Do czego dążył artysta? "Wybrane prace" Artura Żmijewskiego

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

15-minutowe filmy, z prezentowanej właśnie w Berlinie nowej serii wideo Artura Żmijewskiego, pokazują codzienną pracę dziesięciu ludzi z Polski, Meksyku, Włoszech i Niemiec, śledzonych kamerą przez 24 godziny. Wybór artysty padł na sprzątaczkę, kucharkę, operatora maszyny i taśmy fabrycznej, kasjerkę, sprzedawczynię hot-dogów...
Ausgewählte Arbeiten (Selected Works, Wybrane prace) nazwał Żmijewski wystawę swoich nowych filmów pokazywaną w Neuer Berliner Kunstverein w Berlinie (www.nbk.org). Filmy są świetnie zmontowane, prezentowane na wysokojakościowych plazmach; wystawa ogólnie robi dobre wrażenie.

Mimo to berlińska prasa zdaje się tym razem nie być zachwycona filmami artysty, zarzucając mu banalność, powtórzenie ogólnie znanych schematów i problemów, manipulowanie rzeczywistością dla osiągnięcia wyrazu poniżającego świata zatrudnionych na tzw. "niskich stanowiskach", a w rezultacie poniżenie ich samych.

Artysty nie zrozumiała też publiczność tłumnie przybyła na wernisaż (Żmijewski jest w Niemczech bardzo ceniony, a ujawnienie jego udziału w Documenta odkryte przez Rogera Buergela na chwilę przed otwarciem berlińskiej wystawy pomogło z pewnością frekwencji). Bo: Po co pokazywać jeszcze raz coś, co widzieliśmy już tyle razy?
O ile ostatni zarzut wzbudza i moje wątpliwości, o tyle widzę w krytyce prasy nic innego niż proste niezrozumienie motywacji i środków Żmijewskiego.

Krytyczce berlińskiej gazety TAZ, już sam tytuł wydaje się nieadekwatny: według niej, filmy nie wykazują żadnej selekcji, nie wyróżniają się - w sensie totalnym, jak rozumiem - niczym szczególnym, a przy tym brakuje im wyczucia dla idywidualnej niezwykłości ich bohaterów. Zamiast tego chodzi artyście o wieczne powtarzanie tego, co zawsze jest takie samo. Ponadto posługuje się on wszystkimi znanymi kliszami, jego krytyka jest przestarzała, nie ma do zaoferowania żadnej utopii. Zgadzam się po części: po Nietzsche i jego uczniach, niewiele odkrywa już krytyka bezsensowności istnienia czy wiecznego zapętlenia tego samego. Oglądając te 10 wybranych prac Żmijewskiego - niewdzięcznych mechanicznych czynności przy taśmie, maszynie czy z miotłą, powtarzanych w kółko, jak ornament, (wrażenie potęguje zastosowany loop) - zastanawiam się jaką utopię miała dziennikarka na myśli. Jaką jeszcze utopię mógłby artysta zaproponować?

Nie trudno wpaść przy tym na utopię nie-pracy. Ale czy naprawdę chciałby ktoś odesłać Żmijewskiego do ducha "hedonistycznego marksizmu" Paula Lafargue i jego Prawa do Lenistwa? Czy choćby do o wiele bliższych naszym czasom sytuacjonistów i ich hasła Nigdy nie pracuj!? Żmijewski nie wydaje się życzyć swoim bohaterom (i wszystkim im podobnym - milionom robotników i uługiwaczy!), by zastąpili pracę nomadycznym życiem kreatywnej gry... jak postulował z końcem lat 50. XX wieku Constant, holenderski artysta i sytuacjonista. Okres bezkrytycznego zachwytu dla mechanizacji życia i automatyzacji pracy przeminął bowiem z wiatrem nowych prądów. Po drodze zmieniały się i ustroje polityczne.

Skonfrontowani z Wybranymi pracami możemy ulec także wrażeniu (przekonani o tym jesteśmy przecież dawno) nierówności społecznych świata. Trudno jednak przypisać dziennikarce TAZ (nawet jeśli to lewicująca gazeta) wiarę w omniobecną égalité. W pokonanie nierówności społecznych - marksistowski napęd historii - wierzył wprawdzie jeszcze całkiem niedawno Fukuyama, a rewolucja internetowa podgrzewała wizje stopienia się rzeczywistości pracy z rzeczywistością czasu od niej wolnego. 11 września 2001, wojna w Iraku, nowe rynki, masowe migracje, przekreśliły jednak optymizm wczesnych lat 90-tych.

Kiedy dziennikarka TAZ po obejrzeniu Wybranych prac domaga się utopii, trudno podążyć tropem jej przesłanek. Jednak pozostaje pytanie z jaką przesłanką artysta wyszedł do odbiorcy?

Chcę, by sztuka była efektywna, by produkowała wiedzę i świadomość problemu. Sztuka powinna podsuwać rozwiązania, powiedział Żmijewski w wywiadzie dla Tagesspiegel. Czyli jednak. Czyli sztuka powinna agitować, uświadamiać, ulepszać. Ciekawe, że Kathrin Becker, kuratorka berlińskiej wystawy, w tekście o niej zapewnia, że Żmijewski nie kierował się społeczno-polityczną intencją agitacji czy pośrednictwa.

Do czego zatem dążył artysta przesuwając przed oczyma odbiorcy nieskończoną taśmę poniżających i nudnych prac i ich niewidocznych (wszystkie 3 określenia: A. Ż.) wykonawców? Chciał przeegzaminować odbiorcę co do jego postaw wobec dyskryminacji, poniżenia, tabu. Chciał go zawstydzić, bo poczucie wstydu jest jednym z emocjonalnych podstaw sztuki (A. Ż.).

Dzięki temu stwierdzeniu możemy przemknąć nad cytowanym wyżej postulatem artysty, przypisującym sztuce zdolność rozwiązywania problemów społeczno-politycznych i zaufać obserwacjom kuratorki. I możemy oddetchnąć: Żmijewski nie przeszedł na stronę reperujących świat poprzez sztukę, próbując postulować to i owo, próbując nadrobić jego polityczne i społeczne deficyty. To pocieszające, ponieważ wskazuje na brak akceptacji dla wygodnictwa "postpolityki", dając polityce szansę wykazania się jeszcze na (za)danym jej polu i podjęcia decyzji ( żyjemy w świecie, który fałszywie przedstawia się jako postpolityczny, aby pewne podstawowe decyzje społeczne nie były już dyskutowane; twierdzi Slavoj Žižek, Dziennik Online). Demokracja nie jest - jak wciąż na nowo widać - rozwiązaniem. Sztuka gotowych rozwiązań też nie niesie.
Ale może np. zawstydzić. I w tym przekraczaniu kategorii, pod którymi rozumiemy społeczeństwo, leży jej sens i siła.

Zatem: nie posądzamy naiwnie Żmijewskiego o wiarę w utopię i przypisujemy mu przekraczanie granic zarezerwowanych dla struktury społeczeństwa. A jednak nie można przeoczyć politycznych motywacji artysty. Wracając do często podnoszonego przez odbiorców projektu pytania: Po co?, czyli do motywacji, odpowiedziałabym ponownie Žižkiem: Dziś praca fizyczna - a nie seks - jest coraz wyraźniej postrzegana jako coś obscenicznego, co musi być ukrywane przed publicznością. Dla wielu dawnych lewaków multikulturalizm jest rzeczywiście ersatzem polityki na rzecz ludu. Według hasła: skoro nie wiemy nawet, czy proletariat jeszcze istnieje, to porozmawiajmy o prześladowaniu różnych mniejszości (Dziennik Online).
Na te przetasowania zwracają uwagę Wybrane prace.

...

Żmijewski chciał zatem nas zawstydzić, przypisując nam obrzydzenie, które dopada każdego burżuja oglądającego odpychające (A. Ż.) istoty i ich poniżający świat pracy. Pobudzenie takich emocji byłoby pożądane. Tyle że... Prace nas nie zawstydzają. Nikt z pytanych przeze mnie osób nie zmierzył się z poczuciem wstydu podczas oglądania filmów. Być może dlatego, że "świat pracy" mieliśmy okazję śledzić ostatnio często w różnych projektach artystycznych. Być może dlatego, że i koleżanka kuratorka, i kolega krytyk zarabiają 30-40% mniej niż panie przychodzące sprzątać biura, w których koledzy pracują (to nie są ressentiments - wspominam te reakcje, by wykazać złożoność problemu; poza tym trzeba zauważyć, że prezentacja ma miejsce w Berlinie, rzeczywistości dość specyficznej, jeśli chodzi o świat pracy, naznaczony nadwyżką ludzi pracujących "głową" i zderzeniem wschodu z zachodem). Być może dlatego, że po urodzaju wielobarwnych reality shows - z porodami niemowląt i codziennością "trudnych rodzin" włącznie - trudno nam dopatrzeć się subtelności w czynnościach typu przewracanie tortilli czy przecieranie ścierką mebli, chrapanie czy mycie zębów (kamera Żmijewskiego towarzyszy też snom, higienie osobistej, posiłkom bohaterów...).

...

O pokazanych ludziach pracy, artysta mówi, że są niewidzialni, są tylko masą. Wobec tego ciekawym wydaje się fakt, że poszczególne filmy zatytułował imionami bohaterów ( Salvatore, Aldo, Dorota, itd.). Paradoks? Czy próba rozbicia masy na molekuły?

...

Polka pracująca przy taśmie w pewnym momencie mówi, że lubi swoją pracę, bo jest urozmaicona. Przeoczenie montażowe? Czy uśmiech w stronę pracujących?

...

Dieter, operator maszyny budowlanej, którego prezentacja wyszła na ulicę (film jest wyświetlany też na fasadzie budynku galerii, na wielkoformatowym ekranie), regularnie przychodzi z kumplami z pracy oglądać "swój film": siedzą w firmowych uniformach na ławce przed plazmą, śmiejąc się do charakterystycznych scen. Dieter co chwilę dumnie pokazuje jakiś szczegół kumplom; ci poklepują go po plecach.

Po obejrzeniu Dietera, Dieter i kumple wychodzą. Hot-dogi pokazywanej obok Patrici, nie przyciągają ich uwagi.