Pole walki. "Synekdocha" Anny Baumgart

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

W gdańskiej Łaźni trwa wystawa "Synekdocha", sumująca dotychczasowy dorobek filmowy Anny Baumgart. Artystka spogląda wstecz na własną twórczość, która mocuje się z różnymi konwencjami: partyzancką ingerencją w klasyczne dzieła kina, dokumentem, pseudodokumentem. Wraca do nurtujących ją pytań o presję - a może terror? - kulturowych stereotypów. Sprawdza, jak bardzo pod ich ciśnieniem lepi się codzienne rozumienie tego, co całkiem prywatne, i tego, co wspólnotowe. Baumgart robi remanent swojej sztuki, a my, widzowie, możemy zastanowić się, co się z nami właściwie działo przez ten dziwny czas ostatnich lat. Bo Baumgart to artystka radykalnie współczesna, nawet kiedy opowiada o rewolucji sprzed stu lat.

Jest radykalnie współczesna, bo w jej sztuce odbijają się napięcia dręczące nas wszystkich tu i teraz. Nie tylko w Polsce. Jej filmy pytają o przeobrażenia naszej intymności, opisują nowy wymiar relacji mężczyzn i kobiet. Opowiadają też o nieustannej segregacji, która dzieli świat na ofiary i władców, wykluczonych i beneficjentów, jedne narody ustawia na pozycji przywódczej, inne zaś spycha do zaścianków. Baumgart z dystansu artysty przypomina nam, że codziennie jesteśmy uwikłani w bezkompromisową walkę o miejsce w międzyludzkiej hierarchii. Przypomina nam o tym nawet wtedy, kiedy robi to w stylu ironicznym, gdy sięga po pastisz. Kto dyktuje warunki tej konkurencji?

Zadebiutowała na początku lat dziewięćdziesiątych. Był to czas debiutu właściwie dla nas wszystkich. W nowym świecie, po politycznym trzęsieniu ziemi, wszyscy rzuciliśmy się na nieznany teren czegoś, co z nadzieją nazywaliśmy kapitalizmem, nowoczesną demokracją, normalnością.

To wspomnienie kolektywnego doświadczenia nie spycha w cień wyjątkowego głosu Baumgart. Ona bowiem z naszych wspólnych iluzji, bajek, kłamstw i nadziei uczyniła właśnie tworzywo swojej sztuki. Gra Baumgart ze stereotypami bywała delikatna i żartobliwa. Tak jak w pracy video "Prawdziwe?". To realizacja z 2002 roku. Młoda artystka bezczelnie wkleja swoją postać w groteskową scenę z filmu "Miś" Stanisława Barei. Dzięki komputerowej animacji wciela się w partnerkę tytułowego misia, która gasi swoje rozczarowanie obietnicą, że dostanie futro - prawdziwe futro. Ta scena rozgrywa się przed telewizorem. Nic tu nie jest prawdziwe. Nieprawdziwy jest świat Peerelu, nieprawdziwy jest świat w telewizorze, w który wpatrują się Baumgart i Stanisław Tym. Czy prawdziwe są pragnienia bohaterki Baumgart, jej marzenia o futrze? Kim ona jest? To postać ulepiona z bajek i klisz wziętych z popkultury, mediów, ulepiona z tradycji, która kobietę sytuuje w roli rozpieszczonej księżniczki. Ale co jest w końcu prawdziwe? Czy jest coś prawdziwszego niż pragnienia zaszczepione przez telewizor?

A.Baumgart - Prawdziwe (Miś) dzięki uprzejmości lokalu_30
A.Baumgart - Prawdziwe (Miś) dzięki uprzejmości lokalu_30

Baumgart nie daje odpowiedzi, ale przynajmniej nadaje tym prostackim kliszom własne oblicze. Przestaje być anonimowa. Jeżeli takie są reguły gry, to ona powinna ją wygrać. Zyskać sławę, jak telewizyjna gwiazda. I miłość - to przecież jej, Annie Baumgart, wyznaje płomienną miłość rosyjski bohater z przemontowanego filmu "Lecą żurawie", również użytego w cyklu "Prawdziwe". Anna Baumgart sięga po gotowe opowieści i przetwarza je na swój sposób. Jeżeli nawet nasze marzenia są dziełem obcego scenarzysty, to powinniśmy żądać roli głównej w obsadzie.

A.Baumgart - Prawdziwe (Lecą żurawie) dzięki uprzejmości lokalu_30
A.Baumgart - Prawdziwe (Lecą żurawie) dzięki uprzejmości lokalu_30

No dobrze - lubimy grać, najlepiej rolę główną. Ale co w końcu jest w nas prawdziwe? Może właśnie to, co nigdy nie jest wypowiedziane na głos? A jeśli już to niewypowiedziane zyska głos, jakim językiem przemówi? Ta wyprawa po prawdę w głąb przemilczanego prowadzi do rzeczy wypartych, zakneblowanych. W filmie "Ekstatyczki, histeryczki i inne święte" Baumgart pokazuje kobiety w spazmie histerycznego samookaleczania. Kataloguje formy zadawania sobie bólu. W codziennym języku nie ma miejsca na ból. Kto cierpi, jest sam sobie winien, sam sobie zadaje katusze.

Artystka z feministycznym zacięciem bada kulturową opresję, której ofiarami są kobiety. Współczesne kobiety z wielkiego miasta. Czy tam jest prawda? Ale ten film nie rejestruje przecież autentycznego okaleczania. Jest inscenizacją kobiet, które po prostu odegrały histeryczne rytuały. Baumgart szuka dalej i znajduje problem bardziej palący. Kolejny krok w poszukiwaniu prawdziwego prowadzi do wstydliwych ofiar drugiej wojny światowej - nazistowskich więźniarek zmuszonych do prostytucji. To już wielopiętrowa konstrukcja upokorzenia - przez system polityczny, męskie okrucieństwo i kulturowe tabu. Czy tak głęboko ukryta trauma może wydostać się na powierzchnię? W filmie "Świeże wiśnie" los upokorzonych kobiet zostaje wywołany za pomocą terapeutycznego spektaklu według metody Harringera, która zaleca dotkniętym osobom odegranie traumatycznych zdarzeń, aby je zrozumieć i ukoić ból. Ale kto odtwarza ten ból w filmie Baumgart? Przecież nie ofiary z lat wojny, tylko podstawione osoby, o których nie sposób powiedzieć, że są po stronie ofiar - to aktorzy, filmowcy, akademicy. A może wcale nie chodzi tu o ofiary, tylko znowu o tych, którzy ustalają reguły gry w walce o hierarchię - tym razem są to ludzie kultury, którym z ust nie schodzą sprawy poniżonych. Zdjęcia autentycznych ofiar powracają za sprawą starych filmów. Te kobiety nadal pozostają nieme, ubezwłasnowolnione. Napiętnowane. Wciąż nie wiemy, jak same opowiedziałyby swój ból. Nie dowiadujemy się tego, bo Baumgart nie dociera do ofiar, tylko do naszych wyobrażeń o ofiarach. Za te wyobrażenia tym razem odpowiedzialni są artyści, ludzie ducha, nie polityki - badacze, aktorzy, reżyserzy. Ale czy można wierzyć w ich szczere zaangażowanie w ludzkie cierpienie? Przecież znowu nic nie jest prawdziwe. Bohaterowie filmu chodzą po muzeum w Majdanku, choć mówią o Auschwitz. Wcielają się w role ofiar z drugiej wojny światowej, ale tak naprawdę interesuje ich propozycja współpracy z Larsem von Trierem. Zakłamanie urasta do trzeciej potęgi. Ale może wreszcie powinniśmy zrozumieć, że nie o prawdziwe tu chodzi. Chodzi o mechanizm, który jednym daje głos, a innym odbiera. Chodzi o to, kto ma władzę. Kto ma władzę manipulowania naszym językiem, nazywającym pozornie najbardziej intymne uczucia, również i uczucie głębokiego wstydu. Żeby przemówić donośnym głosem, trzeba najpierw wejść w obszar władzy. Jeżeli ofiary chcą przemówić, muszą najpierw zyskać władzę nad językiem. Skoro władza leży w języku, Baumgart przygląda się tym, którzy za nasz język są odpowiedzialni w sensie dosłownym - aktorom, intelektualistom, ludziom ducha. Czy będzie to lepszy język?

Anna Baumgart, Świeże wiśnie,  Appendix, 2011, kadr z filmu, dzięki uprzejmości lokalu_30
Anna Baumgart, Świeże wiśnie, Appendix, 2011, kadr z filmu, dzięki uprzejmości lokalu_30

Baumgart krąży w kolejnych filmach wokół powracających pytań o autentyczność naszych emocji i pragnień. Sprawdza, jak są konstruowane nasze fantazje, kto je nam podsuwa, ile i co wolno nam powiedzieć. Jej analiza zatacza coraz szerszy krąg. Obejmuje prywatne, intymne relacje, grupy wykluczonych ze społeczności, obarczonych hańbą i wstydem. Aż w końcu skoncentrowała się na samej wspólnocie, zbiorowości, na nas. Manipulacja nie ma kresu? Historia więźniarek zmuszonych do prostytucji, kobiet gwałconych w czasie wojny była przemilczana. Współczesna historia dopiero teraz szuka sposobu, aby dać im świadectwo. Ale współczesna historia Polski już chyba została rozpisana na wiele głosów, opowiedziana, skatalogowana - choć nadal dyskusyjna. Uparta potrzeba Anny Baumgart, aby wejść za kulisy narzuconych opowieści i odnaleźć w nich własną ścieżkę, musiała ją doprowadzić i do "sprawy polskiej".

Polska to przecież archetyp ofiary, z jej wiecznymi zmaganiami z losem. Zmaganiami ofiarnymi, bo Polacy musieli odnaleźć się w historii pisanej obcym głosem. Polityczna historia przez wieki była pisana przez Wschód i Zachód, bez udziału Polski. Kto inny tworzył dwudziestowieczną nowoczesność społeczną i artystyczną, do której Polacy ciągle musieli aspirować i wstydzić się swojego zacofania. Baumgart wchodzi w ten traumatyczny splot z radosną dezynwolturą w filmowym pseudodokumencie "Zdobywcy słońca". W popularnej konwencji mockumentary opowiada o fikcyjnym śledztwie w sprawie zaginionej kolekcji największych dzieł rosyjskiej awangardy z czasu rewolucji październikowej. Zbiór miał rzekomo znajdować się na pokładzie agitacyjnego pociągu, który podążał za Armią Czerwoną atakującą Polskę w 1920 roku. Te dzieła nie były przeznaczone dla Polaków. Pociąg miał dotrzeć do Niemiec i tam rozpalać żar rewolucji za pomocą nowoczesnej sztuki. Tym razem Polacy wsadzili kij w szprychy historii i pociąg nie dojechał do Berlina - być może zatrzymał się na bocznym torze gdzieś na polskiej prowincji. Taką sugestię podsuwa ten fałszywy dokument. Nic tu nie jest prawdziwe, choć być może wiarygodne. Wiarygodność historyjki zdaje się potwierdzać udział Andrzeja Turowskiego, znawcy rosyjskiej awangardy. Naukowiec godzi się odegrać rolę w czymś, co raczej jest drwiną z naukowej rzetelności. Prawdziwe są jednak zmory szarpiące polskie samopoczucie: obraz kraju zagrożonego, lekceważonego przez wielkich graczy na scenie świata. Prawdziwa jest również polska potrzeba, aby na tej scenie zatupać. Nie tylko politycznej. Także artystycznej. Znaleźć się wreszcie w czołówce sztuki, wyleczyć kompleksy. Czy ten zaginiony pociąg mógł ulokować polską sztukę na froncie europejskiej, światowej awangardy? Polska artystka Anna Baumgart chce tym razem wiedzieć, kto i jak napisał historię polskiej sztuki, wobec której, chcąc nie chcąc, jest zmuszona się ustosunkować. Czy jest to sztuka peryferyjna, czy nieoczekiwanie ulokowana w samym centrum? Centrum i peryferia - typowe terminy języka władzy. Ta władza poddaje swojej kontroli także kulturę, historię sztuki, jej instytucje - muzea, kolekcje. Dla Anny Baumgart jako artystki te instytucje mogą okazać się wrogiem, ale mogą być również sojusznikiem.

Anna Baumgart, Zdobywcy słońca, 2012, kadr z filmu, dzięki uprzejmości lokalu_30
Anna Baumgart, Zdobywcy słońca, 2012, kadr z filmu, dzięki uprzejmości lokalu_30

Przestrzeń sztuki także poddana jest walce. W każdym wycinku życia trwa spór o dominację. Ten spór toczy się nie tylko na gruncie polityki, ingeruje też w prywatne sny. Nie ma od niego ucieczki. Filmy Baumgart rekonstruują, obnażają mechanizm tych zmagań. I nie malują żadnej alternatywy harmonijnej utopii. Zawsze jednak można bezczelnie przechwycić język dominującej władzy i samodzielnie podyktować warunki konfliktu. Trzeba wygrać. Wygrać prawo do głosu. Ofiary tego prawa nie mają. Walka Baumgart toczy się na polu sztuki. Jest bezkrwawa. Walka trwa jednak wszędzie, na co dzień, zawsze.

Anna Baumgart, "Synekdocha"; kuratorki: Agnieszka Rayzacher i Anna Szyrwelska, CSW Łaźnia, Gdańsk, 17.11.2012 - 13.01.2013.

Anna Baumgart, Zdobywcy słońca, 2012, kadr z filmu, dzięki uprzejmości lokalu_30
Anna Baumgart, Zdobywcy słońca, 2012, kadr z filmu, dzięki uprzejmości lokalu_30