PRL-u czar, albo gdzie jest policja!

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
R., "Zbrodnia i kara"
R., "Zbrodnia i kara", foto: Marek Ostafil

Kuratorką wystawy Policja w krakowskim Bunkrze Sztuki jest młoda absolwentka Studiów Kuratorskich Kamila Wielebska. Wydawałoby się, że metryka kuratorki jest wystarczającą gwarancją, która spowoduje, że na wystawie dowiemy się czegoś na temat współczesnej - i tytułowej - policji. Zobaczymy obraz policjanta - postaci po transformacji, który być może ułatwi nam określenie właściwego do niego stosunku, dostrzeżemy różnorodność tej formacji militarnej, albo przynajmniej zobaczymy obraz różnorodnych postaw w stosunku do tego, jak można nadzorować (w trosce o porządek społeczny) i karać (jeśli, ktoś stara się ten porządek podważyć, lub obalić).

KwieKulik, "Skrótowce"
KwieKulik, "Skrótowce", foto: Marek Ostafil

Tekst kuratorski wprowadza w te oczekiwania odrobinę niepokoju. Kilka pierwszych zdań świadczy, że kuratorka ma przekonanie o tym, że obraz policji Polak tworzy sobie przede wszystkim na podstawie seriali, w dodatku nie wiedzieć czemu amerykańskich. "Pączki i kawa w radiowozie" (to raczej Without a trace - Bez śladu czy Cold Case - Dowody zbrodni, niż Fala zbrodni) ... "heroiczna walka młodej policjantki z psychopatą" (to bardziej Judi Foster z Milczenia owiec niż Magdalena Schejbal z Kryminalnych) ... "wosokie buty, ciemne okulary i obcisłe dżinsy" (chodzi chyba o bohaterów NYPD - Nowojorskich gliniarzy a nie policjantów z doku-opery W-11) ..."Zły porucznik" (to z pewnością Harvey Keitel, ale raczej nie były oficer SB z Oficera/Oficerów). Metryka zamiast pomóc w zaprezentowaniu nowego podejścia do tematu, przyczyniła się chyba także do kilku nietrafionych interpretacji. Pisząc o 07, zgłoś się jako o klasyce gatunku polskich seriali policyjnych, kuratorka popełnia podstawowy błąd. Polski serial policyjny wykształcił swoją formułę w latach 90-tych, zaś Pułkownik Borewicz był ewidentnie wzorowany na Jamesie Bondzie, na którego miał być socjalistyczną odpowiedzią, oczywiście dużo lepszą i mniej plastikową niż amerykański - więc z gruntu fałszywy - odpowiednik. Szukając podobieństw pomiędzy nim a bohaterami współczesnych seriali policyjnych, można wskazać co najwyżej bardzo odległe fizyczne podobieństwo między aktorami wcielającymi się w rolę Borewicza i Adama Zawady (obaj są dość niskiego wzrostu) i to wszystko. Charakterystyczną cechą polskich seriali policyjnych jest przede wszystkim pojawianie się postaci związanej z tajnymi służbami PRL-u, mafią rosyjską i teczkami (Fala zbrodni, Sfora, Oficer, Oficerowie) i to te elementy wyznaczają cechy gatunku.

KwieKulik, "Skrótowce"
KwieKulik, "Skrótowce", foto: Marek Ostafil

Ale przecież nie teksty są najważniejsze, ale sama wystawa, na której po pierwsze rzuca się w oczy przytłaczająca liczba prac dotyczących mniej lub bardziej bezpośrednio milicji, a nie policji. Można powiedzieć, że to tylko drobna różnica semantyczna, jednak te dwie jednostki i świat, w którym funkcjonowały to odmienne rzeczywistości. Milicja została pokazana jako służba, której decyzje - często irracjonalne - niszczyły ludzkie kariery, czasem także życie i której do działania wystarczały zwykle niepewne poszlaki, gdyż była przede wszystkim wykonawcą odgórnych dyrektyw. Taki obraz wyłania się z Pomnika bez paszportu z baraków sztuk plastycznych [1978] Zofii Kulik i Przemysława Kwieka. Z drugiej strony milicja PRL-u zostaje wyśmiana, a właściwie wydrwiony zostaje jej wizerunek utrwalony w serialu o Poruczniku Borewiczu, poprzez poddanie go inteligentnej dekonstrukcji w pracy Anny Niesterowicz (2001). Skrótowce KwieKulik także wyrosły ze specyficznej sytuacji politycznej. Spontaniczne tworzenie skrótów występuje w kulturze najczęściej w dwóch kontekstach: sytuacji zagrożenia politycznego (współcześnie widać to na przykład w rozbudowanym systemie skrótów stosowanych przez zwalczające się odłamy bojówek w Irlandii Północnej), lub w sytuacji kształtowania się specyficznego języka subkultury (tu na pierwszym miejscu plasują się skróty wykreowane w ramach subkultur kibiców piłki nożnej oraz muzyków hip-hopowych). W pierwszym przypadku chodzi przede wszystkim o konspirację i działania o charakterze dywersyjnym, w drugim o stworzenie wspólnoty kodu, niedostępnego dla niewtajemniczonych. Skrótowce są swoistym połączeniem tych dwóch tendencji. Są wśród nich te ośmieszające sytuację polityczną, w ktorej jedyna słuszna partia sprawuje nieograniczoną władzę, ale i takie, które są zrozumiałe tylko dla konkretnego kręgu artystów i ich przyjaciół. Należy jednak pamiętać, że ujawnienie znaczenia skrótu pozbawia go siły, tkwiącej właśnie w zaszyfrowanej informacji, do której nie wszyscy mają dostęp. Czy w związku z tym zdekodowane skróty są wyrazem zaprzestania walki z systemem? Milicja jest także - trochę "zza grobu" - bohaterem historyjki opowiedzianej w wideo Roberta Rumasa. Artysta pokazuje w niej, że PRL-owska przeszłość znaczona podejrzeniami o współpracę agenturalną i nieodkryte jeszcze teczki, może stać sie traumą nie tylko dla byłych donosicieli politycznych, ale także dla tych, kórzy byli wówczas dziećmi i którym zdarzały się z pozoru całkiem niewinne "przestępstwa".

Hubert Czerepok, z cyklu "Seanse"
Hubert Czerepok, z cyklu "Seanse", foto: Marek Ostafil

Obrazu polskiej policji właściwie na wystawie nie ma. Eksperyment Julity Wójcik został przeprowadzony w Berlinie, na utrzymanych w malarskiej estetyce filmach wideo Huberta Czerepoka i w uzupełniających je rysunkach właściwie nie wiadomo, nie tylko kim są osoby wszczynające burdy czy zamieszki, ale także kim są ci, którzy ich pacyfikują. W tym wypadku nie ma znaczenia, czy to milicja, czy policja, bo sytuacja tego typu starcia jest uniwersalna.

Julita Wójcik, "Czerwone-żółte-zielone"
Julita Wójcik, "Czerwone-żółte-zielone", foto: Marek Ostafil

Z wystawy Policja dowiadujemy się, jak "walczyli" z policją artyści w PRL-u, nie widzimy natomiast współczesnej polskiej policji, ani tej która zamyka wystawy i "aresztuje" dzieła, ani tej, która na co dzień próbuje zapewnić spokój w dzielnicach, ani tej, która towarzyszy marszom równości, czy pikietom politycznym. Obraz wyłaniający się z prezentowanych dzieł pokazuje, że to banda brutalnych idiotów, których albo można zwalczać, albo wyszydzić. Projekt Powtórzenie Artura Żmijewskiego czy eksperyment Szkoła KwieKulik mówią o uniwersalnych zagrożeniach związanych z władzą, pozostałe prace dotyczą konkretnego tu (czyli w Polsce) i - no właśnie - raczej nie teraz, tylko wtedy.

R., "Zbrodnia i kara"
R., "Zbrodnia i kara", foto: Marek Ostafil

Najbardziej w tym kontekście dziwi praca tajemniczego R. (znanego w pewnych kręgach jako Roman Dziadkiewicz). Poza faktem wykorzystania formuły notatek prasowych opartych na rzekomych komunikatach i kronikach policyjnych, nic tej pracy z policją nie łączy. Pojawia się w niej co prawda wątek nadzoru - sprawowanego, jak można się domyślić, przez pewne krakowskie kuratorki i galerie - w wyniku którego pewni artyści nie są do pewnych miejsc dopuszczani. Niemniej słaby koncepcyjne (doprawdy można było wymyślić coś bardziej błyskotliwego niż Marka Latarnię czy f.a.i.f.), przypomina raczej osobistą symboliczną zemstę - mało jednak krwawą mimo wielu gazetowych trupów, a bardziej żałosną.

Podsumowując, pomysł uczynienia policji przedmiotem wystawy był niewątpliwie jednym z najciekawszych w ostatnich latach, po rozliczeniu z religią, rodzimą tradycją artystyczną, seksualnością itp. Zabrakło jednak jasności wywodu. Nie jest to opowieść o polskiej policji po transformacji, nie jest to obraz różnic pomiędzy milicją i policją, nie jest to wreszcie uniwersalna opowieść o władzy, nadzorze i karaniu, bo zbyt dużo w niej wątków czysto lokalnych. Pod neutralnym tytułem kryje się atak przepuszczony na tę formację. Brak na wystawie choćby jednego pozytywnego wizerunku policjanta. Policja to zło, głupota, pycha prowadząca do śmieszności, strach, pałowanie. Miło, przyjemnie i bezpiecznie (?) robi się dopiero wówczas, gdy zostaje zastąpiona przez uśmiechniętą dziewczynę, która tanecznymi gestami wspomaga kierowanie ruchem. Może warto zadać sobie pytanie, czy tylko tyle mamy do powiedzenia o policji? Dość jednostronny to obraz. Jednak skoro policjanci są tak "odrażający, brudni i źli" to dlaczego tak fascynują nas filmy i seriale im poświęcone, dlaczego tak wiele dzieci chce w przyszłości wybrać ten zawód, czy tylko dlatego, aby bezmyślnie nadzorować i karać w majestacie prawa? Być może to właśnie owo pytanie o nasz stosunek do policji i o obraz policji, jaki nosimy w sobie jest największą wartością tej wystawy.

Widok ogólny wystawy
Widok ogólny wystawy, foto: Marek Ostafil