Ciemna strona księżyca. 9. Bałtyckie Biennale

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

"Świat dzieli się na dwie nierówne części, Wschód i Zachód" - z przekąsem odnotował w latach 70. Edward Said, wyliczając długą listę grzechów popełnionych względem Orientu nie tylko przez wpływowych badaczy zachodnich, lecz także tych, którzy należąc do kultury Wschodu, dali się uwieść orientalnej narracji. Książka Saida sugeruje, że kolonializm nie jest pieśnią przeszłości i że starannie pielęgnowany przez stulecia sposób myślenia ulega zmianie bardzo powoli. Tym bardziej, że współczesność skutecznie uaktualnia ten istotny problem. Podaje w wątpliwość sam fakt znikania zjawiska kolonializmu, a tym samym i postkolonializmu, sugerując raczej ich ewolucję. Czy może być lepszy przykład niż casus Portoryko, którego mieszkańcy kilka tygodni temu opowiedzieli się za przyjęciem statusu 51 stanu USA?

"Ciemna strona księżyca" to tytuł wystawy przygotowanej w ramach Bałtyckiego Biennale Sztuki Współczesnej, które organizowane jest w Szczecinie od połowy lat 90. Jak informują kuratorki, Magdalena Lewoc i Marlena Chybowska-Butler, obecna edycja kontynuuje program Fundacji Mare Articum i po raz kolejny koncentruje się na zagadnieniu tożsamości. "Po projektach skupionych wokół problematyki nacjonalizmu, postsocjalizmu i wielokulturowej, postnarodowej Europy, «Ciemna strona księżyca» zmierza w kierunku analizy europejskiej wyobraźni zakorzenionej w procesie orientalizacji Innego i kolonialnej przeszłości"1.

Mamy więc okazję przyjrzeć się, jak współcześni artyści z Zachodu interpretują zakorzenione w zbiorowej tożsamości kolektywne wyobrażenia dotyczące szeroko rozumianego Wschodu. Mówiąc słowami pomysłodawczyń, przedstawiona tu została "dychotomiczna wizja świata, w której «europejski racjonalizm» zmaga się z siłami chaosu (bowiem, jak parafrazował opinie badaczy zachodnich Edward Said, «umysł orientalny brzydzi się ścisłością»2), nie potrafiąc skutecznie uwolnić się od męczących go upiorów"3.

Warto zatrzymać się na chwilę, by rozważyć status Polski jako rzeczywistego przedstawiciela cywilizacji zachodniej, gdyż interpretacja taka może budzić pewne wątpliwości, biorąc pod uwagę uwarunkowania historyczne, ekonomiczne i kulturowe. Na korzyść takiej identyfikacji z pewnością przemawiają dwa fakty: pierwszy, kluczowy w kontekście prezentowanej wystawy, iż jako biali Europejczycy należymy do grupy uprzywilejowanej, biorąc pod uwagę perspektywę globalną, oraz drugi, być może istotniejszy, że zakusy kolonialne nie były Polakom obce, o czym nie wszyscy chcą dziś pamiętać.

Jedną z cech wyróżniających 9. Biennale spośród innych wystaw i wydarzeń artystycznych jest jego wyraźny aspekt naukowy. Nie sposób podejmować problemu postkolonializmu nie opierając się w jakimś stopniu na wiedzy socjologicznej, antropologicznej, etnograficznej czy politologicznej, nawet jeśli miałaby ona stanowić dla twórczości jedynie bardzo luźną inspirację. Zaproszeni artyści reprezentują cały wachlarz postaw, od skrajnie naukowych po wysoce estetyczne, choć prawdopodobnie ta próba systematyzacji niekoniecznie ma znaczenie dla nich samych. Niewątpliwie jednak jest to doskonały przykład dialogu między sztuką i nauką, bo choć oba te obszary mają różne założenia i biegunowo odmienne cele, mają także cechę wspólną: ich produkcje determinowane są wieloma uwarunkowaniami - kulturowymi, historycznymi, geograficznymi i społecznymi.

Lisl Ponger & Tim Sharp, "ImagiNative: praca badawcza jako strategia artystyczna", 2004
Lisl Ponger & Tim Sharp, "ImagiNative: praca badawcza jako strategia artystyczna", 2004

Lisl Ponger jest artystką, która świadomie włącza obserwacje antropologiczne do swojej twórczości. W zrealizowanym z Timem Sharpem projekcie "ImagiNative: praca badawcza jako strategia artystyczna" (2004), zauważa, iż mimo wspólnych z naukowcami cech artyści nie angażują się w interpretację rzeczywistości, ale pracują nad jej reprezentacją. "Podczas gdy naukowiec jest zobowiązany do osiągania wyników, (...) artysta ma większą swobodę spekulowania i jest bardziej prawdopodobne, że zrealizowana przez niego praca zainicjuje proces zadawania pytań. (...) Sformułowanie pytania jest bardziej wartościowe (artystycznie) (...), ponieważ pozostawia przestrzeń dla widza, aby poruszał się po zawartości dzieła i badał je z własnego punktu widzenia"4. "ImagiNative" analizuje obraz funkcjonujący na poziomie społecznym. To projekt internetowy, który zawierając wiele prac w jednej, pozwala przyjrzeć się metodologii twórczości obojga artystów. W rozdziale zatytułowanym "Antropologia i etnologia" natrafiamy na interesujący z punktu widzenia odbiorcy polskiego detal związany z ich dzieciństwem spędzonym w Austrii i Szkocji. Włączali się oni wówczas w akcje zbiórki aluminium dla afrykańskich dzieci, gromadząc w tym celu m.in. opakowania po czekoladzie. Przyjmując ten banalny z pozoru fakt za punkt wyjścia, można sięgnąć do okresu PRL, epoki rozkwitu kolekcjonerstwa, kiedy w szufladach starannie składane było każde "złotko" czy też "sreberko" po w jakiś sposób zdobytej zagranicznej słodkości, a na szafach piętrzyły się piramidy puszek po napojach. Warto w tym miejscu powrócić na chwilę do podanego wyżej w wątpliwość twierdzenia, czy aby na pewno Polskę można w tym zbyt prostym podziale na Wschód i Zachód zaliczyć do tej drugiej grupy.

Lisl Ponger opiera się na koncepcji antropologii krytycznej Kamali Visweswaran, zachęcającej do przyjrzenia się motywom wytwarzania wiedzy i podejmowania badań dotyczących różnic kulturowych5. W indywidualnym projekcie "From the Wonderhouse" (2002) artystka zestawia ze sobą kadry z głośnych produkcji Hollywood, które, zmieniając dotychczasową optykę, bez trudu można odczytać jako odzwierciedlenie stereotypów. Idąc tym tropem, niewinna lektura "Robinsona Crusoe" czy "W pustyni i w puszczy" znacznie poszerza krąg tekstów kultury zachodniej, spełniających rolę propagandową. W "Imago Mundi. Kwestionując zastane" (2007), Ponger tworzy świat z krótkich form dramatycznych, zestawiając w swojej niezwykłej filmowej opowieści wszystkie klasyczne gatunki sztuki połączone wspólnym motywem snu szlachcica z obrazu pod tymże tytułem hiszpańskiego malarza epoki baroku, Antonio de Peredy.

Tim Sharp, "Opowieści podróżnika", 2005. Fot. J. Szczepanik
Tim Sharp, "Opowieści podróżnika", 2005. Fot. J. Szczepanik

Kolejna realizacja to znaleziony przez Tima Sharpa półtoraminutowy dokument o Tuaregach z lat 70., a także własne wspomnienia i skąpe wzmianki ojca artysty o jego wojennej obecności w Afryce, które stały się inspiracją do powstania filmu "Opowieści podróżnika" (2003). Sharp zapętla kilka wybranych ujęć przedstawiających typowe dla Tuaregów gesty. Tą manipulacją kwestionuje obiektywność dokumentu i pyta za Wittgensteinem: "Czy zastąpienie rozmazanego obrazu takim, który jest wyraźny, zawsze jest zaletą? Czy to zamazanie nie jest dokładnie tym, czego potrzebujemy?" I dodaje: "Albo, patrząc z innej perspektywy, czy wyraźny obraz nie zasłania tego, co znajduje się za nim czy obok niego?"6

Tomasz Kozak, "Zmurzynienie. Ekshumacja pewnej metafory", 2006. Fot. J. Szczepanik
Tomasz Kozak, "Zmurzynienie. Ekshumacja pewnej metafory", 2006. Fot. J. Szczepanik

Zgodnie z logiką, według której biały człowiek jest symbolem cywilizacji, czarny powinien reprezentować jej brak bądź upadek. Taką narrację przedstawia "Zmurzynienie. Ekshumacja pewnej metafory" (2006) Tomasza Kozaka. Choć nie mamy wątpliwości, że film jest niepozbawioną poczucia humoru manipulacją, dajemy się uwieść temu przekazowi i w efekcie ufamy, że mamy do czynienia z badaniem ściśle wpisanym w ramy dyskursu naukowego. Osobliwa opowieść, w której Niemcy, marzący o przekształceniu w Spartan albo Ariów, "zamiast w Greków zamienili się w Murzynów", jest równie śmiała, jak pomysł Quentina Tarantino7, żeby lekką ręką zmienić bieg historii i uśmiercić Hitlera w sali kinowej okupowanego Paryża. Inspiracją dla "Zmurzynienia" Kozaka były dzienniki Tadeusza Borowskiego i Ernsta Jungera, poetów, którzy, choć nigdy się osobiście nie spotkali, obaj używali metafory "zmurzynienia" dla określenia upadku cywilizacji i zbrodni popełnionych przez Niemców w czasie II wojny światowej. W odpowiedzi na kluczowe pytanie, co zrobić z "postkolonialnymi anachronizmami wyobraźniowymi", Kozak proponuje terapię szokową: "Historia naszych wyobrażeń o nas samych, zapośredniczona przez nasze wyobrażenia o Innych, musi dojść do głosu swobodnie, w pełni bezwstydnej obsceniczności"8.

Thomas Chable, "Miejsce Lucy (Etiopia)", 2008. Fot. J. Szczepanik
Thomas Chable, "Miejsce Lucy (Etiopia)", 2008. Fot. J. Szczepanik

Zupełnie inną propozycję składa nam Thomas Chable, za medium mając swoje poetyckie, metaforyczne afrykańskie fotografie. Jedna z serii, zainspirowana odkryciem Lucy, szkieletu Australopithecus afarensis, dokonanym w latach 70., przypomina, iż właśnie w dolinie rzeki Auasz w dzisiejszym Egipcie znajduje się kolebka ludzkości. Cykl "Bruleurs" poświęcony został tym mieszkańcom Afryki, którzy marzą o postawieniu stopy na kontynencie europejskim, a dla których przez wiele lat przygotowywana podróż często kończy się na dnie morza. Niektórym z nich się jednak udaje. Fotografie Thomasa Chable'a przedstawiają piękno i tragizm tej sytuacji: ubrania i przedmioty przynależne do świata, który emigranci zostawili za sobą, porzucone w zalesionym pasie ziemi obiecanej, znikające powoli wśród flory hiszpańskiego wybrzeża9. "Taxidermie" to fotograficzna opowieść o zakładzie w Belgii, w którym od 1870 roku oprawiane i wypychane są egzotyczne zwierzęta. Zestawienie przemysłowych narzędzi z fauną afrykańską nie tylko przypomina o wyjątkowo niesławnej historii belgijskiej kolonizacji Konga, ale przywołuje skojarzenia ze światem przedstawionym przez Josepha Conrada w "Jądrze ciemności".

Sytuacja egzystencjalna koncentrującego się na problematyce bezpośredniej relacji między Afryką a Europą artysty Yinke Shonibare'a MBE jest niezwykle znamienna. Gdyby lokować jego twórczość w przyjętym wyżej podziale na estetyczne i naukowe, znajduje się ona na biegunie pierwszego. Ten urodzony w Wielkiej Brytanii Nigeryjczyk ma szczególny stosunek do tematu własnej tożsamości i idei "brytyjskości". "To, co mnie interesuje, to przeświadczenie, że nie można zdefiniować Afryki, nie odwołując się do Europy.(...) Zajmuję się badaniem mitologii tych dwóch «odrębnych sfer» i kreowaniem złożonych tożsamości"10. Ta wypowiedź przywołuje wspomnienie "Hebanu" Ryszarda Kapuścińskiego, który pisał: "Ten kontynent jest zbyt duży, aby go opisać. To istny ocean, osobna planeta, różnorodny, przebogaty kosmos. Tylko w wielkim uproszczeniu, dla wygody, mówimy - Afryka. W rzeczywistości, poza nazwą geograficzną, Afryka nie istnieje"11. Rozdźwięk między tymi słowami a skargą Edwarda Saida, że dla badaczy orientalizmu "«ludzie Wschodu» są wszędzie tacy sami"12, prowokuje kolejne pytanie związane z powracającą jak bumerang sprawą polską: czy reporterowi z Europy Wschodniej łatwiej uniknąć wartościowania i postawić znak równości między kulturami niż zachodnim naukowcom?

Yinka Shonibare MBE, "Odile & Odette", 2005. Dzięki uprzejmości Stephen Friedman Gallery, Londyn
Yinka Shonibare MBE, "Odile & Odette", 2005. Dzięki uprzejmości Stephen Friedman Gallery, Londyn

Na szczecińskim biennale Yinka Shonibare zaprezentował dwie prace. "Odile i Odette" (2005) to scena wykonana przez tancerki londyńskiej Opery Królewskiej, biało- i czarnoskórą. Ten oczywisty dialog u Shonibare całkowicie pozbawiony jest muzyki. To piękny obraz, w którym przepych gmachu, rubinowe atłasy, złote ramy i delikatna uroda baletnic kontrastują z dźwiękiem baletowych pointów, sucho uderzających o parkiet, i głośnymi westchnieniami tancerek, zdradzającymi zmęczenie. Cykl wielkoformatowych fotografii "Gdy rozum śpi, budzą się demony" (2008), nawiązujących do akwaforty Goi, to i komentarz Shonibare'a do procesu rodzenia się uprzedzeń, i apel o racjonalne podejście do inności. Stroje postaci reprezentujących poszczególne kontynenty ("Czy gdy rozum śpi, budzą się demony w Ameryce? (...) w Afryce, Europie, Australii, Azji?"13), uszyte z materiału o "tradycyjnym afrykańskim wzorze", są motywem charakterystycznym dla twórczości tego artysty. Wyjaśnia on, iż deseń ten de facto jest zachodnią inwencją afrykańskiej mody, hybrydą powstałą w wyniku złożonych relacji kolonialnych. Pierwotnie projektowany w kolonii holenderskiej w Indonezji, produkowany był w Wielkiej Brytanii i stamtąd transportowany do Afryki.

Yinka Shonibare MBE, "The Sleep of Reason (Asia)", 2008, © Artist Dzięki uprzejmości James Cohan Gallery, NewYork Shanghai
Yinka Shonibare MBE, "The Sleep of Reason (Asia)", 2008, © Artist Dzięki uprzejmości James Cohan Gallery, NewYork Shanghai

Określenie "międzykulturowe" czy - raczej - "technologiczne hybrydy" doskonale pasuje do mobilnych rzeźb Johana Muyle'a, które powstały poprzez zestawienie elementów symboliki rytuałów przejścia z najnowszymi rozwiązaniami technicznymi. Ci "młodzi ludzie" z tworzywa sztucznego, na małych jednośladach, ubrani w stroje stylizowane na nurt off (w ramach asortymentu dostępnego w najpopularniejszych zachodnich sieciach handlowych), poruszają się nieustępliwie po wyznaczonych torach, anektując całą przestrzeń sali i wchodząc w interakcję z widzami. Oprócz sympatii wywołują oni przeczucie, że "Nic nie stoi na przeszkodzie" (2010/2011). W pracy Johna Muyle'a, która dała tytuł wystawie, na srebrny glob obracający się na terakotowej główce pada cień figurki lwa, symbolu Flandrii, skąd pochodzi rodzina artysty. Cień pada na "Ciemną stronę księżyca" (2004), stanowiąc komentarz do rosnących w siłę politycznych ekstremizmów w Europie. Ciekawostkę stanowi fakt, że choć zgodnie z międzynarodowymi ustaleniami księżyc jest ponad podziałami, dzięki przedsiębiorczości przedstawicieli naszej cywilizacji (wszak Said pisał: "narody zachodnie ledwie wyłoniły się z chaosu historii, już wykazywały pewną zdolność samorządności"14) za niewielką opłatą można stać się symbolicznym właścicielem działki na widocznej stronie Srebrnego Globu.

Johan Muyle, "Nic nie stoi na przeszkodzie", 2010-2011. Fot. J. Szczepanik
Johan Muyle, "Nic nie stoi na przeszkodzie", 2010-2011. Fot. J. Szczepanik

Johan Muyle, "Ciemna strona księżyca", 2004. Fot. J. Szczepanik
Johan Muyle, "Ciemna strona księżyca", 2004. Fot. J. Szczepanik

Z kolei "Reakcje artysty na okładki «Morza» analizowane za pomocą samodzielnie skonstruowanego galwanometru" Janka Simona przypominają o polskich ambicjach kolonialnych. Znany z artystycznych realizacji opartych na socjologicznych obserwacjach artysta w zbiorze prac zaprezentowanych pod wspólnym tytułem "Smutek tropików" (2009) przedstawia historię i współczesność postkolonialnej rzeczywistości. "Zwiedzanie fortu Amsterdam" przynosi gorzką refleksję na temat materialnego śladu dominacji obcej kultury, który, paradoksalnie, stał się jednym z nielicznych źródeł utrzymania dla miejscowej ludności. Natomiast dzięki misternej sieci kolorowych połączeń "Historia kompresji przestrzeni Atlantyku" unaocznia przebiegający w ostatnich stuleciach proces kurczenia się świata, zapowiadany przez Paula Virillo koniec geografii. Można odnieść wrażenie, że charakterystyczne dla prac Simona nieco prześmiewcze poczucie humoru zdominowane zostało w tym zestawie prac przez tytułowy smutek. Czyżby wynikał on z podzielanego z Claude'em Lévi-Straussem rozczarowania europejskim modelem kultury?

Janek Simon, "Historia kompresji przestrzeni Atlantyku". Fot. J. Szczepanik
Janek Simon, "Historia kompresji przestrzeni Atlantyku". Fot. J. Szczepanik

Twórczość Jana Håfströma zaprasza nas do zatrzymania się poziomie wewnętrznych odczuć. "Między głębokimi cieniami snuje się dręcząca mózg melodyjka niewidzialnych trąbek, wężowa sinusoida kilku smutnych dźwięków - hymn wiecznej rozpaczy, lub przynajmniej melancholii, lub chociaż nostalgii, żeby pasowało"15. Melancholię czy choć nostalgię odczuwamy, patrząc na "Raj utracony". Namalowane na wyciętych drewnianych panelach obiekty przedstawiają figury zapamiętane z dzieciństwa, cytaty z religii i mitologii, przywołują postaci ze świata sztuki, nauki i filozofii. Odrębność każdego z tych mrocznych wyobrażeń dryfuje gdzieś między symbolizmem Böcklina, monumentalną prostotą Gauguina, tragizmem "Raju utraconego" Miltona i komiksowym uproszczeniem. Są jak klocki albo wycięte z papieru zabawki - pistolet, samolot, księga, głowa Meduzy, wyspa umarłych - i zachęcają do tworzenia własnych, indywidualnych konfiguracji.

Jan Håström, "Raj utracony", 2009-2012, fot. Patric Leo. Dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki Współczesnej w Szczecinie
Jan Håström, "Raj utracony", 2009-2012, fot. Patric Leo. Dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki Współczesnej w Szczecinie

Bałtyckie Biennale Sztuki Współczesnej należy do wydarzeń, na które w Szczecinie czeka się szczególnie. Gwarantuje dobry poziom artystyczny, pozwala poznać artystów spoza kręgu popularnych i często prezentowanych w Polsce oraz proponuje niebagatelne ujęcie problemów dostępnej nam współczesności. Spełnia wszystkie warunki, żeby widz po jego odwiedzeniu poczuł się wzbogacony. Trzeba jednak dodać, że poprzestanie wyłącznie na estetycznej recepcji "Ciemnej strony księżyca" byłoby jak wyjście z kina po obiecującym początku filmu. Prezentowane prace są rozlokowane w przestrzeni galerii niczym wierzchołki gór lodowych, których sfera estetyczna stanowi powierzchniową, wizualną reprezentację. Wystarczy zgłębić nieco temat, żeby odkryć całe uniwersum, którego elementy bez trudu odniesiemy do własnych spostrzeżeń dotyczących funkcjonowania w świecie podzielonym na kolonizowanych i kolonizatorów, zgodnie z zaproponowanym tu ujęciem. Kierunek takiej refleksji może dotyczyć chociażby wspomnianej kilkakrotnie kwestii Polski zarówno jako niedoszłego zwierzchnika Madagaskaru, jak i jako ofiary eksploatowanej przez wieki swojej historii przez potężnych sąsiadów.

Jeśli posiadanie wiedzy o przedmiocie oznacza panowanie nad nim, wystawa ta umożliwia nam wejście w posiadanie wiedzy o sobie, zapośredniczonej przez konfrontację z własnym wyobrażeniem Innego - a to unikalny punkt obserwacyjny.


"Ciemna strona księżyca", 9. Bałtyckie Biennale Sztuki Współczesnej w Szczecinie, 12.10.2012- 13.01.2013. Muzeum Narodowe w Szczecinie i Fundacja Mare Articum. Kuratorki: Magdalena Lewoc i Marlena Chybowska-Butler. Artyści: Thomas Chable, Jan Håfström, Tomasz Kozak, Johan Muyle, Lisl Ponger, Tim Sharp, Yinka Shonibare MBE, Janek Simon, Irene Murphy, Mick O'Shea, Bartek Otocki.

Jan Håström, "Raj utracony", 2009-2012, fot. Patric Leo. Dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki Współczesnej w Szczecinie
Jan Håström, "Raj utracony", 2009-2012, fot. Patric Leo. Dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki Współczesnej w Szczecinie
  1. 1. Z materiałów wystawy.
  2. 2. Edward Said, "Orientalizm", Warszawa 1991, s. 71.
  3. 3. Z materiałów wystawy.
  4. 4. Lisl Ponger, Tim Sharp, "ImagiNative", 2004.
  5. 5. Z materiałów wystawy.
  6. 6. Z materiałów wystawy.
  7. 7. Film "Bękarty wojny" (oryg. "Inglourious Basterds"), reż. Quentin Tarantino i Eli Roth, 2009.
  8. 8. Udostępniono w Internecie: www.artmuseum.pl, Opis dzięki uprzejmości lokalu_30.
  9. 9. Warto zaznaczyć, że wspaniale przedstawia ten temat także hiszpański reżyser Gerardo Olivares w filmie "14 kilometrów" z 2007 roku.
  10. 10. Z materiałów do wystawy.
  11. 11. Ryszard Kapuściński, "Heban", Warszawa 1998.
  12. 12. Edward Said, "Orientalizm", dz. cyt., s. 70.
  13. 13. Z materiałów wystawy.
  14. 14. Edward Said, "Orientalizm", dz. cyt., s. 63.
  15. 15. Waldemar Łysiak, "Flet z mandragory", Warszawa 1996, s. 67.