Aktywne Studio. Rozmowa z Krzysztofem Żwirblisem

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
„STUDIO. GALERIA W TEATRZE 1972 -82”, FOT. AGNIESZKA INDYK
„STUDIO. GALERIA W TEATRZE 1972 -82”, FOT. AGNIESZKA INDYK

Adam Mazur: Dlaczego zdecydowałeś się na objęcie stanowiska dyrektora Galerii Studio? Wcześniej byłeś kandydatem do zarządzania Muzeum Sztuki w Łodzi...

Krzysztof Żwirblis: Startowałem w konkursie, ale wygrał najlepszy. W związku z powyższym próbowałem drążyć jako niezależny kurator temat demokracji, którym zajmowałem się już wcześniej („Władza ludu" w białostockiej Galerii Arsenał, 2002), realizując wystawę „Demos kratos" w Warszawie w Galerii Klimy Bocheńskiej a później w Galerii Bielskiej i BWA w Zielonej Górze. Drugim wątkiem stała się też własna działalność, a zwłaszcza akcje, które określiłem jako społeczno-artystyczne. Zaliczam zwłaszcza do nich dwie realizacje „Taniej telewizji" na Grochowie i Chomiczówce oraz „Telewizję osiedlową" w Zielonej Górze. Pozytywnie zareagowałem na propozycję objęcia stanowiska kuratora w Galerii Studio, bo było to nowe wyzwanie i pamiętałem jaką była ta galeria w latach 70 i na początku lat 80. Na jesieni zeszłego roku odbyła się zresztą wystawa przypominająca owe czasy, mniej więcej kiedy całością instytucji kierował jej założyciel prof. Józef Szajna. Wystawa powstała głównie z dokumentacji fotograficznej zachowanej w „teczkach" galerii oraz archiwach związanych z nią wtedy fotografów.

JAROSŁAW LUSTYCH „BADANIA NAD MIŁOŚCIĄ", FOT. ARCHIWUM GALERII
JAROSŁAW LUSTYCH „BADANIA NAD MIŁOŚCIĄ", FOT. ARCHIWUM GALERII

Jak byś opisał bilans otwarcia, czyli co zastałeś w Studio i co twoim zdaniem należało zmienić?

Moglibyśmy ten bilans przeprowadzić tak, że okazałoby się, że wszystko było w porządku, że jest duża kolekcja, choć słabo eksponowana. Galeria pokazuje mainstreamowych artystów. Jest związana z największą uczelnią artystyczną stolicy, więc stale prezentowane są wystawy jej pracowników dydaktycznych. Ale też co roku jest duża wystawa studenckich dyplomów, a na galeryjce teatralnego foyer działa promująca artystyczną młodzież Galeria Kuluary prowadzona przez pracownika Uniwersytetu im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Może tylko brak artystów średniego pokolenia, których głos jest już wyraźny i tych nie mieszczących się w owym mainstreamie był niepokojący. Pomimo tego wszystkiego galeria jednak przestała funkcjonować jako miejsce w głównym nurcie warszawskiego dyskursu artystycznego. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że zaszkodziły jej zbyt bliskie związki z Akademią (kuratorem był od drugiej połowy lat 90 profesor ASP). Brakowało jej magnesu przyciągającego progresywnych artystów. Była też całkowicie nieprzygotowana do realizowania współczesnego programu wystawienniczego (np. brak sprzętu audio wideo).

ALEKSANDRA POLISIEWICZ „STUDNIA” , WYSTAWA „AKTYWNE STUDIO”, FOT. AGNIESZKA INDYK
ALEKSANDRA POLISIEWICZ „STUDNIA” , WYSTAWA „AKTYWNE STUDIO”, FOT. AGNIESZKA INDYK

W ciągu roku udało ci się wpisać Studio na mapę artystycznej Warszawy, jak tego dokonałeś?

Czuję się zaszczycony tak sformułowanym pytaniem. Pierwszym ruchem było oczywiście sporządzenie owego bilansu otwarcia, następnie zakończenie działalności Galerii Kuluary, gdyż chciałem, że Galeria Studio prezentowała na zewnątrz jedną „twarz", a następnie stworzenie programu działalności na kilka pierwszych miesięcy oraz warunków jego realizacji. Należało do nich odnowienie sal wystawowych i przystosowanie sali górnej do projekcji wideo (szary kolor większości ścian i takaż wykładzina uniemożliwiająca odbicia obrazu i dźwięku od polakierowanego parkietu). Następnych krokiem były starania o pozyskanie środków i kupno podstawowego sprzętu audio-wideo (telewizory LCD i projektory). W programowaniu merytorycznym wydarzeń oparłem się na swoich doświadczeniach, do których można zaliczam prowadzenie w latach 1992 - 97 galerii w kinoteatrze Tęcza na Żoliborzu, krótkie epizody w Dziekance i Warszawskim Ośrodku Kultury i wiele realizacji niezależnych. Należały do nich wystawy w ramach programów Akademii Ruchu, cykl kilku wystaw w CSW (Galeria Okna m.in.: Anna Konik, Monika Mamzeta), współpraca z Arturem Żmijewskim przy wystawie „Parteitag" w BWA w Katowicach oraz kilka wydarzeń we współpracy z festiwalem „Sztuka Ulicy" (2003-2005), których integralną częścią były wystąpienia performerskie (m.in. Ewa Świdzińska, Janusz Bałdyga, Oskar Dawicki) oraz działania integracyjne z publicznością. I wspomniany temat demokracji. W sumie można to określić jako otwarcie się na to, co aktualne w naszej sztuce i nie zapominanie o artystach, z którymi już współpracowałem jeszcze w połowie lat 90. Myślę, że pomocą jest horyzont historyczny, który sięga i dalej, i głębiej, jeśli idzie o praktyczną pamięć, niż w przypadku młodszych kuratorów.

MAREK SOBCZYK „PSYCHO/SOMO/SOCJO-ANALIZA W WARSZAWIE[WŁADZA W ZASIĘGU RĘKI ARTYSTY]”, FOT.  SEBASTIAN ŻWIRSKI
MAREK SOBCZYK „PSYCHO/SOMO/SOCJO-ANALIZA W WARSZAWIE[WŁADZA W ZASIĘGU RĘKI ARTYSTY]”, FOT. SEBASTIAN ŻWIRSKI

Jak opisałbyś specyfikę Studio? Czym twoim zdaniem ta galeria się wyróżnia na tle innych instytucji miejskich?

Przede wszystkim jest to galeria związana z teatrem, która posiada długo budowaną (od lat 70.) kolekcję sztuki współczesnej, co stwarza możliwości, ale też definiuje jej specyfikę. Zbiorami trzeba się opiekować na sposób muzealny - konserwować, zabiegać o przestrzenie magazynowe a także środki techniczne i finansowe na ich katalogowanie i digitalizację, choć z tym ostatnim nie jest najlepiej. Kolekcja umożliwia organizowanie wystaw w ośrodkach pozawarszawskich i zmienianie stałej ekspozycji na paradnej klatce schodowej i we foyer teatralnym (w tej chwili jest to „Reprezentacja I"). Jeśli idzie o aktualny program to moja obecność jest związana z szeregiem zmian przeprowadzanych przez obecnego dyrektora Teatru Studio Bartosza Zaczykiewicza. Polegają one także na ożywieniu związków teatru z sztuką, którego elementem jest także uwspółcześnienie programu galerii i otwarcie jej na środowiska przedtem słabo reprezentowane. Cieszę się też całkowitą swobodą programową, ograniczoną może jedynie budżetem.

JAKUB WESOŁOWSKI „NIEOSTRO”, FOT. AGNIESZKA INDYK
JAKUB WESOŁOWSKI „NIEOSTRO”, FOT. AGNIESZKA INDYK

Czy mógłbyś pokrótce opisać wydarzenia jakie miały miejsce po twoim przyjściu do Galerii Studio? Które z nich wyróżniłbyś i dlaczego? Czy składają się one twoim zdaniem na jakiś spójny program?

W zasadzie należałoby wyróżnić każde z tych wydarzeń, bo nawet jeśli była to wystawa malarstwa jak w przypadku Ryszarda Woźniaka czy Marka Sobczyka to były one wynikiem pewnych projektów. Przypomnę: Ryszard Woźniak pokazał obrazy, które ponad 20 lat spoczywały zwinięte w rulon a pochodziły z najlepszego okresu twórczości Gruppy, zaś Marek Sobczyk zamykał wystawą w Studio kolejny etap swojego artystyczno-badawczego projektu „Psycho/somo/socjo-analiza". Najbardziej interesują mnie przedsięwzięcia, które mają także znaczenie społeczne, zajmują się problemami ważnymi dla naszego funkcjonowania jako zbiorowość obarczona wieloma traumami i przeżywająca, prócz globalnych zmian kulturowych, trudną transformację. Wśród ekspozycji i prac odnoszących się do tej grupy problemów wyróżniłbym pracę „Studnia" Aleksandry Polisiewicz (tekst Bożena Keff) z wystawy „Aktywne studio", wystawę „Nieostro" Jakuba Wesołowskiego, do której zdjęcia zostały zrealizowane w kościele pomariawickim oraz „Interception" - realizację Rocha Forowicza. Wśród prac odnoszących się do sztuki, jej tradycji, wyróżniłbym hommage dla szwajcarskiego malarza geometrysty autorstwa Jarosława Filicińskiego, również z wystawy „Aktywne studio". Chcę otwierać galerię także na inicjatywy innych kuratorów czy też ośrodki poza warszawskie; tu przykładem może być zbiorowa wystawa „Punkt video" (zrealizowana wspólnie z Moniką Golisz) czy wystawa środowiska zielonogórskiego „Kto mnie słyszy? Nic nie widzę". Wymienić także trzeba goszczenie w galerii warszawskiego węzła sieci Upgrade!. Ważne było także wyjście poza sale galerii i realizacja pierwszych prac (Jarosław Lustych) w zrujnowanych, wolnostojących witrynach na ul. E. Plater. Trudno może o spójność w tym jeszcze raczkowaniu galerii, która teraz stawia pierwsze kroki, posiadając jednocześnie dość reprezentatywną kolekcję sztuki lat 70. i 80. i wielkie przeszłe dokonania.

Jakie masz plany na nadchodzący sezon 2009/2010? W którą stronę będzie ewoluował program Galerii Studio?

Plany te jeszcze nie są w pełni skonkretyzowane, ale pokrótce: najpierw rzeźba figuralna choć z pewnym intrygującym zamysłem czyli Marek Kowalski - artysta posługujący się techniką (i formą!) rzeźby gotyckiej oraz Marzenna Olszewska, która wykonała 20 portretowych (mówiących) głów swoich przyjaciół. Później wystawa zbiorowa „Żebro Ewy? Potencje męskości" duetu kuratorskiego Gabrieli Jarzębowskiej i Evy Milczarek, która miała swoją pierwszą odsłonę w Szczecinie. W grudniu wystawa duża w obu salach Anny Okrasko, która w zaskakujący sposób odniesie się także do kolekcji galerii. W roku przyszłym wystawy malarstwa Andrzeja Zwierzchowskiego i Sławomira Ratajskiego (pracowników ASP ) oraz instalacja Krzysztofa Franaszka, która kończy cykl jego interaktywnych prac w przestrzeni otwartej. Przewiduję także prezentacje indywidualne wybranych artystów biorących udział we wspomnianej wystawie Punkt Video (m.in.: Paweł Hajncel). Swoje obrazy znalezione pokaże Ivo Nikić. Będziemy też realizować bardziej skomplikowane projekty odnoszące się do gmachu, w którym znajduje się galeria, np. akcję Karoliny Breguły. Chcemy też pomagać w realizacji prac na zewnątrz galerii, ingerujących w tkankę miasta (projekt Kamili Szejnoch). Ważne będą także działania realizowane w oparciu o kolekcję i archiwa galerii, myślę tu o ekspozycjach i programie edukacyjnym.

Jeśli idzie o ewolucję programu to pytaniem jest czy chodziłoby o jego maksymalną spójność, jednorodność czy też, jak to w prawdziwej ewolucji, o maksymalny rozpływ i zróżnicowanie gatunkowe. Myślę, że na obecnym etapie wolałbym tę drugą możliwość, która w naturalny sposób będzie zachęcała do kontaktu z naszym miejscem i dawała podstawę do realizacji nowych projektów, których jeszcze nie jestem w stanie sobie wyobrazić.

JAROSŁAW FLICIŃSKI „AKTYWNE STUDIO”, FOT. AGNIESZKA INDYK
JAROSŁAW FLICIŃSKI „AKTYWNE STUDIO”, FOT. AGNIESZKA INDYK