O radykalną demokrację poprzez estetykę

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
Na górze prace Magdaleny Samborskiej i Roberta Rumasa, na lewo prace Katarzyny Korzenieckiej, na środku Zuzanny Janin, na prawo
Na górze prace Magdaleny Samborskiej i Roberta Rumasa, na lewo prace Katarzyny Korzenieckiej, na środku Zuzanny Janin, na prawo Karoliny Breguły i Aleksandry Buczkowskiej

Z Pawłem Leszkowiczem o wystawie "Miłość i demokracja" rozmawia Daniel Muzyczuk

Daniel Muzyczuk: Skąd pomysł, aby po prezentacji "Miłości i demokracji" w ramach Targów Sztuki w Poznaniu pokazać tę wystawę publiczności ponownie?

Paweł Leszkowicz: To nie jest ta sama wystawa. Wystawa w Centrum Handlu, Biznesu i Kultury w Fundacji Grażyny Kulczyk w Poznaniu była wystawą o wiele mniejszą. Trwała tylko trzy dni i prezentowała połowę tych artystów, którzy obecnie występują. Była też tylko częścią większego wydarzenia, Targów Sztuki Art Poznań 2005. Natomiast ta druga "Miłość i demokracja", która odbywa się teraz w Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia, to jest pełne rozwinięcie skrzydeł. Po pierwsze dlatego, że ta wystawa ma własny, osobny byt, poza jakąkolwiek wielką imprezą jest dwukrotnie większa. Poza tym są również artyści spoza Polski. No i jest zaplanowana na trzy miesiące, co daje jej większą szansę zaistnienia.

Oczywiście bardzo ważnym aspektem jest jej umiejscowienie w Trójmieście, ponieważ jest ono bardzo seksownym miejscem w Polsce.

Od lewej prace Karoliny Breguły i Aleksandry Buczkowskiej, Zuzanny Janin i Magdaleny Samborskiej
Od lewej prace Karoliny Breguły i Aleksandry Buczkowskiej, Zuzanny Janin i Magdaleny Samborskiej

D. M.: Jak ostatnio zauważyłeś w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej".

P. L.: Tak. To jest bardzo ważne, ponieważ Trójmiasto jest uważane w tym kraju za bardzo otwarte i przez to ta wystawa, która dotyczy nowej sztuki erotycznej, nowego na nią spojrzenia, dobrze prezentuje się w tym miejscu. Jest oczywiście kwestia istnienia także mrocznej strony Trójmiasta ze względu na cenzurowanie sztuki Doroty Nieznalskiej, która jest także obecna na wystawie, znajdującej się przecież w Gdańsku w instytucji publicznej. I jest to forma przełamania pewnej bariery. To miejsce jest mroczne także ze względu na siłę bojówek skrajnej prawicy. Kiedy w Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia odbywała się wystawa "Niech nas zobaczą", spotkała się z wieloma atakami. Także parady równości również tu nie cieszą się liberalnym podejściem. A więc działa tutaj ta mroczna część Trójmiasta i wystawa sytuuje się siłą rzeczy pomiędzy tym emancypacyjnym i seksualnym jego aspektem a mrocznym i represyjnym.

I wreszcie Trójmiasto jako miejsce, skąd wyszedł impuls do przewrotu politycznego, gdzie wolność narodu polskiego się rodziła. Natomiast ta wystawa oddaje moment rewolty obyczajowej, który obecnie odbywa się w polskim społeczeństwie w imię praw indywidualnych i wielu tożsamości. A więc spotyka się tutaj tradycja rewolucji charakteryzująca to miasto z aktualnymi przewrotami obyczajowymi i konfliktami społecznymi w tle.

Praca Izabelli Gustowskiej, a w głębi praca Doroty Nieznalskiej
Praca Izabelli Gustowskiej, a w głębi praca Doroty Nieznalskiej

D. M.: Tym bardziej, że czas, w którym ta wystawa powstała, też jest inny.

P. L.: Ale nie łatwiejszy. Oczywiście nie chcę porównywać naszej obecnej sytuacji do systemu komunistycznego, do PRL.

D. M.: Jeszcze jeden kontekst jest, jak mi się wydaje ,bardzo ważny. Przez ten rok, który upłynął od czasu prezentacji poznańskiej, nastąpiła znaczna zmiana polityczna. Mamy obecnie rządy Prawa i Sprawiedliwości.

P. L.: Oczywiście. Prawo i Sprawiedliwość tolerancją wobec mniejszości seksualnych nie grzeszy, więc do pewnego stopnia jest to wystawa opozycyjna. Jednak posługuje się ona językiem opozycyjnym na zupełnie innym poziomie niż bezpośrednie polityczne uderzenie, ponieważ ukazany został na niej język intymny, prywatny, miłosny. Z punktu widzenia pluralizacji miłości i seksualności jest formą opozycji politycznej. Najważniejsze w "Miłości i demokracji" jest to, że pokazuje ona miłość z punktu widzenia i heteroseksualnego, i homoseksualnego, czyli gejowskiego i lesbijskiego. Jest to wystawa, która pojmuje tożsamość miłosną i seksualną w wielości, a nie pojedynczości, ponieważ można by było z niej skonstruować trzy tożsamościowe wystawy: heteroseksualną, gejowską i lesbijską. Takie wystawy na pewno wkrótce będą w Polsce powstawały. Jeżeli te heteroseksualne w instytucjach publicznych, to te gejowskie i lesbijskie w miejscach prywatnych. Natomiast ta wystawa stara się łączyć te wszystkie aspekty i to jest jej naczelna idea. Jest to połączenie estetyki z kulturą wielości, tożsamości i praw człowieka.

Na pierwszym planie praca Anny Nawrot, a w głębi prace Macieja Osiki
Na pierwszym planie praca Anny Nawrot, a w głębi prace Macieja Osiki

D. M.: Zauważyłem, że starasz się nakreślić pewne przesunięcie w postawach artystycznych. Mam na myśli przejście od otwartego buntu i powagi sztuki krytycznej do radosnej sztuki prezentowanej na wystawie, która jednakowoż jest także zaangażowana społecznie. W wypadku prac pokazanych na wystawie bunt moralny i etyczny jest jednak bardziej zakamuflowany, wręcz podskórny.

Prace Karoliny Breguły
Prace Karoliny Breguły

P. L.: Jest to różnica postaw w stosunku do przedstawiania ciała i jego figuracji. Jest to wyraźnie obecne z punktu widzenia estetyki, ponieważ figuracja ciała w wielu klasycznych dziełach sztuki krytycznej była raczej naturalistyczna i naznaczona pewną traumą, żeby nie powiedzieć brzydotą. Jest to coś, co jest charakterystyczne dla wczesnej Katarzyny Kozyry, ale również dla Artura Żmijewskiego. Poza tym sztuka krytyczna ukazująca ciało na sposób naturalistyczny- czy aestetyczny - była także silnie związana, choć nie zawsze, z tematyką religijną. Była ambiwalentna etycznie, choć oczywiście jest interpretowana przez wielu krytyków jako sztuka przemawiająca w imię praw człowieka poprzez na przykład różnorodność przedstawień ciała. Jednak moim zdaniem postawa etyczna związana z prawami człowieka nie jest w tych dziełach obecna. Na przykład najsłynniejsze dwie "Łaźnie", męska i żeńska, Kozyry, mimo że stanowią wybitne dzieła sztuki, pod względem etycznym są wątpliwe, ponieważ ludzie ukazani w tych filmach zostali sfilmowani bez ich wiedzy, a więc prawo do ich własnego ciała zostało zawłaszczone.

Ta wystawa jest zupełnie inna, ponieważ ukazuje przede wszystkim duży poziom estetyzacji w figuracji ciała w sztuce współczesnej. Zauważyłem pewną estetyzację, która przeszła z malarstwa do instalacji, wideo i przede wszystkim do fotografii. W pracach tych objawia się bardzo estetyczne i afirmatywne podejście do cielesności, poza traumą i naturalizmem. Chciałem zaznaczyć, że istnieje taki nurt w sztuce polskiej, który wymaga zauważenia. Ten estetyczny język jest bardzo ważnym narzędziem komunikacji z publicznością. Ponieważ, jak wiadomo, temat pluralizacji seksualności jest ciągle dla wielu odbiorców kontrowersyjny. Wszystko jest kwestą sposobu mówienia o tym. Wydaje mi się, że mówienie o tych problemach poprzez estetykę, czyli przez piękno obrazu fotograficznego czy wideo, jest lepszym sposobem niż naturalizm. Aczkolwiek jest to także wystawa, która w podejściu do figuracji erotycznej i cielesności poszukuje trzeciego języka - między pornografią a polską seksofobią, do której należy także naturalizm. Od tej właśnie seksofobii wystawa ta wyraźnie się dystansuje. Natomiast z drugiej strony istnieje kwestia pornografii, która chociażby przez obrazy Karola Radziszewskiego, który przekłada język pornografii na język malarstwa, jest obecna na wystawie. Nie ma tu wielu dzieł, które prowadzą dialog z pornografią - bardzo ważny dla kwestii seksualności, tym bardziej, że obecnie pornografia jest podstawowym narzędziem edukacji seksualnej, szczególnie w kraju, w którym nie ma prawdziwej edukacji seksualnej. Ten brak dzieł nawiązujących do pornografii nie był moim celowym zabiegiem. Chciałem pokazać więcej pornografii na tej wystawie, ale jej nie znalazłem w najnowszej sztuce polskiej. Być może w przyszłości ta wystawa zostanie wzbogacona o bardziej pornograficzną część. Chociaż z drugiej strony pornografia jest także bardzo estetycznym językiem. Tutaj także mamy do czynienia z estetyzacją. I być może została ona przeniesiona do dzieł sztuki eksponowanych na wystawie nie tylko z malarstwa, ale również z języka pornografii.

Komiks Justyny Apolinarzak
Komiks Justyny Apolinarzak

D. M.: Zgadzam się, co do kwestii, że estetyzacja tej sztuki może pomóc w odbiorze wystawy i stanowić wręcz rodzaj wabika dla publiczności. I to prowadzi nas do pytania o społeczną rolę tej wystawy.

P. L.: Jest to bardzo ważny i dobry moment dla tej wystawy, choć trwa on już od pięciu czy nawet dziesięciu lat. Jednakże ta wystawa nie mogła pojawić się wcześniej, ponieważ nie było wystarczającej ilości dzieł sztuki, aby ją zrobić, lub też były one zbyt rozproszone, zbyt niezauważalne i zebranie ich wymagało pewnej pracy ode mnie. Ale tak naprawdę ta wystawa powinna się pojawić w połowie lat dziewięćdziesiątych, kiedy kwestie przez nią poruszane zaczęły być kwestiami istotnymi. W tej chwili są one na tyle rozdmuchane, że to, że takiej wystawy jeszcze nie było, wyznacza skalę naszego zapóźnienia, gdyż w dyskursie intelektualnym i medialnym tematyka ta jest jedną z naczelnych, tego drugiego etapu rewolucji, którą przechodzimy obecnie w imię wolności i praw człowieka. Jest to przedstawienie, które funkcjonuje na zupełnie innym poziomie. Oczywiście parady równości są bardzo ważne, ważny jest także liberacyjny język publiczny, który niektóre partie przyjmują, ale ważne jest też przedstawienie. Jest ono próbą pogłębionej refleksji nad sytuacją, próbą spojrzenia, indywidualnego, poza zbiorowością. Sztuka jest głosem prywatnym jednostek. W tym sensie jest to przełożenie problemu publicznego na kwestie prywatne i na indywidualne przedstawienie.

Czy ta wystawa może mieć oddziaływanie społeczne... Tego nie jesteśmy w stanie przewidzieć. To zależy od publiczności. Wydaje mi się, że może ona dać sygnał innym instytucjom w Polsce, że nie należy się bać tej tematyki. Zaproponowałem tę wystawę Zachęcie i Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie, ale nie została przyjęta. Oczywiście nikt nie powiedział, że odrzucenie jej nastąpiło z powodu obaw; było to tłumaczone względami finansowymi. Moim zdaniem jest to błąd, że żadna z warszawskich instytucji nie wzięła tej wystawy - ich obowiązkiem jest przecież przedstawiać aktualne tematy w sztuce. Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia pokazało, że jednak można.

Ta wystawa być może również da trochę inny wizerunek Polski, bardzo źle w tej chwili odbieranej w Europie.

Fotografie Wojciecha Gilewicza
Fotografie Wojciecha Gilewicza

D. M.: Tym bardziej, że jest pokazywana w jednej z instytucji publicznych, które wyrażają najczęściej głosy większości; tymczasem wystawa ta przynosi głosy indywidualne, głosy mniejszości. Stanowi bardzo ważny głos w kwestii demokracji w Polsce.

P. L.: To bardzo dobra uwaga. Tym bardziej, że mój głos jest także głosem ze strony mniejszości w ramach publicznej instytucji. Chciałbym jednak zaznaczyć, że wystawa ta nie jest tylko gejowska, lesbijska czy heteroseksualna, że jej ideą jest propagowanie wielości tożsamości, wielości wewnętrznej, intymnej. Jest to otwarte rozumienie seksualności. Dlatego właśnie ta wystawa sprawdza się w instytucji publicznej. Takie otwarcie powinno być cechą sfery publicznej w demokracji.

D. M.: Chciałbym się odnieść do twojego tekstu "Sztuka wobec rewolucji moralnej", który został opublikowany prawie rok temu. Czy uważasz, że tezy, które postawiłeś w sprawie mariażu sztuki z mediami, polityką, prawem i biznesem sprawdziły się?

P. L.: Sprawdziły się w wypadku tej wystawy, ponieważ, jak wiadomo, pierwsza jej edycja miała miejsce w przestrzeni prywatnej, w Fundacji Grażyny Kulczyk, która związana jest z rynkiem, z liberalnym kapitalizmem. To stanowi jeden biegun, ponieważ wśród wielości produktów rynkowych może się także znaleźć miejsce dla wielości modelów miłości i seksualności. Oczywiście ten temat dominuje w zachodniej kulturze popularnej, która wraz z globalizacją przypływa do Polski. Pierwszą instytucją, która przyjęła ta wystawę, była przestrzeń prywatna, związaną z rynkiem. Ja ciągle wierzę w liberacyjny potencjał, który w pewnym sensie jest w rynku obecny.

Co do kwestii medialnej. Mam bardzo pozytywne doświadczenia, jeśli chodzi o wystawę "Miłość i demokracja" w Trójmieście. Wszystkie, spotkania i rozmowy medialne, wywiady których udzieliłem dziennikarzom telewizyjnym i radiowym do tej pory były bardzo pozytywne. Dziennikarzom ta wystawa się podobała i prowadzili ze mną rozmowy z punktu widzenia przyjaznego dla niej. Sfera medialna, w tym minimalnym obszarze, jaki ma zarezerwowany dla sztuki, zadziałała w sposób pozytywny.

Pojawił się jednak zupełnie nowy element, którego się nie spodziewałem i którego w moim tekście nie uwzględniłem. Otóż okazało się, że istnieje instytucja publiczna, która również może być platformą dla prezentacji tej wystawy. Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia i jego dyrektorka- była to decyzja jednej osoby- Jadwiga Charzyńska przyjęła tę wystawę. Być może powinienem teraz wzbogacić tę pozytywną perspektywę (o negatywnych na razie nie będę mówił) o to, że instytucje publiczne w odpowiednich sytuacjach również mogą stać się miejscem, które może wystawić taką sztukę. Na razie uniwersytet trochę zawiódł. Ja przede wszystkim jestem wykładowcą akademickim, a nie kuratorem, to margines mojej działalności. Reprezentuję w większym stopniu świat uniwerstyetu niż kuratorów. Ta wystawa, jak również katalog, który niedługo się ukaże, ma ambicje zgromadzenia przykładów sztuki reprezentujących falę, która dopiero się wznosi. Niestety, trójmiejski uniwersytet zawiódł mnie, ponieważ pozostał poza tym projektem.

Praca Doroty Nieznalskiej
Praca Doroty Nieznalskiej

D. M.: Natomiast na reakcję polityczną i prawną będziemy musieli poczekać.

P. L.: Być może ten wywiad mógłby wyglądać zupełnie inaczej za dwa miesiące. Sposób przyjęcia tej wystawy traktuję jako swego rodzaju test.

D. M.: Dla demokracji?

P. L.: Dla demokracji i publicznych instytucji sztuki w Polsce. Jak wiadomo, ataki cenzury są zawsze kontekstualne i wynikają z bardzo lokalnych kontekstów, które są często personalne. W tej sferze nie można przyjąć uniwersalnych reguł.

D. M.: W tekście do katalogu, który ukaże się na dniach, powołałeś się na inspirację sztuką Nan Goldin.

P. L.: Inspiracji było więcej. Po pierwsze, było to moje zainteresowanie sztuką homoseksualną, które trwa od początku moich studiów. Moje publikacje dotyczą przede wszystkim tej tematyki; ja sam byłem dla siebie inspiracją. Drugą było spojrzenie na seksualność i miłość z punktu widzenia wielości. Tutaj sztuka Nan Goldin niewątpliwie odegrała dużą rolę. Wydaje mi się, że "Miłość i demokracja" może stanowić odniesienie się do wystawy tej artystki, która odbyła się w Zamku Ujazdowskim. Może by pani Milada Ślidzińska zainteresowała się i tą wystawą? Chociaż, jak wiadomo, niezbyt interesuje ją sztuka polska. Innym źródłem inspiracji jest oczywiście twórczość artystów polskich. Szczególnie Katarzyny Korzenieckiej i Izabeli Gustowskiej. Ich prace pokazane na wystawie - "L'amour passion" Gustowskiej i fotografie na prześcieradłach Korzenieckiej - prezentują coś, co ja nazywam demokracją intymną, czyli otwartość psychiczną na miłość, jako psychicznej, wewnętrznej wielości. Ważną inspiracją w ogóle była sztuka kobiet i erotyzm pokazywany z żeńskiego punktu widzenia, ten swego rodzaju zmysłowy erotyzm, który często przyjmuje postać erotyzmu homoerotycznego. Ta wystawa łączy nie tylko różne perspektywy orientacji seksualnych, ale włącza także erotyzm widziany z punktu widzenia kobiecego. Jest to także wystawa feministyczna. Jest więc ona próbą zaproponowania alternatywnej wizualności, która nie jest seksistowska czy patriarchalna.

D. M.: Czy miałeś jakieś trudności w zorganizowaniu tej wystawy?

P. L.: Pod względem organizacyjnym żadnych, ponieważ pracujący w CSW Łaźnia architekt wnętrz artystycznych Robert Rumas wykonał ogromną pracę administracyjną, finansową i architektoniczną, więc ja jako kurator byłem w sytuacji niezwykle komfortowej . Nie miałem żadnych problemów również ze znalezieniem artystów. Prawda jest taka, że jeślibym miał do dyspozycji większą instytucję, to ta wystawa byłaby dwukrotnie większa, ponieważ mógłbym sięgnąć również po dzieła z lat dziewięćdziesiątych, nawet z obszaru sztuki krytycznej, i w ten sposób nadać jej historyczną perspektywą. Choć jest ona w pewnym sensie obecna dzięki włączeniu części projektu "Entuzjaści" Neila Cummingsa i Marysi Lewandowskiej: "Entuzjaści - Love".

Na pierwszym planie wideo Karoliny Wysockiej, po bokach prace Joanny Nowek, Elizy Ciborowskiej i Wojciecha Gilewicza
Na pierwszym planie wideo Karoliny Wysockiej, po bokach prace Joanny Nowek, Elizy Ciborowskiej i Wojciecha Gilewicza

D. M.: Dla mnie ta perspektywa, którą ujawnia ta włączona do wystawy część "Entuzjastów", jest jedną z ciekawszych na wystawie.

P. L.: Idea tej wystawy jest silnie zakorzeniona w rewolucji obyczajowej lat sześćdziesiątych, której moim zdaniem w Polsce tak naprawdę nie przeszliśmy - albo przeszliśmy w niedostrzegalny sposób. Ta rewolucja właściwie jeszcze trwa. Ta wystawa więc przedstawia poniekąd moje marzenie o rewolucji obyczajowej i seksualnej lat sześćdziesiątych. "Entuzjaści - Love" wzbogacają więc tę wystawę także pod względem ideowym. Dzięki temu staje się ona próbą refleksji na temat rewolucji obyczajowej w Polsce od lat sześćdziesiątych.

Ta wystawa jest także projektem kontekstualnym. Kontekst stanowi tu Trójmiasto obecnie i w przeszłości. Po drugie, jest to CSW Łaźnia jako instytucja, ponieważ było ono jedyną tak dużą instytucją w Polsce, która przyjęła fotograficzny projekt " Niech nas zobaczą". Ten projekt też został do tej wystawy włączony. Jednakże Łaźnia jako budynek stanowi niezwykle ważny kontekst, który od początku XX wieku do lat osiemdziesiątych funkcjonował jako łaźnia miejska. Istnieje ustna tradycja dzielnicy, mówiąca, że była ona miejscem spotkań homoseksualnych. Była to dzielnica biedna, ludzie nie mieli tu łazienek i bytowali stłoczeni w mieszkaniach- to jest ten bardzo ciekawy kontekst dzielnicy. Jednym z powodów powstania CSW Łaźnia była przecież chęć stworzenia ośrodka, który dokonywałby dzieła rewitalizacji na tym terenie. Dzielnica ta jest więc kontekstualnym elementem związanym z wykluczeniem społecznym pod względem klasowym.

Instalacja Tomka Kitlińskiego
Instalacja Tomka Kitlińskiego

Chciałbym jeszcze dodać, że istotne dla konstrukcji tej wystawy jest to, że nie ma na niej dzieł posiadające odniesienia religijne. Celowo usunąłem wszelkie odniesienia religijne. Uważam, że język religii jest nieodpowiedni do myślenia o miłości i seksie, a szczególnie do myślenia o związku. "Miłość i demokracja" jest wystawą zrobioną z punktu widzenia praw człowieka, kultury liberalnej i świeckiej.

Gdańsk, 12.06.2006

Fotografie: Dominik Kulaszewicz, dzięki uprzejmości CSW "Łaźnia", Gdańsk.