Skandal, czyli rutyna

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Głośno ostatnio o wystawie Siusiu w torcik kuratorowanej przez Karola Radziszewskiego (tytuł to oczywiście fragment wierszyka Edwarda Krasińskiego). Ekspozycja przygotowana przez artystę-kuratora jest ciekawa z przynajmniej kilku powodów i zapewne będzie na Obiegu.pl opisywana szerzej, ja jednak chciałbym skupić się na słynnym już „kontrolowanym skandalu", który przygotowali Radziszewski i dyrektorka Zachęty, Agnieszka Morawińska („To jest skandal na publiczne zamówienie" - powiedziała „Gazecie Wyborczej"). Rzecz - „pierwszy polski gejowski film porno" - ma być oczywiście żartem, autoironią, ale przy okazji - zakładam - czymś więcej: wskazaniem, że artystyczny skandal kompletnie się zdewaluował. Że eksces w instytucji sztuki to coś banalnego, płaskiego, w końcu - że to pójcie na łatwiznę.

Pornos w Zachęcie to bardzo zła wiadomość dla tych, którzy sądzą, że na skandalu da się jeszcze zbić symboliczny - i artystyczny - kapitał. Oto nobliwa Zachęta uznaje (słusznie) artystyczną prowokację za coś tak prozaicznego, że zgadza się za jej sprawą robić sobie jaja (siusiu). Można przypuszczać, że żadni posłowie nie rzucą się, aby wyciągnąć wtyczkę z kontaktu, że do Zachęty nie pofatyguje się żadna z ikon polskiego kina, prawdopodobnie nawet tradycjonaliści w wieku emerytalnym nie uznają za stosowane, by na Placu Małachowskiego organizować pikietę. Jednym słowem, skandal stał się spektaklem, czyli utworem odegranym przed publicznością. Przewidywalnym, bo opartym na pewnych - np. dramaturgicznych - konwencjach. W naszym wypadku - ale tak samo jest z cyrkowym przedstawieniem - konwencjonalna jest nie tylko struktura spektaklu (jak artystyczny skandal, to nagość i seks), ale także reakcje na niego. Spektakl jest więc rytuałem, czymś co petryfikuje społeczny ład - jest odwrotnością radykalnego zerwania.

Satyra - spektakl zbudowany z określonych elementów - najlepiej udaje się wtedy, gdy społeczne zachowania, które wyolbrzymia „utwardzą się" tak, że same w sobie są groteskowe. Teraz wystarczy tylko wyrazista kreska satyryka i już pękamy ze śmiechu. Karykaturalnym przejawem strategii opartej na skandalu było z pewnością „dzieło" aLine Aliny Żemojdzin - kosmetyki zrobione z ludzkiego tłuszczu. O ile jednak Żemojdzin ostatecznie skompromitowała wizualność podobnych przedstawień, o tyle performens formacji Sędzia Główny polegający na transmitowaniu live nic nierobienia przez kamery internetowe, jest już przykładem groteskowego „utwardzenia się" towarzyszącej tym przedstawieniom retoryki: „demaskacji spektaklu władzy", „dekonstrukcji medialnego przekazu" itp.

Działanie Karola Radziszewskiego - wspominana „wyrazista kreska satyryka" - pokazuje więc, że język artystycznej wypowiedzi wyrosły z tradycji sztuki krytycznej lat 90. jest już jedynie spektaklem, a więc konwencją, a więc rytuałem. Jako taki wywołuje rytualne reakcje, a w konsekwencji usztywnia (a nie narusza) społeczne normy. Mówiąc po ludzku, nikogo już nie obchodzi, że jeden artysta z drugim coś tam pokażą w galerii - wiadomo: ten typ tak ma.Nawet Robert Mazurek w felietonie w "Dzienniku" pisał o tym z politowaniem pomieszanym z rozbawieniem (biedak myślał, że to prawdziwy "bunt") - bez mała "z obowiązku" - a nie z wojowniczą agresją.

Sztuka stała się więc spektaklem. Ale czy my staliśmy się społeczeństwem spektaklu? Czyli - według Guya Deborda i w największym skrócie - społeczeństwem karmiącym się obrazami, im zawierzającym i w nie - w sensie dosłownym i w przenośni - zapatrzonym.

Paradoksalnie społeczeństwem spektaklu nie było społeczeństwo lat 90. - ledwo wybudzone ze śpiączki komunizmu, blisko pół wieku odcięte od procesów zachodzących w obrębie społeczeństw zachodnich. W tym ujęciu sztuka krytyczna przyspieszyła (zgodnie z duchem epoki), a nie opóźniła nadejście społeczeństwa spektaklu. Jej architekci musieli przecież wiedzieć, że w roku 1988 (w Rozważaniach o społeczeństwie spektaklu) Guy Debord przyznał, iż systemu spektaklu nie da się obalić, ponieważ ten wsysa każdy skierowany wobec siebie bunt, kruszy każdą krytykę. Ten sam mechanizm - choć w nieco innym ujęciu - opisał potem Slavoj Žižek, nazywając go „wewnętrzną transgresją".

Sztuka krytyczna - z jej ekscesem, skandalem i prowokacją - była więc szczepionką, która immunizowała system na podobne zagrożenia. Skutecznie: teraz podobne postawy stają się przedmiotem szyderstw. Bo na prawdziwe społeczeństwo spektaklu składają się ludzie, dla których zachodni krwiobieg wartości i pojęć jest czymś zastanym, a nie nabytym - ludzie młodzi, urodzeni już w latach 80. Oni wiedzą najlepiej, że skandal i obsceniczność to już tylko medialne strategie celebrytów - jak w wypadku Britney Spears i Paris Hilton, które „przez przypadek" i w iście ginekologicznym wymiarze w błyskach fleszy odsłaniają najbardziej wstydliwe części swojego ciała. Wiedzą również, że globalne gwiazdy pop wykorzystują religijne symbole na zimno, bo to generuje im darmowy rozgłos (a więc zysk) - a nie w akcie kontestacji.

Wszyscy inni - zarówno dewoci, którzy przeklinają taki stan rzeczy, jak i cokolwiek naiwni aktywiści sądzący, że zakładając świetlicę właśnie wywiercili w systemie dziurę - błądzą jak dzieci we mgle. Witamy w społeczeństwie spektaklu - czyli takim, który karmi się buntem.

STRATEGIE MEDIALNE PO STRATEGIACH SZTUKI KRYTYCZNEJ
STRATEGIE MEDIALNE PO STRATEGIACH SZTUKI KRYTYCZNEJ.NA FRONCIE KONCERT MADONNY