Muzeum Sztuki w budowie

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Na wstępie zaskoczenie. Znając sposób funkcjonowania większości krakowskich instytucji kulturalnych z szacownym Muzeum Narodowym na czele, można się było spodziewać najgorszego. Tymczasem pierwszy pokaz tworzonej kolekcji przyszłego Muzeum Sztuki Współczesnej może mile rozczarować chronicznych sceptyków. Prace pokazane na wystawie w krakowskim Międzynarodowym Centrum Kultury prezentują niezły poziom. Dobór artystów też jest raczej trafiony, choć należy mieć nadzieję, że nie będzie on ewoluował w stronę "zestawu obowiązkowego". Ale to się dopiero okaże. Na razie funkcjonująca od wiosny bieżącego roku Małopolska Fundacja Muzeum Sztuki Współczesnej i Kapituła Ekspercka, w której kompetencji leży wybór prac, nie sprokurowały jakiegoś większego obciachu.

Na pewno ozdobą kolekcji przyszłego muzeum będzie obszerny i mocno kontemplacyjny cykl rysunków oraz kolaży Marka Chlandy. Podobnie rzecz ma się z instalacją "Ćwiczenia neoplastyczne" Grzegorza Sztwiertni, abstrakcyjnymi kompozycjami Piotra Lutyńskiego, obrazami Jarosława Modzelewskiego, Rafała Bujnowskiego, Pawła Książka, Stanisława Koby. W wypadku Mirosława Bałki i Leona Tarasewicza zadecydowały zapewne raczej nazwiska gwiazd polskiej sztuki współczesnej niż charakter pozyskanych prac. Z pewnością można było sobie darować bardzo średnie obrazy Marka Szczęsnego, namalowane w konwencji abstrakcyjnego ekspresjonizmu.

Jeżeli zaprezentowany zalążek kolekcji przyszłego Muzeum Sztuki Współczesnej może nasuwać jakieś obawy, to dotyczą one dwóch kwestii. Po pierwsze, brakuje współczesnego designu. Oczywiście jest to do nadrobienia. Po drugie, prace mieszczące się w kategorii "fotografia" niestety odzwierciedlają na razie funkcjonujący w Polsce stereotyp na temat "artystycznego" charakteru tego medium (że mianowicie fotografia staje się "artystyczna", dopiero kiedy w swych przedsięwzięciach używa jej "magister sztuki"). Pokazane na wystawie prace Marii Pyrlik (cykl "Stopklatki") i Łukasza Skąpskiego ("Rysunki słońcem"), mając mocno rozbudowany poziom "koncepcyjny", w warstwie czysto wizualnej prezentują się mizernie (trudno nie zauważyć też nieco żenującego warsztatu obojga autorów). Miejmy nadzieję, że takie rozumienie artystycznych walorów fotografii to tylko rodzaj "wypadku przy pracy" Kapituły Eksperckiej.

I PO PRZEBUDOWIE

Remont sal mieszczących kolekcję polskiej sztuki współczesnej w Muzeum Narodowym w Krakowie trwał nieprzyzwoicie długo. Jednak po 6 latach wytężonej pracy i wydaniu blisko 7 milionów odnowione i przebudowane gruntownie pomieszczenia na III kondygnacji muzeum udostępniono w końcu zwiedzającym. Obszerna kolekcja sztuki polskiej, obejmująca prace powstałe od 1890 roku aż do czasów współczesnych - ułożona na nowo, poddana korektom i uzupełniona o najświeższe zakupy - została zgromadzona na powierzchni trzech tysięcy metrów kwadratowych.

Można zapytać, czy to dużo (te trzy tysiące metrów, te siedem milionów i te sześć lat). Na pewno remont muzeum trwał zbyt długo i jedynym sensownym wytłumaczeniem zmarnowanego czasu może być brak (bardzo prawdopodobny) środków finansowych. Wielkość wystawowej powierzchni, podobnie jak kwota wydana na przebudowę i uzupełnienie zbiorów, raczej nie szokuje. Ale do rzeczy.

Przebudowa i aranżacja pomieszczeń na III piętrze krakowskiego Muzeum Narodowego ma służyć nowej koncepcji prezentowania zbiorów. W większości sal zlikwidowano naturalne górne oświetlenie, obniżono sufity, pojawiły się nowe ścianki działowe. Niestety, zastosowano "złoty podział" najnowszej polskiej architektury, czyli szerokość pustaka. Te ciężko wyglądające przepierzenia, ustawione zazwyczaj pod ostrym kątem wobec ścian nośnych, pomalowano na dość intensywne kolory (agresywne wobec prezentowanych na nich obrazów). Licząca trzy tysiące metrów kwadratowych powierzchnia wystawowa została w ten sposób zagęszczona i sprawia na widzu wrażenie poruszania się w ciągu mocno ciasnych wnętrz.

W nowej prezentacji kolekcji współczesnej sztuki polskiej zrezygnowano z chronologii na rzecz "problemowego", czy nawet - raczej - "hasłowego" ujęcia. O ile ta modna obecnie tendencja udostępniania muzealnych zbiorów sprawdza się w wypadku bardziej współczesnych zjawisk artystycznych, to zastosowana wobec malarzy z okresu tzw. Młodej Polski jest zwykłym nieporozumieniem (przynajmniej w krakowskim wydaniu). Bogata kolekcja malarstwa polskiego modernizmu rozbita została na trzy działy: "Koniec wieku", "A to Polska właśnie" i "Ku Francji". Oczywiście, w młodopolskim malarstwie (czy też może bardziej w życiorysach twórców z tego okresu) można dopatrzyć się przesłanek, które skłoniły kuratorów do dokonania właśnie takiego podziału i posłużenia się wspomnianymi wcześniej tytułami, ale czy są one wystarczająco obecne w warstwie wizualnej zaprezentowanych prac? Nie zawsze. Zresztą dochodzi tutaj do zabawnych kiksów, kiedy np. w dziale "A to Polska właśnie" obok kartonów z "trumiennymi" wizjami witraży do Katedry Wawelskiej Wyspiańskiego zawisły projekty Mehoffera do katedry we… Fryburgu.

W dziale "Ex-presja" prace Andrzeja Wróblewskiego (wiszące na ścianach postawionego po środku sali wielokąta) skonfrontowano z dokonaniami Wprostowców i Gruppy. Taka próba szukania wspólnej płaszczyzny dla pokazywanych eksponatów ze względu na "polityczne" lub "społeczne" zaangażowanie twórców jest o tyleryzykowna, że gołym okiem widać przepaść, jaka dzieli prace inicjatora Grupy samokształceniowej oraz Modzelewskiego, Sobczyka, Grzyba i Pawlaka od kiepskich propozycji Sobockiego, Grzywacza i Waltosia. Jeżeli zachodzi tutaj jakaś formalna korespondencja, to tylko wśród wymienionych w pierwszej części uczynionego w poprzednim zdaniu porównania. Poza tym samo "zaangażowanie" nie musi być postrzegane tak jednoznacznie w kategoriach ustalonych nurtów politycznych. Obrazy Wróblewskiego (może poza epizodem socrealistycznym) mają raczej mocno ciemne, egzystencjalne przesłanie, podobnie zresztą jak prace malarzy tworzących nieistniejącą już Gruppę.

W nowym układzie kolekcji najwięcej kuratorskiej sympatii zyskali artyści tworzący Grupę Krakowską. Prezentacja prac Marii Jaremy, Jonasza Sterna i Tadeusza Kantora (zawieszonych w trójkącie ścianek działowych) to najmocniejszy akcent ekspozycji. Obrazy i obiekty tworzone przez innych członków chyba najbardziej znanej krakowskiej formacji artystycznej zgromadzone zostały w największej sali muzeum. Ta jednak poprzez wprowadzenie licznych przepierzeń (tych o szerokości pustaka właśnie) nabrała charakteru ciasnego pomieszczenia. Truizmem będzie stwierdzenie, że malarstwo potrzebuje przestrzeni. W dodatku przestrzeni w miarę neutralnej, bo przecież oglądamy obrazy, a nie ściany galerii. Zawieszenie sporych rozmiarów płótna Jerzego Nowosielskiego "Willa dei Misteri" na przepierzeniu o karminowym (!) kolorze, to ewidentne przegięcie. W wypadku innych prac tego artysty wcale nie jest lepiej - umieszczono je (dział "Malarstwo?") w salkach zbliżonych kubaturą do gomułkowskiego M-3.

Kiedy ogląda się tę odnowioną kolekcję współczesnej sztuki polskiej w krakowskim Muzeum Narodowym (i ma jednocześnie w pamięci kształt dawnej), może przyjść na myśl stara karciana sekwencja, mówiącą, że "tasowanie talii nie przysparza asów". Oczywiście ta nieco zgrana "talia" przed zakończeniem remontu została uzupełniona zakupem kilkunastu "jokerów". To dobrze, że w kolekcji muzeum znalazły się wreszcie prace Bujnowskiego, Sasnala, Maciejowskiego, Lutyńskiego i Kozyry. Gołym okiem widać jednak, że są w niej spore luki, których nie zapełniły najnowsze nabytki. Osoby odpowiedzialne za tworzenie muzealnych zasobów, chyba raczej przespały lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte (w tej ostatniej dekadzie np. straciły niepowtarzalną okazję stworzenia dobrej kolekcji grupy Ładnie, kiedy prace jej członków kosztowały kilkaset złotych, rzadko sięgając kilku tysięcy).