Wiele reklam telewizyjnych opartych jest na nieruchomym kadrze. Przykład: ludzie przytulają się do mostów, pomników i ławek, bo „powinieneś kochać miejsce w którym żyjesz" - taki spot można znaleźć na YouTube, gdy wpisze się „bbc local radio". Wspominam o tym, bo trafiłem na nią akurat dzień przed ostatnią wystawą Anki Niesterowicz, reklama mi się przypomniała i podsunęła mi wrażenie towarzyszące później całej pracy Niesterowicz.
Na wystawie „Skra" w galerii Studio Anna Niesterowicz pokazuje krótkie wideo ze starych stadionów, basenów i terenów Skry na Ochocie, które składa się właśnie z takich statycznych klatek, dobrze skadrowanych obrazów zniszczenia - rur, starych ławek, trawy, mchu. Wszystkiemu towarzyszy muzyka operowa Purcella („Dydona i Enneasz") i tak wchodzimy w mimo wszystko pogodną refleksję o listopadzie, o rozkładzie, miejscach opuszczonych (takich rzeczy już trochę było, choćby przedstawienia Czarnobyla).
Na wystawę patrzę z dwóch punktów widzenia. Z jednej strony dostrzegam tam Annę jako przedstawicielkę wielkomiejskiej klasy średniej, kogoś, kto dla rozrywki podczas niedzielnego spaceru robi wycieczkę do historii i w świat idei. W opisie wystawy Niesterowicz podaje krytyczne informacje, świadczące o rozkładzie, końcu idei masowego sportu. Męczy mnie to. Czy wszystko musi być sztuką krytyczną? Dość mam sztuki krytycznej. Ile można? Z drugiej strony ta „krytyczność", - tak estetyczna, piękna i nowocześnie landszaftowa, mnie uwodzi. Gdy krytyka dochodzi do muru estetyzacji, rozmyśla już tylko o trawach w środku listopada, choć rzekomo próbuje przedstawić problemy ludzkości. To paradoks. Może jakiś wybuch powinien rozwalić Skrę - wtedy byłoby to bardziej wiarygodne.
W czytelnie i klarownie napisanym tekście, wręczanym przy wejściu na wystawę, jest jeszcze o mieszaniu się przyrody i świata człowieka, o zawieszeniu i rozkładzie. Niesterowicz mówi mi, że najważniejsza dla niej w tej pracy jest przegrana pozycja przyrody. A więc jeszcze przyroda! Pal sześć ideę sportu.
Stoję tam, wgapiam się w ten zapętlony obraz z rzutnika, widzę jeszcze raz pusty basen, na którym namalowane są przez graficiarzy wyraziście, mocno, ciepłymi kolorami trzy czaszki. To chyba jedyny ciepły element w całym filmie pozbawionym ludzi i ruchu.
Przypomina mi się, jak płynąc z kumplem kajakiem, pod Górą Kalwarią mijaliśmy uschłe drzewa w rzece, osypujące się skarpy, wszystko w brudnej przemianie. Jak to w kajaku, nudno, chciałem więc zreferować Pawłowi wrażenie z czytanej drugi raz „Ziemi Urlo" Miłosza. Podobno dla manichejczyków przyroda czy w ogóle ziemia to siedlisko diabła. Jedynie nasz duch - a przynajmniej jego część - jest czysty i niebiański. Człowiek to brylant w oprawie ziemi. Niesterowicz w rozmowie o tej wystawie mówi mi, że wcale nie, że jest odwrotnie. Że to przyroda jest przegrana, a ona tylko w przyrodę wierzy.Przyglądam się tym wystającym rurkom od pryszniców, zarastającym trawą ławeczkom na stadionie, znikającym w świeżym lesie chodnikom, kadrom, które zatrzymały na moment rozkład; zupełnie mnie to nie porusza, przypominam sobie, jak się zżymałem na ten cały manicheizm Miłosza. Jak można uznawać za dobrą tylko część, to, co poza przyrodą, to, co wyłącznie ludzkie? A więc kochać wybiórczo. Ograniczać się, a więc maleć. Maleć, a więc niknąć. Czy Skra umiera, czy nie, to stadium przejściowe, przyjdą inni ludzie, zabudują, a jak nie przyjdą, weźmie to przyroda.
Wszystko jak w reklamie BBC, o której było na początku. Ludzie przytulający się do martwych przedmiotów, metalu, betonu, niczego żywego. I puenta: You should love place where you live. Może angielski copywriter ukradł tę frazę z wiersza Audena: You should love your crooked neighbour with your croooked heart? Przyroda to co najmniej nasz sąsiad. Granica między nią a nami jest kwestią przejściową, czego w przyjemny sposób dowodzi wystawa Anki Niesterowicz.
Anna Niesterowicz, „Skra", Galeria Studio, Kurator: Krzysztof Żwirblis. Do 26 lutego 2012.