Czasami najpierw jest historia ludzka, a potem jest obraz, czasem odwrotnie... Z Marią Kiesner rozmawia

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
supersam, 70cm x100 cm 2007 akryl na płótnie
supersam, 70cm x100 cm 2007 akryl na płótnie

Tomasz Szerszeń: Weduty warszawskie - tak zatytułowałaś część swoich obrazów. Skąd pomysł, by odświeżyć konwencję wedut?
Maria Kiesner: Weduta jest mi bliska, ponieważ przedstawia tkankę miejską, gęstość, rytmy... Moje obrazy można podzielić na dwie grupy: czasami robię portret budynku, czasami robię panoramę, wedutę. Weduta chyba jednak najlepiej oddaje charakter miasta.

T.S.: Malujesz modernizm, socmodernizm... Weduta jakoś oddaje tę architekturę?
M.K.: Tak, uważam, że po weducie można łatwo rozpoznać czas, w jakim wykonane zostało zdjęcie, z którego malowałam. Przy każdej prezentacji tych obrazów, odzywają się do mnie - to taki mój mały sukces - różni miłośnicy Warszawy, varsavianiści, którzy odbierają to malarstwo całym sercem. Bez pudła oceniają, kiedy powstały te budynki, kiedy je przebudowano, kiedy była jakaś nadbudowa... Nasze czasy to zasłanianie, dobudowywanie. Te budynki rosną w górę, mają banery reklamowe. Ja sięgam do starych zdjęć.

stadion, 100cm x 150 cm 2007 akryl na płótnie
stadion, 100cm x 150 cm 2007 akryl na płótnie

T.S.: Dokonujesz idealizacji - malujesz z pocztówek. Jednak twoje obrazy mają również wymiar dokumentalny: malowałaś willę Antoniego Szyllera na Saskiej Kępie (zaprojektowaną przez Lacherta i Szanajcę), Supersam - tych miejsc już nie ma. Interesujesz się twórczością Karola Schayera (malowałaś m.in. budynek jego projektu na Frascati 4) - to trochę zapomniany architekt, wiele z pośród jego realizacji już nie istnieje (z kolei budynek na Frascati został po wojnie całkowicie przebudowany).
M.K.: Czasami ważny jest dla mnie sam budynek - wtedy nie wnikam w jego historię - a czasami, dla odmiany, autor, architekt, historia budynku. Ale rzeczywiście, w przypadku Schayera możemy mówić o mojej dużej fascynacji. Zupełnie przypadkowo spotkałam libańskiego profesora, który tropi budynki schayerowskie w Polsce. Bardzo się wciągnęłam, jeździłam do Katowic na wykłady o jego twórczości, poznałam młodych katowickich działaczy, którzy szukają śladów jego obecności. W ogóle historia Karola Schayera jest niezwykła. To architekt, który projektował w Katowicach, zaprojektował tam m.in. budynek Muzeum Śląskiego. Budowa zaczęła się przed wojną [w 1934 roku - przyp. T.S.], Niemcy zburzyli to, co wybudowano [w 1941 roku - przyp. T.S.]. Większość polskich podręczników wspomina, że Schayer zginął w czasie wojny, podczas gdy w rzeczywistości tworzył jeszcze przez kilkadziesiąt lat - w Libanie [zmarł w 1971 roku - przyp. T.S.]. Projektował tam piękne wille, rezydencje, hotele, meble. One stopniowo znikają. Jeśli chodzi o Supersam: to splot pewnych okoliczności, spotkanych ludzi... Sama postać Pawła Giergonia, który walczył o Supersam, czy Magdy Kardasz z Kordegardy. Obraz obrazem, ale jest tu także wiele takich "ludzkich" tropów.

T.S.: Czyli namalowanie Supersamu było przez kogoś inspirowane?
M.K.: Rzeczywiście, była wcześniej rozmowa z grupą młodych miłośników Warszawy. Oni powiedzieli mi: Majka, będzie wyburzany Supersam. Czy nie powinnaś go namalować? Ja zawsze trochę śmieję się z takich propozycji, ale potem myślę sobie: czemu właściwie tego nie zrobić? Dowiaduję się, że ten budynek był tak piękny, tak wybitny. Wszystko gdzieś się tu spotyka, to taka suma zdarzeń.

T.S.: A Pawilon Chemii zdążyłaś namalować?
M.K.: Nie, nie zdążyłam. Strasznie przeżyłam, że już jego nie było, że zniknął tak znienacka... Mam wrażenie, że Warszawa to miasto, które każdy musi dla siebie znaleźć według swego własnego klucza. Jest miastem, które daje taką możliwość - każdy może mieć ją dla siebie. Mam ochotę, by ją portretować, ale taką nieoczywistą. Żeby nie były to miejsca typu Rotunda, czy Pałac Kultury - Pałacu staram się unikać, nie maluję go.

saska, 100 cm x 140 cm 2007 akryl na płótnie
saska, 100 cm x 140 cm 2007 akryl na płótnie

T.S.: A namalowałabyś muzeum Kereza? A właściwie jego makietę?
M.K.: Bardzo mi się podoba ta architektura. Jestem też zachwycona makietami Kobro przedstawiającymi przedszkole - to moje ostatnie odkrycie.

T.S.: Malowałaś też willę Pniewskiego na Rzymskiej.
M.K.: Po wystawie w Galerii Milano przyszedł do mnie miłośnik tej willi i zamówił parę obrazów - malowałam ją więc parę razy. Jednak wolę ją na moich obrazach, niż w rzeczywistości: otoczoną domami, wbitą gdzieś między Wał Miedzeszyński, ekrany przeciwdźwiękowe... W książce Faryny-Paszkiewicz Saska Kępa są zdjęcia, na których ona stoi na pustym placu, na polu. Wokół nie ma drzew, żadnych innych willi.

T.S.: Wiele spośród miejsc, które malujesz można rozpoznać, z kolei inne pojawiają się w tytułach. Czy topografia miejsc, które malujesz, pokrywa się z topografią bardziej osobistą - czy te miejsca są dla ciebie ważne?
M.K.: Czasami najpierw jest historia ludzka, a potem jest obraz, czasem odwrotnie: najpierw jest obraz, gdzieś przeze mnie znaleziony (np. w starych książkach, pocztówkach), a potem jest odzew ludzi. Gdy malowałam katowicki Spodek, od razu odezwała się córka architekta tego obiektu. Architektura jest więc rzeczą wspólną: każdy jest po trosze jej właścicielem. Każdy obraz wywołuje echo. Wystawa na Saskiej Kępie miała niezwykły oddźwięk. Do tego stopnia, że w przeciągu miesiąca miałam mnóstwo telefonów, e-maili od ludzi żywo związanych z tymi budynkami, tymi okolicami, którzy po prostu mieli ochotę zadzwonić, powiedzieć: dzień dobry, mieszkam tu i tu (np. na ulicy Katowickiej)...

rzeźnia, 100cm x 140cm 2004 akryl na płótnie
rzeźnia, 100cm x 140cm 2004 akryl na płótnie

T.S.: Malujesz też inne miasta. Obserwując twoją twórczość można jednak dojść do wniosku, że coraz bardziej koncentrujesz się na Warszawie.
M.K.: Warszawę omijałam bardzo długo celowo. Wydawało mi się, że Warszawa jest już opatrzona - przyznam szczerze, że mniej ją lubiłam. Z biegiem czasu polubiłam Warszawę, zaczęłam ją dla siebie odnajdować. Lubię też Śląsk: malowałam Katowice, Rybnik, Chorzów, ciężkie śląskie gmaszyska. Po skończeniu studiów natrafiłam przypadkiem - zresztą tu na Pradze, na Stalowej, w sklepie ze starociami - na pocztówki z początku XX wieku przedstawiające hutę królewską w Chorzowie. Te pocztówki zainspirowały mnie do cyklu obrazów przedstawiających Śląsk. Odkryłam piękno kryjące się w pocztówce. Piękno kompozycji, piękno warsztatu fotograficznego. Usunęłam tylko elementy industrialne - takie, jak kominy i druty wysokiego napięcia. Poszłam tym tropem. W tych pocztówkach zawsze znajduję coś dla siebie. Bardzo lubię błąd w druku.

T.S.: Ale jeśli mówisz o błędach w druku, to czy istnieje jakieś przełożenie na twoje malarstwo? Np. pewna tautologiczność tej architektury - ja, w każdym razie, nie zwróciłem na to uwagi...
M.K.: Istnieje przełożenie. One są często przeczernione. To poniekąd wynika z druku tych pocztówek. Dużo korzystam też ze starych (lata 60.) książek krajoznawczych, czarno-białych. Według tych starych książek odnajduję budynki warte uwagi. Te książki, pocztówki są mi też pomocne z innego względu: nie ma tam reklam, samochodów, nie ma ludzi w takiej ilości. Pomaga mi to wyczyścić przestrzeń miasta z wszystkich śladów człowieka.

plac teatralny, 100 cm x 150 cm 2004 akryl na płótnie
plac teatralny, 100 cm x 150 cm 2004 akryl na płótnie

T.S.: Oczyszczasz aż do czystej formy, do tej modernistycznej struktury... Widać tu też inspirację fotografiami Czesława Olszewskiego.
M.K.: Olszewski jest dla mnie mistrzem. Jego fotografie to ślady budynków, których już absolutnie nie ma - np. przepiękny Dom Wioślarza nad Wisłą. Tego nie można odnaleźć w krajoznawczych książkach z lat 60.

T.S.: Prowadzisz swoistą grę z odbiorcą: niektóre obrazy mają w tytule miejsce w Warszawie, inne nie, ale z kolei rozpoznajemy te miejsca - warszawiak, który zna trochę swoje miasto, wie, że to ten, a nie inny budynek. Istnieją jednak obrazy-pułapki: np. obraz Wola - nie da się zidentyfikować tego miejsca na Woli, nie tak łatwo również wpaść na trop oryginału, który cię zainspirował...
M.K.: To jest Wola z takiej wczesnej fotografii Sempolińskiego - Wola daleka od tej dzisiejszej. Staram się systematyzować te tematy: czasem ważny jest dla mnie architekt, czasem miejsce, czasem fotograf, którego zdjęcie mnie zainspirowało... Inne są preteksty dla namalowania danego obrazu. Ostatnia moja wystawa jest zatytułowana Nigdzie. Chciałam odejść od takiego indeksowania miejsc.

nad wisłą, 110 cm x 140 cm 2007 akryl na płótnie
nad wisłą, 110 cm x 140 cm 2007 akryl na płótnie

T.S.: Ale jednak w tym uniwersalnym nigdzie potrafimy często rozpoznać konkretny budynek, który się zna. To, co u ciebie uniwersalne, to pewne uproszczenie bryły - budynki na twoich obrazach przypominają trochę makiety, modele architektoniczne. To, trochę przesadzając, konwencja architektonicznej symulacji.
M.K.: Lubię makietowość. Bardzo sobie cenię malarstwo De Chirico.

T.S.: Twój obraz pt. Plac Teatralny jest bardzo zanurzony w klimacie tego malarstwa.
M.K.: Tak. W ostatnim czasie, na wystawie Nigdzie, miałam nawet cykl obrazów, przedstawiających budynki będące makietami. To jest jedna ze ścieżek. Teraz myślę nad cyklem obrazów inspirowanych architekturą brutalną - surową, betonową. Wtedy już zupełnie nie będzie ważne, czy to jest Warszawa, Berlin, czy Rosja.

kobro, 70cm x 100cm 2008 akryl na płótnie
kobro, 70cm x 100cm 2008 akryl na płótnie

T.S.: Ta makietowość łączy się dla mnie z pewną grozą modernizmu. W kontekście twojego malarstwa pada słowo "utopia": wydaje mi się to uzasadnione. Istnieje podskórne podobieństwo między twoimi obrazami a Wartropią Aleksandry Polisiewicz.
M.K.: Wchodzi tu również w grę kwestia techniczna: dzisiaj fotografuje się architekturę zupełnie inaczej. Natomiast Olszewski czy wszyscy autorzy zdjęć przedwojennych i tuż powojennych bardzo przywiązywali wagę do pory dnia: żeby ten skos był mocny. W starych zdjęciach lubię właśnie tę dynamikę. Bryła jest statyczna. W momencie, gdy dostaje to mocne, boczne światło, nabiera grozy i dynamiki, chociaż jej nie ma.

T.S.: Wracając do grozy i utopii: namalowałaś taki obraz - Rzeźnia. To, co na nim zostało przedstawione, to jest - przynajmniej dla mnie - obóz koncentracyjny. Jest w nim coś głęboko niepokojącego. W twoich obrazach jest jednak również melancholia.
M.K.: Lubię miasto przed burzą - to moja ulubiona pora dnia. Lubię taki rodzaj melancholii. Wtedy budynki są oświetlone w zupełnie inny sposób: ciemne niebo, jasne budynki, światło nie wiadomo skąd.

T.S.: Tak jak na tej fotografii Sempolińskiego, która służyła ci jako źródło dla obrazu Wola: ciemne niebo, jasny, jakby błyszczący się budynek. On często fotografował w taki sposób: ciemne niebo, jasny budynek. Zmieniając temat: zamierzasz jeszcze wrócić do malowania budynków przemysłowych?
M.K.: Raczej nie. Mam ochotę na malowanie form betonowych.

frascati, 100cm x 120 cm 2008 akryl na płótnie
frascati, 100cm x 120 cm 2008 akryl na płótnie

T.S: A pomniki?
M.K.: Myślałam o pomnikach. Paweł Giergoń (obrońca Supersamu) jest znawcą pomników warszawskich: dokumentuje na swojej stronie pomniki, które stoją gdzieś między blokami - na Woli, na Saskiej Kępie... W Warszawie jest dużo takich ukrytych rzeczy. Jest przecież wiele Syrenek. Ostatnio przeze mnie odkryta to ta ułożona z kostki Bauma w parku na Bródnie. Bardzo też lubię Pomnik Lotnika. Myślę jednak, że architektura jest bardziej wdzięcznym tematem. Chociaż gdybym miała wpuścić do moich obrazów figurę ludzką, zrobiłabym to poprzez pomnik.

T.S.: Chciałbym cię jeszcze spytać o dyplom - projekt dotyczący Nowego Jorku.
M.K.: W roku poprzedzającym przygotowanie dyplomu byłam w Nowym Jorku. Wyobrażałam sobie, że będzie to taki przyjemny wyjazd "muzealno-galeryjny". Tydzień po moim przylocie zawaliły się wieże World Trade Center. To było dla mnie ciężkie przeżycie - na moich oczach, w przeciągu paru godzin, Nowy Jork zamienił się w miasto milczące, smutne, ciche. To doświadczenie nie do zatarcia: dramat miasta, które szuka tych ludzi. Wszędzie ich zdjęcia. Jak na prawdziwej wojnie. Później mój dyplom otrzymał nagrodę Józefa Szajny. Fakt, że on porusza problem wojny, że sam Szajna mi ją wręczył, jest dla mnie - gdy teraz o tym myślę - znaczący.

T.S.: Miasto ciche, z zastygłą grozą - to jest przecież ciągle obecne w tym, co robisz, choć w zupełnie innej postaci.
M.K.: Pisałam również pracę o Wróblewskim - tam są podobne wątki. Lubię sytuacje przerysowane, lubię socrealizm, sztukę Arsenału... Lubię podkreślać patos, monumentalizm - nawet jeśli w rzeczywistości go nie ma.

Fragment rozmowy, która w całości ukaże się w kwartalniku "Konteksty" [nr 3-4/2008], w numerze poświęconym antropologii miasta, Warszawie, pracowniom artystycznym na Pradze i sztuce w kontekście miejskim.

wola, 100cm x 150 cm 2007 akryl na płótnie
wola, 100cm x 150 cm 2007 akryl na płótnie