Tak się przyzwyczaiłam do akceptowania porażek i myślenia o nich w romantyczny sposób, że pisanie o zwycięstwie jest dla mnie przygodą. Czas zmierzyć się z prawdziwym sukcesem. Apeluję o szczerą i bezkrytyczną radość ze zwycięstwa Polskiego Pawilonu na XI Biennale Architektury w Wenecji. Niech trwa.
Cieszę się, że artyści i kuratorzy zwycięskiego pawilonu pokazali mi, gdzie raki zimują. Udowodnili, że nie trzeba budować wielkiego różowego pomostu między naszą, "gorszą" częścią Giardini, a częścią "lepszą", bardziej "główną" i gromadniej zwiedzaną, by Polski Pawilon został zauważony. I podczas, kiedy ja biegałam po Giardini szukając odpowiedzi na pytania: jak pokazywać architekturę? i co zrobić, żeby wygrać Biennale?, oni odbierali Złotego Lwa za najlepszy Pawilon Narodowy.
Zwiedzając Polski Pawilon, zapytałam inteligentnego polskiego architekta, czy fakt, że nasz pawilon jako jeden z nielicznych ustosunkował się do głównego tematu tegorocznego Biennale: Out There. Architecture Beyond Bilding wynika z polskich kompleksów, czy jest wyrazem naszej dojrzałości. Architekt powiedział, że to dobrze o świadczy o twórcach pawilonu. Ja nie byłam przekonana. Cieszę się, że nie miałam racji.
Cieszę się, że na tegorocznym Biennale Architektury w Wenecji nareszcie wygrała publiczność. A właściwie postawa, która przyznaje widzowi pierwsze miejsce w relacji artysta - widz. Bo Polski Pawilon jasnym przekazem i przejrzystą formą przekazu wyróżniał się zdecydowanie na tle innych Pawilonów Narodowych. Stał się miejscem wytchnienia i szansą na zebranie myśli dla zwiedzającego przygniecionego wykresami, makietami, gadającymi głowami, laserami i itd. Tę teatralność, jasność przekazu i wyciszenie miał już w sobie projekt Jarosława Kozakiewicza i Gabrieli Świtek na Biennale Architektury w 2006 roku. I pamiętam dobrze, że publiczność nie przechodziła koło niego obojętnie. Nicolas Grospierre, Kobas Laksa, Jorosław Trybuś i Grzegorz Piątek stworzyli spektakl architektoniczny, który uszanował wszystkich: "cywilów" i architektów.
Co jednak uderzyło mnie najbardziej, to fakt, że Pawilon Polski po raz pierwszy wpisał się w dyskusję jaka toczy się, bezpośrednio lub mniej bezpośrednio, nad przyszłością Wenecji. O godzinie 12:00, na 5 godzin przed rozdaniem Złotych Lwów, w Teatrze Piccolo przy Arsenale (w tej samej sali, w której później rozdano nagrody XI Biennale Architektury) miało miejsce spotkanie z Frankiem Gehrym, tegorocznym zdobywcą Złotego Lwa za całokształt twórczości i architektem przyszłego Venice Gate. Spotkanie i rozmowę z Gehrym prowadził Massimo Cacciari, architekt i burmistrz Wenecji, jedna z najbardziej interesujących postaci współczesnych Włoch. Ten sam burmistrz, który w 1996 roku patrzył, jak płonie La Fenice. Cacciari, zwolennik nowoczesnych projektów architektonicznych w Wenecji, zastanawiał się nad przyszłością miasta. Wskazywał na Wenecję jako na miasto architektów współczesnych. Przypominał, że Palladio był również architektem współczesnym. Tym samym Cacciari mówił o niemożliwości zatrzymania czasu i zamknięciu architektury na zmiany społeczne i ekonomiczne. Jeśli Wenecja ma żyć, powtarzali obaj architekci, to trzeba ją "narazić" na dzisiejsze potrzeby społeczeństwa. Dlatego w Wenecji na Canal Grande pojawił się most Calatravy, a w czerwcu odbędzie się inauguracja budowli Renzo Piano i Tadao Andy. To była najwspanialsza rozmowa o architekturze, jaką słyszałam. Bo panowie ograniczyli się do jednego pytania i na nie odpowiedzieli. A cała sala rozumiała sens pytania i sens odpowiedzi. Zrozumieliśmy, że Wenecja będzie żyła, bo będzie się zmieniała. Podobnie jest z Polskim Pawilonem. Mamy tu jasne zarysowane pytanie: czy można przewidzieć przyszłość budynku? I jasna odpowiedź: Nie.
Podoba mi się "wezwanie do zaakceptowania niepewności" Jarosława Trybusia. Podoba mi się piękny artykuł Profesor Marty Leśniakowskiej w katalogu, który towarzyszy polskiemu projektowi. Nie ma świętych stylów w Wenecji i nie ma świętych budowli w Warszawie. A oba miasta będą żyły, bo będą się zmieniać.
Cieszę się, że w świecie polskich kuratorów, artystów i architektów mamy nareszcie sukces, którym możemy cieszyć się wszyscy i wspólnie. Bo Pawilon Hotel Polonia na XI Biennale Architektury nie jest zachętowski, nie jest Zamku Ujazdowskiego, ani Muzeum Sztuki Nowoczesnej, ale, jak pisze polska i zagraniczna prasa, jest Polski.