W opinii publicznej funkcjonujesz przede wszystkim jako artysta queerowy, artysta-gej. Nie męczy cię już ta etykieta?
Męczą mnie nieustanne pytania o to.
Sam jednak nieustannie do tej tematyki powracasz. Zastanawiam się, czy ten kontekst po prostu nie zaczyna cię ograniczać...
Czym innym jest odnoszenie się do pewnych tematów, a czym innym etykietowanie, wpychanie w szufladkę. Rozmawiając z Vito Acconcim podczas pracy nad „America Is Not Ready For This", poruszyliśmy również ten temat. Wspominał, że na początku lat 70. nie znosił określenia „sztuka ciała". Taka łatka w oczywisty sposób upraszcza, ogranicza, a jednocześnie ułatwia powiedzenie: „Och, teraz wiem co to jest". Ludzie chcą sobie zawsze ułatwić życie. Acconci wspominał: „Nie robiłem nic, co angażowało moje własne ciało po 1972, 73. Ale ludzie wciąż mówili częściej o tych cielesnych pracach niż o instalacjach, czy architekturze, którą zajmowałem się potem. Wciąż jest tak, jakbym zrobił jedną, dwie, trzy rzeczy w życiu. Nie chodzi o to, że ja się do tego nie przyznaję, to było ważne, ale na sztukę patrzę tak, że teraz robię jedno, ale zobaczmy, co będzie dalej".
Ukończyłeś właśnie pracę nad nowym filmem „Książę". Jest to obraz poświęcony Jerzemu Grotowskiemu, a ściślej jego relacji z aktorem Ryszardem Cieślakiem, nawiązujący wprost do ich ważnego przedstawienia „Książę niezłomny". Film będzie można zobaczyć wkrótce na festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu. Powiedz, jaka jest geneza pracy nad tym przedsięwzięciem?
W lutym 2013 roku zostałem zaproszony przez Grzegorza Laszuka do przygotowania „re-mixu" w ramach cyklu realizowanego przez Komunę Warszawa. Zaproponował mi wariacje na temat Josepha Beuysa, a ja zaproponowałem Grotowskiego i zaprosiłem do współpracy Dorotę Sajewską. Na początku miał być to mini spektakl/performans, w każdym razie rzecz na żywo. Potem postanowiłem włączyć elementy wideo, ale pracując dalej, okazało się, że cechy medium filmowego - zbliżenia kamery, manipulowanie montażem, dają dużo lepsze możliwości pokazania tego, na czym nam zależało. W grudniu powstała więc pierwsza wersja zaprezentowana na dwóch pokazach. Potem udało mi się dotrzeć do Teresy Nawrot, która zgodziła się na nagranie wywiadu oraz udostępniła mi nigdy nie upubliczniane, archiwalne nagrania audio z prób „Thanatosa Polskiego", ostatniego spektaklu zrealizowanego przez zespół Teatru Laboratorium w 1981 roku, tuż przed stanem wojennym. To podziałało na wyobraźnię i zaczęliśmy z Dorotą pracować na nowo. W efekcie powstała zupełnie nowa wersja, która zamknęła się w formie siedemdziesięciojednominutowego filmu.
Jaki był podczas pracy podział ról między tobą a Dorotą Sajewską?
Kiedy zrozumieliśmy, że docelowo będzie to formuła filmu, rozdzieliliśmy role: ja - reżyseria, Dorota - scenariusz. W praktyce ten podział był jednak dużo bardziej płynny. Konsultowałem z Dorotą każdy etap pracy, większość rzeczy wymyślaliśmy razem. Na mnie spoczywało więcej odpowiedzialności za obraz, na Dorocie utrzymanie napięcia dramaturgicznego. Ale to dosyć dyskursywny film, więc tak naprawdę praca polegała na wielogodzinnych rozmowach, wymienianiu się uwagami, wspólnym wyszukiwaniu materiałów oraz komentowaniu dotychczasowych efektów pracy.
Robiłeś realizacje dotyczące Natalii LL, Ryszarda Kisiela, Ludwiga Wittgensteina, teraz zająłeś się Jerzym Grotowskim. Czy jest w tych wyborach jakiś klucz, strategia?
Nie nazwałbym tego strategią, chodzi o bardzo subiektywne wybory, często emocjonalne. To są intensywne poszukiwania, zazwyczaj długofalowe projekty, obejmujące szeroki research. Interesuje mnie przepisywanie historii sztuki, a właściwie szerzej, kultury, kwestionowanie pozornie obiektywnych prawd. Lubię patrzeć z ukosa, wynajdywać dziury, eksponować marginesy. Kwestionując przeszłość, paradoksalnie można powiedzieć bardzo wiele o teraźniejszości. No i wpływać na przyszłość. W pracy z archiwami widzę bardzo duży potencjał krytyczny.
W swoich realizacjach łączysz różne konwencje. Twoje prace mogą być przyporządkowywane do różnych stylistyk, od dokumentu i kompilacji materiału historycznego, przez performans dokamerowy do kreacji filmowej. Jaka perspektywa jest dla ciebie kluczowa?
Kluczowy jest przekaz, a forma w naturalny sposób jest różnorodna, używam tego, co uznam w danym momencie za niezbędne. Samo poruszanie się między konwencjami, zderzanie ich jest kluczowe. Nie interesuje mnie wypracowywanie jednej spójnej stylistyki, która byłaby moim znakiem handlowym, chociaż charakterystyczny styl na pewno lepiej się sprzedaje.
Wydaje mi się, że w twoim przypadku rolę „stylu" spełnia zasada „queerowania rzeczywistości"...
Na pewno nie chodzi jednak o taki wąski wymiar queeru, jak często rozumie się to w Polsce, czyli zastępnik dla określenia LGBT. Queerowanie to generalnie krytyczne spojrzenie, podważanie, czasem próba pokazania różnicy przez powtórzenie, niedoskonałą kopię, czasem pastisz. Kwestionowanie norm społecznych. To również praca nad sobą, stwarzanie się wciąż od nowa, bo to co jest queerowe dziś, nie będzie queerowe jutro. To patrzenie z innej perspektywy, niż jesteśmy przyzwyczajeni. Tak definiuję też sztukę.
Co chciałeś osiągnąć realizując „Księcia"?
Pracując nad czymś nowym, nie myślę w kategoriach celu, to raczej próba podzielenia się swoimi przemyśleniami, własną interpretacją. Nie roszczę sobie praw do obiektywizmu, to nie jest rola sztuki. Histeryczne reakcje strażników pamięci Grotowskiego i jego dzieła, próbujących zamknąć interpretacje do jedynej słusznej formuły, były na pewno twórczym paliwem poszukiwań, dały inspirację do opowiedzenia tej historii na nowo.
Jak sytuujesz swój najnowszy film względem poprzednich realizacji?
Każdy z tych projektów był inny. „Kisieland" to film dokumentalny, a jednocześnie część trwającego od 2009 roku dużego projektu badawczo-archiwalnego, „MS 101" był eksperymentem z formatem „ilustrowanego słuchowiska teatralnego", „America Is Not Ready For This" ma formę minimalistycznego dokumentu z gadającymi głowami, natomiast „Książę" jest chyba najbardziej dynamiczny i eklektyczny. Nie jest typowym filmem dokumentalnym, ani przedstawieniem, mimo że grają w nim aktorzy i tancerze. To teatr zarejestrowany przed kamerą, oparty na archiwalnych materiałach źródłowych, a jednocześnie improwizowany i odgrywany. Dla mnie była to próba stworzenia nowej formy, którą nazwałem „spektaklem dokamerowym". Pierwszy raz pracowałem też z profesjonalnymi aktorami, a nie tylko amatorami, a to wymaga zupełnie innego podejścia do pracy na planie.
Połączenie pracy nad materiałami archiwalnymi z improwizacją jest intrygujące i może budzić obawy. Jakie jest w „Księciu" znaczenie improwizacji, a szerzej przypadku jako takiego, względem całej sfery dokumentalnej?
Research archiwalny był początkiem i podstawą pracy. Staraliśmy się dotrzeć do nagrań, wywiadów, książek, które pomogłyby zbudować narrację. Natomiast później te autentyczne dialogi czy monologi były odgrywane i interpretowane przez aktorki i aktorów. Dużo przestrzeni daliśmy w filmie chłopakom wybranym w castingu. To oni improwizują w oparciu o pewne wytyczne, nie znając jednocześnie całościowej ramy. Wiedzieliśmy, czego szukamy, aczkolwiek przypadki zdarzają się zawsze, jak choćby to, że jeden z uczestników, Amin, brał wcześniej udział w warsztatach realizowanych pod okiem spadkobierców Grotowskiego, co dało filmowi ciekawy kontekst.
Jakiego Grotowskiego odkryliście?
Praca nad tym projektem to przede wszystkim próba odbrązowienia figury Grotowskiego, którego idee są mi w gruncie rzeczy bardzo bliskie. Percepcja jego postaci w kulturze polskiej jest jednak na tyle skodyfikowana i przycięta do jedynej obowiązującej interpretacji, że aż się prosiła o podważenie tego status quo. Podczas pracy z Dorotą fascynowało nas ciało traktowane jako archiwum - jak może wyrażać, czy przenosić pewne gesty, sytuacje, nawyki, nieraz podświadomie. Grotowski dużo pracował z ciałem, głównie męskim, ale zawsze osłaniał je metafizyką, dodatkowo widzimy je w powidokach czarno-białych niedoskonałych dokumentacji, całkowicie oderwane od pierwotnej fizyczności. Zależało mi, żeby je ożywić. Inny aspekt to znamienny uniwersalizm Grotowskiego, który w swoim słynnym tekście „Performer" pisze o aktorze wyłącznie jako o mężczyźnie (uniwersalnym człowieku). Kobiety u Grotowskiego są niemal niewidoczne, to mężczyźni grają główne role i są „czyniącymi".
Czy wiesz już, kto po Grotowskim będzie następny?
Dla twórcy to jest zawsze problem, że kiedy dopiero co urodzi i chciałby chwilę odpocząć, to pada pytanie o następny krok. No ale tak, planuję już nowy film, który tym razem nie będzie skoncentrowany na jednej jednoznacznie kojarzonej postaci. Ujawni raczej moje ciągoty spirytualne.
Film „Książę" Karola Radziszewskiego zostanie pokazany premierowo 29 i 30 lipca na 14. MFF T-Mobile Nowe Horyzonty w ramach Międzynarodowego Konkursu Filmy o Sztuce, będzie też centralnym elementem jego solowej wystawy "The Prince and Queens". Ciało jako archiwum w Centrum Sztuki Współczesnej "Znaki Czasu" w Toruniu (21.11.2014-15.02.2014).