Instytucje są wieczne

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
PLAKAT WYSTAWY „BANKSY VERSUS BRISTOL MUSEUM”
PLAKAT WYSTAWY „BANKSY VERSUS BRISTOL MUSEUM”

13 czerwca w nobliwym City Museum and Art Gallery w Bristolu otwarto monumentalną wystawę enfant terrible współczesnej kultury - Banksego. Pokaz obejmuje dziesiątki realizacji, w tym wiele przygotowanych specjalnie na tę okazję. To największa z dotychczasowych wystaw artysty. Obrazy, rzeźby i instalacje przetransportowano do gmachu muzeum (lub wykonywano na miejscu) w najgłębszej konspiracji, a do dnia otwarcia o całym przedsięwzięciu wiedziała tylko garstka osób z muzeum, ratusza i otoczenia Banksego. Otwarcie wystawy pt. Banksy Versus Bristol Museum nie mogło nie stać się więc wydarzeniem, które błyskawicznie obiegło Internet, a także media na całym (niemal) świecie. Naturalnie pracownicy muzeum nigdy nie spotkali Banksego, choć mogli przypuszczać, że w gronie asystentów pracujących nad wystawą znajdował się też sam artysta.

A jednak w tym przypadku najciekawszy nie jest sam kształt wystawy (tu od dawna nie może być mowy o zaskoczeniu), ale to, dlaczego artysta taki jak Banksy zgodził się na udział w wystawie w takim miejscu jak City Museum and Art Gallery w Bristolu.

Na przestrzeni ostatniej dekady Banksy zrobił to, czego nie udało się żadnemu artyście z tzw. „nurtu oficjalnego". I to zarówno młodym wilczkom, którzy deklarują się jako „antyestablishmentowi", a na których dilerzy, kolekcjonerzy, kuratorzy i krytycy wyczekują już u progu akademickich pracowni (lub czyhają na ich „wywrotowe" akcje w Internecie), jak i gwiazdom w rodzaju Santiago Sierry, które potrafią reprodukować już tylko coraz większy eksces, by oznajmić nam to, co i tak wiemy od dawna: że świat/rynek sztuki wchłonie wszystko, a jego elity są zblazowane. I kiedy rozmaite artystyczne doły i dołki łudzą się, że ich mikra pozycja wynika z heroicznego oporu przeciwko górom i górkom, a nie z tego, że nawet współczesny art world nie pochyli się nad każdym wtórnym, miałkim i pretensjonalnym „projektem" - Banksy robi swoje. Brzmi jak reklamowy slogan? I dobrze, bo Banksy jest kimś - a przynajmniej był kimś takim jeszcze do niedawna - pomiędzy szlachetnym mścicielem w masce, bojownikiem à la separatyści z Chiapas/Palestyny (zostawił swoje prace na ścianach w obu tych miejscach), głosem uciśnionych, a przy okazji kimś niezwykle sexy, kimś, czyje prace ściąga się na iPoda żeby pokazać w klasie. Wielbią go grafficiarze, mainstreamowe media, białe kołnierzyki, krytycy, kolekcjonerzy, hollywoodzkie gwiazdy, alterglobaliści i zwykłe dzieciaki z całego świata.

BANKSY, “SMASH THE SYSTEM ©”, 2006
BANKSY, “SMASH THE SYSTEM ©”, 2006

I nie było by w tym nic fascynującego, gdyby nie to, że Banksy doskonale zdawał i zapewne ciągle zdaje sobie sprawę z niezawodności zdefiniowanego przez Slavoja Žižka mechanizmu „wewnętrznej transgresji" właściwego dla społeczeństw współczesnego Zachodu. Innymi słowy, Banksy rozumie, że im mocniej będzie walił w system, tym bardziej system będzie go wielbił. I tak jak Žižek nie ma złudzeń co do szans na wybuch ewentualnej rewolucji, tak Banksy nie ma złudzeń co do swojej roli w spektaklu zwanym „sztuką". Ale to nie wszystko. Bo podobnie jak Žižek, który - zdając sobie sprawę, że w gruncie rzeczy jest tylko błaznem - postanowił wymusić na ludziach choćby cień refleksji (podczas gdy mógłby zamknąć się w wieży z kości słoniowej któregoś z lewicowych uniwersyteckich środowisk), tak Banksy postanowił to samo, zachowując dodatkowo to jedyne, co mógł zachować - twarz (w rozumieniu jak najbardziej dosłownym).

Zanim spróbujemy więc odpowiedzieć na zadane na wstępnie pytanie, wyostrzmy je, przypominając najgłośniejsze antyinstytucjonalne akcje Banksego.

BANKSY, AKCJA W TATE BRITAIN, WYCINEK Z GAZETY, 2003
BANKSY, AKCJA W TATE BRITAIN, WYCINEK Z GAZETY, 2003

W październiku 2003 roku Banksy po raz pierwszy nielegalnie wdziera się do przestrzeni muzealnej, a dokładniej - do Tate Britain. Jak? Zwyczajnie, w płaszczu i kapeluszu - po czym wiesza obraz (pozłacana rama, opis, tytuł i data), kiedy strażnik wychodzi z sali. Skandal wybuchł dopiero wtedy, gdy wysechł klej i płótno spadło z wielkim (medialnym) hukiem.

W 2004 roku przy drodze szybkiego ruchu pod Londynem pojawia się wielki napis To nie jest wyścig (Its not a race). I nie chodziło bynajmniej o ostrzeżenie dla kierowców - rozwiązanie zagadki można było znaleźć na stornie internetowej artysty: Saatchi Gallery - 1850 odwiedzających w ciągu dnia. Tate Britain - 1850 odwiedzających w ciągu dnia. Tate Modern - 2500 odwiedzających w ciągu dnia. Dach przy autostradzie A4 - 2500 odwiedzających w ciągu godziny.

Także w roku 2004 nielegalne obiekty pojawiają w Luwrze (Mona Lisa z żółtym znaczkiem SMILE zamiast twarzy) i w londyńskim Natural History Museum (cała gablota, a w niej wypchany szczur ze sprejem w łapie). Do tego ostatniego Banksy dodał komentarz: „Banksus Militus Ratus to złośliwy szkodnik, który znaczy swoje terytorium zespołem wyszukanych śladów. Profesor R. Langford z londyńskiego Univeristy Collage ostrzega: teraz się śmiejcie, ale pewnego dnia to one będą górą". To ostanie zdanie to hasło, które Banksy często umieszcza na ulicach, a armia szczurów-rebeliantów to jego znak rozpoznawczy.

BANKSY, “ITS NOT A RACE”, 2004
BANKSY, “ITS NOT A RACE”, 2004

W marcu 2005 roku Banksy w analogiczny sposób ośmiesza cztery najbardziej prestiżowe muzea Nowego Jorku: Brooklyn Museum (obraz Żołnierz ze Sprejem), American Museum of Natural History (Withus Oragainstus), Museum of Modern Art (Puszka Zupy z Wyprzedaży) oraz The Metropolitan Museum of Art (Masz Piękne Oczy). W maju kolejny falsyfikat - kawałek skały z rysunkiem przedstawiającym człowieka pchającego sklepowy wózek - zawisł w British Museum (Człowiek pierwotny idzie do sklepu). Banksy mówił wówczas: „Galerie to po prostu gabinety z trofeami milionerów. Publiczność nigdy dokładnie nie wie, co ogląda. Czasami dobrze jest odwrócić proces selekcji. Jak powiedział Roosevelt: uspokoić zaniepokojonych i zaniepokoić spokojnych".

Zwieńczeniem tego trendu była wystawa Crude Oils (Londyn, Martyn Gayle Galerie, 13-25 października 2005). Obrazy artysty wisiały w zbezczeszczonej muzealnej sali, na krześle spoczywał szkielet strażnika, klasyczne marmurowe figury były ozdobione tatuażami, przerobione bądź zdewastowane, a po podłodze hasały najprawdziwsze szczury. Warto odnotować, że przy wejściu na wystawę należało podpisać deklarację, iż spokój szczurów będzie się zakłócać najwyżej pięć minut. „Teraz się śmiejcie, ale pewnego dnia to one będą górą". Trudno o bardziej wyraziste wykpienie instytucji sztuki.

BANKSY, “I CAN’T BELIEVE YOU MORONS ACTUALLY BUY THIS SHIT”
BANKSY, “I CAN’T BELIEVE YOU MORONS ACTUALLY BUY THIS SHIT”

Dotychczas Banksy mógł mówić, że jego medialna sława, a także lawinowy wzrost wartości jego prac „po prostu się dzieją", a on nie może temu zaradzić. I faktycznie, nie sposób tego zakwestionować - szczególnie, że Banksy zarobione pieniądze inwestował w coraz to bardziej spektakularne interwencje. Można więc wybaczyć mu nie tylko to, że słono sprzedaje swoje prace, ale nawet to, że nie gardzi klientami w rodzaju Angeliny Jolie (szydząc jednocześnie z Paris Hilton).

A jednak udział w wystawie w City Museum and Art Gallery w Bristolu to w wypadku tego artysty przekroczenie Rubikonu. Teraz Banksy nie będzie mógł powiedzieć, że funkcjonuje w systemie, ale na swoich warunkach. Prosty rachunek pokazuje bowiem, że ta wystawa nie była mu potrzebna do niczego - poza zdobyciem instytucjonalnego/społecznego statusu artysty przez duże „a", owego glejtu, który może dać tylko oficjalna, konserwatywna instytucja sztuki. Ktoś powie, że City Museum and Art Gallery w Bristolu jest olbrzymie i że wystawę w nim odwiedzi mnóstwo osób. To prawda, ale gdyby Banksy wynajął barak o podobnych gabarytach, gości z pewnością nie byłoby mniej (robił to przecież wiele razy, zawsze z ogromnym powodzeniem). A może chodziło o oddźwięk medialny - rzecz jasna tylko po to, aby nagłośnić „sprawę"? Też nie. Kto jak kto, ale Banksy wie najlepiej, że chropowatość opuszczonego magazynu sprzedaje się lepiej, niż wymuskana muzealna sala. Więc może pieniądze? Cóż, ceny prac Banksego z pewnością po tej wystawie wzrosną, ale, po pierwsze, i tak dobiły one już do kilkuset tysięcy funtów za sztukę, a poza tym, tu po drugie, Banksy to nie Hirst, czyż nie? Warto też zauważyć, że Banksy traci przy tym całkiem sporo - ze statusem „niezależnego" na czele (a więc marką lepszą niż Nike). Dlaczego więc się zgodził? Co takiego sprawiło, że oddał wszystko, co gromadził prze dekadę za dwa miesiące w City Museum and Art Gallery w Bristolu?

SZABLON BANKSEGO OBOK DOMU AUKCYJNEGO SOTHEBY’S, OK. 2003
SZABLON BANKSEGO OBOK DOMU AUKCYJNEGO SOTHEBY’S, OK. 2003

Na razie powiedzmy, że zjawisko pt. „Banksy" to niemalże namacalna egzemplifikacja mechanizmu „wewnętrznej transgresji". Oto kolejny radykał przebył drogę „od buntownika do klasyka", tyle że ten radykał wiedział od początku w jakiej logice funkcjonuje - mamy więc uznać go za cynika, czy postacią tragiczną, która od początku nie miała wpływu na to, jak skończy? Niezależnie od odpowiedzi na to pytanie, wystawa w City Museum and Art Gallery w Bristolu to po prostu finał, który musiał się wydarzyć. Kiedy dziennikarz BBC zapytał Kate Brindley, dyrektorkę City Museum and Art Gallery w Bristolu, jak to jest, że człowiek, który przez lata łamał prawo i był ścigany przez władze, także władze miejskie, teraz ma wystawę w miejskim muzeum finansowanym z podatków, ta odpowiedziała ze śmiechem: „To wielka ironia, prawda? I tak, to jest kontrowersyjne, ale ludzie to pokochają, a inni znienawidzą, ale o to w tym wszystkim przecież chodzi". Istotnie, trudno ująć to lepiej. Fascynująco było oglądać spektakl, którym Banksy raczył nas niemal przez dekadę.

To jednak nie wyczerpuje odpowiedzi na pytanie - dlaczego Banksy się zgodził? Czyżby mechanizmy współczesnej kultury były mocniejsze od woli jednostki? Czyżby logika systemu była tak dojmująca, że po prostu nie mógł odmówić? Tak źle chyba nie jest - prawdę mówiąc „wewnętrzna transgresja" to nic innego, jak pragnienie nowości przez klienta, a to sprawa zupełnie nie nowa - przeciwnie. Dla ułatwienia spróbujmy więc rozszerzyć przypadek Banksego na sztukę jako taką, uczynić z niego problem uniwersalny. A zatem, dlaczego wywrotowcy, którzy chcą burzyć muzea i dekonstruować „opresyjne" instytucje sztuki, kończą w nich na własne życzenie i legitymizują własnym nazwiskiem? Dlaczego, znając porażki poprzedników, grają w tę grę z najwyższa powagą? Przypomnijmy słowa Banksego: „Galerie to po prostu gabinety z trofeami milionerów. Publiczność nigdy dokładnie nie wie, co ogląda".

Dlaczego więc artysta godzi się, by jego antyinstytucjonalnych interwencji nigdy już nie traktowano poważnie, a kolejne prace przedstawiające okaleczone czy przerobione marmurowe pomniki wywoływały jedynie zażenowanie? Otóż prawdopodobnie rzecz w czymś bardzo ludzkim - w pragnieniu bycia uznanym, które to uznanie przyjść może wyłącznie z zewnątrz. Jesteś antysystemowym rebeliantem? Ukojenie przyniesie ci tylko instytucja sztuki.

SZABLON BANKSEGO NA EKSPOZYCJI W TATE MODERN, FILM „LUDZKIE DZIECI” (REŻ. ALFONSO CUARON), 2006
SZABLON BANKSEGO NA EKSPOZYCJI W TATE MODERN, FILM „LUDZKIE DZIECI” (REŻ. ALFONSO CUARON), 2006