W paryskim Centre Pompidou właśnie dobiega końca retrospektywa Mony Hatoum, palestyńsko-libańskiej artystki, która od ponad czterdziestu lat żyje i tworzy w Londynie. Hatoum zalicza się do ciągle dość wąskiego grona egzotycznych dla Zachodu artystek, które zdobyły wysoką pozycję i rozpoznawalność w świecie sztuki. Obecnie, jest ona obok Mariny Abramović najsłynniejszą artystką współczesną, co jednak ważniejsze - jej twórczość z upływem lat nie tylko nie traci na sile, ale w obliczu wydarzeń mających miejsce w Europie wydaje się aktualna jak nigdy przedtem. Największa z dotychczasowych ekspozycji Hatoum wyraźnie to potwierdza.
Dlaczego twórczość artystki jest dziś tak aktualna i skłaniająca do refleksji? Głównie dlatego, że sztuka Hatoum to niekończąca się opowieść o utracie, wyobcowaniu, oddaleniu, i są to ni mniej ni więcej tylko utrata ojczyzny, wyobcowanie w kraju, który mimo iż oswojony, nigdy nie staje się całkiem "nasz" a w końcu oddalenie od domu, rodziny, od matki przede wszystkim. Artystka reprezentuje największą figurę XXI wieku, rozpalającą umysły niemal wszystkich Europejczyków i nie tylko, figurę migranta, a konkretnie imigrantki, uchodźcy z kraju o innej kulturze i obyczajach, którą nagły konflikt zbrojny zmusił do osiedlenia się na kontynencie europejskim. Mona Hatoum urodziła się w palestyńskiej rodzinie w Bejrucie, tam też rozpoczęła studia i planowała rozwijać karierę. Wybuch wojny cywilnej w Libanie w 1975 roku zastał ją podczas krótkiego pobytu w Londynie, z którego nigdy już nie wróciła do ojczyzny, pozostawiając tam rodzinę. Od tej pory cała jej twórczość naznaczona jest piętnem tej dramatycznej rozłąki.
Jednak zaledwie dwudziestotrzyletnia wówczas Hatoum to nie tylko imigrantka, ale także młoda kobieta, która w tym nieznanym miejscu musi stworzyć sobie dom, wynaleźć go na nowo z całą świadomością, że nigdy nie będzie przypominał tego pozostawionego w Bejrucie. Jest to wątek nieustannie przewijający się w jej pracach, przez lata Hatoum tworzy dziesiątki obiektów, przedmiotów z życia codziennego kobiety, które stają się zaprzeczeniem ich własnej użytkowości. Zamiast ułatwiać domowe obowiązki przyjmują one formy złowrogie czy wręcz niebezpieczne, jak w wypadku instalacji "Grater Divided" i "Daybed" (2008) gdzie zwykła metalowa tarka i krajalnica kuchenna, powiększone do ludzkich rozmiarów, w jednej chwili mogą stać się narzędziami tortur. Podobnie we wcześniejszej pracy zatytułowanej "Home" (1999) - na prostym stole widzimy różnego rodzaju przybory kuchenne. Są ze sobą połączone przewodem elektrycznym, w środku natomiast ukryte zostały żarówki zapalające się na przemian i znienacka z charakterystycznym dźwiękiem zwarcia elektrycznego. Dodatkowo, widz jest oddzielony od instalacji barierą z drutu, co jeszcze wyraźniej wzmaga wrażenie odizolowania. Dom według Hatoum nie jest spokojną przystanią, a więzieniem, klatką pod napięciem, przestrzenią przemocy (w tym także przemocy domowej wobec kobiet) i opresji.
Twórczość Hatoum jest zresztą najszerzej kojarzona właśnie z tego typu przedmiotami, którym odbiera ona pierwotną użytkową funkcję i zamienia w obiekty "codziennego terroru" zdecydowanie wrogie i zagrażające ich użytkownikom. Szerokiej publiczności znane są m.in. "Incommunicando" (1993), dziecięce łóżeczko wykonane z twardych metalowych prętów, w którym miękki materac zastąpiono cienkimi, ostrymi żyłkami do cięcia sera czy "Untitled (Wheelchair)" (1998), gdzie siedzisko jest po prostu twardą metalową płytą, a rączki do popychania wózka zostały wymienione na dwa noże. W ten sposób to, co zwykle kojarzone ze sferą komfortu i opieki staje się niedostępne, niegościnne i radykalnie opresyjne, budzi lęk. Edward W. Said pisał o tych obiektach jako o paradoksalnych tworach, w których "to, co znajome i to, co obce jest zakleszczone w najdziwniejszy możliwy sposób, przylegają do siebie będąc jednocześnie nie do pogodzenia".1 Według badacza najbardziej zaskakująca w obcowaniu z tymi przedmiotami jest nie tyle świadomość, że powrót do poprzedniego stanu jest niemożliwy, co przede wszystkim wrażenie "normalności" i "akceptowalności" ich nowej postaci wynikające właśnie z jej bliskości z formą pierwotną.
Sfera intymności wiążę się jednak nie tylko z domem, ale głównie z ciałem, które artystka wielokrotnie wykorzystywała do działań twórczych. Zwłaszcza w latach 80. stało się ono jej głównym obiektem zainteresowania w takich pracach wideo, jak "Don't Smile, You're on Camera" (1980). W późniejszym "Corps étranger" (1994) Hatoum posuwa się aż do ukazania swojego ciała od wewnątrz za pomocą wprowadzonej tam sondy medycznej. Obie prace odwołują się wyraźnie do pojęcia nadzoru i obserwacji, które szczególnie interesowały artystkę w tym okresie. Motyw ten pojawił się także w instalacji "So much I want to say" (1983), na którą składa się wideo skomponowane z serii zdjęć Hatoum. Widać na nich twarz artystki w zbliżeniu z parą męskich dłoni kneblujących jej usta i uniemożliwiających mówienie. W tym samym czasie można usłyszeć powtarzany przez nią bez końca tytuł pracy. Jak często u Hatoum, forma ograniczona jest do niezbędnego minimum, co pozwala jeszcze wyraźniej wybrzmieć treści.
Inne wideo z lat 80. zaprezentowane w ramach paryskiej retrospektywy, odnosi się już w sposób bezpośredni do doświadczenia oddalenia i utraty. Chodzi o poruszające, wielowymiarowe "Measures of Distance" (1988), dzieło skonstruowane z ujęć matki artystki biorącej prysznic w jej rodzinnym domu w Bejrucie. Liryczny obraz nagiej dojrzałej kobiety przesłania kurtyna arabskich znaków - fragmentów listów, które wysłała do córki mieszkającej w Londynie. W tle słychać nakładające się na siebie rozmowę obu kobiet i nagranie angielskiego tłumaczenia listów czytanych przez artystkę. Trudno nie ulec wrażeniu, że matka została tu podwójnie obnażona - nie tylko dosłownie, ale i emocjonalnie. Hatoum nie waha się ukazywać ich intymności, bolesnego rozdarcia między dwoma odmiennymi i odległymi światami oraz prób podtrzymania kontaktu i bliskości mimo wszystkich przeciwności losu.
Mona Hatoum ma jeszcze jedną obsesję, która wyraźnie naznaczyła jej sztukę. To kartografia. Jeśli przyjrzeć się doświadczeniom migrantów, nie ma w tym nic dziwnego, bowiem zmuszeni przemierzać nieznane kraje i regiony stają się niejako zakładnikami map, znają je na pamięć i często do końca życia potrafią wskazać drogi, które przebyli, aby dotrzeć do miejsca, w którym się znajdują. Artystka wielokrotnie powraca do tego motywu. Odnajdujemy go m.in. w dziele "Bukhara" (2008) w postaci wzoru wykonanego na perskim dywanie, pochodzącym z jej domu rodzinnego. Jest to pamiątka o tyle osobliwa, że dywan ten był jednym z nielicznych przedmiotów, które rodzice Hatoum zabrali uciekając pod naciskiem strony izraelskiej z Hajfy w poszukiwaniu azylu w Libanie. Historia przedmiotu jest w tym wypadku również historią dwóch pokoleń uchodźców, którzy w drobnych rzeczach starają się ocalić cząstkę dawnego życia i często nieudolnie próbują odtworzyć dom za ich pomocą.
W innej instalacji, "3-D Cities" (2008-2010) Hatoum ukazuje plan ulic Bejrutu, Bagdadu i Kabulu z wgłębieniami i wypukłościami w miejscach strategicznych, które uległy całkowitemu zniszczeniu w czasie wojny lub zostały zrekonstruowane po jej zakończeniu. Te szczególnego rodzaju kratery i wzniesienia odtworzone na płaskiej powierzchni mapy doskonale obrazują jak wielkie straty i zmiany w geografii miasta czy regionu przynosi konflikt zbrojny, lecz także jak w gruncie rzeczy kruchy i podatny na destrukcję jest nie tylko człowiek, ale i krajobraz, świat w którym żyje.
Na wystawie znalazła się również najnowsza praca artystki "Map (Clear)" (2014) - ogromnych rozmiarów mapa świata ułożona na podłodze galerii z kilku tysięcy przezroczystych miniaturowych kulek w żaden sposób nie przytwierdzonych do podłoża. Mapa ta jest więc potencjalnie nietrwała, może zostać naruszona lub całkowicie zniszczona przez poruszających się w przestrzeni wystawy widzów, co ma podkreślać niestabilność współczesnego świata, nieustannie wprawianego w drganie przez nawet najmniejsze wewnętrzne wibracje.
Takim drganiem, a nawet prawdziwym wstrząsem dla Europy stał się obecny kryzys migracyjny. Masowy napływ obcych w wielu Europejczykach wywołuje lęk i prowadzi do natychmiastowego ich odrzucenia. Oczywiście trudno oczekiwać od sztuki Hatoum, że zmieni nastawienie całych społeczeństw do kwestii przyjmowania uchodźców, jednak jeżeli przybliży choć kilku zainteresowanym doświadczenie imigranta w obcym kraju, jest to już pewien sukces. Mona Hatoum jest bowiem w swojej twórczości absolutnie szczera i wiarygodna, a do tego potrafi mówić prostym językiem o doświadczeniach trudnych i traumatycznych. Choćby dlatego warto dziś pochylać się z uwagą nad bogatym dorobkiem tej artystki i wyciągnąć z niego wnioski.
Mona Hatoum, Centre Pompidou, Paryż, 24.06-28.09.2015