Nasz Bronek. O pożytkach historii dla życia

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Nie widziałem jeszcze wystawy "Broniewski" więc nie o niej będę pisał. Wiele natomiast o niej słyszałem i sporo czytałem. I do tego warto się odnieść. Tak już jest, że nie wszyscy wszystko muszą zobaczyć, rzeczy naokoło jest coraz więcej a czasu na ich filtrowanie coraz mniej. To wiemy. A skoro wiemy, to zbywanie przez Gorczycę krytyki Rypsona skierowanej przeciwko metadyskursowi tej wystawy argumentem "wystawy nie widział, to niech nie zabiera głosu" jest ripostą nieskuteczną i dziwnie akademicką, jeśli pamiętamy o tym, że Raster propaguje najczęściej ogólny pojęciowy chillout, w którym nikt nikogo do tablicy nie woła i nawet tak dotąd złowrogo nacechowane kategorie jak "dobro" stają się w oka mgnieniu najzwyczajniej fajne. Na miejscu Rypsona w ogóle nie wdawałbym się w prostowanie i tłumaczenie, że wystawę widziałem a płytę słyszałem albo odwrotnie. Wielokrotnie spotykałem osoby, które widziały to i owo, ale nic nie pojęły, albo widziały, ale to co chciały zobaczyć, a słyszały to, co chciały usłyszeć. Te i inne jeszcze akty widzenia bywają mało produktywne, więc nie przesadzajmy z tym prymatem dwunożnego oka nieuzbrojonego nad metarefleksją, bo stąd tylko krok do gloryfikacji niezapośredniczonego przeżycia estetycznego, a od niego tylko na ziewanie się zbiera. Rzeczy odbieramy przede wszystkim z sieci, z ploty, foty i z gazety wyborczej i innej, i pod te adresy też je wysyłamy, gdy chcemy żeby doszły, na czym zresztą Raster doskonale się zna, jak przychodzi co do czego. Polityka zawsze mieszała się z artystyką, niewinność była kiedyś a i to niekoniecznie, i to jest OK. A jednak powszednią i powszechnie docenianą komunikacyjną sprawność Rastra Gorczyca w swojej odpowiedzi podmienia ruchem magika na ociekającą krokodylimi łzami figurę z napisem "trudno być intelektualistą w marnym czasie informacyjnego overloadu". Czy na pewno tak trudno?

Wyobraźmy sobie, że wystawy "Broniewski" najzupełniej nie widzieliśmy, Broniewskiego znamy tylko z opowieści zawartych w dobrze przygotowanych materiałach prasowych wystawy, no i że jesteśmy niewinnymi Szwajcarami albo i Niemcami z Marsa, spoza kontekstu, którzy po polsku Ani Me. Nawet tak skonstruowanemu nieuprzedzonemu niemowie tekst Piotra Rypsona musi wydać się ciekawy. Dotyczy on kilku spraw. Po pierwsze, strategii perswazji Rastra, projektującej odbiorcę tego projektu jako jednostkę zasadniczo ahistoryczną - pozbawioną historii, obojętną na nudne i ogólnie znane "fakty", biorącą historię w posiadanie jako zbiór wymykających się wartościowaniu motywów, rzekomo przylegających do siebie ("poeta - komunista - idealista", z krzywym mostkiem do "romantyczny - straceńczy - polski"). Po drugie, tekst Rypsona dekonstruuje fałszywą opozycję "intelektualiści/ludzie", świadomie budowaną w retoryce Rastra od zawsze (na przykład jako kategoria "fajności", przeciwstawiana "przemądrzałości"). Bo przecież artyści to właśnie intelektualiści - o ile podejmują wysiłek rozumienia rzeczywistości, w której żyją, i zdawania z tego sprawy, a nie tylko dbają o to, żeby było ładnie. U Rastra Broniewski stał się niechcący patronem swojactwa, naszości, polskości i sztuki "niekoniecznie do intelektualistów skierowanej". Super fajny gość. No idol po prostu, ździebko zużyty, trochę looser, trochę ideowiec, swojak. Więc reaktywacja zombie i cała władza w ręce ludziów.

To właśnie zawłaszczające strategie językowe, ocierające się o slangi kodyfikowane szybko w mainstreamowych mediach i uklepywane przez speców od reklamy, a nie same wystawy wydają mi się niebezpieczne. Te strategie prowadzą w stronę możliwości urynkowienia totalnego, zrównania i zaorania choćby nie wiem jak kontrowersyjnych idei, postaci, postaw politycznych, zaszłości historycznych - jako równowartościowych surówców zmienianych w snobizmy, style bycia i niedrogie produkty przy pomocy rozmaitych adaptacji, sklejek, miksów i znaczeniowych przesunięć na granicy postrzegania. Ostatecznie skuteczność oddziaływania tak skrojonego sztukiproduktu na tak wymyślonego odbiorcoklienta staje się najważniejszym kryterium jakości, której w tym momencie nie da się już odróżnić od bylejakości i nibyjakości. I nie chodzi tu o to, że obrazy mają swoje ceny, bo to, jak Łukasz Gorczyca słusznie przypomniał, choć nie dzieciom przecież, nikomu nie uchybia. Nie tu chyba jest, choć tak chce Gorczyca, sedno krytyki Rypsona, nie tu matecznik jego ironii i gdzieindziej bije źródło rypsonowej wzgardy, mimo że "naturalność" ręki rynku, głoszona przez Gorczycę jest co najmniej podejrzana jeśli przyjmiemy za dobrą monetę rastrowe lewicowanie (więc nie przyjmujemy tej monety). Jeśli Rypson przyrównuje marketing Broniewskiego do wyprzedaży pamiątek po komunizmie na pchlich targach Zachodu, to nie oskarża Rastra o pazerność na mamonę, tylko wskazuje na podobieństwa pomiędzy tymi dwoma sposobami opowiadania o niedawnej historii - poprzez wykładanie towaru na ziemi albo na wystawie, mniej lub bardziej zaawansowane urzeczowienie historii zastępujące krytyczną interpretację. My tymczasem "zapewne, potrzebujemy historii, lecz potrzebujemy jej w sposób inny, niż potrzebuje jej rozpieszczony próżniak w ogrodzie wiedzy", jak powtórzył za Nietzschem Walter Benjamin. Inaczej niż ten sam próżniak na targu pamiątek.

Sęk krytyki Rypsona tkwi w tym, że nasz, swojski, kaprawy, romantyczny, kiepski, pijany i może przez to niezrozumiany Broniewski staje się dyspozycyjnym upiorem, wyciągniętym przez opowieść Rastra na światło dzienne w czasie, w którym jak słusznie napisał Rypson, nasze jakże polskie, pogrążone w anomii "państwo (...) skłania się (...) do kokietowania i wspierania nacjonalistów i kryptofaszystów, wprawdzie "mazowiecko nijakich", bo wypierających się nawet swych faszystowskich pozdrowień (jak wiadomo, wyciągniętą dłonią zwykł Polak zamawiać piw pięć)." Czyżby raz jeszcze spełniły się proroctwa Prof. Marii Janion? Fakt, rozmaitych mamy w Polsce Umarłych, i niestety wszystkich chcemy wwozić do Europy, na początek do Berlina.

Nie bardzo sobie wyobrażam, jakim sposobem definiowany w twardych kategoriach naszości Broniewski miałby się ostać jako patron jakiejkolwiek lewicowej orientacji. Nawet tej, z którą, jak pisze Gorczyca, Raster "sympatyzuje".