Przechodzień twój wróg. Piąty wrocławski "Survival"

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.


Monika Grzesiewska, "Płonaca straż pożarna"
Monika Grzesiewska, "Płonaca straż pożarna"

"Gdy słyszysz słowo "survival", niech Ci się ono kojarzy z lasem, małym namiocikiem, rzeczułką płynącą w dolince, z wypoczynkiem w toczeniu przyrody; ale pomyśl też o zmaganiach z deszczem [...], o dzikach podchodzących nocą pod obozowisko, o roju wściekłych szerszeni" - pisze na swojej stronie (www.survival.infocentrum.com) Krzysztof Kwiatkowski, autor książki "Survival po polsku". Jak natomiast wygląda survival w wersji hardcore? Organizatorzy Przeglądu Młodej Sztuki w Ekstremalnych Warunkach "Survival" twierdzą, że "sztuka prezentowana w przestrzeni publicznej jest narażona na ataki, na przypadkowe i złośliwe komentarze przechodniów". Nie straszne więc nam dziki i szerszenie, skoro mamy do czynienia z wrednymi spacerowiczami. Być może w celu ich obłaskawienia, przy każdej pracy umieszczonej w przestrzeni miejskiej Wrocławia organizatorzy umieścili tabliczki z podpisami. Tak oto galeria wyszła na ulice miejskiej dżungli - przerażona, ale za to świadoma niebezpieczeństw związanych z tym, co poza jej murami.

Dość żartów. Pod koniec maja odbyła się już piąta edycja Survivalu, imprezy przeznaczonej głównie dla młodych artystów. Daje im ona okazję do realizacji projektów w kontekście miejsc, które bynajmniej nie potrzebują artystycznego usprawiedliwienia, nie oczekuje się w nich sztuki, ani tym bardziej wspomnianych tabliczek z podpisami. Świeżo upieczony artysta mniej lub bardziej świadomie staje wtedy wobec sytuacji, w której powinien sobie zadać pytanie: po co ja to właściwie robię? Odpowiedź na nie może być dla niego bezcenna. Dlatego właśnie istnienie takiego przeglądu jest niezwykle ważne. Pozwala on wyłowić z ogromnej rzeszy fascynatów studiujących na ASP tych, którzy to ważne pytanie sobie zadali. Nawet, jeśli większość z prezentowanych tam prac wcale na to nie wskazuje.

Opinie wśród obserwatorów tego corocznego wydarzenia są zgodne: najlepszą edycją była zeszłoroczna, odbywająca się w przestrzeniach Dworca Głównego, podsumowana ciekawym i bardzo dobrze wydanym katalogiem. W tym roku teren akcji był znacznie bardziej rozległy. Obejmował Plac Teatralny, fantastyczne i tajemnicze Centrum Spa, pobliski park, nobliwy Teatr Lalek, dizajnersko wystylizowaną Mediatekę, wnętrza budynku należącego do Politechniki oraz kilka okolicznych miejsc. O ile jednak na ubiegłoroczną edycję obok studentów i absolwentów ASP zostali zaproszeni między innymi najbardziej progresywni street-artowcy, czyli Truth i Dwaesha, tak teraz postawiono na uczelnianych klasyków. Co najciekawsze, jeden z nich - Paweł Jarodzki - wykazał wyjątkowy zmysł do nielegalnych, ulicznych akcji artystycznych, produkując serię naklejek z napisem "Zbij szybę w przypadku niebezpieczeństwa" i rozdając je znajomym, aby je przyklejali w miejscach publicznych. Nie sprecyzował przy tym oczywiście, o jakie niebezpieczeństwo chodzi. Przewrotna anarchia w wykonaniu lidera grupy Luxus okazała się równie energetyczna, co akcje Dwaeshy.

Jerzy Kosałka, "Luneta".
Jerzy Kosałka, "Luneta".

Jerzy Kosałka, "Luneta".
Jerzy Kosałka, "Luneta".


Poza Jarodzkim w wystawie młodej sztuki publicznej wziął udział... Stanisław Dróżdż. Tak, to nie pomyłka. Jak przystało na klasyka, umieścił on swoją pracę na gmachu Opery Dolnośląskiej. "Topografia semantyki", czyli szereg białych tablic zawierających słowa "to", "jest", "tu", "na" górował nad całą okolicą. Był jeszcze Jerzy Kosałka, który w fosie przy parku umieścił dwóch nurków obserwujących pomalowaną w tęczowe barwy butelkę, na której siedziały dwa wróble. Tytuły: "Uwaga, U-boot" i "Rzeźba pływająco-homofobiczna". Ja chyba nie chwyciłem żartu, ale trudno odmówić tej pracy pewnego uroku. Ujmująco wyglądał natomiast Jan Mioduszewski spacerujący ulicami w stroju pokrytym wzorem w słoje drewna i pchający wózek pełen fragmentów autentycznych i sfingowanych mebli.

Wśród młodych i na razie nieznanych, choć dobrze rokujących należałoby wymienić Monikę Konieczną, której performens otwierał program przeglądu. Artystka stała na środku dużej sali otoczona przez grupę mężczyzn. Wszyscy byli ubrani w białe stroje i pomalowani na ten sam kolor, przy czym w stroju Koniecznej zwracała uwagę imponująca krynolina. Gdy widzowie już się zebrali, mężczyźni zaczęli wykonywać akrobatyczny taniec, nasuwający skojarzenia z rytuałem godowym. Odskakiwali od niej, po czym powoli wracali. Wszystko wyjaśniał tytuł: "Fontanna miłości", a dopowiadało miejsce akcji - teatr lalek. W tej realizacji poezja nie wyglądała sztucznie i patetycznie. Można by dzięki niej uwierzyć, że sztuka współczesna z powodzeniem może być liryczna.

Uwagę zwracała również "Płonąca straż pożarna", która niewiele jednak miała wspólnego z pracą Jana Simona o podobnej nazwie. Na budynku tytułowej straży, tuż nad bramami do garaży Monika Grzesiewska umieściła neony wygięte w kształt stylizowanych, komiksowych języków ognia. O ile u Janka ważne było symboliczne spalenie obiektu, tak w tym wypadku górę wzięły odniesienia do popkultury i schematów przedstawiania. O ile jednak Grzesiewska mimo pozornych podobieństw do innej realizacji wykonała całkiem ciekawą i oryginalną pracę, to o kilku innych artystach prezentowanych na Survivalu trudno powiedzieć to samo. Ze zdumieniem oglądałem "Mapy" Krzysztofa Cieślika, które były właściwie tym samym, czym około czterdziestu lat temu były doświadczenia sytuacjonistów, tylko w znacznie mniej interesującej wersji. Z kolei "Gra" Marka Grzyba przypomina nie tylko pracę "ArtRaider" Macieja Krygiera, ale również wiele innych realizacji bazujących na technice machinimy. Cechą odróżniającą pracę młodego artysty od poprzedników była chyba jedynie jej naiwność. Widz mógł sobie postrzelać do klasycznych dzieł sztuki korzystając z mechanizmu typowej gry komputerowej. Inną pracą przywołującą uczucie deja vu była instalacja "Układ odniesienia" Dominiki Sobolewskiej. Młoda artystka nie widziała chyba prac Yayoi Kusamy, która z niezwykłą wprawą i znajomością warsztatu posługiwała się już dużo wcześniej lustrami umieszczanymi na wszystkich ścianach, które w nieskończoność odbijały widza wraz z całym pomieszczeniem. I nawet niezwykle konsekwentnie przeprowadzony performens grupy ŁUHUU!, podczas którego artystki zamknięte w przezroczystych witrynach z zamontowanymi kółkami dawały się beznamiętnie przesuwać po całej okolicy, nie wykraczał poza to, co w swoich akcjach prezentowała już grupa Sędzia Główny.

Nie piszę o tych wszystkich nieudanych remake'ach, aby pognębić tworzących je artystów, lecz by wskazać konieczność gruntownej edukacji młodych adeptów Akademii, również - a może przede wszystkim - w zakresie sztuki współczesnej. Tworzenie musi się wiązać również z oglądaniem.

Trudno natomiast odmówić organizatorom zapału i poświęcenia. Do Survivalu zostało bowiem zaproszonych bardzo wielu artystów. Niektórzy prezentowali prace kuriozalne, nieczytelne i wręcz nudne, zdarzały się jednak również odkrycia. Do tych drugich zaliczam obiekt i performens Tomasza Bajera "Guard Geniale". Artysta w wymyślonym przez siebie mundurze stał obok konstrukcji przypominającej budkę straży granicznej, podpisanej Republique Geniale. Jednoosobowa republika miała więc swoją niewielką siedzibę w pomieszczeniu, w którym z trudem mieścił się człowiek. Stan posiadania niewiele jednak znaczy, jeśli jest się genialnym. Bardzo czujna praca, zrealizowana tuż po wyborze nowego prezydenta Francji o bardzo wyrazistych poglądach.

Metaforą większości prac prezentowanych w ramach przeglądu mógł by być natomiast "Azyl" Marcina Fajfruka. Grupa niewielkich kolorowych namiocików została przez niego ściśnięta na niewielkiej wysepce na środku ulicy. Każdy funkcjonował sam dla siebie nie bacząc na kontekst miejsca, w którym się znajdował. Równie dobrze mógłby stać tam, jak i pośrodku lasu. Ważne, żeby stał i przetrwał w trudnych warunkach.

Fot. Marta Paulat

Przegląd Młodej Sztuki w Ekstremalnych Warunkach SURVIVAL, 25-27 maja 2007, Plac Teatralny, Wrocław

Jan Mioduszewski, " W kółko po Wrocławiu"
Jan Mioduszewski, " W kółko po Wrocławiu"