Awantura na zabawie - o przeglądzie filmów o Holocauście głos trzeci

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Przegląd polskich filmowych produkcji artystycznych na temat Zagłady zorganizowany przez Łukasza Rondudę wiele zyskałby na przedstawieniu w czasie pokazu kontekstu oraz racji stojących za włączeniem poszczególnych obrazów (chociażby w formie krótkiego spisu podającego tytuły dzieł oraz informację o pierwotnym kontekście wystawienniczym). Brak takiego komentarza skłania do postawienia pytania o widownię, do której skierowano przegląd. Czy kurator oczekiwał po widzach kompetencji i wiedzy, którą sam posiada? Jeżeli nie, to obszerny komentarz w odpowiedzi na recenzję Katarzyny Bojarskiej dotyczący m.in. włączenia filmu Zdzisława Libery "Sphinter/Iskra", jest przyznaniem się do uchybienia w czasie przygotowania przeglądu. W wielu przypadkach widzowie na wiarę musieli przyjąć, że nieoczywisty związek oglądanych obrazów z zadeklarowanym tematem ma uzasadnienie.

Odniosę się do dwóch problemów: argumentacji kuratora w tekście "Rozmawiajmy poważnie o projekcji 'Wyobrażenia Holocaustu'" oraz cech formalnych wybranych filmów. Ronduda broni się przed zarzutem pominięcia filmu dokumentalnego "Żywe kamienie" Tadeusza Makarczyńskiego w programie przeglądu, twierdząc, iż film ten nie mieścił się w konwencji pokazu ze względu na to, że "nie ma nic wspólnego ze sztuką współczesną, podporządkowany jest całkowicie oficjalnemu, 'urzędniczemu' sposobowi opowiadania na temat Zagłady". Jednakże film Andrzeja Żmijewskiego "Lisa" również nakręcony został w konwencji dokumentu (dokumentu szczególnego, gdyż opartego o tzw. świadectwa wideo o Zagładzie - o czym szerzej napiszę w dalszej części tekstu). Ponadto trudno się odnieść do argumentu o zestawieniu poszczególnych obrazów w bloki tematyczne przy braku czytelności takiego podziału.

Teza, że film Macieja Toporowicza zatytułowany "Obsession" "jest w 100 procentach o Holokauście", jest ryzykowna nie tyle ze względu na semiotyczną niefortunność (gdyż sugeruje tożsamość znaku z desygnatem, wyklucza ścierające się interpretacje itd.), co raczej z powodu argumentu, iż cytat z filmu "Nocny portier" Lilliany Cavani z 1974 roku legitymizuje tę pracę jako przedstawienie Zagłady. Obraz Cavani wpisać można raczej w krytykowaną przez Susan Sontag fascynację nazizmem, sproblematyzowaną również przez Piotra Uklańskiego w głośnej instalacji "Naziści". Co więcej, intencją Cavani, jak podkreśla Annette Insdorf , było ukazanie, iż polityczny klimat w Austrii nie zmienił się od rządów nazistów, oraz fantazmatyczne zniesienie różnicy pomiędzy katem i ofiarą (Lucia tańczy dla byłego kata częściowo "ubrana" w mundur SS, a w finałowej scenie zarówno kreowana przez Charlotte Rampling była więźniarka jak i jej kat zostają zdegradowani do "poziomu zwierzęcego"). Nie chcę kruszyć kopii o interpretację filmu, lecz powoływanie się na jego rzekomo kanoniczny status jako reprezentacji Zagłady wymaga komentarza.

Filmy Artura Żmijewskiego są przejawem "fantazji zaświadczania" (fantasy of witnessing) opisanej niedawno przez Gary'ego Weissmana , której przejawem jest chęć znalezienia się "wewnątrz" Zagłady charakterystyczna dla tych, którzy przez nią nie przeszli. Mimo filologicznych wątpliwości chciałbym rozszerzyć tłumaczenie terminu "witnessing" na doświadczenie przeradzające się w świadectwo. Błędne wydaje mi się jednak stawianie znaku równości pomiędzy samą Zagładą a próbami jej "odtworzenia" w czasie eksperymentu artystycznego. Ponadto nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Żmijewski stwarza pewne sytuacje dla swoich aktorów, chroniąc siebie przed ich skutkami z pozycji demiurga czy prowadzącego projekt. Zarzut ten nie podważa efektów osiągniętych w filmach, opartych na zasadzie "powtórnego uobecnienia" (reenactment), o którym pisze Dominick LaCapra w kontekście filmu "Shoah" Claude'a Lanzmanna. Obsesyjny sposób przeprowadzania wywiadu przez francuskiego dokumentalistę miał na celu wprowadzenie interlokutorów w stan psychiczny z przeszłości. Zakończenie "Lisy" odsyła do sceny wywiadu z Janem Karskim, w której wysłannik polskiego rządu na emigracji przerywa sesję, wychodząc z pokoju, gdzie ustawiono kamerę (z tą różnicą, że Karski załamuje się, zanim zaczął zdawać relację). "Lisa" zrealizowana została w części jako świadectwo wideo, to jest jako wywiad, w którym świadek opowiada do ustawionej nieruchomo kamery, a osoba przeprowadzająca wywiad pozostaje poza kadrem . Żmijewski okazał się jednak (nawet jeżeli nie zna otoczki wytworzonej przez Lanzmanna wokół "Shoah") uczniem wymykającym się spod wpływu mistrza, o czym świadczy "Berek" (Lanzmann mówi o kręgu ognia otaczającym Zagładę i dlatego nie próbuje jej zwizualizować) czy "80064", gdzie odtworzenie sytuacji wykracza poza psychiczny powrót do przeszłości.

Bardziej szczera (choć niekoniecznie lepsza) jest realizacja Oli Polisiewicz "IBM Dedicated", gdzie operacji poddaje się sama artystka. Oskarżenie kierowane pod adresem korporacji stanowi echo pierwszego etapu związków filmu dokumentalnego z tematyką Zagłady, to jest tzw. "dokumentu oskarżenia" - opisanego przez Erica Barnouwa w klasycznej książce Documentary: A History of Non-Fiction Film , jednakże "oskarżenia" zawarte w "Arbeitsdisziplin" Rafała Jakubowicza są na tyle ogólne, że, nie bez racji, można je potraktować raczej jako krytykę kapitalizmu.

Ludyczność filmu Tomka Kozaka stoi według mnie w sprzeczności z duchem pisarstwa Tadeusza Borowskiego, a teza Rondudy, że jest to "wizualizacja poezji obozowej i poobozowej" autora "Pożegnania z Marią" jest myląca. Realizacja "Tadeusz Borowski - wersja esencjalna" oparta jest bowiem o ekranizację opowiadania "Bitwa po Grunwaldem" nakręconą przez Andrzeja Wajdę w 1970 roku pod tytułem "Krajobraz po bitwie".

Nie twierdzę bynajmniej, iż o Zagładzie (czy też o innych tematach) można mówić wyłącznie dosłownie, jednakże prezentacja realizacji filmowych, które wymagają od widza określonej wiedzy, bowiem jej pominięcie znacząco ogranicza horyzont interpretacji. Należy jednak docenić kuratora za przedstawienie różnorodności artystycznych odpowiedzi na centralną traumę XX wieku, ale waga tematu pociąga za sobą zwiększone oczekiwania. A im większe oczekiwania, tym sroższy zawód.