Tulenia w tym tekście nietu, trochę trudnej traumy tylko. Tematem Twożywo i jego trendy, choć totalnie tradycyjna wystawa. Trwoga niestety.
Twórcze tandemy
Retrospektywę tandemu Twożywo "Archiwum i Telementarz" prezentowaną w ostatniej odsłonie "W samym centrum uwagi" dobrze czytać razem z wystawą otwierającą cały projekt CSW, czyli z "wyborami.pl" przygotowanymi przez Pawła Althamera i Artura Żmijewskiego. Para wystaw to paradna. Funkcjonując w obrębie jednego cyklu, odbijają się w sobie niczym w lustrze, zestawione razem, lecz odwrócone na wielu kolejnych wymiarach: stosunku do CSW jako instytucji, podejścia do realizacji wystawy, ostatecznego efektu i odbioru zaproponowanych działań.
Taktyka tu czy tam
CSW Zamek Ujazdowski to niewątpliwie jedna z najważniejszych instytucji polskiego pola sztuki. Żmijewskiemu i Althamerowi, artystom zaliczonym już oficjalnie do kanonu obowiązującego w tymże polu, jest do niej, mimo wszystko, znacznie bliżej niż grupie Twożywo. Ci ostatni funkcjonowali dotychczas w zupełnie innych rejestrach, poza tradycyjnie pojmowanym artworldem, w krzyżujących się przestrzeniach sfery publicznej: medialnej - w Internecie, radiu, pismach pokroju "Wysokich Obcasów" czy "Krytyki Politycznej"; miejskiej - na billboardach, murach, ścianach budynków; politycznej - w twórczych odniesieniach do publicznych idei, narracji, języków, tożsamości. Zapowiadało to smakowitą i odświeżającą konfrontację doświadczonych artystów-aktywistów z szacowną instytucją muzeum. Skończyło się na wprawdzie przyjemnym i estetycznym (zwłaszcza w porównaniu z powszechnie krytykowanym śmietnikiem "wyborów.pl"), niestety dość banalnym i mało aktywizującym doświadczeniu.
W swojej książce "A Grammar of The Multitude"(1) Paolo Virno powiada, że nie ma nic mniej pasywnego niż akt wyjścia. Odmowa, ucieczka, wymknięcie się są dziś równie, jeśli nie bardziej skutecznymi środkami przekształcania rzeczywistości, co tradycyjne projekty o charakterze pozytywnym. Tym bardziej w sytuacji, gdy współczesna krytyka nie chce być już dłużej ponurym krytykanctwem, zdając sobie sprawę, że nie chodzi o mówienie o zmianie, lecz o dokonywanie transformacji; ani o zastępowanie krytykowanej rzeczywistości lub jej elementów jakimiś alternatywami, lecz o zmianę jej logiki, reguł funkcjonowania. Taka krytyka ucieka się do przekształceń znacznie bardziej ulotnych, płynnych, nieznacznych operacji. Dowodzi tego chociażby trajektoria sztuki krytycznej w Polsce, w ramach której można obserwować stopniowe odchodzenie od projektów prowadzących do czołowego starcia, nastawionych na konflikt z krytykowanymi instytucjami (często, choć nie zawsze potrzebnie, interpretowanych wręcz jako "zimna wojna" lub "wojna domowa" artystów ze społeczeństwem) na rzecz działań pozornie lżejszych, mniej konfrontacyjnych, za to mocniej przenikających się z rzeczywistością.
Punktem wyjścia łączącym obie wystawy jest zasadnicza zgoda artystów na uczestnictwo, na wejście w zasięg działania mechanizmów instytucji sztuki, jaką jest CSW. Jednak to, co dla Althamera i Żmijewskiego stało się momentem otwierającym sytuację naładowaną niesłychanym potencjałem zmiany, mimo że na pierwszy rzut oka sprzeczną: wchodzimy po to, żeby wyjść, by zakwestionować reguły gry, jednocześnie w niej uczestnicząc - dla Twożywa okazało się po prostu zabójcze. Artyści postanowili zagrać podług zaproponowanych im zasad. Weszli do środka i zostali.
Towar dla tłumów
Sądząc po bardzo wielu negatywnych reakcjach na ostateczny efekt przedsięwzięcia Żmijewskiego i Althamera, wystawa Twożywa powinna dogodzić oczekiwaniom publiczności. W przeciwieństwie do bezkształtu niekomunikatywnej białej farby pokrywającej chaos pozostawiony przez uczestników "wyborów.pl", erupcja zwięzłych haseł, chwytliwych sloganów, wyrazistych znaków graficznych i pikantnych odniesień politycznych z pewnością będzie się podobać. Zarówno dotychczasowy dorobek aktywistycznego tandemu, jak i jego najnowszy projekt, "Telementarz", zostały bowiem zaprezentowane w sposób zgrabny i uporządkowany.
Sęk w tym, że klasyczna, przyjemna ekspozycja zabiła performatywny potencjał tych prac. Przeniesione z przestrzeni publicznej w przestrzeń muzeum hasła zieją pustką. Energetyzujący na plakatach Manify slogan "Dziewczyny potrzebne są czyny", kontrowersyjne w oknie Instytutu Historii Sztuki UW "Tworzenie jest miłością", czy kłujące w oczy na tramwajach słowa "No bo ta suka mnie prowokowała", na wystawie zostają ot tak sobie wypreparowane ze swojego kontekstu. Zebrane razem, wymieszane, migoczą jak w teledysku. Tym, którzy mieli okazję je spotkać w ich naturalnym otoczeniu, przypominają o czymś, co się kiedyś wydarzyło; pozostałych co najwyżej rozśmieszają. Z kolei pięknie wydany "Telementarz", w którym Teofil transwestyta występuje obok tłumu trawionego tęsknotą do tyranów i towarów, oraz transgresyjnych problemów twórców i tumanistów, przypomina co najwyżej jedną ze słynnych książek awangardy rosyjskiej, które przed paru laty oglądałam w MoMA. Martwą niczym zamknięty w szklanej gablocie muzealny eksponat. Możliwość oddziaływania tak wyeksponowanych prac Twożywa - duetu jakby nie było aktywistów - poruszenia oglądających, wywołania zmiany, jest bardzo poważnie ograniczona, stępiona. Antychryst staje się artyst. A bunt nie przemija, bunt się uestetycznia.
Trwania i transformacje
W folderze towarzyszącym "wyborom.pl" Stach Szabłowski pisze wprost, że nie jest to wystawa "w klasycznym tego słowa znaczeniu", lecz raczej "proces, który wymyka się obiektywnym kryteriom oceny"(2) . Ta od-instytucjonalna refleksja zatrzymuje się na stwierdzeniu napięcia, na wypowiedzeniu życzenia - choć już nie zaklęcia, które uruchomiłoby proces odczarowania własnej formy. Wygląda więc na to, że zaschnięta skorupa białej farby wciąż jest równie trudna do przełknięcia dla muzealnej publiczności, jak i dla samego CSW, które nie potrafi uporać się z tym nieoczekiwanym prezentem i w pełni docenić jego potencjału.
A zaczyna on być dostrzegalny właśnie w relacji do wystawy Twożywa, jako antycypacja jej porażki. Na pierwszy rzut oka hermetyczna przestrzeń niezrozumiałego projektu "wybory.pl" odbiła bowiem, ujawniła hermetyczność przestrzeni instytucjonalnej jako takiej. Skonwencjonalizowane mechanizmy organizujące tę ostatnią, a także oczekiwania działających w niej aktorów nie zapobiegły spłyceniu i przekształceniu arte-aktów, zaproponowanych przez Twożywo i biernie przeniesionych do wnętrza instytucji, w zaledwie atrakcyjne arte-fakty. Być może automatyzm reprodukcji instytucjonalnej logiki wręcz to wymusił.
Tego właśnie odmówili Artur Żmijewski i Paweł Althamer, ale nie na zasadzie jakiegoś indywidualnego buntu, anarchistycznej czy utopijnej ucieczki od reguł w ogóle. Świadomi instytucjonalnych mechanizmów weszli w ich zasięg i w pełni je wykorzystali do otwarcia nowej sytuacji. W tym sensie ich działanie nie było, jak sądzę, motywowane chęcią powrotu "do czasu sprzed włączenia się w obieg instytucjonalny", do czasów studenckich, jak interpretuje to Łukasz Ronduda (3) . Strategia artystów ma tu wymiar jak najbardziej dojrzały. Powtórzenie jako intencja dalekie jest od nostalgii i zapatrzenia w przeszłość, linearnie traktowane biografie i historię. Celowe, instrumentalne przeniesienie mechanizmu z innego, przed-instytucjonalnego porządku do rzeczywistości uporządkowanej modyfikuje logikę tej ostatniej, zapoczątkowuje jej transformację. Po tym geście coś się bowiem nieodwołalnie zmienia. Pojawia się nowy, inny punkt odniesienia. Niekoniecznie dla tego, co było przed nim. Raczej dla tych działań, które po nim dopiero nastąpią.
Właśnie na tym tle widać, że grupie Twożywo nie udało się opanować przestrzeni Centrum Sztuki Współczesnej i przekształcić jej za pomocą rzeczywiście jakościowego, a nie tylko ilościowego wprowadzenia weń istotnych problemów. Może dlatego, że zamiast wczytać się jej specyficzny kontekst i nim zabawić, jak to czynili w innych sytuacjach, na przykład umieszczając na billboardach reklamowych absurdalny plakat "Platon czekoladowy baton. Piękny, dobry, prawdziwy", czy publikując przyjemne, kobiece, lecz momentalnie wytrącające z codziennego rytmu rysunki w "Wysokich Obcasach", pozwolili się namówić na klasyczną retrospektywę. Dobra być może w wypadku innych artystów, sparaliżowała wymowę działań Twożywa, których istotą jest infekowanie każdego systemu na podobieństwo wirusa, a nie tylko prezentowanie się w nim. I nie był w stanie tego zneutralizować nawet przygotowany specjalnie na tę wystawę projekt "Telementarza", który można byłoby widzieć jako podręcznik wykładający podstawowe zasady praktyki artystycznej/aktywistycznej tej grupy. Umieszczony w przestrzeni muzealnej, praktycznie się do niej nie odniósł, nie wyszedł poza formalną wirtuozerię. Parafrazując celne, choć w tym przypadku smutne słowa Geralda Rauniga, artyści dali się schwytać w pułapkę patosu spektakularnej reprezentacji rewolucyjnych idei i rewolucyjnych tendencji, nie uwzględniając przy tym własnej pozycji. Nakarmili aparat kulturowej produkcji życzeniami, nie zmieniając jego formy (4) .
Tworzenie jest trudem
Zestawienie działalności obu tandemów pozwala jednak wykroczyć poza, przyznam, nieco krytykanckie stwierdzenie, że pozorna porażka projektu Althamera i Żmijewskiego jest podstawą jego faktycznego sukcesu, podczas gdy pozorny sukces wystawy Twożywa sygnalizuje jej faktyczną porażkę. Bardziej konstruktywne zakończenie możliwe jest na gruncie odniesienia do współczesnego charakteru krytyki instytucjonalnej, która nie kończy się już na autoreferencyjnych odwołaniach, lecz otwiera i pogłębia związki pola sztuki z szerszym kontekstem, w którym funkcjonują jego instytucje i aktorzy. Przy czym nie dzieje się to na zasadzie próby sił i wzajemnych oskarżeń o instrumentalizację, na przykład o estetyzację polityki czy upolitycznienie sztuki. Pola te zaczynają się przenikać w sposób znacznie głębszy, trudniejszy do jednoznacznego określenia.
W tym sensie należałoby czytać cykl "W samym centrum uwagi" jako pewną całość, w której oba projekty wzajemnie się dopełniają. Działania Althamera i Żmijewskiego dowodzą zdolności przekształcania instytucji za pomocą praktyk opartych nie na konfrontacji, lecz na płynnych unikach zmieniających reguły jej funkcjonowania. W wydaniu zaprezentowanym w CSW nie udało im się jednak przebić przez inercję instytucji i uruchomić wspartego jej zasobami procesu komunikacji z odbiorcami wystawy. Z kolei praktyka Twożywa opiera się właśnie na umiejętności niezauważalnego wejścia w otaczającą rzeczywistość i jej rozmaite języki - choć w konfrontacji z CSW artyści nie zdecydowali się na wykorzystanie swojego zewnętrznego wobec tej instytucji doświadczenia w takim stopniu, w jakim uczynili to Żmijewski i Althamer. Porażka to więc czy sukces? Na pewno pole otwarte do dyskusji. Czyli szansa na to, że w końcu przestaniemy ten system dokarmiać, a zaczniemy go powoli zmieniać.
Twożywo, Telementarz i Archiwum , kurator: Stach Szabłowski, CSW Zamek Ujazdowski, Warszawa, 24.01 - 5.03.2006
Przypisy:
1) Dostępnej również w Internecie
2) Stach Szabłowski, "Na nieznanej drodze ku nieznanym celom".
3) Łukasz Ronduda, "Krytyka instytucjonalna w strategiach polskich artystów współczesnych na przykładzie wystawy wybory.pl Artura Żmijewskiego i Pawła Althamera", www.obieg.pl.
4) Gerald Raunig, "Art and Revolution. Art Activism in the Long 20th Century", European Institute for Progressive Cultural Policies, Wiedeń 2005.