"Castle in the air". Trzy punkty seansu wyobraźni

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Fundamentami zamku szybującego w powietrzu są przypuszczenia i prawdopodobieństwa. Architektura staje się ruchoma i niejednoznaczna. Zaprasza do uczestnictwa w nieoczywistej grze inicjowanej wystawą "Castle in the air. Seans wyobraźni" , prezentowaną w poznańskim zamku. Adam Budak, jej kurator, zaaranżował przestrzeń otwierającą dialog między artystami, odbiorcami i historią zamku.

Jej wybór nie był przypadkowy. Cesarski zamek w Poznaniu, mimo krótkiej historii (został zbudowany w latach 1905-1910), naznaczony jest trwale piętnem przeszłości. Powstał jako rezydencja pruskiego cesarza Wilhelma II. Po I wojnie światowej stał się własnością państwa polskiego. W 1939 roku Albert Speer podjął decyzję o adaptacji wnętrz na potrzeby Adolfa Hitlera. Po zakończeniu wojny i częściowej odbudowie zamek służył władzom miasta oraz uniwersytetowi. Od 1962 roku jest centrum kultury. Te metamorfozy tożsamości stanowią kanwę dla refleksji artystów.

Ulla Von Brandenburg, "Kulisy", 7 kulis, tkanina Courtesy: Art: Concept, Paris
Ulla Von Brandenburg, "Kulisy", 7 kulis, tkanina Courtesy: Art: Concept, Paris; Fot.: Miłosz Słota

Wystawa przypomina scenografię - współtworzą ją zamkowe wnętrza i umieszczone w nich prace. Oglądając ekspozycję, zaczynam od holu z neoromańskimi kolumnami. Znajduje się tu praca składająca się z kilku barwnych kotar zawieszonych w kulisowym układzie.1 Zachęcają, by wejść za nie. Za kulisami jednak nic nie się kryje. Wracam. Przechodzę do white cubów rozmieszczonych w amfiladzie. Z długiego korytarza, przypominającego mi projektowane przez Speera korytarze Kancelarii III Rzeszy, w którym słyszę dźwięki instalacji Susan Philipsz ("We'll All Go Together"), wchodzę do zamkowych sal wyłożonych drewnem i dekorowanych klasycyzującymi motywami. Dalej, w zaciemnionej sali kominkowej (dawnej kaplicy, przerobionej przez Speera na gabinet dla führera) trafiam na projekcje filmów. Na koniec schodzę na parter marmurowymi schodami. Tu w jednej z sal, ponad wynurzającymi się z mroku, prowadzącymi w dół schodami, oglądam jeden z ostatnich filmów. Tyle oferuje scenografia, w niej realizuje się teatr. Jako odbiorca muszę odegrać swoją rolę. Ta nie jest jednak rozpisana. Muszę improwizować.

Nie jest to proste, bo "Castle in the air" prezentuje prace wielu artystów, a każdy prowadzi własny dyskurs. Scenografia nie wytycza linearnej narracji - "Seans wyobraźni" nie jest storią. To zbiór strzępów, sprowadzenie sprzeczności do wspólnego mianownika. Jednak podczas wędrówki przez oniryczną przestrzeń można określić kilka punktów wyznaczających najważniejsze kierunki podróży. W moim odczuciu są nimi prace Ann Veronici Janssens ("Akwarium"), "Fontanna" Michela Blazy'ego oraz Diango Hernándeza "6 Formal Variations on Fire (Wind)". To bardzo lapidarne i jednocześnie bardzo wieloznaczne obiekty. Sytuują naszą percepcję między wiedzą i widzeniem, pewnością i niepewnością. Nie rozwiązują dylematu, o którym pisał Georges Didi-Huberman, z przykrością stwierdzając, że wiemy, nie patrząc, lub widzimy, nie wiedząc.2 Wspomniane prace dylemat pogłębiają.

1.

Ann Veronica Janssens, "Aquarium"
Ann Veronica Janssens, "Aquarium"; fot.: Miłosz Słota

"Aquarium" Janseens to przezroczysty prostopadłościan. W dwóch trzecich jego wysokości znajduje się czerwona pozioma płaszczyzna; dzieli przestrzeń na dwie strefy. Wydaje się, że dolna część prostopadłościanu wypełniona jest wodą, górna zaś jest pusta. Ściany górnej strefy są miejscami lekko zaparowane. Hermetyczna pułapka zawiera w sobie wyizolowane dawki powietrza i wody. Zamknięte żywioły w niewidoczny sposób reagują w zamknięciu. Przezroczysty obiekt ogniskuje ponadto w sobie odbicia otoczenia. Jest jak rozbite na kawałki zwierciadło, którego fragmenty multiplikują kadry rzeczywistości, nigdy jednak nie odwzorowują obrazu całości. W akwarium odbija się przestrzeń sali wystawienniczej, odbijają się inne prace, światła, zwiedzający wystawę goście. Kształt odbicia zmienia się wraz z kątem patrzenia. Odbicia są ruchome i względne, a "Aquarium" zaburza stabilność i realność przestrzeni. Skupia w sobie nieuchwytne wartości, jednocześnie nie próbując ich zdefiniować. Sens tego doświadczenia powstaje przez akumulację heterogenicznych wrażeń odbiorców, konfrontowanych z możliwościami metamorfozy generowanej przez tak prostą bryłę. Niewielki sześcian kwestionuje kamienne i nietransparentne ściany zamku. Materialność budowli zostaje podważona, trwałość architektury i definicja przestrzeni przestają być jednoznaczne.

2.

Michel Blazy, "Fontaine", Instalacja, piana, Courtesy: Art: Concept, Paris
Michel Blazy, "Fontaine", Instalacja, piana, Courtesy: Art: Concept, Paris, Fot. M. Kaczyński/CK Zamek

Na instalację "Fontanna" Michela Blazy'ego składają się dwa czarne kubły na śmieci, z których wydobywa się rosnąca powoli piana. Gdy jest jej już bardzo dużo, opada na ziemię i rozpuszcza się, zostawiając delikatne ślady. To praca bardzo charakterystyczna dla tego artysty. Blazy wykorzystuje w swojej twórczości przede wszystkim żywą materię i nietrwałe materiały - kreuje instalacje i rzeźby problematyzujące procesy życia, istnienie, czas i przestrzeń. Pieniące się kubły egzemplifikują vanitas i kruchość - proces, gdy coś powstaje niemal z niczego, rośnie, w apogeum wygląda majestatycznie, by na koniec upaść i ulec zniszczeniu. Opadająca piana wizualizuje symboliczny rozkład architektury. Przypomina o jej nietrwałości. Nie tylko w znaczeniu destrukcji, jakiej ulegać może materia tworząca zamek. Chodzi również o materię zdarzeń, które miały miejsce w tym budynku, "wpisały" się w jego korytarz, chodzi o uświadomienie kruchości pamięci i życia.

3.

Diango Hernandez, "6 Formal Variations on Fire (Wind)", dzięki uprzejmości artysty
Diango Hernandez, "6 Formal Variations on Fire (Wind)", dzięki uprzejmości artysty; Fot.: Miłosz Słota

"6 Formal Variations on Fire (Wind)" Diango Hernándeza składa się z sześciu kolaży oraz szklanych kloszy zamkowych żyrandoli. Kolaże przedstawiają świece, których płomień został zwielokrotniony i układa się w geometryczne wzory, klosze ustawione zostały w reprezentacyjnej jadalni zamku w roli zastawy stołowej. Autor wyjaśnił, że zwiedzając zamek w Poznaniu zainteresował się systemem jego oświetlenia. W zamkowych lampach dostrzegł wymowny znak niemieckiej okupacji i postanowił oddzielić klosze od żyrandoli. "Chciałbym, żeby dzięki temu publiczność zdała sobie sprawę, że niektóre rozdziały historii można pojąć jedynie po ich rozebraniu". Artysta zdekonstruował świadectwo historii, rozkładając je na pojedyncze elementy i tworząc z nich nowy zbiór, który jest permutowany. Powstało wrażenie, że płomień świec przesuwa się, tworząc nowe układy. Klosze zmieniły swój status i funkcję. Zaglądamy jakby za kulisy scenografii i oglądamy historię z innego punktu.

Te trzy opisane prace to klucze, pozwalające odczytać pozostałe obiekty. Odczytanie to jest jednak fragmentaryczne i do zakwestionowania. "Castle in the air" wymyka się bowiem rozsądkowi. Potencjał zamku i zainstalowana w nim wystawa znajdują pełne rozwinięcie dopiero w umysłach odbiorców. Wystawę przemierzamy jak labirynt. Nie jest to jednak labirynt eliadowski, gwarantujący przejście inicjacji - nie istnieją bowiem ani przeszkody, które musimy pokonać, ani cel, który musimy osiągnąć. Labirynt w poznańskim zamku wyprowadza nas na peryferia kategoryczności. Parafrazując słowa Didi-Hubermana - gdy wychodzimy z labiryntu, jesteśmy jak rybak, który wyciągając z morza sieć, widzi, że wszystko, co najistotniejsze, zniknęło.

Cerith Wyn Evans, "Eclipse", 2005, neon
Cerith Wyn Evans, "Eclipse", 2005, neon; fot.: Miłosz Słota

Metaforyczna dematerializacja zamku to interesujący zabieg. Nie sposób jednak oglądać projekcji "Seansu wyobraźni" z nastawieniem na jej obiektywne zrozumienie. "Castle in the air" to sen. A sny są efemeryczne, subiektywne, nie wymagają rozumienia. Do wystawy w poznańskim zamku podejść trzeba jak do snu zaraz po przebudzeniu. Wówczas pozostałości wizualności i wspomnienia stają się symptomami (w takim sensie, w jakim o symptomach pracy snu pisał Freud), na których podstawie buduje się interpretacje. Konsekwencje takiego postępowania są czasem niepokojące, czynią interpretację irracjonalną.

Błądząc po zamkowych wnętrzach wśród współczesnych dzieł, przenoszących dosłowność w stan antycypacji, uświadomiłem sobie po raz kolejny, jak kruche może być wszystko to, co arbitralnie nazywa się trwałym, uniwersalnym i nieprzemijającym. Bo co mówi nam Zamek? What ever3. Dzieło nie posiada jednego sensu, sensem dzieła staje się proces sensotwórstwa.4


"The Castle in the Air. Seans Wyobraźni", kurator: Adam Budak;

artyści: Kai Althoff, Francis Alÿs, Michel Blazy, Ulla Von Brandenburg, Fernando Sánchez Castillo, Thea Djordjadze, Cecilia Edefalk, Tim Eitel, Cerith Wyn Evans, Spencer Finch, Adrian Ghenie, Jos De Gruyter And Harald Thys, João Maria Gusmão / Pedro Paiva, Diango Hernandez, Ann Veronica Jannsens, Sergej Jensen, Dorota Jurczak, Tomasz Kowalski, Gabriel Kuri, Elad Lassry, Maria Loboda, Ursula Mayer, Simon Dybbroe Møller, Navid Nuur, Susan Philipsz, Josef Strau, Javier Tellez; Centrum Kultury Zamek, Poznań, 23.11 -21.12.2012.

Navid Nuur, "What ever"
Navid Nuur, "What ever"; fot.: Miłosz Słota

  1. 1. Ulla von Brandenburg, "Kulisy", 2012.
  2. 2. Zob. G. Didi-Huberman, "Obraz jako rozdarcie i śmierć Boga Wcielonego", w: tenże, "Przed obrazem", przeł. B. Brzezicka, Gdańsk 2011.
  3. 3. Tytuł pracy Navida Nuura prezentowanej na wystawie.
  4. 4. Zob. Z. Bauman, "O znaczeniu sztuki i sztuce znaczenia", w: "Awangarda w perspektywie postmodernizmu", red. T. Lisowski, Poznań 1996, s. 131-132.