Neo Rauch - na dźwięk tego nazwiska europejscy kolekcjonerzy sztuki współczesnej natychmiast sięgają po portfele. Ten urodzony w 1960 roku artysta pochodzący z dawnego NRD odniósł oszałamiający sukces na rynkach sztuki, oraz ułatwił drogę do kariery swoim młodszym kolegom, określanych obecnie jako "szkoła lipska". Teraz malarstwo ze wschodnich Niemiec jest chyba w epicentrum swej popularności. Tacy młodzi malarze, jak Tim Eitel, Tilo Baumgärtel, Martin Kobe i Matthias Weischer nie muszą się martwić o sprzedaż swoich prac. Figuratywne przedstawienia zawierające odniesienia m.in. do modernistycznej architektury i NRD-owskiego designu rozchodzą się na całym świecie jak świeże bułeczki. Teraz możemy je oglądać w kilku polskich galeriach na dość - niestety - kuriozalnej objazdowej wystawie pod wiele obiecującym tytułem "Nowe malarstwo niemieckie - szkoła lipska". No właśnie: ten tytuł jest nieporozumieniem.
Wystawa prezentuje kolekcję sztuki niemieckiej, której właścicielem jest spółka gazownicza VNG. Jak to bywa w takich przypadkach, tym razem również znajduje się w niej kilka pereł wśród porażającej ilości mułu. Obok młodego, rzeczywiście ciekawego malarstwa "szkoły lipskiej" wiszą tam obrazy należące do artystów, których przypomniano jako "pierwszą szkołę lipską". Neoekspresjonistyczne obrazy Bernharda Heisiga, pachnące jeszcze kładzioną obficie farbą płótna Hartwiga Ebersbacha, prymitywizujące prace Waltera Libudy można jeszcze przełknąć jako dzieła dokumentujące nurt malarstwa popularnego jeszcze około lat 70. Dziś nadal można je oglądać bez bólu, a nawet z dużą dozą prawdziwie dziecięcego zafascynowania bazgraniem farbami. Nie ironizuję - wydaje się, że dziś malarstwo neoekspresjonistyczne wymaga dłuższego kontaktu z dziełem, zbliżania się i oddalania od powierzchni płótna, stopniowego poznawania jego faktury i układów barwnych. Dziś już nie wystarcza szybki, emocjonalny odbiór, z definicji przypisany tego rodzaju sztuce. W tym wypadku, w czasach sensacyjnych filmów i szalonych telewizyjnych wiadomości ekspresja musi przekształcić się w kontemplację.
Na wystawie można obejrzeć jednak nie tylko rozedrgane malarstwo neoekspresjonistów. Trudniej na niej zaakceptować symboliczne malarstwo Wolfganga Mattheuera - w dość zabawny sposób patetyczne i pretensjonalne, albo historyczne lub metaforyczne przedstawienia Wernera Tübke (najlepszy przykład - odnosząca się do zburzenia berlińskiego muru "jesień 89"). Prace tych dwóch artystów będą zapewne gratką dla miłośników malarstwa á la starsi profesorowie z ASP.
Na koniec należy opisać śmietankę tej wystawy, bowiem obecnie sukcesy uczniów Heisiga i Arno Rinka przyćmiły zainteresowanie ich nauczycielami. Największą sławę oraz, co za tym idzie, sukces finansowy, osiągnął oczywiście wspomniany Neo Rauch. W kolekcji VNG znajduje się niestety tylko kilka jego prac na papierze, które jedynie słabo sygnalizują jego malarstwo. Poza tym można obejrzeć jedną odbitka z sitodruku Kobego (ciekawe, karykaturalne przedstawienie fikcyjnej, modernistycznej architektury), parę rewelacyjnych papierów Eitela, dwa obrazy Baumgärtela i kilka słabszych prac Weischera - to tak naprawdę jedyne dzieła, dla których rzeczywiście warto wybrać się na tę wystawę. Nie ma sensu ukrywać, że wygląda to, delikatnie mówiąc, skromnie. Oprócz wymienionych można jeszcze oglądać spore ilości obrazów młodszych i starszych artystów, które jeśli nie znalazły się na tej prezentacji przez przypadek, to nie najlepiej świadczą o jej pomysłodawcach. Nie będą zawiedzeni miłośnicy radosnego bazgrania po płótnie, grubych warstw farby i różnych faktur papieru - na tej wystawie zobaczą ich wystarczająco dużo. Słowem - istne kuriozum.
Galeria Królikarnia, "Nowe malarstwo niemieckie - szkoła lipska", 25.02. - 15.03.2006