Anna Molska w FGF: stosowane sztuki ironiczne?

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
O czym właściwie są Tkacze? I po co Anna Molska nakręciła ten film? Stawiam te pytania - właściwie głośno myślę - bo nie jest to wcale takie oczywiste. Zobaczmy.

Dwunastominutowy obraz to rodzaj para-teatralnej inscenizacji. Powtarzają - a właściwie przeplatają - się dwie sceny, obie kręcone kamerą cyfrową na sposób naturalistyczny. W pierwszej oglądamy górników w kopalni węgla kamiennego „Bobrek - Centrum": pierwsza zmiana szoruje się pod prysznicami, druga ubiera, zjeżdża pod ziemię, wierci, wraca na powierzchnię... W drugiej scence dwóch górników starszych wiekiem siedzi przy ognisku z młodym bezrobotnym. W tle kopalnia, przy ognisku piwo, kiełbasa, chleb.

Anna Molska, "Tkacze", 2009.
Anna Molska, "Tkacze", 2009.

Napisałem - para-teatralnej inscenizacji - bo w warstwie werbalnej Tkacze to fragment Pieśni tkaczy, dramatu noblisty Gerharta Johanna Hauptmanna z 1892 roku. Rzecz dotyczy buntu tkaczy w Górach Sowich w 1844 roku. Molska okroiła tekst do fragmentów, które uznała za aktualne i przeniosła je w pejzaż współczesnego Śląska - dziś wykorzystywani i sponiewierani są górnicy. Czy jednak aby na pewno?

U Molskiej rewolucyjnej mobilizacji jakoś nie widać. Górnicy w cywilu - ci od piwka i kiełbasy - bezwiednie odczytują zadane przez artystkę frazy dramatu. Frazy, w których słychać głównie narzekanie - a to na „Berlin", a to na „bogacza"... Natomiast tekst, który recytuje narrator, a który towarzyszy scenom w kopalni - opis zrywu ciemiężonych tkaczy - dziwnie kontrastuje z apatycznymi (osowiałymi?) w gruncie rzeczy górnikami. Nawet jeden z kopalnianych szybów nazywa się „Skarga", czego Molska nie omieszkała pominąć - dodajmy, że kosztem dość znacznej dosłowności. Całość spina hipnotyzująca tytułowa pieśń, która klimatem i rytmem skojarzyła mi się z przewodnią piosenką z filmu Jańcio Wodnik. Słychać ją, gdy oglądamy pracujących górników, wspominają ją „aktorzy" przy ognisku: „to znowu ta diabelna pieśń!" - mówią, jakby naprawdę ją słyszeli.

I nie pomaga, aby żyć,
Jęk żaden, prośba, skargi.
Cóż nie podoba się? To idź,
Od głodu zagryzaj wargi.

Ale ten gorzki tekst u Molskiej brzmi jak pętla, która legitymizuje pasywność - zaklęcie niemocy. Albo osłuchana piosnka, nad którą nie trzeba się specjalnie zastanawiać. Teatralna klasyka.

Anna Molska, "Tkacze", 2009.
Anna Molska, "Tkacze", 2009.

Tak bym to interpretował. Podobnie jak film Molskiej pokazywany na Berlin Biennale 5, Tkacze to dla mnie karykatura sztuki zaangażowanej - i ludu zaangażowanego w sztukę. Ze względu na podobną atmosferę, ale też sposób filmowania, Tkaczy łatwo odczytać wręcz jako kontynuację W=F*S (Work). Tam też oglądaliśmy „lud", a konkretnie robotników stawiających groteskową, ażurową konstrukcję, która zdawała się być zerdzewiała już w momencie powstawania. Oto jak skończyła Piramida dla sportowców Aleksandra Rodczenki - jako absurdalna, bezzasadna sztuka dla sztuki. Nawet otoczenie jest w obu filmach podobne: typowa polska plucha, gołe krzaki, błoto - może marzec, a może późny październik.

Ale Tkaczy można zinterpretować w zupełnie inny sposób: jako naiwną, jednostronną apoteozę „ludu pracującego". I karkołomny dowód na to, że zarówno w połowie XIX wieku, jak i dziś znajduje się on w tym samym położeniu. Tak samo, jak film OWOW1 pokazywany na Nie ma sorry można było łatwo uznać za infantylną apoteozę „kultowej" pracowni prof. Grzegorza Kowalskiego - tyle, że wówczas należałoby zwątpić i w Kowalskiego, i w Molską, i w kuratorów Nie ma sorry. To dlatego wolałem czytać tamten film jako ironiczną (i nieco sentymentalną) krytykę pedagogicznego programu, który nie tyle się zużył, co stał się wśród akademickiej młodzieży tak popularny, że aż bezpieczny, na swój sposób bardzo klasyczny, przewidywalny.

Nawet zakładając, że dobra praca to praca podatna na interpretacje (choć to bardzo ryzykowna teza - dobry krytyk brawurowo zinterpretuje „i bilet tramwajowy"), to Tkacze są filmem nie tyle wieloznacznym, co rozmytym, nieczytelnym. I chyba po prostu nie starcza im formy. Molska dość niefortunnie wybrała formułę „przeźroczystej" rejestracji, która doskonale funkcjonuje np. u Żmijewskiego. Czy po prostu w „Kowalni", gdzie kamera służy jednak głównie dokumentacji procesu. Tkacze zawieszeni są w znaczeniowej próżni także dlatego, że już tylko bez znajomości W=F*S (Work) muszą jawić się prostodusznym poematem o znoju ludu Śląska. Wszystko to sprawia, że Molskiej wyszedł film letni, bez mocy. Niezależnie od interpretacji, pozostawia widza obojętnym, ledwo go muska. Tkaczom brakuje wyraźnego sygnału, symbolu, dzięki któremu widz wie, co ogląda. Tym bardziej, że podniosłość fragmentów dramatu Hauptmanna błyskawicznie „ustawia" nastrój filmu. Wygląda na to, że Karol Sienkiewicz słusznie wybrał na tytuł tekstu o Molskiej frazę Nic nie jest takie, jak się Państwu zdaje1 - tylko nie wiem, czy w wypadku Tkaczy to akurat dobrze...

Anna Molska, "Tanagram", 2006/2007.
Anna Molska, "Tanagram", 2006/2007.

Jednak w ustaleniu zamierzeń Molskiej mogą pomóc jej wcześniejsze realizacje. Zresztą w kontekście niewyraźności Tkaczy i tak nie pozostaje nam nic innego, jak sięgnąć do juweniliów. Artystka z ironią wadziła się w nich z rozmaitymi „toposami" historii sztuki - Modulorem Le Corbusiera (Modelka w obiekcie), Czarnym kwadratem Malewicza (Tanagram), perspektywą (Perspektywa)... Po szczegóły odsyłam do przekrojowego eseju Sienkiewicza. Ja natomiast chciałbym zwrócić uwagę na początek i zakończenie Tanagramy: zupełnie prywatny dialog występujących w filmie aktorów. Nie mając filmu pod ręką, korzystam z tekstu Sienkiewicza, który przytacza fragment tej rozmowy:

- Ja jestem już dorosły. U ciebie jeszcze mleko pod nosem nie wyschło.
- Mam już osiemnaście lat. Chcę wstąpić do polskiej armii.

Sienkiewicz interpretuje zamieszczenie tej niezobowiązującej wymiany zdań jako zaakcentowanie przez artystkę faktu, iż sztuka zawsze w jakiś sposób jest społeczna, zamocowana w doczesności. Pisze: „Tanagramę" rozpoczyna i kończy fragment dialogu między anonimowymi bohaterami, dający jakby niewielki wgląd w ich życie prywatne, które nie mieści się w kadrze kamery. Działanie z klockami tanagramy stanowi więc wyrwę w jego rytmie. Okazuje się, że sztuka, próba abstrakcji, zajmując miejsce „pomiędzy", nie jest wolna od obecności człowieka i echa historii. A co jeśli odczytać wymowną strukturę filmu Molskiej nieco bardziej krytycznie? Wówczas pokazanie, że aktorzy to zwykli ludzie, którzy w momencie przerwy w nagrywaniu „artystycznego" filmu bynajmniej nie dywagują o Malewiczu, będzie ironicznym gestem wymierzonym w awangardową koncepcję scalenia sztuki i życia. Dokładnie tak, jak w wypadku W=F*S (Work). I chyba mimo wszystko Tkaczy.

Czy po czasie dominacji napuszonych apostołów (i apostołek), którzy swoje prawdy wkładali widzowi do głowy łopatami, młodzi twórcy zaczęli celować w niejednoznaczność i ironię? Peter Sloterdijk przekonywująco dowodzi, że bez ironii i dystansu każda krytyka władzy pozostaje jedynie pustą (i cyniczną) walką o władzę - z przynależną jej przemocą symboliczną i intelektualnym szantażem. To, że obserwacje Sloterdijka są co najmniej trafne, najlepiej pokazuje stan, w jakim znalazła się sztuka zaangażowana - pozbawiona cienia ironii i autodystansu stała się tylko przewidywalnym spektaklem jednych i tych samych aktorów mówiacych zwietrzałym językiem. Jałowym niczym spektakl narzekania odgrywany w Tkaczach przez dwóch górników i jednego bezrobotnego. Chyba.

Anna Molska, Tkacze, Fundacja Galerii Foksal, do 13 lutego
Godziny pokazów: pn. - pt. 15:00-18:00

Anna Molska, "W=F*S (Work)", 2008.
Anna Molska, "W=F*S (Work)", 2008.

Aleksander Rodczenko, "Męska piramida", 1936.
Aleksander Rodczenko, "Męska piramida", 1936.

  1. 1. Karol Sienkiewicz, Nic nie jest takie, jak się Państwu zdaje [na:] http://www.sekcja.3it.pl/miesiecznik.php?id_artykulu=219