Historie życia w pracy "Confessions" Susanne Krell i Anny Tyczyńskiej; Miejskie BWA w Lesznie

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Osobiste narracje, opowieści o życiu, wspomnienia znamy z gazet, z telewizji, radia, z książek, niekiedy również z dzieł plastycznych. Oral history - historia mówiona stała się też jedną z metod pomocniczych nauk historycznych. Metoda ta polega na zapisywaniu wspomnień, opowieści, które istnieją jedynie w formie ustnej. "Historia mówiona" szczególnie chętnie wykorzystywana jest do zapisu wspomnień odchodzących powoli świadków wielkich wydarzeń, takich jak II wojna światowa i Holocaust. Ale ta metoda wykorzystywana jest również do tego, aby dowiedzieć się o życiu codziennym tzw. zwykłych ludzi. Wykorzystywana bywa także przez badaczki feministyczne, które, między innymi na podstawie wspomnień, tworzą historię kobiet - historię zwykłego, codziennego zmagania się z życiem.

Susanne Krell i Anna Tyczyńska, Confessions, Fot. Iza Kowalczyk
Susanne Krell i Anna Tyczyńska, Confessions, Fot. Iza Kowalczyk

Do tej metody sięgnęły Susanne Krell i Anna Tyczyńska w pracy zatytułowanej "Confessions" prezentowanej od 4 marca 2008 w Miejskim BWA w Lesznie. Pierwsza prezentacja tej pracy miała miejsce na wystawie "Scharf!" w Museum fur Kunst und Gewerbe w Hamburgu w 2007 roku

Artystki zebrały kilkanaście historii życia różnych kobiet: Polek i Niemek, w różnym wieku, o różnym poziomie wykształcenia, hetero- i homoseksualnych, jednej transseksualistki, bezdzietnych i mających różną ilość dzieci, żyjących z kimś oraz samotnych, zdrowych, ale również takich, które przeszły poważne choroby. Autorki zadały im proste pytania - o życie, miłość, szczęście.

Historii tych kobiet możemy wysłuchać przysiadając na poduszkach przy kolorowych domkach przypominających lampiony. W tych domkach ukryte są odtwarzacze, do których przyczepione zostały słuchawki. Z pozoru proste, zwykłe historie okazują się dużo bardziej poruszające niż historie kobiet znane chociażby z prasy kobiecej. Jest w nich zawarty jakiś smutek, jakaś beznadziejność. Bo mimo, że część tych kobiet mówi na początku, że są szczęśliwe, w trakcie opowieści okazuje się, że nie są, że za czymś tęsknią, czegoś im brakuje, że żyją bardziej dla innych niż dla siebie, że zdają sobie sprawę z tego, że coś przegrały, coś im umknęło, coś straciły.

Historie opowiedziane artystkom pokazują, jak bardzo życie tych kobiet przypomina trajektorię wyobrażeń o tradycyjnej kobiecości. Irena, jedna z najstarszych wysłuchanych protagonistek, opowiada o surowej atmosferze jej rodzinnego domu. Jej wyznania są niemal kalką wyobrażenia o bohaterskich Matkach-Polkach. Podobnie marzenia tych kobiet, ich wyobrażenia o szczęściu i o miłości uwarunkowane są społecznie oraz kulturowo, odnajdziemy w tych opowieściach niemal przebitki z reklam. Jedna z kobiet mówi: "Moim marzeniem było zawsze mieszkać na wsi. I wcale mi to nie przeszło. Żeby wiatr wiał. I żeby pranie suszyć na dworze...".

Susanne Krell i Anna Tyczyńska, Confessions, Fot. Iza Kowalczyk
Susanne Krell i Anna Tyczyńska, Confessions, Fot. Iza Kowalczyk

Mity, wyobrażenia, stereotypy to społeczne konstrukcje, które w istotny sposób oddziałują na kształt naszego życia. W pewnym sensie są też umacniane i reprodukowane przez podmioty doznające z ich strony opresji. Kultura popularna przenika więc do naszych wyobrażeń o życiu. Zgodnie z jej przekazami kobiety powinny być zawsze, piękne, młode, szczęśliwe, zadowolone. Krell i Tyczyńska dla wydobycia kontrastu pomiędzy zwierzeniami kobiet a stereotypami utwierdzanymi przez kulturę popularną, pokryły ściany drugiego pomieszczenie galerii fotografiami z prasy kobiecej. "Krzyk" tych fotografii kontrastuje z intymnością i ciszą sytuacji wsłuchiwania się odbiorców w historie życia poszczególnych kobiet. Ale z drugiej strony, to dopowiedzenie wydało mi się już niepotrzebne, zbyt proste i banalne...

Prezentacji w Lesznie towarzyszy też zapisany na ścianie galerii tekst, który zaczyna się słowami:

"Jesteśmy kobietami...
Żyjemy w rożnych krajach, w różnych domach, w różnych warunkach...
Jesteśmy różne...
Jesteśmy takie same...".

To rzadkie wyznanie w czasach feminizmu trzeciej fali akcentującego indywidualność, zróżnicowanie, różne uwarunkowania sytuacji poszczególnych podmiotów. To wręcz dziwne wyznanie w czasach dekonstrukcji samej kobiecości, wskazania na to, że wszystko jest konstruktem, również płeć, ciało, natura. Ale, jak pokazują wspomnienia zebrane przez Krell i Tyczyńską, a także, jak pokazuje sytuacja społeczna, w której wciąż ma miejsce dyskryminacja kobiet, konstruktywizm nie daje nam możliwości zmiany sytuacji, a raczej zatrzymuje nas na poziomie dywagacji, że wszystko już było, wszystko jest relatywne i wszystko jest społecznie skonstruowane. I choć w teorii wygląda to dobrze, jakoś z trudem przychodzi skonstruowanie sytuacji społecznej jako zdecydowanie korzystniejszej dla kobiet czy chociażby zdekonstruowanie, ale w praktyce, dyskryminacji kobiet. Czy porzucenie wspólnotowego myślenia, nie skazało nas na marazm, a może nawet i cynizm?

Może więc klucza do zmiany sytuacji należy szukać gdzieś indziej? Autorki tym wyznaniem, jak i samą konstrukcją swojej pracy kładą nacisk na wspólnotowość, na wspólnotę doświadczeń, przeżyć, wspomnień, ale również marzeń. Chcą zbudować (odnowić?) możliwość identyfikacji, akcentując to, co prywatne i osobiste, to, co niekiedy traumatyczne i skryte, co wspólne dla historii życia tak wielu (bo jednak bałabym się napisać: wszystkich) kobiet.

Autorki, jakby prześwietlają te prywatne historie, odsłaniają skrywające je zasłony, likwidują to, co zwykle oddziela publiczne od prywatnego.

Mówi się, że prywatność dzieje się w czterech ścianach naszych domów, zaś nasze wyobrażenie o nietykalności sfery prywatnej, każe nam odwracać wzrok od czyjegoś dramatu, nie słyszeć krzyków za ścianą, lub choćby tylko nie interesować się czyjąś prywatnością (ci, którzy to robią traktowani są jako niedyskretni i wścibscy). Ale zarazem prywatność jest także towarem: odpowiednio skonstruowana wystawiana jest na pokaz w mediach, ujawniana w talk-showach, odsłaniana w reality-show, itp. Jednakże ta prywatność niewiele ma wspólnego z naszą prywatnością, ze światem naszych emocji, naszych przeżyć i doświadczeń. I może dlatego historie, które nagrały Krell i Tyczyńska tak poruszają, gdyż są jakby naszymi historiami?

To odsłonięcie prywatności podczas pierwszej prezentacji "Confessions" na wystawie "Scharf!" w Hamburgu miało swe odzwierciedlenie formalne. Ze względów ekspozycyjnych artystki stworzyły bardziej laboratoryjną, czystą sytuację. Domki były ustawione na podeście obok siebie, były przezroczyste, wewnątrz znajdowały się odtwarzacze CD połączone ze słuchawkami, a na ścianach autorki umieściły teksty poszczególnych opowieści. Domki zostały pozbawione ścian, zasłon, a więc warstwy ochronnej. Prywatność została tu ujawniona, odkryta, odsłonięta, a wręcz - "wybebeszona". Przez tę sterylną formę nacisk został położony na same historie kobiet. Historie, które zostały pozbawione ochrony, ale które z drugiej strony - zostały wydobyte z niebytu prywatności (bo według tradycyjnych przekonań, to, co prywatne nie nadaje się do reprezentacji). Historie te prezentowane na wystawie są w ogóle odarte z ochraniającej je warstwy, narażone są bowiem na brak empatii ze strony widzów, zniecierpliwienie, zniechęcenie, a może nawet kpinę. Bo przecież na te wszystkie możliwe formy odbioru wystawiły się kobiety opowiadające artystkom swoje historie.

Prezentacja w Lesznie, gdzie domki pokryte są kolorowym materiałem, gdzie musimy przysiąść obok nich, stwarza sytuację bardziej ochronną (ale jednak - czy ta ochrona nie jest pozorna?), stwarza wrażenie ciepła, przytulności, intymności. Siadając obok tych domków na poduszkach, musimy się do nich zbliżyć, musimy wytężyć słuch, by usłyszeć te historie, a więc musimy jakby zbliżyć się do prywatnego świata tych kobiet. Tu bardziej zaakcentowane są więc: wspólnotowość, potrzeba wysłuchania opowieści życia innych kobiet, wskazanie na społeczną niewidzialność tych narracji. Ujawnia się tu również ten esencjonalny rys, który pojawił się w przytoczonym już fragmencie tekstu: "Jesteśmy kobietami...".

Kobiecość jest tu jednak definiowana dość tradycyjnie - przez prywatność, przez ograniczenie do sfery domu (zamkniętej, pozornie kojarzonej z ciepłem, ochroną, jednakże często skrywającej tragedie, lub choćby tylko smutki i niespełnione marzenia), przez tradycyjne zajęcia, jak np. szycie, na co wskazuje tekstylna oprawa domków. Tym samym te domki interpretować można jako klatki, niczym piękne klatki dla ptaków (jeden z domków pokryty jest zresztą materią ukazującą kolorowe ptaki). Kobiecość skonstruowana jest społecznie niczym klatka, utkana z kolorowych marzeń i wyobrażeń - ileż razy jeszcze trzeba tę prawdę przypomnieć?

Susanne Krell i Anna Tyczyńska, Confessions, Fot. Iza Kowalczyk
Susanne Krell i Anna Tyczyńska, Confessions, Fot. Iza Kowalczyk

I dlatego mam wobec tej pracy dość ambiwalentne odczucia. Z jednej strony wydaje mi się zbyt tradycyjna, za bardzo esencjonalistyczna, trochę nazbyt dekoracyjna, a z drugiej dostrzegam we współczesnym dyskursie artystycznym ogromny brak tego typu prac. Sztuka feministyczna w Polsce uległa w ostatnim czasie pewnemu wyczerpaniu. Artystki, którym jest bliski feminizm wydają się zajmować wyszukanymi problemami, często zupełnie oderwanymi od rzeczywistości. Nie interesuje ich rzeczywistość, ale raczej jej symulacje, jeśli nawet krytykują system, to zarazem z nim flirtują. Można zauważyć, że feminizm stracił swoje radykalne, krytyczne ostrze, a niekiedy nawet służy za niezłą podporę dla fallogocentrycznej władzy. Tymczasem brakuje prostych feministycznych przekazów, pytania o to, jak żyją kobiety i z jakimi problemami się borykają, dlaczego wciąż tak wiele kobiet dotyka dyskryminacja. I sądzę, że praca Kroll i Tyczyńskiej, mimo, że bardziej opisowa niż krytyczna, wprowadza jednak zupełnie inne spojrzenie, każąc właśnie zadać to niewygodne, może zbyt naiwne pytanie o kobiety.

Ta praca każe zapytać o możliwość zerwania kolorowych zasłon mitów, schematów, stereotypów, czy można zacząć żyć naprawdę - żyć własnym życiem?

Praca Krell i Tyczyńskiej nie daje odpowiedzi na te pytania. Część kobiet żyje podług schematów, inne starają się je odrzucać, część walczy z ograniczającymi je warunkami, inne poddają się sytuacji, jedne żyją wspomnieniami i marzeniami, inne próbują ułożyć sobie życie według własnych planów. Tu nie ma jednoznacznych odpowiedzi. Bo każda historia jest inna. Ale, żeby to wiedzieć, warto najpierw zbudować wspólnotę, udzielić sobie wzajemnie wsparcia, obdarzyć się zaufaniem, wysłuchać historii, które w społecznie skonstruowanych ramach, nie znajdują sobie miejsca, wydają się nieważne i nieistotne, jak same kobiety, które wciąż jeszcze skazywane są na milczenie.