Ale szok! Spójrz na nią! Pod sukienką jest całkiem naga!*

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
Ledwie zamknęły się drzwi za tak licznymi (jak słyszałam) uczestnikami wernisażu wystawy Niech sczezną mężczyźni, a już pojawił się protest song Doroty Jareckiej na łamach „Wyborczej". Zapewne narzekających głosów było więcej, choć tych oficjalnych być może mniej, niż można by się spodziewać - bowiem temat, choć gorący, jest niewygodny, i to o wiele bardziej dziś niż lata temu, kiedy Łódź Kaliska rozpoczynała działalność z udziałem „muz".

Być może 300 lat to też wystarczająco dużo, by należało wielu dzisiejszym - wychowanym na nieskomplikowanej retoryce sztuki krytycznej - odbiorcom przypomnieć, że manifesty i okołowystawowe wypowiedzi łódzkiej formacji zaleca się przyjmować w duchu awangardy, z dystansem, i pamiętać, że „nic nie jest takie, jakie się wydaje". Zbyt dosłowne traktowanie manifestów towarzyszących ich pracom grozi po prostu wpadnięciem w podstępnie zastawione sidła absurdu. Wobec tekstu krytyczki „Wyborczej" pokuszę się natomiast o uwagę, że robienie przez Łódż Kaliską od lat „tego samego" połączone z obserwowaniem, jak zmienia się świat wokół ich pracy - to całkiem niezła sztuka. Szczególnie kiedy jest to niezaprzeczalnie własny, oryginalny pomysł na jej uprawianie, a nie koniunkturalne naśladownictwo podyktowane potrzebą chwili, jak w przypadku tak wielu artystów, a głównie artystek, rozbierających się pod ochronnym płaszczykiem ideologii, który jest tyle skuteczny, co wspaniała szata „nagiego króla". Pominę więc cały bujny jak ciała muz kształt dyskusji oglądanej w przewrotnie zalecanej przez kuratora wystawy perspektywie feminizmu i gender - ona już zostala wyczerpana, można ją co najwyżej przewałkować od nowa spekulując, na którą stronę - prawą czy lewą - wywrócili ją wieczni chłopcy z Łodzi.

Rybaczki z Darlowa (kadr)
Rybaczki z Darlowa (kadr)

W tym projekcie Łodzi Kaliskiej kobiety konsekwentnie zrzuciły więc „stroje ochronne" - które tu mogły im się faktycznie przydać, bo „pracują" w niebezpiecznych zawodach. Myślę jednak, że sama inscenizacja to jedynie tzw. myk, by wprost ukazać nagą prawdę o królujących w sztuce ideologicznych trendach, oraz ich płytkość wobec tego, czym jest faktyczna istota feminizmu, którego skuteczność nijak się ma do asekuracyjnych poczynań artystycznych, a który to feminizm nie musi ujmować nic z naszego joie de vie!

Zaznaczę jeszcze, że choć na wernisażu nie byłam, to wystawę widziałam i znam też ten projekt po części z tzw. autopsji, empirycznie.. I właśnie na owym kontraście pomiędzy doświadczeniem a reprezentacją, intencją a interfejsem chciałabym oprzeć swój wywód, choć słowo wzwód ciśnie się tu bardziej na usta (sic) i nawet nie wiem, czy jako kobieta faktycznie nie mogę go użyć :).

Zastanawia mnie właśnie, dlaczego w powystawowej dyskusji o kobietach wygrywa właśnie dyskurs, a nie one same. I podobnie jak przy każdej niemal rozprawie nad „sprawą kobiet" odnoszę wrażenie, że celowo odsuwa się na bok ich faktyczną cielesność i seksualność, a dyskutuje o „wartościach". Oczywiście, na ten ważny w kategoriach społecznych i politycznych dyskurs powinno być i jest miejsce, tymczasem staje się on tak wszędobylski, że zaczyna odbierać nam lekkość bytu, bez której życie, jakkolwiek poprawne, byłoby jednak ubogie. Może przyglądając się fotografiom w CSW należy zapytać, dlaczego tyle kobiet za namową mężczyzn-artystów godzi się pokazać nie tylko nietknięte photoshopem ciała, ale i twarze. Dlaczego bez wymyślonej dla osłony swojego ekshibicjonizmu otoczki własnego „artystycznego projektu" biorą udział w inscenizacji seksualnej fantazji? I dlaczego tak trudno wyartykułować przypuszczenie, że jest to być może także ich własna fantazja, której nieodłączną częścią jest oko artysty jako autora i widza jako voyeura?? Czyli klasyczna sytuacja uwodzenia, której celem jest sam proces, odegranie ról i próba dwu mentalnych przemocy, wciąż poza dyskursami, wciąż nierozstrzygnięta pomimo tak wielu zamachów na jej pierwotną niezawisłość. Bo i tę relację przepuszczono przez filtr genderowego dyskursu władzy z wiodącym pytaniem „czyje na wierzchu". A wiemy, że żeby było fajnie, musi być i tak, i tak, a najlepiej, jak czasem też obok siebie. Razem.

Powtórzę tu znaną i lubianą prawdę, że zewsząd zalewają nas erotycznie naładowane fantazmaty. Sztuka nie pozostaje tu w tyle i naprawdę wyeksploatowała już ludzkie ciało do granic, zarówno formalnych, jak i ideowych. Artyści, a szczególnie artystki używający wlasnego ciała argumentują, że w sztuce staje się ono polem eksperymentu, materiałem, nośnikiem idei. Problem w tym, że o nowe idee coraz trudniej, ciało jednak jakoś niezmiennie nas interesuje, wciąż jesteśmy ciekawi jego parametrów i fetyszy. A kontekst sztuki nie daje immunitetu na proste, czy prostackie oceny, jakim poddawane jest ciało wystawione na widok publiczny.

Tak więc pytanie o nagość w sztuce na powrót staje się prostym pytaniem o uczciwość intencji - zarówno dla samego artysty/stki - manipulatora wobec siebie, jak i względem widza. A to, co tu piszę jest w sumie próbą odkłamania pewnej hipokryzji.

Bo to, co faktycznie zdaje się bulwersować w projekcie Łodzi Kaliskiej to fakt, że kobiety „dają się" tak fotografować. Tak jak w reklamie Mobil Kinga, jak w Playboyu. Otóż nie całkiem tak samo. Bo, po pierwsze, na uczestnictwie w projekcie raczej nie da się „zarobić" - ani materialnie, ani medialnie. Jasne jest, że muzy ŁK to nie tzw. modelki. Są po prostu różne, jak to ludzie. Bo w przeciwieństwie do choćby „waginetek" Gomulickiego, atakujących nas w ostatnim drukowanym „Obiegu", nie są bezosobowym fantazmatem w różnych kolorach, ale sobą. Sobą w inscenizacji fantazji o wspólczesnym haremie, czy zbiorowej burlesce. Oczywiście może się okazać, że to jednak nie jest nasza fantazja i wolimy bardziej indywidualne klimaty, ale i tak prosty jakby nie było striptease to odświeżająca sytuacja w sztuce pełnej golizny sprzedawanej w imię idei. Nie mówiąc o obciachu jakim jest pseudo-golizna sprzedawana jako golizna w polityce (vide: plakat Partii Kobiet).

Mimo to kobieta rozbierająca się jako kobieta „prywatna", seksualny obiekt, „muza¨ w przestrzeni sztuki budzi dziś większą „oficjalną" niechęć niż kobieta rozbierająca się jako artystka czy aktywistka - choć efekt jest ten sam. Wiem to na pewno po wieloletniej obserwacji kuluarowych komentarzy kierowanych wobec artystek, które decydują się na nagie występy. Najpierw są to zawsze komentarze dotyczące ciała - na różnym poziomie subtelności i ze strony obu płci. Potem, czasami, pojawiają się treści merytoryczne. To fakt, który, chcemy czy nie, mówi nam coś o pewnym status quo, a nie o myśleniu życzeniowym, wg. którego pierwiastek libido miałby zniknąć z listy elementów, które składają się na nasze postrzeganie - także sztuki. Ale czy naprawdę TEGO zniknięcia chcemy??

Projekt Łodzi Kaliskiej przede wszystkim pokazuje, że tak się jeszcze nie stało. JEST O TYM, CO JEST. O „pupach i cycach" - jak to ujęła Dorota Jarecka. O tym, że niezależnie od (tak nam dziś strasznej) grawitacji, przeciw której wytacza się coraz to cięższą artylerię ideologii i chirugii, ONE się trzymają! I że nikomu to w niczym nie przeszkadza, bo to dzięki prawdziwym feministkom o nieznanych często nazwiskach, które pracowały i jeszcze czasem pracują nad konkretnymi sprawami zawdzięczamy to, że dziś jako kobiety możemy zajmować się tym, czym chcemy. Np. być artystkami i grać swoim wizerunkiem, np. rozbierać się - lub nie. Że własnym życiem, a nie „projektami" (których postulaty jakoś nie zawsze idą z nim w parze) mamy szansę świadczyć o swojej wolności. I że w jej ramach mieści się też sztuka, która, jeśli w jakiejkolwiek konfiguracji istnieje relacja widz-artysta, czyli obserwator-obserwowany (a istnieje zawsze, niezależnie od stopnia tzw. interakcji), jest przede wszystkim i niezmiennie - wielopoziomowym uwodzeniem...
(które wszak, podobnie jak seksualna fascynacja, nie jest wprost tożsame z nagością ;)).

* How shocking! Look at that woman! Beneath her dress she´s stark naked! (tłum. MB),
źródło: Jacques Lacan, The Ethics of Psychoanalysis, The seminar - book VII, s.17 ; tłum. z franc. D.Porter. Lacan cytuje żart Alphonse'a Allais w rozważaniu o fantazmatach pożądania w relacji do anegdoty o „nagim królu".

Czytaj także:
Grzegorz Borkowski, Adam Mazur, 6 pytań do Łodzi Kaliskiej
 

Odlewniczki (kadr)
Odlewniczki (kadr)