To, co robi Jadwiga Sawicka ma bardzo wyraźny charakter. Właściwie nie sposób się pomylić, jej prace są natychmiast rozpoznawalne. Malowane od 10 lat obrazy z napisami, obrazy z przedstawieniami strojów, nie pozostawiają żadnych wątpliwości, co do autorstwa. Styl, uproszczenia, kolorystyka, są konsekwentnie określone i w takich ramach oczywiście też rozwijane.
Prace Sawickiej z napisami zawsze mi się podobały. Wyrwane z kontekstu fragmenty tekstów z wielkonakładowej prasy, z tytułów, nagłówków, artykułów, ogłoszeń czy reklam, dość jednorodnie potraktowane (co jeszcze bardziej oddala je od źródła cytatu), stają się rodzajem "wizualnej poezji", w której proporcje między warstwą malarską a znaczeniem przenoszonym przez namalowane litery, są wyjątkowo zgodne, by nie powiedzieć "harmonijne".
Pokazany na niedawnej retrospektywie w krakowskim Bunkrze Sztuki, cykl 55 lightboksów pt. "Numery", gdzie w każdym z cytatów pojawiała się, ujęta w cyfry informacja o liczbie ofiar zamachów, przemocy państwa, klęsk żywiołowych itp. to prawdziwy poemat (egzystencjalny, polityczny i metafizyczny) do czytania i oglądania.
Mój entuzjazm dla działań Sawickiej został jednak nieco nadwyrężony, kiedy kilka lat temu (mniej więcej w czasie jej retrospektywy w Bunkrze Sztuki) w księgarni w Muzeum Hamburger Bahnhof w Berlinie, natknąłem się na sterany i przeceniony katalog Eda Ruschy. Tworzone przez niego w połowie lat 70. obrazy z napisami, są chwilami bardzo podobne do prac polskiej artystki i aż trochę trudno uwierzyć, że to fatalna przypadkowa zbieżność. Oczywiście pop-artowy (czy raczej nawet późno-pop-artowy) kontekst przedsięwzięć Sawickiej, to dosyć ewidentna sprawa, zresztą ona sama się tego nie wypiera. Wspomnianego katalogu Eda Ruschy niestety nie kupiłem. Ciągle tego żałuję.
Prezentowana obecnie w Starmach Gallery najnowsza realizacja Jadwigi Sawickiej trochę mnie zaniepokoiła. Niby wszystko jest ok., oglądamy coś w znanej nam dobrze stylistyce, coś, co można uznać za kontynuację realizowanych wcześniej przedsięwzięć. Seria obrazów z ubraniami (tu uwagę zwraca szeroko potraktowany dział rekwizytów pierwszokomunijnych dla dziewczynek) i jeden duży podłużny z napisem "Daj mi wszystko". To oczywiste, że nikt inny nie mógłby być autorem tych prac... i tu właśnie pojawiają się wątpliwości.
Wątpliwość pierwsza: Sawicka w swojej stylistyce zbliżyła się do sytuacji, w której przyjęta konwencja staje się powoli... głównym tematem tego, co robi (miejmy nadzieję, że na dłuższą metę tak nie będzie). Wszystko to przypomina trochę współczesny fotoreportaż (szczególnie ten w duńskim wydaniu), gdzie tak naprawdę mało istotne są same wydarzenia (oczywiście tragiczne zazwyczaj), a na plan pierwszy wybija się metoda ich fotografowania.
Wątpliwość druga: To staje się tak wyraźne, wyraźnie... szablonowe i coraz bardziej bezosobowe. Czy tylko te nieco nieporadnie namalowane światłocienie na ubrankach świadczą o "indywidualności" artysty trzymającego pędzel?
Wątpliwość trzecia: Sawicką zbyt łatwo można sparodiować. W jakiejś mierze to dobrze, bo świadczy to o wyrazistości stylu. Ale przyjmując zasady działania artystki, jej metody postępowania, bez specjalnych problemów da się je doprowadzić do absurdu lub banału.
I w pewnym sensie zbliża się do tego sama Sawicka na wystawie pt. "Siła fatalna", pokazywanej równolegle w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie w ramach cyklu ekspozycji "W samym centrum uwagi". W pierwszej sali znane ze wcześniejszych działań pomarańczowe taśmy, tym razem z wydrukowanym hasłem "BĘDZIESZ MARTWY", oplatają gęsto wieżę ustawioną z telewizorów (każdy z nich emituje inny program), a na ścianach wokół oglądamy obrazy z napisami ("DORZYNANIE", "UCIEKAJ" etc). W drugiej sali na trzech ścianach trwają projekcje z przedstawieniem płomieni (piekielnych), a naprzeciw wejścia fotografia buteleczki z pigułkami, opatrzonej napisem "NA ZAWSZE SZCZĘŚLIWA". Pięknie, (...), pięknie, tylko czy nie są to chwyty zbyt łopatologiczne? I to u artystki, która tak sprawnie potrafi posłużyć się metaforą na poziomie wizualnym i tekstowym?
Możliwe, że takie pytanie pojawia się dlatego, że instalacja z wieżą z odbiorników telewizyjnych, opleciona taśmami "BĘDZIESZ MARTWY", zyskała dobitny (fatalny?), choć nie zamierzony kontekst. Amerykański artysta Nam June Paik, znany z instalacji wykorzystujących telewizory właśnie, zmarł (29.01.2006) kilka dni po otwarciu wystawy.
Jadwiga Sawicka, "Siła fatalna", Kurator: Wojciech Krukowski, CSW Zamek Ujazdowski, Warszawa, 24.01- 17.03. 2006
Jadwiga Sawicka, "Daj mi wszystko", galeria Starmach, Kraków, 1.02-3.03.2006.