się tak klasycznym medium, jakim jest malarstwo).

Na temat tej wystawy można napisać erudycyjną, „kulturoznawczą" recenzję, czyli poruszając się między poszczególnymi elementami, poszukiwać filozoficznych nawiązań, odniesień kulturowych, cytatów i zapożyczeń, dzięki czemu powstanie bogaty tekst, słusznie wskazujący na Szlagę jako postmodernistycznego twórcę borykającego się z problemem kopii i oryginału, dostrzegającego we współczesnym zalewie obrazów aktualność sporu o ikonoklazm, zastanawiającego się nad istotą i przyszłością medium, jakim przyszło mu się posługiwać. Można także, mając na uwadze powyższe zdanie, przyjrzeć się po kolei elementom, które składają się na Fake fauna i wystrzegając się nadmiernej erudycji, zastanowić się nad zasadnością poszczególnych kroków.

Marta 
Kosińska, „ Łatwiej by nie może. O Establishmencie (jako źr

Sam tytuł jest bardzo pojemny w znaczenia. Fake - to fałszywka, podróbka czy po prostu fałsz, nieprawda. To, co namalowane, jest fałszywe, jako że brakuje mu zakorzenienia w materialnej egzystencji; kopia góruje nad oryginałem w tym sensie, że można ją multiplikować (nigdy idealnie w malarstwie, w nieskończoność za pomocą fotografii). Kwestia nieustannej multiplikacji jest od dawna obecna w twórczości Szlagi, na jego obrazach roi się od zapożyczeń, wielostopniowych cytowań, karkołomnych i budzących podziw zestawień i skojarzeń mających swe źródło zarówno w historii sztuki, jak i w pęczniejącej z dnia na dzień potocznej wizualności. Jest to podstawowy wyznacznik jego stylu oraz artystycznej osobowości - to twórczość iskrząca humorem i błyskotliwą inteligencją, kpiąca z politycznej poprawności, odważnie igrająca z takimi tematami, jak rasa, religia, stereotyp narodowy, poglądy polityczne, ekologia. Jednym z bardzo częstych motywów w twórczości Szalgi są zwierzęta funkcjonujące jako zabawne elementy, doskonale nadające się do gry ze stereotypami (polska świnia, krowa milka, klacz kasztanka, waleczny biały miś z gejowską flagą itp.); także wszystkie pokazane na najnowszej wystawie prace zawierają zwierzęcy motyw. Fake fauna - czyli tak naprawdę co? Chyba nie mylę się sądząc, że zwierzęta zostały tym tytułem intrygująco wyróżnione, przypisano im pewną powagę; refleksja nad ich statusem to chyba coś więcej niż dotychczasowa, tematyczna zabawa. Jakiego rodzaju namysł kryje się więc za dotychczasową formalną niepowagą?

Artysta wyjątkowo na tle dotychczasowych wystaw pokazał nowe prace (slajdy puszczane z oldskulowych rzutników, intymna chałupka, pokraczne rzeźby), co może prowokować krytykę bazującą na przekonaniu, że dobre malarstwo nie potrzebuje udziwnień i obroni się samo. Osobiście również borykałam się z tym pytaniem, dochodząc w końcu do wniosku, że tego rodzaju zarzut jest nietrafiony. Dzięki zastosowaniu różnych mediów, osiągnięty został założony cel: myśl przewodnia wystawy skonstruowana jest m.in. na ontologicznie odmiennym statusie obrazów oraz slajdów; ten aranżacyjny zabieg, wypadkowa pracy artysty i kuratorki, odbył się bez szkody dla malarstwa jako takiego.

Marta 
Kosińska, „ Łatwiej by nie może. O Establishmencie (jako źródle 
cierpień)”, http://www.obieg.pl/wydarzenie/4254

Jednak trzeba przyznać, że to nie obrazy, lecz slajdy przyciągały na wstępie uwagę, działały magnetycznie. Na wystawie pokazano kilkadziesiąt przeźroczy puszczanych z kilkunastu różnych rzutników ustawionych obok siebie, slajdy nachodziły na siebie, powtarzały się, tworząc na dwóch prostopadłych ścianach nową jakość, ogromny ruchomy obraz utworzony z kopii obrazów. Slajdy przedstawiały nowe obrazy artysty, niektóre z nich były celowo zniszczone, miały rysy i pęknięcia, na niektórych obecny był tylko graficzny motyw. Tak podana twórczość Szlagi (obrazy w masie) była trochę zabawna, dawała też nową percepcyjną pespektywę. Skomasowane slajdy wyświetlane w różnym rytmie tworzyły różnorodne układy i zestawienia. Jednakże na tym raczej wyczerpuje się artystyczny sens tego formalnego zabiegu, którego istota tkwi gdzie indziej - jest on mianowicie teoretycznym głosem, jednym z akapitów eseju, który w istocie napisał Szlaga. Ale o tym później.

Kolejny element wystawy to mała chatka trochę przypominająca warzywniak, taka niby siedziba artysty, pozorne zaproszenie do jego intymnego świata, który okazał się być zbudowany z mało poważnych, niespecjalnie osobistych elementów, zbieraniny peerelowskiego kiczu i kapitalistycznego, konsumpcyjnego śmiecia. We wnętrzu było całkiem miło i zabawnie, można było przyjrzeć się bibelotom oraz wiszącym na ścianie wycinkom z gazet (które są jedną z inspiracji dla twórczości Szlagi) czy obejrzeć pokaz slajdów (kolejny). Koło chałupki znajdowały się nieduże rzeźby. Jedna z nich przedstawiała włochatego człowieka łapiącego coś przypominającego mamuta. Na mamucie także siedział człowieczek - z malarską paletą w dłoni. Cztery kolejne pierwotne ludzkie postacie mozolnie (wałkiem i pędzlem) wspierając się wzajemnie, malowały obraz znajdujący się na zewnętrznej ścianie chatki. Sam obraz przedstawiał nieco zdefermowaną zwierzęcą postać. Wszystkie te figury były prymitywne, naiwne, komiczne i w swym komiźmie dość przejmujące. Cała sytuacja oddawała pierwotny i w gruncie rzeczy fundamentalny układ między człowiekiem a zwierzętami, moment założycielski łączący się z próbą sił, ujarzmianiem, tworzeniem wizerunku będącego odbieraniem cudzej (zwierzęcej) energii. To się Szladze bardzo udało - niepoważnie, jakby „boczkiem", na marginesie powiedział istotną rzecz.

 Fotografie: 
Bartek Górka, dzięki uprzejmości

Najnowsze obrazy artysty prowokują, aby przywołać często cytowaną deklarację jego autorstwa: tak naprawdę to umiem ładnie malować - jak głosił napis na jednym z płócien, i przyznać, że Szlaga jest naprawdę dobrym malarzem. Malarzem, który doskonale opanował warsztat, swobodnie igra z własną twórczością, cytuje wcześniejsze prace, tworzy kolaże w odpowiedniej dawce aplikując inteligentnie podaną zabawę z estetycznym kiczem. Jednakże za klasycznym dla Szlagi nadmiarem i nieustającym ironizowaniem odnaleźć można wizerunki poważniejsze (przeciągle patrzące krowie łby) czy bardzo intrygujące (upolowanie mamuta przez pierwotnego człowieka i równoczesne pojmanie go do zoo i w ramę obrazu).
O co zatem w tym wszystkim chodzi? Można założyć, że nie chodzi o nic specjalnego, że Szlaga to Szlaga i albo zachwycić się wystawą (jeśli się tę twórczość ceni), albo ją odrzucić (konstatując, że nadal nic nowego). Można jednak spróbować potraktować całą wypowiedź artysty poważnie, bo on sam chyba jest tym razem poważny. W swojej recenzji z wystawy Establishment (jako źródło cierpień) Marta Kosińska wprowadziła niezobowiązujący podział na ironistów i tęgich poetów1 , a Szlagę przypisała do tej pierwszej grupy, co było rzecz jasna gestem bardzo trafionym. Obecnie odnoszę wrażenie, że Szlaga jest już nieco zmęczony tą artystyczną postawą. Oczywiście nie jest ona niczym złym sama w sobie, a szczególnie uprawniona wydaje się być w przypadku artysty posługującego się takim medium malarskim (dla tych, którzy odczuwają jego ciężar, ucieczką przed nim wydaje się być tylko niepowaga); jednakże jest to strategia, która w pewnym momencie wyczerpuje się, traci impet. Nie ma łatwego wyjścia z interseksualnej i ironicznej pętli, i aby było ono skuteczne, musi być przemyślane. Szlaga w bardzo inteligentny sposób pod formalnym zamysłem (odnoszącym się do kwestii obrazowania, kopiowania, przetwarzania) przemycił pewną prawdę o sobie i swoim stosunku do świata.

Nie chciałabym wystawie Fake fauna przypisywać nadmiernego (przypuszczalnie niezgodnego z intencjami artysty) znaczenia, jednakże wiadomo, że tylko raz można bawić się tym, że slajdy przedstawiają obrazy przedstawiające ściany, na których wiszą muzealne, oprawione w ramy obrazy w ramach przedstawiające zwierzęta, np. żubry, a te żubry być może pochodzą z reklamy piwa Żubr. Radek Szlaga chyba doskonale wie, że tylko do pewnego momentu sensowne jest podejmowanie zabawy w to, co kryje się za kolejną zasłoną lub udawanie, że nic się nie kryje (skoro się kryje) lub że się kryje (skoro się nie kryje). Niezwykle intrygujące jest to, co będzie dalej.

Radosław Szlaga, Fake fauna, Galeria Miejska Arsenał, Poznań 12.02-04.03.2010, kuratorka: Anna Czaban

Fotografie: Bartek Górka, dzięki uprzejmości Galerii Leto i Galerii Miejskiej Arsenał

Fotografie: Bartek Górka, dzięki uprzejmości

  1. 1. Marta Kosińska, „ Łatwiej by nie może. O Establishmencie (jako źródle cierpień)", http://www.obieg.pl/wydarzenie/4254