Nawiązana niedawno współpraca pomiędzy warszawską Królikarnią i Instytutem Francuskim kolejny raz zaowocowała w sposób atrakcyjny. W październiku prezentowana była wystawa "Intymna przyjemność czytania", jednego z niezaprzeczalnie najważniejszych twórców światowej fotografii - Andre Kertesza. Oglądaliśmy dobrane tematycznie zdjęcia, powstałe na przestrzeni 60 lat działalności fotografa, wszystkie opowiadały o coraz dziś mniej popularnej czynności - czytaniu.
Niedawno mogliśmy oglądać prezentację 16 współczesnych francuskich fotografów, której tematem był pejzaż. Wystawa "image et paysage" to bardzo ciekawy przegląd przez różne sposoby widzenia fotograficznego twórców, którzy są w swoim kraju (a niektórzy także poza nim) znani i cenieni.
Każdy ma swój sposób wypowiedzi, zobaczenie ich "na raz" unaocznia to jeszcze silniej.
Antoine d'Agata (ur. 1961) pracował dla słynnej Agencji Magnum, studiował fotografię w Nowym Jorku. Jego zdjęcia - to rozmyte obrazy pozbawione detali, bardzo oszczędne formalnie, posługujące się zminimalizowanym oświetleniem.
Pochodzący ze Słowenii Klavdij Sluban też nie lubi ostrości. Czarno-białe zdjęcia są zapisem jego podróży - do Turcji, Rosji, na Ukrainę. Zapisem o tyle specyficznym, że na pewno nie zależało autorowi na dosłownym zaprezentowaniu widzom tego, co widział...
Jérôme Brézillon za to woli zimne, bez litości realistyczne obrazy bezludnych miast, zimowe widoki opuszczonych miejskich przestrzeni, niezwykle estetyczne, ale też przerażające w swoim chłodzie.
Nieco podobnie widzą świat F. Chevallier czy T. Girard.
Pierwszy z nich znalazł w Casablance puste boiska, tajemnicze tarasy i pomosty, z których rozciąga się widok na plaże w czasie odpływu. Stworzył pozornie beznamiętne pejzaże pozostałości po ludzkiej działalności, o bardzo klasycznej, centralnej kompozycji i niezwykle stonowanej gamie barwnej.
Girard zaś odnalazł inspirację w Japonii, kraju, w którym architekci szczególnym uwielbieniem darzą surowy beton. Francuz sfotografował, z dość dużej odległości, szerokokątnym obiektywem te wielkie betonowe przestrzenie, w których ludzie są jak mrówki i wszystko traci swoje właściwe proporcje. Jego zdjęcia przypominają nieco prace Andreasa Gursky'ego, który fotografując dobrze każdemu znane przestrzenie jak nierealne, gigantyczne, kosmiczne pejzaże, także pozbawia widza poczucia obecności jednego, wyróżnionego punktu odniesienia.
Abstrakcji w otaczającym świecie doszukuje się też Valérie Jouve, która z fasad budynków, z rusztowań i rzędów okien tworzy kompozycje bardziej przypominające malarstwo abstrakcyjne niż pejzażowe.
Za to zupełnie "klasycznych" pejzażystów w Królikarni reprezentują m.in. Bernard Plossu, autor bardzo kameralnych, niewielkich zdjęć z Meksyku czy G. Traquandi, który także czarno-białe, tradycyjne pejzaże powiększa techniką typograficzną na kliszy siatkowej.
Alain Fleischer wkomponowuje w leśne pejzaże nagie sylwetki ludzi, zaś Fabien Calcavechia w swoich ulicznych pejzażach zbliża się do dokumentu, fotoreportażu.
Ilu twórców, tyle języków, ilu fotografów, tyle sposobów na zdjęcie.
Żyjemy w czasach wielkiej twórczej wolności, swobody nie tylko w wyrażaniu myśli, ale i w doborze form do takich wypowiedzi. A nawet jeśli artyści sięgają po klasyczne techniki i tematy, i tak widzą je już zupełnie inaczej.
Kuratorzy wystawy "image et paysage" zwracają uwagę na liczne odwołania do pejzażu miejskiego, industrialnego. Mamy więc tu wręcz podręcznikowe signum temporis - kiedyś impresjonistów frapowały promienie zachodzącego słońca odbijające się w tafli jeziora, dziś uzbrojonego w cyfrową lustrzankę twórcę zachwyca ośnieżony parking pod supermarketem...
Jednak te zdjęcia to dużo więcej niż tylko sposób odreagowania zindustrializowanego świata cywilizacji XXI wieku. Wystawa jest oczywiście pokazem różnych form pejzażu, ale przede wszystkim to poetycka (niezależnie od zastosowanej techniki), łagodna, wciągająca opowieść o świecie jako takim, chłodnym i tajemniczym, opustoszałym, ale nie wymarłym, zatrzymanym w ruchu, ale nie martwym.
Francuscy fotografowie od dawna znani są z wielkiej wrażliwości. Zawsze potrafili świat interpretować subtelnie, łagodnie. Francuska fotografia rzadko epatuje okrucieństwem, niechętnie zajmuje się brutalnymi fragmentami rzeczywistości, nawet jeśli pokazuje brzydotę - ma dla niej wiele tolerancji.
I to właśnie najbardziej było widać w Królikarni. Nie industrializację, nawet nie pejzaż - ale przede wszystkim łagodność.
"Image et paysage", Królikarnia, Warszawa, 2.02 - 5.03.2006.