Czas zmian w Berlinie

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Pierwsze miesiące dwa miesiące nowego roku przebiegły nad wyraz spokojnie a czas mijał ustalonym rytmem od jednych otwarć do kolejnych. Jednak wraz z nadejściem wiosny czeka berlińską scenę kilka znaczących zmian, którym warto poświęcić więcej uwagi.

C/O
Niewątpliwie największym tegorocznym wydarzeniem są przenosiny C/O, prywatnej instytucji zajmującej się fotografią, która do tej pory mieściła się w starej książęcej poczcie konnej, w samym centrum miasta, w bliskim sąsiedztwie Złotej Synagogi. C/O, założone przez fotografa Stephana Erfurta, dizajnera Marca Naroska oraz architekta Ingo Potta ulokowało się w opuszczonym i zaniedbanym budynku w 2000. Przez kolejne lata instytucja wypracowała sobie unikalny program, w którym obok prezentacji dorobku największych gwiazd fotografii organizowane były projekty związane z tematami czy nazwiskami istotnymi a ciągle mało znanymi szerszej publiczności. Zaś każda z wystaw, nie ważne z którego obszaru, kierując się przemyślaną strategią kuratorską przygotowywana była bardzo starannie. Do C/O można było iść „w ciemno”, wiedząc, że za każdym razem trafi się na coś wciągającego. Niewątpliwie wpływ na popularność miejsca miało jego położenie, do którego zawsze było po drodze, oraz wygląd przestrzeni wystawienniczej. Nie została ona zamieniona w tradycyjną galerię a zachowano zastaną strukturę, wprowadzając tylko niewielkie zmiany. W każdym pomieszczeniu można było, jak w książce, wyczytać historię tego miejsca: od poważnego pruskiego urzędu pocztowego, poprzez wojenne zniszczenia aż po czasy Berlina Wschodniego. Ten klimat nierozerwalnie wiązał się z samą instytucją i zrósł się z nią, tworząc jej tło oraz ramy do prezentacji kolejnych projektów.

I można by przypuszczać, że byłoby można w takiej sytuacji żyć długo i szczęśliwie, jednak w Berlinie tylko niewiele bajek może liczyć na happy end. Ponieważ budynek prawnie należał do Niemieckiej Poczty, ta w połowie lat 2000 odsprzedała do prywatnemu inwestorowi, który od początku nie ukrywał celu owego zakupu, czyli gruntownej renowacji z przeznaczeniem na apartamenty i przestrzenie biurowo-usługowe. Stało się wtedy jasne, że C/O długo nie zagości w tym miejscu.

W tej sytuacji, w mieście takim jak Berlin, na pomoc przychodzi zawsze w odpowiednim momencie… kryzys ekonomiczny. Inwestor, z braku środków oraz pomysłów na sam budynek, postanowił nie wypowiadać C/O najmu i pozwolił na dalsze korzystanie z przestrzeni. W wyniku powracających co kilka miesięcy zapowiedzi rychłej wyprowadzki instytucja zaczęła zastanawiać się nad nową, stałą siedzibą, do której mogłaby się przenieść. Swoja pomoc (o dziwo) zaoferowały władze miasta. Narodził się pomysł, aby C/O przenieść niedaleko, bo na drugą stronę ulicy i umieścić w parku Monbijou. Idea a spotkała się z dużym entuzjazmem, powstały pierwsze pomysły kształtu nowej przestrzeni, która miałaby zostać otwarta na początku tego roku. Tym większe było zdziwienie, kiedy okazało się, że plany te zostaną tylko na papierze, bo zarząd dzielnicy Mitte, do której należy park Monbijou nie zgodził się na jakąkolwiek zmianę na tym terenie. Tym sposobem stało się ostatecznie jasne, że instytucja będzie musiała opuścić dzielnicę z którą była związana przez 12 lat.

Amerika Haus, nowa siedziba CO (c) CO Berlin 2012
Amerika Haus, nowa siedziba CO (c) CO Berlin 2012

Z końcem ubiegłego roku C/O oficjalnie ogłosiło, że jej nową siedzibą będzie Amerika Haus. Wybudowany w latach 50-tych w zachodniej części Berlina, w dzielnicy Charlottenburg budynek służył za amerykańskie centrum kulturalno-informacyjne, dopóki w 2006 nie został przejęty przez władze miasta. Remont obiektu oraz przygotowanie go do przyjęcia fotograficznej instytucji ma potrwać do jesieni tego roku. Plany przebudowy nie zostały upublicznione oraz nie podano żadnych szczegółów związanych z ostatecznym kształtem nowej siedziby C/O, dlatego wszyscy z niecierpliwością wyczekują konkretnej daty otwarcia.

Optymiści zwracają uwagę na to, że instytucja powstanie w sąsiedztwie Muzeum Fotografii i Fundacji Helmuta Newtona, co tym samym uczyni z okolic Dworca Zoo fotograficzne „place to be” i wprowadzi więcej artystycznego życia do dzielnicy.

Jednak patrząc na historię C/O trudno nie pokusić się o sceptyczny komentarz. Mitte, które w latach dziewięćdziesiątych było najbardziej pulsującą częścią miasta zamienia się w pustynię, co prawda wyremontowaną i odnowioną, ale nudną, bo nie oferującą nic poza kilkoma ostałymi galeriami, hotelami czy restauracjami. W miejsce, które uwielbiają turyści, ale które mieszkańcy miast będą raczej omijać z daleka.

Deutsche Bank KunstHalle
Od kilku lat, jak bumerang powraca pytanie o to kiedy Berlin będzie miał wreszcie własną kunsthalle. Pojawiły się również pierwsze plany oraz przy pomocy Temporäre Kunsthalle (Czasowa Kunsthalle) próbowano zainicjować działalność nowej instytucji. Jednak wszystkie pomysły i inicjatywy rozpłynęły się gdzieś w powietrzu. Ostatnio co prawda w środowisku kuratorskim pojawiło się ogłoszenie o naborze na stanowisko kierownicze Nowej Berlińskiej Kunsthalle (Neue Berliner Kunsthalle). Ogłoszenie jest jednak tak efemeryczne a sam nabór zlecony zewnętrznej agencji i trudno się zorientować o jaką konkretnie instytucję chodzi.

Wygląda na to, że jak na razie idea kunsthalle zostanie przejęta przez prywatną inicjatywę, a dokładnie przez Deutsche Bank, który przy prestiżowej Unter den Linden posiada przy swojej siedzibie przestrzeń wystawienniczą.

Przez ostatnie 15 lat w tym miejscu działała inicjatywa DeutscheGuggenheim opierająca się na kooperacji Deutsche Banku z nowojorską Fundacją Salomona R. Guggenheima. Program tej instytucji opierał się na kilku działaniach: prezentacji prac oraz artystów z kolekcji nowojorskiej, wystawach tematycznych oraz solowych prezentacjach artystów, wybranych w ramach projektu „Artysta Roku”, przeprowadzanego z inicjatywy banku. W budynku przy Unten den Linden zaprezentowano prace zarówno klasyków sztuki XX wieku jak i uznanych współczesnych artystów.

Przyczyna zakończenia współpracy pomiędzy Guggenheim Foundation a Deutsche Bankiem, ogłoszona pod koniec zeszłego roku, nie została podana do publicznej wiadomości i trudno jest wysunąć hipotezy, dlaczego tak popularne wśród berlińskiej publiczności miejsce przestanie działać.

Przestrzeń przy Unten den Linden będzie jednak w dalszym ciągu używana przez Deutsche Bank, który w kwietniu tego roku zamierza inaugurować w niej swój własny projekt: Deutsche Bank KunstHalle. Wiadomo, że nowopowstała instytucja będzie kontynuowała cykl „Artysta roku”, w ramach którego wybrany przez Deutsche Bank artysta bądź artystka mieli możliwość zaprezentowania w przestrzeni galerii swojego solowego projektu, często przygotowanego specjalnie ze względu na otrzymane wyróżnienie. Do tej pory w ramach „Artysty roku” można było zobaczyć wystawy przygotowane przez Andreasa Slominskiego, Jeffa Koonsa, Reachel Whiteread, Anisha Kapoora, Wangeshi Mutu czy Pawła Althamera.

W ramach inauguracji Deutsche Bank KunstHalle jako wyróżniony artysta zostanie zaprezentowany pochodzący z Pakistanu Imran Quereshi, którego projekt „They shimmer still” był prezentowany na ostatnim Biennale w Sydney.

Nieznane są detale programu szykowanego w ramach nowej inicjatywy i na razie nie zostały one podane do publicznej wiadomości. Można podejrzewać, że Deutsche Bank KunstHalle skupi się na prezentacji prowadzonych przez siebie programów oraz pracach i artystach znajdujących się w jego kolekcji. Być może będzie można liczyć na to, że w programie znajdzie się miejsce na laureatów „Spojrzeń”, polskiej odnogi działalności Deutsche Banku.

Akademie des Judisches Museums
Sporo zmian dokona się w Berlinie w okolicach Muzeum Żydowskiego, które znajduje się na granicy Mitte z Kreuzbergiem.

Pierwszym sprawcą zamieszania stało się samo muzeum. Jego okazała siedziba projektu Daniela Libeskinda, znajdująca się przy Lindenstrasse mieści stałą ekspozycję poświęconą historii Żydów europejskich. Niestety, w samym budynku zabrakło już miejsca na projekty czasowe, archiwum oraz bibliotekę. Z tego powodu Muzeum postanowiło odkupić znajdujące się po drugiej stronie ulicy hale dawnego targu kwiatowego i przebudować je na swój użytek. O projekt nowego obiektu poproszono również Libeskinda, który miał zaprojektować formę nawiązującą do głównego budynku. Powstały oddział, Akademia Muzeum Żydowskiego pomieści bibliotekę, archiwum zawierające zbiory historyczne, fotograficzne i kolekcję sztuki. Przestrzeń posłużyć ma również do prowadzenia poprzez seminaria, warsztaty oraz czasowe projekty, programu edukacyjnego. Archiwum skupi się na badaniu powojennej historii Żydów, którzy przeżyli Zagładę, jak również tych, którzy pozostali w Niemczech. Dzięki stałej współpracy z nowojorskim Instytutem Leo Back (Leo Back Institute) oraz londyńską Biblioteką Wienera (Wiener Library), które będą miały w Akademii swoje siedziby, szczególny nacisk zostanie położony na rozbudowę sieci współpracy akademickiej oraz pedagogicznej w tym obszarze.

Wnętrze Akademii Muzeum Żydowskiego w Berline, dzięki uprzejmości Muzeum Żydowkiego w Berlinie , Foto: Linus Lintner, 2012
Wnętrze Akademii Muzeum Żydowskiego w Berline, dzięki uprzejmości Muzeum Żydowkiego w Berlinie , Foto: Linus Lintner, 2012

Wnętrze Akademii Muzeum Żydowskiego w Berline, dzięki uprzejmości Muzeum Żydowkiego w Berlinie , Foto: Linus Lintner, 2012
Wnętrze Akademii Muzeum Żydowskiego w Berline, dzięki uprzejmości Muzeum Żydowkiego w Berlinie , Foto: Linus Lintner, 2012

Widok wejścia do Akademii, dzięki uprzejmości Daniel Libeskind AG, Zürich, Foto: Jan Bitter
Widok wejścia do Akademii, dzięki uprzejmości Daniel Libeskind AG, Zürich, Foto: Jan Bitter

Daniel Libeskind w projekcie Akademii postanowił wykorzystać istniejącą strukturę hal targowych i tylko poprzez kilka dodatkowych ingerencji nawiązać do formy muzeum. Użył w tym celu formy trzech sześcianów, które rozmieścił ukośnie względem istniejącej struktury hali targowej. Pierwszy, umieszczony przed budynkiem, posłuży jako wejście. Dwa pozostałe wydzielają wewnątrz budynku mniejsze pomieszczenia, co pozwoli na pozostawienie w środku dużej przestrzeni otwartej. Użycie form sześcianów wykonanych z drewna też nie jest przypadkowe. Mają one nawiązywać z jednej strony do skrzyń przewozowych, z drugiej zaś do Arki Noego. Architekt zachował również oryginalną formę dachu szedowego, dzięki czemu przestrzeń Akademii będzie potrzebowała minimalnego sztucznego doświetlenia.

Oficjalna inauguracja budynku nastąpiła już w listopadzie zeszłego roku, jednak sama Akademia jest ciągle w fazie przeprowadzki i ma zostać otwarta już na dniach, bo w pierwszym kwartale 2013.

St Agnes Kirche
Na tyłach Muzeum Żydowskiego, zaledwie kilka ulic w głąb znajduje się zupełnie inny świat, który od atmosfery Lindenstrasse dzieli wielka przepaść. Ta mocno zniszczona przez wojnę część miasta, ponieważ graniczyła bezpośrednio z Murem Berlińskim, stała się nieatrakcyjnym do zamieszkania miejscem. W latach 60. miasto zdecydowało się wykorzystać ten obszar pod budowę nowoczesnych osiedli, z niedrogimi mieszkaniami do których wprowadzić się miały rodziny uboższe oraz emigranci. Na jednym z nich, przy Alexandrinenstrasse, w środku jednego z założeń osiedlowych, został wybudowany kościół katolicki pod wezwaniem św. Agnieszki (niem. St. Agnes). Budynek powstał na miejscu wzniesionej latach 20. XX świątyni ale jego forma w żaden sposób nie nawiązywała do wcześniejszej. Kościół, zaprojektowany przez Wenera Düttmanna, jest przykładem brutalizmu. Realizacja składa się z prostopadłościennej formy, z jednym dominującym elementem – wieżą, stojącą frontem do ulicy. Za główny materiał posłużył beton, zaś niektóre wykończenia i detale wykonane zostały w drewnie. W latach 90. budynek wpisany został do rejestru zabytków i objęto go opieką konserwatorską. Jednak zmniejszająca się drastycznie ilość wiernych w parafii, która nie była w stanie się utrzymać, wymusiła w pierwszej dekadzie XXI wieku na władzach kościelnych decyzję o zamknięciu kościoła oraz jego desakralizacji.

Budynek stał pusty do momentu, kiedy kilka lat temu zainteresował się nim Johann König – galerzysta prowadzący dobrze znaną w Berlinie galerię, która reprezentuje m.in. Katharinę Grosse, Alicję Kwade czy Tue Greenfort. Galerzystę tak zachwyciła surowa formą oraz prosta otwarta przestrzeń wnętrza, że postanowił zakupić budynek i stworzyć w nim miejsce artystyczno-kulturalne.

Docelowo do dawnego kościoła zostanie przeniesiona siedziba galerii Johanna Königa, zaś przyległe budynki, czyli plebania i dom parafialny przebudowane zostaną na kawiarnie, apartamenty oraz biura i pracownie artystyczne. Całość założenia została opatrzona nazwą nawiązującą do historii miejsca: St. Agnes i weszła do obiegu jako oficjalne określenie powstającego kompleksu kulturalnego.

St Agnes, widok od strony ulicy (c) Semra Sevin
St Agnes, widok od strony ulicy (c) Semra Sevin

St Agnes, widok wnętrza (c) Felix Oberhage
St Agnes, widok wnętrza (c) Felix Oberhage

Ponieważ budynek znajduje się na liście zabytków, architekt Arno Brandlhuber, któremu zlecono projekt przebudowy, przedstawił propozycję, która uszanuje koncepcję Wenera Düttmanna i tylko przy pomocy kilku rozwiązań zrewitalizuje budynek i dostosuje go do nowej funkcji. Nowa przestrzeń galerii Johann König będzie się mieścić na prawie 800 metrach kwadratowych i jej inaugurację zapowiedziano na koniec bieżącego roku

Jednak jeszcze przed oficjalnym otwarciem kompleksu planowane jest kilka wydarzeń, które mają przyzwyczaić berlińską publiczność do nowego miejsca. Już wkrótce ma tam zostać otwarta wystawa poświęcona koncepcjom architektonicznym lat 60. i 70., realizowanym w Europie na zlecenia państwowe. Wystawa powstanie w oparciu o projekt „Public Works” zaprezentowany na ostatniej edycji Biennale Architektury w Wenecji przez Rema Koolhaasa oraz Reiniera de Graaf, w ramach Office for Metropolitan Architecture (OMA).

Zaś w ramach tegorocznego Gallery Weekend, które odbędzie się pomiędzy 26 a 28 kwietnia, artystka Alicja Kwade przygotuje instalację bazującą na świetle oraz dźwięku, nawiązującą do wahadła Foucaulta.

Samo położenie kompleksu St. Agnes nasuwa sporo pytań. Z jednej strony działająca zaraz obok Berlinische Galerie od lat boryka się z niedogodnym umiejscowieniem, które dla wielu potencjalnych odwiedzających zdaje się być trudno niedostępnym.

A wydawać by się mogło, że bliskość Lindenstrasse z Muzeum Żydowskim oraz licznymi galeriami w okolicy powinno działać jak magnez. Okazuje się jednak, że goście muzeum nie zapuszczają się dalej. Może dzięki kolejnej inicjatywie uda się do tej części miasta przyciągnąć mieszkańców oraz gości, a także „odczarować” nieprzyjazny charakter blokowiskowych osiedli czy wręcz odkryć ich walory.

Jednak za każdym razem, kiedy w Berlinie przenosi się w nowe miejsce galeria czy instytucja, pojawia się pytanie o gentryfikację i jej negatywne skutki. Czy taka sytuacja zagrozi również i tej okolicy? Wydawać by się mogło, że otoczenie składające się tylko z blokowisk socjalnych będzie na tyle nieatrakcyjne, że proces wypierania biedniejszych mieszkańców nie zaistnieje. Z drugiej strony tak właśnie dzieje się zaledwie kilkaset metrów dalej – przy Kottbuser Tor, nieoficjalnym centrum Kreuzbergu czy w dolnej części Friedrichstrasse 1. W tych okolicach nawet socjalne mieszkania znajdujące się w blokach stały się łakomym kąskiem i są pożądanym towarem na rynku nieruchomości. Na Kottbuser Tor tylko dzięki zaangażowaniu mieszkanek, w większości pochodzenia tureckiego, udało się wymusić na zarządcy budynków zaniechania podwyżki czynszów.

Nagroda dla niezależnych przestrzeni i inicjatyw
„Arm aber sexy” (czyli „biedne ale seksowne”) - hasło to wykreowane przez burmistrza miasta Klausa Wowereita w 2008 przez ostatnie pięć lat nie straciło wiele ze znaczenia. Miasto, które przez wiele lat było najmniej atrakcyjnym miejscem do mieszkania w całej Europie utrzymywało się tylko i wyłącznie z zewnętrznych państwowych dotacji. W obecnym momencie sytuacja uległa drastycznej zmianie. Do Berlina pielgrzymują całe zastępy młodych ludzi, których marzeniem jest pracować w lofcie na Kreuzbergu. Jednak pod względem ekonomicznym jest to ciągle miasto socjalne, gdzie oficjalnie bezrobotnych było 12,3% mieszkańców 2. Jak donoszą różne źródła, materialna sytuacja mieszkańców miasta, a szczególnie tych parających się pracą kreatywną, jest opłakana. Podobno prawie połowa berlińskich artystów żyje na skraju ubóstwa, utrzymując się z dorywczych zajęć i próbując jakoś przetrwać z miesiąca na miesiąc. Ich pozycja staje się jeszcze bardziej niepewna, bo koszty życia w Berlinie regularnie pną się w górę: od tych prozaicznych, jak komunikacja miejska aż po ceny wynajmu każdego rodzaju powierzchni, które są nieporównywalnie wyższe do tych sprzed kilku lat.

Wzrost cen wynajmu najbardziej dotyka niezależnych przestrzeni artystycznych. O ile kawiarnia czy klub są w stanie zarobić na swoje utrzymanie, o tyle project space to worek bez dna, do którego się wkłada, a trudno coś wyjąć. Dlatego, aby mógł funkcjonować, potrzebuje wsparcia z zewnątrz. Dzięki zaangażowaniu niezależnych, oddolnych inicjatyw, w które zostały włożone własne chęci, pieniądze, czas oraz upór, udało się wykreować szereg miejsc, które stworzyły niespotykany nigdzie indziej na świecie klimat miasta. Obecnie zaś sytuacja odwraca się przeciwko twórcom, którzy czują się wykorzystani. Lata ich aktywności posłużyły władzom miasta za chwyt marketingowy, po to, aby przyciągnąć turystów i inwestorów, zaś oni sami muszą się borykać z problemami, jak znaleźć środki na prowadzenie tych przestrzeni.

Dlatego dwa lata temu osoby prowadzące niezależne miejsca postanowiły się zrzeszyć i wspólnymi siłami coś z tą sytuacją zrobić. Tak powstał Netzwerk freier Berliner Projekträume und Initiativen, czyli Sieć Niezależnych Berlińskich Przestrzeni oraz Inicjatyw. Za cel postawili oni sobie przeforsowanie w berlińskim senacie projektu, który nakładałby obowiązek wygospodarowania w budżecie miejskim oddzielnych funduszy, który miałby regularnie wspierać finansowo niezależne inicjatywy. Po szeregu debat, zarówno w samym stowarzyszeniu jak i z władzami miasta nie przeforsowano projektu w takim kształcie, jakim widziałoby go stowarzyszenie, ale udało się wymusić drobne działanie, które wsparłoby niezależne przestrzenie. W połowie zeszłego roku senat Miasta Berlina ogłosił, że ustanawia konkurs skierowany do berlińskich niezależnych przestrzeni oraz inicjatyw istniejących na scenie kulturalnej minimum 3 lata. Między laureatów zostanie rozdzielona nagroda pieniężna o łącznej sumie 210 tysięcy euro. W efekcie do konkursu stanęły 93 inicjatywy, z których wyłoniono siedmiu finalistów. Co interesujące, laureaci konkursu, wśród których znalazł się m.in. Schinkel Pavilion, WestGermany, berlinerpool czy General Public nagrodę otrzymali za „zaangażowanie i pracę” oraz po to, „aby wesprzeć i utrzymać istniejącą różnorodność oraz zwrócić uwagę na znaczenie niezależnych inicjatyw na berlińskiej scenie artystycznej”.

Na pierwszy rzut oka kwota 30 tysięcy euro dla każdego z finalistów może wydawać się oszałamiająca. Po dokładniejszej kalkulacji oraz rozłożeniu jej na dwanaście miesięcy działalności okazuje się, że co prawda wystarczy ona na pokrycie bieżących kosztów związanych z organizacją kolejnych projektów, ale nie wynagrodzi już osób, które w danej inicjatywie pracują. W ten sposób sytuacja wróciła do punktu wyjścia, gdyż osoby angażujące się w niezależne projekty są zmuszone pracować na dwóch różnych frontach: prowadząc własną inicjatywę oraz dodatkowo zarabiać na własne utrzymanie. Z drugiej strony widać, jak duże jest zapotrzebowanie nawet na takie zewnętrzne wsparcie, jeśli zgłosiła się po nie prawie setka chętnych!

Jednak to nie wysokość wynagrodzenia wzbudziła największe zastrzeżenia. Okazało się, że poprzez formułę konkursu senat nie ustalił wytycznych odnośnie zarządzania nagrodą i nie zostało zastrzeżone, że ma ona posłużyć do finansowania dalszej działalności przedsięwzięcia. Pojawiło się zastrzeżenie ze strony Sieci Niezależnych Przestrzeni i Inicjatyw, że taka forma całkowicie rozminęła się z wyjściowym założeniem całego przedsięwzięcia. Nie chodziło przecież o podarowanie pieniędzy, ale o takie wsparcie, które pozwoli niezależnym inicjatywom na dalsze funkcjonowanie.

I co dalej? Jak na razie nagrody zostały rozdane. Sieć pracuje dalej nadzorując nagrodzone inicjatywy i sprawdzając, czy pieniądze z nagrody zostaną słusznie rozdysponowane. Czy eksperyment się uda? Czy za kilka lat będzie można liczyć na możliwość wsparcia ze strony miasta? Na razie kwestia to zostaje w pełni otwarta.

*

Wydawać by się mogło, że Berlin nie traci tempa i ciągle trudno jest nadążyć za wszystkim, co się działo, dzieje i co ma się wydarzyć. Zmiany, które mają nastąpić świadczą zaś dobitnie o tym, że miasto nie jest do końca wyeksploatowane, jeśli co chwilę pojawiają się nowe inicjatywy i projekty.

Z drugiej strony warto zauważyć, że wszystkie działania opisane przeze mnie powyżej wynikają z prywatnych inicjatyw, a także dzięki prywatnemu zaangażowaniu zostaną zrealizowane.

Sytuacji tej nie można nazwać przypadkową. Jak na razie miasto boryka się z problemem lotniska, co do którego od dawna nie wiadomo, kiedy zostanie otwarte. Co prawda władze miasta z dumą informują, że ruszyła odbudowa Zamku Berlińskiego, w którym mieścić się ma Forum Humboldta, jednak większość obserwatorów powstających fundamentów zastanawia się: „Po co powstają?”. Czy jest sens najpierw włożyć ogromny wysiłek i fundusze w wyburzenie jednego symbolu (Pałacu Republiki) tylko po to, aby na jego miejscu postawić kolejny? Wielki projekt Media Spree, symbol rewitalizacji nadbrzeża Sprewy ciągle leży odłogiem, zaś Tempelhof czeka przebudowa.

Co jednak z tymi, którzy nie chcą czekać na moment, kiedy wizje staną się rzeczywistością, a chcą po prostu żyć w mieście, dla którego się tutaj przeprowadzili?

Podobno nowym lepszym Berlinem jest Lipsk. Inni twierdzą, że jeżdżą do Warszawy, bo odkryli w niej niewymuszony berliński klimat lat osiemdziesiątych.

Jak długo w takim razie jeszcze Berlin pozostanie Berlinem?

  1. 1. W kontekście tej okolicy warto wspomnieć o projekcie „Peace Wall” Nadji Priji, wykonanym w ramach 7. Biennale Berlińskiego, która poprzez budowę muru unaoczniła niewidoczną gracę pomiędzy dwoma światami: luksusową Friedrichstrasse z ekskluzywnymi butikami oraz socjalną Friedrichstrasse z blokami zamieszkałymi głównie przez emigrantów oraz biedniejsze rodziny.
  2. 2. Dane dotyczą 2012 i dostępne są na oficjalnej stronie Miasta Berlina